Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2007, 17:17   #151
Astaroth
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Aquodayro zdawał się nie słyszeć pytania, które skierował do niego Tantalion. Iluzja mogła być pomocna w ich przedsięwzięciu. Nim zdołał ponownie poruszyć tą kwestię, Corwei zabrał głos:
"- Mam wszystkie plany pałacu oraz lochów. Przestudiowałem je wielokrotnie i wiem jak dotrzec to lochów. Niestety plan naszej uciecznki jest praktycznie nie możliwy do obmyślenia na tę chwilę. Będziemy uciekac kanałami, to jedyna droga uciecznki która nie niesie za sobą tak wielkiego ryzyka jak inne. Przedewszystkim jest ono nie dostępne dla smoków. Podziemia te były jednak przbudowywane tyle razy, że żadne plany nam nie pomogą tylko jeszcze bardziej namieszają. Uważam też, że każdy powinien byc w pałacu. Musimy pamiętac, że jest on silnie strzeżony i obserwowany, tak więc nie unikniemy walki. Każda para rąk jest potrzebna. Natomiast jeżeli chodzi o to kto wejdzie do lochów... Napewno ja a resztę ustalimy na miejscu. Ktoś będzie musiał pilnowac wejścia. Macie jeszcze jakieś pomysły?"
Veinsteel nie byłby sobą, gdyby nie zareagował. Przedstawił dość śmiały plan dywersji atakiem na króla. Chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Tantalion słuchał uważnie, marszcząc od czasu do czasu czoło. Pomysł był nie głupi, ale jak mu się zdawało miał kilka luk. Gdy półelf skończył, zakonnik postanowił podzielić się spostrzeżeniami:
- Po pierwsze, to skąd pewność, że król będzie słabo strzeżony? – spojrzał na Veina – Zgadzam się, że zwielokrotniono straże wokół Falco, ale nie sądzę, aby odbywało się to kosztem króla. Po drugie, zbytnie rozczłonkowanie zespołu może pogrzebać nasze szanse. Jest nas zbyt mało by porywać się na dwie tak ważne persony. Po trzecie – synchronizacja. Z tym mogą być kłopoty. Nie wiemy przecież jakie siły napotkamy na swojej drodze. Zgranie dwóch zespołów wymaga naprawdę dużego wyszkolenia. A poza tym, doświadczenie uczy, że nawet w najbardziej misternie przygotowanym planie dzieją się rzeczy, których nikt nie przewidział. Obawiam się, że grupa, która miałaby "odwiedzić" monarchę, jest skazana na misję samobójczą. Nie możemy pozwolić sobie - po śmierci Rohnaara, schwytaniu Malluna i odejściu Kelgara – na kolejne straty.
Na tym zakończył. Inni chyba też podzielali obawy zakonnika, gdyż plan nie uzyskał szerszego poparcia. Dyskusja trwała jeszcze chwilę, a zaraz po niej Vein udał się na spoczynek. Tantalion też postanowił zregenerować siły i po małym posiłku legł na swoim posłaniu.

Ze snu wyrwał go Peredhil, który zgodnie z instrukcjami Mordinana zbudził zakonnika na wartę. Tantalion skinął mu głową, po czym ziewnął przeciągle i rozprostował kości. Zabrał swoją katanę i poszedł na górny poziom szopy. Tam zwyczajowo usiadł naprzeciw lekko uchylonych drzwi i pogrążył się w medytacji. Zachowywał jednak czujność. Gdy słońce rozpoczynało już swoją wędrówkę od wschodniej strony, dołączył do niego Veinsteel i powiedział:
"- Idę dowiedzieć się czegoś o Mallunie, ale nie jestem w stanie przewidzieć kiedy wrócę, ale stanie się to najpóźniej koło godziny siedemnastej i jeżeli do tej pory nie wrócę, to znaczy, że coś się stało. Módl się, żeby właśnie tak się stało, bo wtedy uwaga od Falco zostanie odciągnięta."
Tantalion nie bardzo rozumiał o co mu chodzi, ale nie pytał o nic. Widział jak półelf bierze dwie puste butelki i zakłada stare łachmany. Nie bał się o towarzysza. Wiedział, że kto jak kto, ale Mordinan na pewno nie wpakuje się w niepotrzebne kłopoty. Odprowadził go wzrokiem do wyjścia i powrócił do medytacji. Gdy stwierdził, że wszyscy już wstali, opuścił posterunek i zszedł na dół.

Dzień upływał mu spokojnie. Tantalion wykorzystywał wolny czas na dalsze ćwiczenia z magicznymi nagolennikami. Na ogół robił to w szopie, ale od czasu do czasu wychodził na zewnątrz w przebraniu żebraka. Nie oddalał się jednak za bardzo od kryjówki. Poza tym, głównie odpoczywał i posilał się. Z zadowoleniem stwierdził, że rany i kontuzje po niedawnej potyczce już praktycznie się zagoiły. Było to niezwykle istotne w obliczu czekającego ich zadania.

Około godziny siedemnastej, tak jak zapowiedział, wrócił Veinsteel. Nowiny które przynosił nie zaskoczyły zakonnika.
"- Myliłem się. Malllun jednak nie żyje. Skąd to wiem? Wszyscy ludzie o tym gadają. A skąd wiem, że mówią prawdę? Otóż wielu ludzi mówi to samo innymi słowami, co wyklucza możliwość pomyłki w przekazie. Przez jakiś czas informacji nie było w ogóle i tu nagle każdy o tym zaczyna mówić. To pokazuje, że informacja wypłynęła niedawno oraz potwierdza niejako prawdziwość owych informacji. Oczywiście to może być prowokacja i Mallun może żyć, ale nie sądzę. Zapewne zabili go ci bezmyślni Magowie i tą głupotę przypłacą własnymi głowami, ale tego już nie powiedzą. Dlaczego uważam, że to nie było zamierzone? Dlatego, że nie zabijając Krasnoluda mógł długoterminowo zyskać więcej niż krótkoterminowo mniej, a to nie jest wyścig, lecz prawdziwa walka, która nie będzie krótka i nie myślę wcale, że zakończy się ona szybko. Zapewne tak samo myśli Smoczy Władca. Zabicie Malluna było kosztownym błędem w sztuce, a Smoczy Pan musiał ratować sytuację i zrobił to doskonale, jeżeli naprawdę ratował sytuację, bo jeśli to na jego polecenie, to postąpił niezwykle nierozsądnie i głupio."
- Mówiłem Ci, że w ogniu walki oponent ratuje przede wszystkim własną skórę. – odrzekł Tantalion, zwracając swoje oblicze w stronę Veina – Któż myśli o długoterminowych konsekwencjach, gdy jego życie wisi na włosku...? – zapytał retorycznie – A może po prostu przeceniasz Smoczego Pana, przyjacielu. – to mówiąc uśmiechnął się do pólelfa i poklepał go lekko po ramieniu. Jak ponuro stwierdził zakonnik, w tym nieszczęściu był jeden pozytyw: nie musieli już martwić się o to, czy Mallun zapłaci głową za ich śmiały atak na pałac.

* * *

W dniu misji dawało się wyczuć lekką nerwówkę. Zdawała się ona zwiększać im bliżej było do godziny "zero". W końcu mieli przecież zrobić to, do czego tyle czasu się przygotowywali. Teraz miała nadejść chwila prawdy. Tantalion spędził większość czasu na medytacji, umacniając wewnętrzny spokój i równowagę. Nie mogło być miejsca na słabość czy wahanie. Ciało i umysł musiały być jednym. Od tego mogło zależeć jego życie lub śmierć. Zakonnik nie bał się umrzeć, ale tu chodziło nie tylko o niego. Spojrzał na towarzyszy, przypatrując się każdemu z osobna:

Veinsteel Mordinan – świetny wojownik i strateg, mózg wielu operacji, przewidujący i rozważny; o niego mógł być spokojny.

Aquodayro – czarodziej w łachmanach, z błyskiem szaleństwa w oku, nieobliczalny, mógł tak samo pomóc jak i narobić szkód; trzeba mieć na niego oko.

Peredhil i Adrila – potraktował ich razem; dwójka, która na tej wędrówce odnalazła swoją miłość; oby ich szczęście trwało jak najdłużej.

Corwei – przyjaciel Malluna, wielka niewiadoma; zakonnik musiał przyznać, że niewiele o nim wie; wydawał się być odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.

Wszyscy oni zostali połączeni wspólnym celem. Na czas misji stanowili jedność. Życie jednego było w rękach drugiego. *Obyśmy wyszli w takiej liczbie w jakiej wejdziemy... plus jeden.* – pomyślał Tantalion i spojrzał jeszcze raz uważnie na towarzyszy. Splótł dłonie i pomodlił się do patrona swojego zakonu – Duriana Nieustraszonego – o nieodzowne łaski i wsparcie. Będą im potrzebne.


Droga do pałacu nie nastręczyła żadnych trudności. Dla większego bezpieczeństwa towarzysze rozdzielili się z zadaniem dotarcia na własną rękę. Gdy już wszyscy zebrali się na miejscu, Corwei rzekł:
"- A więc zaczynamy. Aquodayro kiedy my będziemy już w środku, rzuc czar lewitacji na siebie i Adrille i dołącz do nas."
Po tych słowach zarzucił linę na balustradę i zabierał się do wspinaczki. Powstrzymał go jednak Veinsteel, który wyraził życzenie pójścia jako pierwszy. Tantalion przypatrywał się jak półelf wspina się z niebywałą szybkością za sprawą swoich magicznych karwaszy. Żeby nie tracić czasu Tantalion również wyciągnął swoją linę i zaczepił o balustradę. Wspiął się sprawnie na górę, odczepił linę i schował do ekwipunku. Po niedługim czasie cała grupa była już w środku. Oczom kompanów ukazała się bogato zdobiona sala, ze schodami po przeciwległej stronie i drzwiami na prawo. Z planów Corweia wynikało, że prowadzą do sali tronowej. O dziwo, znajdował się przy nich tylko jeden drzemiący strażnik.
- Nie podoba mi się to. – mruknął Tantalion – Cisza przed burzą.
Po chwili głos zabrał Vein, szepcząc do Corweia:
"- Sprawdźmy pomieszczenia i zabijmy strażnika. Może nam przysporzyć kłopotów."
Choć Tantalion brzydził się morderstw z zimną krwią, musiał w tym miejscu przyznać rację jeźdźcowi. Ryzyko było zbyt duże, by pozostawiać za sobą wroga. Jednak Corwei nie przychylił się do tej sugestii, wykręcając się brakiem czasu. Poprowadził grupę schodami na dół, gdzie zatrzymał się na skraju wielkiego holu. Wyjrzał zza rogu i powiedział z wyraźnym niesmakiem w głosie:
"- Cholera! Około 15 strażników. Nie uda nam się przemknąć..."
Nie zdołał dokończyć. Jego słowa zagłuszył przeraźliwy okrzyk dobiegający z tyłu:
"- Intruzi! Intruzi! Do broni! Intruzi przy schodach!"
Do nawołującego strażnika dołączył za chwilę ten, który drzemał przy sali tronowej. Uzbrojona dwójka bez zastanowienia ruszyła do ataku. Los chciał, że to Tantalion i Peredhil zamykali pochód. Zakonnik nie czekał nawet sekundy. Jego reakcja była błyskawiczna. Wspomagany magicznymi nagolennikami, w mgnieniu oka skrócił dystans i znalazł się za plecami nacierających żołnierzy. Ten który wszczął alarm, zdążył tylko obrócić głowę, nim klinga Tantaliona oddzieliła ją od reszty ciała. Drugi napastnik także stracił rezon, co ułatwiło zadanie Peredhilowi. Po krótkiej chwili ów strażnik również nie żył. Zakonnik błyskawicznym krokiem dołączył do towarzyszy. Zobaczył jak Aquodayro posługuje się magią, do zapalenia lontu autorskiej bomby Veinsteela. Półelf zamachnął się potężnie, posyłając ładunek w kłębowisko żołnierzy. Czarodziej też nie próżnował, używając potężnego zaklęcia obszarowego. Rozległ się wielki wybuch a sala zadrżała w posadach.
- To tyle w kwestii cichego podejścia do lochów. – zauważył z sarkazmem Tantalion. Nie zdziwiłby się, gdyby na ich głowy spadło za chwilę dwa razy tyle strażników. Zajął pozycję obronną, szeroko rozstawiając stopy. Wyczekiwał odpowiedniego momentu, aby włączyć się do walki.
 
Astaroth jest offline