Bailey nie czuł się zbyt szczęśliwy.
Co prawda podczas ostatniej potyczki nieźle sobie radził, ale i tak jego uczucia były co najmniej mieszane. Za dużo radości z powodu śmierci jednego elfa i za dużo żalu, że inny uciekł...
Poza tym (i to stanowiło jeszcze wiekszy powód do zmartwień) ich grupa nagle zmniejszyła się o połowę.
- Ktoś nas musi bardzo lubić - powiedział sam do siebie w czasie wędrówki za druidem.
"Co z tego, że król wysyła uzupełnienie drużyny" - pomyślał. - "Oni są daleko, a my tu, w środku lasu. I jak powiedział druid - możemy nie wydostać się z tego przeklętego lasu. Dobrze chociaż, że nizołek mało waży" - uśmiechnął się.
Gdy po paru minutach przystanęli zsadził barda, a potem rozejrzał się dokoła.
- Przeklęta mgła - powiedział. - Nie podoba mi się tutaj...
Oparł się o drzewo, a potem rzucił za oddalającym się druidem:
- Poczekamy tu na ciebie. I będziemy uważać na siebie... Bo co mamy innego do roboty...
Usiadł na ziemi obok niziołka.
- Pomóc ci? Moje umiejętności leczenia nie są wielkie, ale może na coś się przydadzą... |