Na Boga... Dlaczego..., wyszeptał Daniłłowicz ściskając mocniej lampę. W tej chwili nie miał już najmniejszych wątpliwości, że wyjdzie z tej sytuacji cało, że ta dziewka pomoże mu w całej tej farsie. Był jednak też pewien, iż to najzwyczajniejsza w świecie szatańska wysłannica, jeno ciut szkaradniejsza niż zwykle...
Odłożył lampę. Ostrożnie ugasił płomień. W tej chwili nie potrzebował już pożaru- miał pewną drogę ucieczki. A co dalej... Cóż, już nie raz w życiu bywał w sytuacjach naprawdę ciężkich. Jedna więcej czy mniej... Westchnął. - Już nadchodzę, panienko!- zawołał, lecz nie było w tych słowach jurności, nie poprzedził ich także rubaszny śmiech. Władysław szedł powoli, szedł ponuro, jakby wina od tygodnia nie wypił.
Byle się stąd wyrwać, powtarzał sobie. Byle przeżyć to wszystko...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |