Ciągle czuł się nieswojo ze swoim nowym obliczem. Nadal chyba nie docierało do niego, że stał się potworem, ciagle myślał o swoim przekleństwie. Piekną kronikę mógłby ktos napisać na podstawie wszystkich przypadków z jego krótkiego życia. Bogaty panicz, niespełniony bard, a potem uczony, morderca, wiezień, który stał się strażnikiem miejskim. A potem monstrum. Delikatny, chłodny wiatr wziął ich w swoje objęcia, smak i zapach śmierci drażnił nozdrza. Tuż obok wyłomu w murze, z kilku nagrobków zaczęły wygrzebywać się ze starych, zniszczonych nagrobków. Jeden pozbawiony ręki, ze zwisającymi płatami gnijącej skóry, wiszącej na przerażającej czasce zaczął powoli sunąć w jego kierunku.
Ferve, ... nie, już nie ferve. Wilkołak rzucił się na niego z wcześniej pochwyconą cegłą. Przewrócił ożywieńca i potężnym uderzeniem posłał go z powrotem do grobu, rozbijając mu czaszkę. Nie chciał tracić więcej czasu, chwycił potężną, marmurową płytę nagrobną i rzucił nią w trzy pozostałe truposze, które rozsypały się na strzępy pod wpływem mocy tego rzutu. |