Joachim stał przed wejściem do karczmy. Był wysoki i barczysty, czarne włosy ścięte miał tuż przy skórze w taki sposób, że w mroku można było go uznać za łysego. Z szyi zwisał mu żelazny medalion opadając na pierś ubraną w ćwiekowaną kurtę. Dopiero co przyjechał do miasta i myślał co powinien zrobić jako pierwsze. Konia zostawił w stajni nieopodal bramy płacąc stajennemu za tydzień z góry. Sprawdził, czy pistolet i rapier są na swoich miejscach, w takich miejscach rzeczy miały zaskakującą zdolność do zmiany właścicieli jeśli się ich nie pilnowało. W zamyśleniu spojrzał na sygnet tkwiący na palcu. Stwierdził, że woli odrobinę zaczekać, odpocząć i dowiedzieć się, gdzie mieszkał jego dziadek. Widział go zaledwie trzy razy i to krótko. No ale cóż pieniądz to pieniądz nieważne jak zdobyty. A on potrzebował kasy, jak każdy zresztą. Z ciekawością podsłuchał o czym rozmawiali przechodzący obok strażnicy.
"Ciekawe o kim gadali? Ha! Czyżby szykował się kolejny przewrót? Jak tak dalej pójdzie to z tej cholernej prowincji nie zostanie kamień na kamieniu!"
Spojrzał jeszcze na szyld po czym energicznie wszedł do środka. |