Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2007, 00:35   #157
Hael
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Shade – czas nieokreślony
Przestrzeń wokół ciebie wirowała, szarpana nieznanymi prądami i powiewami. Świat duchów, żywych i cieni przeplatał się w zasięgu twego widzenia, tworząc niepojętą, psychodeliczną mozaikę.
Ten stan był wspaniały, upajający. Ale i kapryśny – miałeś wrażenie, iż nie do końca masz nad sobą kontrolę. Wrażenie nieco podobne do zamroczenie alkoholowego na jedną kolejkę przed stratą świadomości.
Chciałeś widzieć, ale mogłeś tylko czuć. Cienie uciekały przed tobą, nie chcąc ci pomóc. Wywrzeszczałeś swe ostatnie żądania.
(...)
Ale nie chciałeś iść dalej. Ta nowa umiejętność była upajająca, pozwalała ci zdobyć wszystko... Jeśli tylko nauczysz się z niej korzystać.
I wtedy cienie otoczyły cię, rzucając się na ciebie. Pogrążyłeś się w dziwnym niebycie.


*

- Lukas! Lukas, gdzieś ty był od wczoraj?! I jak się tu znalazłeś? Lukas!
Matka dopadła cię, próbując dobudzić. Podniosłeś głowę. Byłeś we własnym pokoju, rozpłaszczony na podłodze. Bolał cie każdy, najmniejszy pierwiastek ciała. Odburknąłeś coś, podniosłeś się z trudem i rzuciłeś na łóżko. Zasnąłeś, wyczerpany do cna.
Obudziłeś się dopiero wiele godzin później, koło południa. Był czwartek i słońce świeciło niebiańsko. Ta podróż kosztowała cię niemal dwie doby z życia...
Za jakieś 20 minut miałeś spotkać się z Sh’eenaz. Jakoś nie miałeś ani siły, ani motywacji żeby się do niej udać.


Simba – Środa
- Co się stało?
Żul zarechotał swoim podstarzałym, przepitym głosem – Dopadły cię Błędne Ogniki, kochanienki. No, może powinienem cię ostrzec, ale nie myślałem, że wezmą cię tak łatwo. Cóż, przymigrowało ich trochę tuż przed Jarymi...
Mówił, nie przerywając sobie nawet na chwilę oglądania twego kryształu. W końcu zamlaskał z uznaniem i rzucił ci twój skarb.
- Piękna rzecz... Wiesz, co to jest, kochanienki? – podszedł do stolika, wziął z niego otwartą półlitrówkę wódki i pociągnął kilka łyków. Sapnął, pomerdał głową i ponownie skupił na tobie wzrok.
- Jesteś u mnie. W rezydencji w samym centrum miasta. Co robisz? Noo... Odpoczywasz, mam nadzieję. Ogniki są złośliwe jak jasna cholera. Dopadły cię i zabawiły się twym kosztem. Ot co!


Stalker
– Środa
- No, i dobrze!
Wodnik zarechotał, wskakując na pień obok ciebie. Wręczył ci coś, co wyglądało na niewielką muszelkę. Sam natychmiast zręcznie otworzył swoją i zaczął ją wylizywać. W powietrzu uniósł się przyjemny zapach, dziwnie nie przywodzący na myśl hodowanych w zatęchłym bajorze małż. Zacząłeś bawić się z rozłupaniem swojego poczęstunku.
- Sześcioro? – kontynuował Breźniećka – Ciekawe. Ale ty jesteś pierwszy, wiesz? Miło, że wreszcie ktoś zajrzał.
Udało ci się w końcu rozłupać muszlę. Dotknąłeś ostrożnie jej powierzchni językiem, spróbowałeś ugryźć to co jest w środku. Ledwie poczułeś w ustach ten dziwny smak, z tyłu twego ciała wydostała się potężna, nader głośna, rewelacja żołądkowo-jelitowa. Na tyle głośna, że siedzący na sąsiednich brzegach ludzie obejrzeli się na ciebie z zaciekawieniem. Wodnik tymczasem dostał takiego napadu śmiechu iż spadł z pnia, turlając się dalej po ziemi. Zaczerwieniony ze wstydu, mogłeś tylko obserwować, jak przez dobre pięć minut próbuje złapać oddech.
W końcu, niemal uspokojony, powstał z ziemi i ocierając łzę rozbawienie, powiedział:
- Ach... Tego mi brakowało. Lubię cię, Stoker!
Wskoczył z powrotem na pień, wymachując płetwiastymi odnórzami. Z początku nie odzywałeś się dop niego, obrażony, po chwili jednak zacząłeś brać udział w jego monologu.
Wodnik paplał, mówił dużo i bez sensu. Ale był na swój sposób sympatyczny.
- I wtedy oni ją hyc! Do stawu. Ledwo się uratowałem, kochasiu, tak jej giry zajeżdżały! O i wiesz, co ci powiem? Nigdy nie myl wodnika z utopcem. Bo ja jestem wodnikiem, wiesz! A utopiec, to jest taki człek, co się do wody rzucił za życia, ale Pan Bóg duszy za karę nie zezwolił ciała opuścić. No to utopiec potem chodzi, topi i straszy. Trzymaj się od niego z daleka! Jest tu jeden, w zalewie – tak słyszałem. A ja jestem wodnikiem – czyli stworzeniem najzupełniej poprawnym. I są jeszcze syreny! Ale to tyklko pośród morskich fal. Chociaż tu też kiedyś słyszałenm taki spiew... Mógłbym przysiąc, że to syrena! A, i znam się jeszcze z jedną Nimfą – pilnuje źródełka tam, nieopodal, wedle drogi. Bardzo urokliwe stworzenie, ale niezbyt rozmowne. Nieczęsto się odwiedzamy. Nie mamy wspólnych tematów. Ale może ty byś się z nią zapoznał?
Słońce już zaszło, zapaliły się lampy. Stwierdziłeś, że musisz już iść. Wodnik na to rozkazał ci poczekać, znów wskoczył do stawu i po chwili wyłonił się. Wręczył ci garść obślizgłych, zielonkawych wodorostów.
- To nie są zwykłe wodorosty! – oświadczył – Zobaczysz.
Niepewien, co powinieneś począć, podziękowałeś z obrzydzeniem. Ostrożnie owinąłeś w folię i schowałeś dar do plecaka. Miałeś już iść, gdy nagle coś cię tknęło.
- Słuchaj... – zwróciłeś się do wodnika – Nie mógłbyś mi dać kilka tych muszel?
Wodnik zarechotał i po chwili wrócił, wręczając ci ich pełną garść. Jakieś sześć sztuk.
*

Następnego dnia, w czwartek, przyszedł do ciebie po południu następujący sms:
Pora na spotkanie. Jutro w parku pod muszlą o 18. Przekaż Pozostałym w miarę możliwości. Margot.



Sh’eenaz - czwartek
Lukas coś nie przychodził. Siedziałaś w parku sącząc herbatę.
*
Po południu, przyszedł do ciebie sms następującej treści:
Pora na spotkanie. Jutro w parku pod muszlą o 18. Przekaż Pozostałym w miarę możliwości. Margot.


Margot
W powietrzu czuło się coś niezwykłego. Zastanowiłaś się, z czym ma to związek. To twoje niezwykłe samopoczucie, czy może fakt, iż dzisiaj jest... Ha, dokładnie: Ostatni dzień wiosny!
Nieco później wracałaś do domu, przechodząc przez skwer Szarych Szeregów. Wokół były pustki, niemal nikt tu nie spacerował o tej porze.
Nagle, usłyszałaś jakiś szept:
- Hej! Hej! Tu, tu jestem!
Odwróciłaś się gwałtownie. Oprócz ciebie i pomników z cała pewnością nie było tu nikogo. Niepewnie, odwróciłaś głowę i już chciałaś podjąć wędrówkę, jednak przed tobą było... Coś.
Pisnęłaś, tłumiąc krzyk w ostatniej chwili. Przed tobą, na asfalcie stał wielki, wysoki na dwa i pół metra... Potwór? Cóż, chyba tak.
Był potężny, o różowej skórze. Odziany w spodenki na szelkach, na dłoniach miał wielkie, filcowe rękawice. W zasadzie, nie wyglądał zbyt groźnie. Warknął, jakby zdezorientowany i postawił krok, a potem drugi, w twoim kierunku.
Mógł wyglądać uciesznie, jednak jego zamiary były co najmniej... Niejasne.


Alex
Skąd tu się wziął taki las? Nie wiedziałeś, że kilkadziesiąt metrów od twojego domu znajduje się aż taki busz.
Słyszałeś przed sobą tego wilka, biegłeś za nim. W pewnym momencie wydało ci się, że go zgubiłeś. Rozejrzałeś się i dostrzegłeś nieopodal jakiś cień, za granicą drzew.
Zwolniłeś i ostrożnie ruszyłeś w tamtym kierunku. Odgarnąłeś gałęzie.
Twoim oczom ukazała się imponująca postać, stojąca w srebrzystym świetle księżyca. Był to mężczyzna, wysoki, muskularny. Czarne, zaniedbane, półdługie włosy opadały mu poniżej szyi. Ubrany był w ciemne, przetarte dżinsy i starą, ziemistą kurtkę. Odwrócił ku tobie wzrok. Jego ciemne oczy miały hardy, drapieżny wyraz. Z całej jego postaci emanowała siły i jakaś nieposkromiona dzikość. Gdy jednak jego wzrok spoczął na tobie, uśmiechnął się lekko i złagodniał. Odezwał się, niskim, harszczącym głosem w doskonale znanym ci języku:
- Alex... Endelig møter vi. I ansikt til å vende mot. Det har vært en lang tid, ikke sannferdig? Du lar bocome modnes i den tiden.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...

Ostatnio edytowane przez Hael : 28-10-2007 o 00:39.
Hael jest offline