Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-10-2007, 17:17   #151
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Aquodayro zdawał się nie słyszeć pytania, które skierował do niego Tantalion. Iluzja mogła być pomocna w ich przedsięwzięciu. Nim zdołał ponownie poruszyć tą kwestię, Corwei zabrał głos:
"- Mam wszystkie plany pałacu oraz lochów. Przestudiowałem je wielokrotnie i wiem jak dotrzec to lochów. Niestety plan naszej uciecznki jest praktycznie nie możliwy do obmyślenia na tę chwilę. Będziemy uciekac kanałami, to jedyna droga uciecznki która nie niesie za sobą tak wielkiego ryzyka jak inne. Przedewszystkim jest ono nie dostępne dla smoków. Podziemia te były jednak przbudowywane tyle razy, że żadne plany nam nie pomogą tylko jeszcze bardziej namieszają. Uważam też, że każdy powinien byc w pałacu. Musimy pamiętac, że jest on silnie strzeżony i obserwowany, tak więc nie unikniemy walki. Każda para rąk jest potrzebna. Natomiast jeżeli chodzi o to kto wejdzie do lochów... Napewno ja a resztę ustalimy na miejscu. Ktoś będzie musiał pilnowac wejścia. Macie jeszcze jakieś pomysły?"
Veinsteel nie byłby sobą, gdyby nie zareagował. Przedstawił dość śmiały plan dywersji atakiem na króla. Chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Tantalion słuchał uważnie, marszcząc od czasu do czasu czoło. Pomysł był nie głupi, ale jak mu się zdawało miał kilka luk. Gdy półelf skończył, zakonnik postanowił podzielić się spostrzeżeniami:
- Po pierwsze, to skąd pewność, że król będzie słabo strzeżony? – spojrzał na Veina – Zgadzam się, że zwielokrotniono straże wokół Falco, ale nie sądzę, aby odbywało się to kosztem króla. Po drugie, zbytnie rozczłonkowanie zespołu może pogrzebać nasze szanse. Jest nas zbyt mało by porywać się na dwie tak ważne persony. Po trzecie – synchronizacja. Z tym mogą być kłopoty. Nie wiemy przecież jakie siły napotkamy na swojej drodze. Zgranie dwóch zespołów wymaga naprawdę dużego wyszkolenia. A poza tym, doświadczenie uczy, że nawet w najbardziej misternie przygotowanym planie dzieją się rzeczy, których nikt nie przewidział. Obawiam się, że grupa, która miałaby "odwiedzić" monarchę, jest skazana na misję samobójczą. Nie możemy pozwolić sobie - po śmierci Rohnaara, schwytaniu Malluna i odejściu Kelgara – na kolejne straty.
Na tym zakończył. Inni chyba też podzielali obawy zakonnika, gdyż plan nie uzyskał szerszego poparcia. Dyskusja trwała jeszcze chwilę, a zaraz po niej Vein udał się na spoczynek. Tantalion też postanowił zregenerować siły i po małym posiłku legł na swoim posłaniu.

Ze snu wyrwał go Peredhil, który zgodnie z instrukcjami Mordinana zbudził zakonnika na wartę. Tantalion skinął mu głową, po czym ziewnął przeciągle i rozprostował kości. Zabrał swoją katanę i poszedł na górny poziom szopy. Tam zwyczajowo usiadł naprzeciw lekko uchylonych drzwi i pogrążył się w medytacji. Zachowywał jednak czujność. Gdy słońce rozpoczynało już swoją wędrówkę od wschodniej strony, dołączył do niego Veinsteel i powiedział:
"- Idę dowiedzieć się czegoś o Mallunie, ale nie jestem w stanie przewidzieć kiedy wrócę, ale stanie się to najpóźniej koło godziny siedemnastej i jeżeli do tej pory nie wrócę, to znaczy, że coś się stało. Módl się, żeby właśnie tak się stało, bo wtedy uwaga od Falco zostanie odciągnięta."
Tantalion nie bardzo rozumiał o co mu chodzi, ale nie pytał o nic. Widział jak półelf bierze dwie puste butelki i zakłada stare łachmany. Nie bał się o towarzysza. Wiedział, że kto jak kto, ale Mordinan na pewno nie wpakuje się w niepotrzebne kłopoty. Odprowadził go wzrokiem do wyjścia i powrócił do medytacji. Gdy stwierdził, że wszyscy już wstali, opuścił posterunek i zszedł na dół.

Dzień upływał mu spokojnie. Tantalion wykorzystywał wolny czas na dalsze ćwiczenia z magicznymi nagolennikami. Na ogół robił to w szopie, ale od czasu do czasu wychodził na zewnątrz w przebraniu żebraka. Nie oddalał się jednak za bardzo od kryjówki. Poza tym, głównie odpoczywał i posilał się. Z zadowoleniem stwierdził, że rany i kontuzje po niedawnej potyczce już praktycznie się zagoiły. Było to niezwykle istotne w obliczu czekającego ich zadania.

Około godziny siedemnastej, tak jak zapowiedział, wrócił Veinsteel. Nowiny które przynosił nie zaskoczyły zakonnika.
"- Myliłem się. Malllun jednak nie żyje. Skąd to wiem? Wszyscy ludzie o tym gadają. A skąd wiem, że mówią prawdę? Otóż wielu ludzi mówi to samo innymi słowami, co wyklucza możliwość pomyłki w przekazie. Przez jakiś czas informacji nie było w ogóle i tu nagle każdy o tym zaczyna mówić. To pokazuje, że informacja wypłynęła niedawno oraz potwierdza niejako prawdziwość owych informacji. Oczywiście to może być prowokacja i Mallun może żyć, ale nie sądzę. Zapewne zabili go ci bezmyślni Magowie i tą głupotę przypłacą własnymi głowami, ale tego już nie powiedzą. Dlaczego uważam, że to nie było zamierzone? Dlatego, że nie zabijając Krasnoluda mógł długoterminowo zyskać więcej niż krótkoterminowo mniej, a to nie jest wyścig, lecz prawdziwa walka, która nie będzie krótka i nie myślę wcale, że zakończy się ona szybko. Zapewne tak samo myśli Smoczy Władca. Zabicie Malluna było kosztownym błędem w sztuce, a Smoczy Pan musiał ratować sytuację i zrobił to doskonale, jeżeli naprawdę ratował sytuację, bo jeśli to na jego polecenie, to postąpił niezwykle nierozsądnie i głupio."
- Mówiłem Ci, że w ogniu walki oponent ratuje przede wszystkim własną skórę. – odrzekł Tantalion, zwracając swoje oblicze w stronę Veina – Któż myśli o długoterminowych konsekwencjach, gdy jego życie wisi na włosku...? – zapytał retorycznie – A może po prostu przeceniasz Smoczego Pana, przyjacielu. – to mówiąc uśmiechnął się do pólelfa i poklepał go lekko po ramieniu. Jak ponuro stwierdził zakonnik, w tym nieszczęściu był jeden pozytyw: nie musieli już martwić się o to, czy Mallun zapłaci głową za ich śmiały atak na pałac.

* * *

W dniu misji dawało się wyczuć lekką nerwówkę. Zdawała się ona zwiększać im bliżej było do godziny "zero". W końcu mieli przecież zrobić to, do czego tyle czasu się przygotowywali. Teraz miała nadejść chwila prawdy. Tantalion spędził większość czasu na medytacji, umacniając wewnętrzny spokój i równowagę. Nie mogło być miejsca na słabość czy wahanie. Ciało i umysł musiały być jednym. Od tego mogło zależeć jego życie lub śmierć. Zakonnik nie bał się umrzeć, ale tu chodziło nie tylko o niego. Spojrzał na towarzyszy, przypatrując się każdemu z osobna:

Veinsteel Mordinan – świetny wojownik i strateg, mózg wielu operacji, przewidujący i rozważny; o niego mógł być spokojny.

Aquodayro – czarodziej w łachmanach, z błyskiem szaleństwa w oku, nieobliczalny, mógł tak samo pomóc jak i narobić szkód; trzeba mieć na niego oko.

Peredhil i Adrila – potraktował ich razem; dwójka, która na tej wędrówce odnalazła swoją miłość; oby ich szczęście trwało jak najdłużej.

Corwei – przyjaciel Malluna, wielka niewiadoma; zakonnik musiał przyznać, że niewiele o nim wie; wydawał się być odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu.

Wszyscy oni zostali połączeni wspólnym celem. Na czas misji stanowili jedność. Życie jednego było w rękach drugiego. *Obyśmy wyszli w takiej liczbie w jakiej wejdziemy... plus jeden.* – pomyślał Tantalion i spojrzał jeszcze raz uważnie na towarzyszy. Splótł dłonie i pomodlił się do patrona swojego zakonu – Duriana Nieustraszonego – o nieodzowne łaski i wsparcie. Będą im potrzebne.


Droga do pałacu nie nastręczyła żadnych trudności. Dla większego bezpieczeństwa towarzysze rozdzielili się z zadaniem dotarcia na własną rękę. Gdy już wszyscy zebrali się na miejscu, Corwei rzekł:
"- A więc zaczynamy. Aquodayro kiedy my będziemy już w środku, rzuc czar lewitacji na siebie i Adrille i dołącz do nas."
Po tych słowach zarzucił linę na balustradę i zabierał się do wspinaczki. Powstrzymał go jednak Veinsteel, który wyraził życzenie pójścia jako pierwszy. Tantalion przypatrywał się jak półelf wspina się z niebywałą szybkością za sprawą swoich magicznych karwaszy. Żeby nie tracić czasu Tantalion również wyciągnął swoją linę i zaczepił o balustradę. Wspiął się sprawnie na górę, odczepił linę i schował do ekwipunku. Po niedługim czasie cała grupa była już w środku. Oczom kompanów ukazała się bogato zdobiona sala, ze schodami po przeciwległej stronie i drzwiami na prawo. Z planów Corweia wynikało, że prowadzą do sali tronowej. O dziwo, znajdował się przy nich tylko jeden drzemiący strażnik.
- Nie podoba mi się to. – mruknął Tantalion – Cisza przed burzą.
Po chwili głos zabrał Vein, szepcząc do Corweia:
"- Sprawdźmy pomieszczenia i zabijmy strażnika. Może nam przysporzyć kłopotów."
Choć Tantalion brzydził się morderstw z zimną krwią, musiał w tym miejscu przyznać rację jeźdźcowi. Ryzyko było zbyt duże, by pozostawiać za sobą wroga. Jednak Corwei nie przychylił się do tej sugestii, wykręcając się brakiem czasu. Poprowadził grupę schodami na dół, gdzie zatrzymał się na skraju wielkiego holu. Wyjrzał zza rogu i powiedział z wyraźnym niesmakiem w głosie:
"- Cholera! Około 15 strażników. Nie uda nam się przemknąć..."
Nie zdołał dokończyć. Jego słowa zagłuszył przeraźliwy okrzyk dobiegający z tyłu:
"- Intruzi! Intruzi! Do broni! Intruzi przy schodach!"
Do nawołującego strażnika dołączył za chwilę ten, który drzemał przy sali tronowej. Uzbrojona dwójka bez zastanowienia ruszyła do ataku. Los chciał, że to Tantalion i Peredhil zamykali pochód. Zakonnik nie czekał nawet sekundy. Jego reakcja była błyskawiczna. Wspomagany magicznymi nagolennikami, w mgnieniu oka skrócił dystans i znalazł się za plecami nacierających żołnierzy. Ten który wszczął alarm, zdążył tylko obrócić głowę, nim klinga Tantaliona oddzieliła ją od reszty ciała. Drugi napastnik także stracił rezon, co ułatwiło zadanie Peredhilowi. Po krótkiej chwili ów strażnik również nie żył. Zakonnik błyskawicznym krokiem dołączył do towarzyszy. Zobaczył jak Aquodayro posługuje się magią, do zapalenia lontu autorskiej bomby Veinsteela. Półelf zamachnął się potężnie, posyłając ładunek w kłębowisko żołnierzy. Czarodziej też nie próżnował, używając potężnego zaklęcia obszarowego. Rozległ się wielki wybuch a sala zadrżała w posadach.
- To tyle w kwestii cichego podejścia do lochów. – zauważył z sarkazmem Tantalion. Nie zdziwiłby się, gdyby na ich głowy spadło za chwilę dwa razy tyle strażników. Zajął pozycję obronną, szeroko rozstawiając stopy. Wyczekiwał odpowiedniego momentu, aby włączyć się do walki.
 
Astaroth jest offline  
Stary 05-11-2007, 16:43   #152
 
Zafrire's Avatar
 
Reputacja: 1 Zafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znany
Mieli jeszcze jeden dzień przeznaczony dla siebie, Adrila spędziła go w towarzystwie Peredhila wykorzystując ,może ostatnie chwile kiedy go widzi. Chociaż niedopuszczała tej myśli mogło się skończyć tak że albo oboje albo jedno z nich zginie, a jeśli to ona by przeżyła było by to dla niej nie do zniesienia. Jeszcze jakiś czas przed wyjściem popatrzyła w oczy bardowi i niepewnie się uśmiechnęłą.
- Gdybyśmy się więcej mieli nie ozbaczyć, wiec że chociaż króko się znamy i tak Cię pokochałam - po tych słowach przytuliła się do niego, a na jego ustach złożyła może już ostatni pocałunek.


W końcu wyruszyli żeby wykonać cel swojej misji. Kiedy byli pod murami Aquodayro zaczął jej w pewnym sensie grozić. Przerażenie, które jednak ujrzał na jej twarzy było w rzeczywistości odzwierciedleniem jej zdumienia na jego słowa jak i pewnym zainteresowaniem. Nie odpowiedzała mu nic, jednak jak się okazało bez większych problemów dostała się na górę. Adrila nie wiedziała za bardzo co ma robić. Szczegónie kiedy w końcu dojdie do walki. Nie odzywała się ani słowem, jednak jej serce biło coraz mocniej. Starała się opanować jednak udało jej się to tylko w pewnym stopniu. Minęli jakiegoś strażnika nie zwaracając na niego tak naprawde większej uwagi. Nie podobało to się kobiecie, bo przecież w każdej chwili mógł się obudzić i zawołać innych. Jak się okazało nie dane było im przejść spokojnie. Od tyłu biegło w ich kierunku dwóch strażników. Przerażona teraz kobieta zauważyła, że jeden z nich biegnie w stronę Peredhila, jednak jemu bez większych problemów udało się go zabić. Po chwili pomieszczenie rozdarł potężny huk, to Veinsteel rzucił bombę w strażników. Teraz dziewczyna była całkiem zdezorientowana, jednak postanowiła jakoś przygotować się do ewentualnej walki. Ściągnęła łuk i wyciągnęła strzałę z kołczana. Narazie nie napinała łuku jhednak była do tego przygotowana.
 
__________________
Irokez lub glaca to powód do dumy...
Zafrire jest offline  
Stary 05-11-2007, 21:16   #153
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Bomba Viena wybuchła między żołnierzami rozsypując ich po całej sali. Sześciu z nich się podniosło i byli gotowi do kontr ataku. Każdy z nich rozpoczął szarżę na jednego z bohaterów. Adrila przygotowana do strzału wypuściła strzałę w biegnącego na nią. Człowiek podskoczył przewracając się na plecy umierając. Reszta rozpoczęła wymianę ciosów i uników ze swoim przeciwnikiem. W pewnym momęcie bohaterowie usłyszeli wysokie piski i dźwięki otwieranych klap. W pokoju znalazło się około 10 małych smoków. Wszyscy rozpoznali pseudo-smoki. W jednej chwili rozpoczęły atak kąsając, szarpiąc i drapiąc każdego oprucz żołnierzy.

Każdy z drużyny dotkliwie odczuł starcie z tymi małymi pomiotami. Walka zaczynała robic sie bardzo męcząca. Ciężko walczyc otoczonym przez smoki i strażników. Corwei krzyknął do starca:
Aquodayro! Zabij te diabelstwa w powietrzu! odciągne je od ciebie a ty zabij te w górze!! Szybko!-Wojownik stanął przed starcem strącając jednego gada i odciągając resztę w inną stronę.
Po działaniach maga (opisz na co się zdecydowałeś )przyjaciele szybko uporali się z resztą strażników i dwoma skokami. Nikt nie ucierpiał poważnie, lecz każdy został zraniony przez małe szpony smoków co objawiało się bardzo dokuczliwym szczypaniem i pieczeniem.

W ciałach zabitych nie znaleźli żadnych kluczy ani innych wartościowych przedmiotów.
-Musimy się teraz śpieszyc... Na pewno już wiedzą o naszym przybyciu, więc w lochach też może byc gorąco. Jeżeli nie będzie tam strażników to napewno czeka tam mag lub dwoje. Więc to jeszcze nie koniec niebezpieczeństw dzisiaj. Ruszajmy.

Drużyna znalazła schody do lochów bez problemów. Zeszli na dół który był w miarę oświetlony, wszystko wydawało się dziwnie spokojne. Kiedy dotarli do celi na końcu korytarza Corwei spojżał przez okienko w drzwiach:
-Jest!-powiedział cicho radując się. Już chciał otworzyc drzwi lecz zatrzymał się nagle i spojżał na Veinsteela z miną mówiąca coś w stylu "głupiec ze mnie", po czym szepnął do niego i reszty.
-Kiedy wejdziemy do środka wszyscy muszą byc w pełnej gotowości. Vein, ty rozsypiesz proszek w okół niego. Jeżeli okaże się, że to nie jest Falco ty, Tantalionie postarasz się jak najszybciej zabij go. Nie możemy ryzykowac.-po tych słowach otworzył drzwi, przepuścił Veina który szybko rozsypał proszek w okół Falco a ten zapłonął zielonym płomieniem. Tantalion natychmiast zareagował uderzając w fałszywego Falco, lecz nagle wszyscy zostali przewróceni przez falę energi którego źródłem był mag, już w swojej prawdziwej postaci. Wysoki, blady człowiek z oczami w których można było zobaczyc tylko ciemnośc i nienawiśc.
-Głupcy...-powiedział i rozpoczął szybką litanię kolejnego czaru. Cela była dośc obszerna, lecz każdy z drużyny mógł dobiec do maga w jednej sekundzie. Pierwszy wyskoczył Corwei, jednak czarownik był szybszy. Wypuścił w kierunku wojownika cztery magiczne pociski rzucając go na ścianę i pozbawiając przytomności.
 
Zak jest offline  
Stary 07-11-2007, 13:11   #154
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Natychmiast po tym jak eksplozja rozerwała na strzępy znaczną część sił przeciwnika, rozgorzała walka jeden na jednego. Tantalion podziwiał pozostałą przy życiu część strażników za niezłomny charakter i ducha walki. Zauważył jak jeden z żołnierzy naciera na niego z uniesionym mieczem. Zakonnik stał nieruchomo w pozycji obronnej i czekał na odpowiedni moment. Gdy wydawało się, że już nic nie zrobi, błyskawicznie znalazł się za plecami nacierającego wroga. Miał nadzieję zdezorientować go tym ruchem tak samo jak dwójkę sprzed kilku chwil. Prawie mu się udało. Prawie... gdyby nie strzała, która śmignęła mu koło głowy i nie wybiła go z uderzenia. To Adrila poczęstowała swojego adwersarza śmiertelnym pociskiem. Przeciwnik Tantaliona wykorzystał moment zawahania i zdołał sparować cios. *Muszę bardziej uważać.* - zaświtało w głowie zakonnika, nim ponowił natarcie. Co prawda zaskoczenie się nie powiodło, ale Tantalion nie spodziewał się większych trudności w tej potyczce. Po kilku ciosach sprawdzających ocenił siłę przeciwnika i wychwycił jego słabe punkty. Gdy szykował się do zadania rozstrzygającego uderzenia, usłyszał piski i trzaśnięcia, a po chwili poczuł ostry ból w prawej nodze. Tantalion odwrócił głowę i zobaczył jak mały pseudosmok szarpie swoimi kłami jego łydkę, ujadając przy tym jak wściekły pies. Zakonnik uniósł prawą rękę wysoko do góry i obrócił w dłoni katanę ostrzem w dół.
- Giń, mały parszywy gadzie! - wycedził przez zaciśnięte zęby i wbił klingę głęboko w kark stworzenia. Bestia zaryczała przeraźliwie, puszczając uchwyt na nodze łowcy. Nim skonała, poczęła wić się i rzucać tak gwałtownie, że Tantalion stracił uchwyt na rękojeści swojego ostrza. Pozbawiony chwilowo broni, spostrzegł kątem oka jak jego ludzki przeciwnik szarżuje w jego stronę. W ostatniej chwili zdołał zasłonić się tarczą, lecz siła i rozpęd strażnika powaliły go na ziemię. Upadł na plecy obok cielska nieruchomego już potwora. Strażnik widząc, że Tantalion jest bezbronny, wykrzywił usta w paskudnym uśmiechu i natarł ponownie. Chyba poczuł się zbyt pewnie, bo zupełnie zapomniał o obronie. Wystawił się na czysty cios, którego nie spodziewał się otrzymać od swojej "ofiary". Toteż jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy ostry koniec ogona pseudosmoka przebił go na wylot. Z rozdziawioną w niemym okrzyku gębą, ujrzał jak zakonnik wstaje na nogi i przysuwa się do niego.
- Już się nie uśmiechasz? - wyszeptał mu na ucho Tantalion, po czym wbił ogon jeszcze głębiej w ciało nieszczęśnika. Tamten drgnął kilka razy, po czym zamarł w bezruchu. Gdy zakonnik juz sięgał ręką po katanę, usłyszał za sobą powarkiwania i odgłos szybko zbliżającego się stworzenia. Obrócił głowę tylko po to, by zobaczyć jak kolejny pseudosmok zbliża się w zawrotnym tempie, pokonując dystans wielkimi susami. Bestia wystrzeliła do przodu, rzucając się na niego z rozdziawioną paszczą. Znów tarcza przyszła z pomocą, ale siła odrzutu poniosła zakonnika kilka metrów w dal. *To nie jest mój dzień.* - pomyślał, szybko wstając na nogi. Jego cel był prosty: musiał szybko odzyskać "Kieł Chłodu". Okazja nadarzyła się, gdy pseudosmok ponowił natarcie. Korzystając z magicznego przyspieszenia, Tantalion w ostatniej chwili wyminął bestię i w pełnym biegu wyrwał ostrze z karku martwego gada. Na całe szczęście jego rana w nodze nie była zbyt głęboka i mógł poruszać się w miarę sprawnie. Rozwścieczony pseudosmok zamachnął się swoim ogonem, podcinając stopy zakonnika i posyłając go na ziemię. Łowca nie namyślał się długo: ciął ostrzem w poprzek, odcinając ogon w połowie długości. Bestia zawyła donośnie, szamocząc się i rzucając na wszystkie strony. Walka z bólem wyeliminowała ją z walki z zakonnikiem. Dobicie gada było tylko formalnością.

Stojąc nad ciałem potwora, Tantalion otarł pot z czoła i rozejrzał się po pomieszczeniu. Dookoła walka trwała w najlepsze. Pojawienie się pseudosmoków zdawało się przechylać szalę zwycięstwa na stronę przeciwników. Jednak szybkie współdziałanie członków grupy, a zwłaszcza Corweia i Aquodayro, zniwelowało przewagę wroga. Mag wyzwolił swoją magiczną energię i dosłownie "uziemił" latające w górze gady. Pozostała przy życiu garstka strażników, wspierana przez dwa pseudosmoki, zaczynała tracić ochotę do walki. Tantalion szybko zajął się jednym z gadów, odcinając mu łeb, gdy ten był zaabsorbowany kimś innym. Opór reszty również nie trwał długo.

- Czy ktoś jest poważnie ranny? - zapytał Tantalion tuż po skończonej bitwie. Jak się jednak okazało, nikt mocno nie ucierpiał. Ukąszenia pseudosmoków były co najwyżej dokuczliwe. Po szybkich oględzinach i przeszukaniu zwłok, głos zabrał Corwei:
"- Musimy się teraz śpieszyć... Na pewno już wiedzą o naszym przybyciu, więc w lochach też może byc gorąco. Jeżeli nie będzie tam strażników to na pewno czeka tam mag lub dwoje. Więc to jeszcze nie koniec niebezpieczeństw dzisiaj. Ruszajmy."
Drużyna skierowała się schodami prowadzącymi do lochów. Zatrzymali się na końcu korytarza przy drzwiach ostatniej celi. Corwei zajrzał do środka przez małe okienko w drzwiach i powiedział z zadowoleniem:
"- Jest!" – już zabierał się do otwarcia drzwi, lecz nagle zatrzymał się. Odwrócił się do towarzyszy i oznajmił z powagą w głosie: "- Kiedy wejdziemy do środka wszyscy muszą być w pełnej gotowości. Vein, ty rozsypiesz proszek wokół niego. Jeżeli okaże się, że to nie jest Falco ty, Tantalionie postarasz się jak najszybciej zabij go. Nie możemy ryzykować."
Zakonnik skinął lekko głową i ustawił się tuż za Veinsteelem. Półelf wszedł jako pierwszy i natychmiast rozsypał proszek wokół Falco. Więzień zapłonął zielonym płomieniem, który rozproszył iluzję, ukazując prawdziwą postać czarodzieja. Tantalion zareagował błyskawicznie, lecz nim się spostrzegł leciał już w przeciwnym kierunku, odrzucony przez uwolnienie magicznej energii.
- Ech, czarodzieje. Zawsze są z nimi kłopoty. – rzucił Tantalion, podnosząc się na nogi. Wysoki i blady mężczyzna posłał im złowieszcze spojrzenie:
"- Głupcy!" – skwitował krótko całą sytuację i rozpoczął rzucać kolejny czar. Corwei zaatakował jako pierwszy, lecz po chwili wylądował na ścianie, porażony magicznymi pociskami. Tantalion w tym czasie nie próżnował. Postanowił zastosować sprawdzoną już metodę. Gdy Corwei nacierał, zakonnik zamachnął się z całych sił, posyłając tarczę prosto w pierś przeciwnika. Nie czekając na efekt, z ostrzem gotowym do pchnięcia, błyskawicznie ruszył do przodu. Starał się zajść czarodzieja z jego lewej strony. W ten sposób nie zasłaniał sobą celu, którego przód był cały czas wystawiony na ciosy towarzyszy.
 
Astaroth jest offline  
Stary 08-11-2007, 20:52   #155
 
Zafrire's Avatar
 
Reputacja: 1 Zafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znany
Z przerażeniem Adrila zobaczyła jak w jej stronę biegnie jeden ze strażników. SZybko napięła łuk i wycelowała. Nie wiedziałą jak jej się to udało, ale wypuściła strzałę. Po tym nie była pewna co się stało, ona poprostu puściła cięciwe, a człowiek, który przed chwilą biegł w jej stronę, teraz już leżał w bezruchu. Znowu kogoś zabiła... Była przerażona, ale nie okazywała tego, teraz nie mogła. Tak naprawdę nie dopuszczała do siebie myśli co naprawdę zrobiła i co się dzieje w okół. Kolejne chwile widziała jakby za mgłą. Coś wpadło do sali, było to małe i piszczało. Chyba ją nawet zaatakowały, jednak ona nie reagiowała. Tak jakby oglądała wszystko z boku. Małe kąsające i drapiące bestie, po chwili wszystkie zostały zabite. Jednak kobieta dalej nie wychodziła ze swojego transu. Dopiero po jakiejś chwili usłyszała słowa Tantaliona:
- - Czy ktoś jest poważnie ranny? - dopiero to spowodowało że wróciła do siebie. Poczuła pieczenie i spojrzała na siebie. Była podrapana i gdzieniegdzie sączyła się krew, jednak nie było to nic poważnego. Pokiwała tylko przecząca głową, nie wiedziała, nawet czy zakonnik to zauważył. Zaczęła rozglądać się w okół. Pobojowisko, wszędzie zwłoki, oczy jej się zaszkliły. Jednak powstrzymała łzy, teraz nie mogła się rozklejać, nie czas na to. Jednak jej oddech przyspieszył i nagle cofnęła się gwałtownie. Wpadła na zwłoki jednego ze strażników i mało co się nie wywróciła. To cofnęło ją jeszcze bardziej. Czuła się jak zwierza zagonione w potrzask. Zdezorientowana zaczęła się miotać. Serce biło jej jakby zaraz miało wyskoczyć jej z piersi. Oddech miała szybki i nieregularny.
--Musimy się teraz śpieszyc... Na pewno już wiedzą o naszym przybyciu, więc w lochach też może byc gorąco. Jeżeli nie będzie tam strażników to napewno czeka tam mag lub dwoje. Więc to jeszcze nie koniec niebezpieczeństw dzisiaj. Ruszajmy. - nie zrozumiała tych słów, jednak wiedziałą że Corwei coś mówi. Ostatnie słowo jakie zrozumiałe i jedyne to ruszajmy. Wzrokiem poszukała Peredhila i dopiero,kiedy zobaczyła jego twarz uspokoiła się. Szła z przyjaciółmi, jednak przerażenie wzbierało w niej z każdą chwilą. Bez problemu udało im się dojść do lochów. Zanim weszli usłyszeli, krótką instrukcję. Adrila wyciągnęła dwa sztylety, po jednym na rękę, chociaż nie była pewna co robi, nie chciała wchodzić tam całkiem bezbronna. Zaraz wszystko znowu działo się błyskawicznie. Otworzenie drzwi, rozsypanie proszku, zielony ogień i próba zabicia maga. Jakas energia przewróciła ją na ziemię. Szybko się podniosła. Teraz stała zdezorientowana. Nie wiedziała czy powinna zaatakować maga czy zostawić go innym. Była pewna, że Veinsteel i Tantalion natychmiast zareagują. Ona mogła im tylko w tym przeszkodzić. Zakonnik już zachodził maga z lewej strony. Dziewczyna nie zareagowała z deóch powodów, jednym z nich była właśnie chęć nieprzeszkadzania innym, a drugim to przerażnie połączone ze zdezorientowaniem, które ją ogarnęło. opo tym strzale i które tak bardzo chciała okiełznać i ukryć. Teraz stała i oglądała co się dzieje, bez możliwości pomocy.
 
__________________
Irokez lub glaca to powód do dumy...
Zafrire jest offline  
Stary 09-11-2007, 16:28   #156
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
Aquodayro odczuwał dziką radość mogąc dać upust swojej rządzy mordu, narastającej w nim od dłuższego czasu. Radość z zabójstw nie trwała jednak zbyt długo. Strażnicy popadali jak muchy po wybuchu bomby Veina. Starzec przeklinał w myślach trenerów armii smoczego władcy, że nie potrafią porządnie wyszkolić rekrutów. Stwierdził także, że gdyby ładunek miał nieco słabszą moc, to może zabawa trwałaby dłużej, ale tak... Nie pozostało już ich zbyt wiele, a znając samolubstwo pozostałych członków drużyny, nie zostawią nic staruchowi.
Jednak sytuacja zmieniła się znacznie, gdy do Sali paradowały gromadą małe smoczki. Aquodayro nie sądził, by ta potyczka była jakoś szczególnie trudna, ale zabić, a nie zabić jakiegoś stworzenia- jest różnica. Jednak o dziwo stworki stanowiły dla czarownika pewien problem. Oprócz tego że były szybkie, to miały przewagę liczebną i gdy mag próbował rzucić jakiś czar, któraś z małych ważek kąsała go w nogę, tym samym przerywając formułkę zaklęcia.
- Cholerne w wydaniu ważki-mini! Se ogon odgryź nie a kostkę mi dziabiesz!- krzyknął starzec, gdy doczepił się do niego wyjątkowo zadziorny pseudosmok gryząc maga gdzie popadnie. Corwei najprawdopodobniej zauważył całą tą sytuację bo przybiegł do Aquodayro i od razu zmiótł jednego gada.
- Aquodayro! Zabij te diabelstwa w powietrzu! odciągnę je od ciebie a ty zabij te w górze!! Szybko!- Czarownik wcale nie miał ochoty robić niczego. Bolała go noga i najchętniej zrobiłby sobie jakiś opatrunek, albo spróbował rzucić jakiś czar leczniczy. Mimo tego chwilowego zawahania, mag zdecydował się spełnić prośbę Corwei’a. Jeżeli tak dalej pójdzie nie będę miał siły by później się bronić… Pomyślał starzec, którego wiele energii kosztują ogólnie czary obszarowe, a co dopiero dwa takie, w tak krótkim odstępie czasu. Jednak w głowie szaleńca już zaczynała tworzyć się pewna koncepcja zabicia wszystkich pseudosmoków naraz. Wymagało to wielkiego skupienia i niemal całkowitego odseparowania od obecnej sytuacji (co nie było łatwe zważywszy na to, że wokoło panował zamęt). Mimo to Aquodayro zaczął rzucać czar uspokojenia na wszystkie gady. Złożył ręce jakby się modlił i zaczął wypowiadać słowa zaklęcia. Długo to trwało, ale w jednym momencie wszystkie stworzenia stanęły tam gdzie akurat były. Nie miało znaczenia, czy akurat dana ważka przelatywała do kolejnego celu, czy może próbowała się wgryźć w niczego niespodziewającą się Adrile, Veina, czy Aquodayro. Wszystkie gady zastygły bez ruchu. Wtedy mag rozpoczął wypowiadanie drugiej formułki, machając przy tym w dziwny sposób rękami. Te pseudosmoki, które zatrzymały się na ziemi zostały uniesione w powietrze, a następnie czarownik wyprostował ręce kierując je ku górze, a z jego otwartych dłoni zaczęła się unosić niebieska smużka dymu, która wraz z nabieraniem wysokości, była coraz bardziej widoczna. Po pewnym czasie mgła ogarnęła wszystkie małe ważki, a kiedy zniknęła wszystkie były skute lodem. Teraz starzec mógł zdjąć zaklęcie lewitacji, a gady poupadały z donośnym brzdęknięciem na posadzkę komnaty, rozwalając się tym samym, na tysiące kawałeczków. Zostały tylko niedobitki z którymi drużyna poradziła sobie bez większego wysiłku, jednak Aquodayro mył już bardzo zmęczony. Użył więc ciała jednego z poległych strażników jako taboretu i oddychał ciężko.
-Musimy się teraz śpieszyć... Na pewno już wiedzą o naszym przybyciu, więc w lochach też może być gorąco. Jeżeli nie będzie tam strażników to na pewno czeka tam mag lub dwoje. Więc to jeszcze nie koniec niebezpieczeństw dzisiaj. Ruszajmy.- przerwał odpoczynek Corwei. Mag z ledwością nadążał za reszta kompani, co chyba zostało zauważone, gdyż tępo biego nieznacznie zmalało.
Drużyna znalazła schody do lochów bez problemów. Zeszli na dół który był w miarę oświetlony, wszystko wydawało się dziwnie spokojne. Kiedy dotarli do celi na końcu korytarza Corwei spojrzał przez okienko w drzwiach:
-Jest! -powiedział cicho radując się. Już chciał otworzyć drzwi lecz zatrzymał się nagle i spojżał na Veinsteela z miną mówiąca coś w stylu "głupiec ze mnie", po czym szepnął do niego i reszty.
-Kiedy wejdziemy do środka wszyscy muszą być w pełnej gotowości. Vein, ty rozsypiesz proszek wokół niego. Jeżeli okaże się, że to nie jest Falco ty, Tantalionie postarasz się jak najszybciej zabij go. Nie możemy ryzykować.-po tych słowach otworzył drzwi, przepuścił Veina który szybko rozsypał proszek wokół Falco a ten zapłonął zielonym płomieniem. Tantalion natychmiast zareagował uderzając w fałszywego Falco, lecz nagle wszyscy zostali przewróceni przez falę energi którego źródłem był mag, już w swojej prawdziwej postaci. Wysoki, blady człowiek z oczami w których można było zobaczyć tylko ciemność i nienawiść.
-Głupcy...-powiedział i rozpoczął szybką litanię kolejnego czaru. Cela była dość obszerna, lecz każdy z drużyny mógł dobiec do maga w jednej sekundzie. Pierwszy wyskoczył Corwei, jednak czarownik był szybszy. Wypuścił w kierunku wojownika cztery magiczne pociski rzucając go na ścianę i pozbawiając przytomności. Co ja taki zrobić mogę nieprzytomny? Zapytał się w myślach mag. Odpowiedź nadeszła także z jego myśli: Ja Cię zmienię… rzekł Ruvulus. Po chwili po czarowniku nie było już widać nawet śladów zmęczenia. Ruvulus uśmiechnął się krzywo do swojego przeciwnika. Następnie wykrzyczał jakąś szybką formułkę zaklęcia a w jego dłoni zmaterializował się krwistoczerwony bicz. Staruch spojrzał na swoją nową broń. Odrzucił gdzieś na bok swój kostur i wymierzył pierwszy cios, który wcale niekoniecznie musiał zadać obrażenia wrogiemu czarownikowi*…


* zaklęcie to w pierwszej kolejności ma na celu wyeliminować jeden z czarów obronnych przeciwnika, jeżeli jednak takich czarów nie ma na siebie rzuconych bicz zadaje jakieśtam obrażenia
 

Ostatnio edytowane przez Donki : 10-11-2007 o 14:16. Powód: Wystąpił błąd rzeczowy ;)
Donki jest offline  
Stary 10-11-2007, 21:46   #157
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Veinsteel stał na schodach ze strzałą naciągniętą na cięciwie łuku, gdy bomba wybuchła, rozrzucając poturbowanych strażników po pomieszczeniu, z czego wstało tylko sześciu, lecz gotowych do kontrataku. Jeździec Gryfów chciał oddać strzał, ale nie miał czystej pozycji strzeleckiej, ponieważ zasłaniały mu ją głowy towarzyszy, stojących przed nim.
Błyskawicznym ruchem ściągnął strzałę z cięciwy, chwycił dwie strzały, które trzymał w zębach, po czym jedną ręką schował je do kołczanu, a drugą, założył łuk na plecy i równie szybkim ruchem wyjął miecz oraz sztylet.
Vein rozejrzał się i zobaczył Adrilę stojącą na czystej pozycji strzeleckiej oraz to jak wypuszcza strzałę, która trafiła człowieka, który upadł dogorywając.
Tantalion toczył już swój pojedynek, w którym zdawał się mieć sytuację pod kontrolą, lecz Jeździec miał większy problem niż żołnierz zakonnika.
Półelf widział biegnącego na niego, masywniejszego przeciwnika, z którym nie mógł wdać się w walkę, ponieważ nie było miejsca na pojedynek, a strażnik mógł go pokonać przez najprostsze w świecie staranowanie.
Żołnierz, który przypadł Veinowi był niezwykle barczysty ze świetnie zbudowaną muskulaturą. Ubrany był w mundur, a na nim zbroję, zaś do pasa przypiętą miał pustą pochwę, ponieważ oręż, który powinien tam spoczywać, był w rękach żołnierza.
Solidnie wykonany miecz półtoraręczny był bez problemu trzymany w jednej ręce z jednoczesnym zachowaniem pełnej swobody manewrów, zaś w drugiej spoczywała duża, stalowa tarcza.
Mimo wszystko zdawało się, że ekwipunek ten jest noszony bez większego wysiłku, a jednocześnie szczelnie zakrywał ciało człowieka, co zmniejszało do minimum szanse trafienia go.
Po wyrazie twarzy wroga widać było to, iż wie o tym, co odkrył Vein i był pewny swojej siły oraz opancerzenia.
Wszystko to było zauważone w ułamku sekundy, a zanim tamten dobiegł do Półelfa, ten zdążył już opracować plan działania, który rozpoczął się natychmiastowo.
Mniej masywny Vein biegł na strażnika, który również szarżował, tak że byli w bezpośredniej pozycji zderzeniowej, a bezgraniczne zdziwienie, malujące się na twarzy przeciwnika, sprawiło, iż Veinsteel uznał pierwszą fazę za zakończoną sukcesem.
Bieg obu stron nie trwał długo, zaś gdy zdawało się, że zderzenie jest nieuniknione, a Półelf stracił rozum, wybił się i jedną nogą wskoczył na płaz miecza, drugą na górną krawędź tarczy, a ręka prawa ręka, trzymająca miecz, blokowała ewentualne uderzenie, które nie nadeszło.
Jeździec lewą ręką, trzymającą sztylet, chwycił prawe, opancerzone ramię strażnika, na którym stanął przez chwilę na jednej ręce i błyskawicznie opuścił nogi, co sprawiło, że znalazł się tyłem do żołnierza, którego ciął z obrotu, mieczem w szyję, lecz tylko delikatnie go zranił i rozwścieczył. Manewr ten trwał mniej niż sekundę.
Teraz miał przed sobą dużo miejsca do walki ze znacznie silniejszym przeciwnikiem, więc zeskoczył ze schodów, a za nim pognał żołnierz, ale nie było to zachwycające tępo, czego się spodziewał, ponieważ im istota grubsza, większa tym wolniej się porusza. Za przykład mogą posłużyć Elf i Krasnolud, wąż i hipopotam lub lekki, lekko opancerzony Półelf i wielki, ciężko opancerzony żołnierz, zaś gdy tamten zszedł ze schodów, Vein obdarzył go pogardliwym uśmiechem, który miał sprowokować wojownika, lecz nie odzwierciedlał tego, co czuł do strażnika.
Nagle człowiek znowu rozpoczął szarżę, lecz tym razem Veinsteel stał spokojnie z opuszczonymi broniami, zaś gdy tamten miał zadać cios z biegu, Jeździec jednym krokiem uniknął jednocześnie ciosu i staranowania, po czym ciął na szyję, lecz tamten zrobił kilka kroków do przodu i miecz jedynie drasnął kark tamtego.
Strażnik odwrócił się i zaczął wyprowadzać cięcia na głowę z góry, które Półelf przyjął na swój oręż tak, że gdy ostrza zderzyły się, odgarnął je na bok, a człowiek zaatakował ponownie z obrotu na szyję, ale Veinsteel nie musiał sie blokować, gdyż tylko cofnął się, po czym wróg wyprowadził pchnięcie w pierś, na co Jeździec odpowiedział blokiem. Ustawił ostrze miecza w dół i zderzając się klingami, sprowadzając ostrze nieprzyjaciela tak, że miało przejść tuż przy boku, ale na wszelki wypadek przesunął się jeden krok w bok.
Cięcie po nogach i próba wbicia ostrza w stopę również zakończyła się niepowodzeniem, a ostatni atak był szczególnie pechowy dla rycerza, ponieważ trafił w podłogę, poprzez cofnięcie prawej stopy i kopnięcie miecza tuż przy głowicy, wytrącając go przeciwnikowi z ręki, zaś korzystając z chwili zaskoczenia, zbił tarczę i już miał przeciąć podgardle strażnika, gdy usłyszał piski, a drzwi się otworzyły, ukazując dziesięć małych pseudo-smoków.
Nagle poczuł tępy ból w miejscu, gdzie wątroby, pod którym zgiął się, a uderzenie w kark powaliło go na ziemię i jedyne co mógł zrobić to przekręcić się na plecy. Pociemniało mu w oczach z bólu, lecz nie pokazał tego, iż boli. Na dodatek czuł szarpanie w okolicach kostek.
Ten strażnik ma więcej sił niż Krasnolud, który złamał mi żebro-pomyślał, czując, że odzyskuje zdolność widzenia.
Dziwny metaliczny dźwięk rozległ się w głowie Półelfa, który nic z tego nie rozumiał, lecz olśnienie spłynęło przerażająco zimną falą.
Miecz-zdołał pomyśleć, a za chwile zobaczył jak żołnierz unosi miecz nad głowę, by zadać ostateczny cios, zaś Jeździec wiedział, iż z tą siłą oraz wagą, przykładaną do uderzenia, zdołałby bez problemu przeciąć magiczne karwasze, ręce i przy okazji przeciąć mu głowę. Jeszcze to upierdliwe szarpanie w kostce...
Pomysł narodził się w jego głowie równie gwałtownie, jak grom spadający z jasnego nieba.
Półelf zamierzał skorzystać z czegoś, co jego ojciec nazywał bezwładnością, więc szybkim ruchem uniósł nogę, nagle ją zatrzymując, a Veinsteel skrzyżował karwasze, ustawiając je tak, że pseudo-smok wylądował na nich. Ustawił ręce tak, że miecz przeciwnika stał idealnie na drodze, na której miał do pokonania smoczą łuskę, ale i to nie mogło wystarczyć, dlatego iż malutki smoczek miał ją cienką, jeszcze nie utwardzoną.
Jeździec z pomocą magicznych karwaszów ledwo zdążył ustawić ręce, gdy oręż strażnika prawie całkowicie przeciął pseudo-smoka na pół i, zgodnie z przewidywaniami, nie zwolnił znacząco, dalej grożąc Veinowi śmiercią. Mordinan musiał działać niezwykle szybko, ale wtedy kiedy, klinga będzie kończyła przecinanie stworzenia, czyli natychmiast, co też tamten uczynił. Szybko odepchnął się od ziemi lewą ręką, przez ułamek sekundy unosząc się w powietrzu, lecz nie zmarnował impetu, który wykorzystał na uchwycenie ręki wroga na nadgarstku oraz łokciu, pozwalając mieczowi przejść obok niego. Wykorzystał swoją siłę i wagę, ciągnąc człowieka w dół, co też się udało. Wróg, by nie upaść, musiał się podeprzeć rękami, a Veinsteel tylko na to czekał, zaś gdy już się stało, ponownie odepchnął się lewą ręką, a prawą nogą uderzył człowieka w plecy, wdrapując się na nie równie szybko, co zasłaniając się smokiem. Stojąc na czworaka na plecach strażnika, wyprostował gwałtownie ręce i nogi, uderzając ciałem z całym impetem, a to spowodowało, że żołnierz ugiął się trochą, co pozwoliło Półelfowi na dosięgnięcie miecza oraz sztyletu. Tym razem krótkie ostrze dzierżył w prawej ręce i błyskawicznie otoczył ręką szyję strażnika, przykładając sztylet do lewej strony szyi, a jednocześnie otoczył go lewą ręką w pasie, przycisnął mocniej sztylet i łagodnie zsunął się z pleców olbrzyma, delikatnie kładąc się pod nim i patrząc jak z gardła tryska krew.
-Nic osobistego-powiedział wysuwając się spod człowieka, trwającego w tej samej pozycji, co wtedy, gdy został pociągnięty w dół.
Mina umierającego człowieka wskazywała na przerażenie, więc Półelfowi zrobiło się go żal i rzekł:
-Pomogę ci-to mówiąc, chwycił swój miecz oburącz i wymierzył w głowę strażnika, która została oddzielona od ciała, które upadło na ziemię bezwładnie.
Nagle zorientował się, że gryzł go jeszcze jeden smok, ale teraz go nie było. Wszystkie te czynności wykonywał tak szybko, że skołowany pseudo-smok leżał na ziemi, czekając na dobicie. Niestety aktualnie miał inny problem do rozwiązania, ponieważ zobaczył jeszcze jednego smoka, lecącego wprost na niego. Kątem oka zobaczył zbiorowisko "ważek" i skoncentrowanego Aquodayro rzucającego zaklęcie, więc zrobił szybki unik przed małym smoczkiem tam, że Vein stał przodem do tyłu smoka i chwycił go za ogon obiema rękami, zakręcił się i rzucił nim w zbiorowisko pseudo-smoków, zaś za chwilę zobaczył niebieski dymek wydobywający się z palców czarownika, który otoczył stworzenia, a gdy zniknął, oczom Półelfa ukazał się lód, lecz ten nie wisiał długo w powietrzu, gdyż upadł roztrzaskując się oraz zamarzłe smoki. Został tylko jeszcze jeden.
Veinsteel podszedł spokojnym krokiem do oszołomionego smoka, przy którym ukucnął, chwycił go za głowę, po czym zdecydowanym ruchem wbił mu sztylet w podgardle, sprawiając, że mały drapieżnik umarł.
-To by było na tyle... Na razie...-mruknął.
-Czy ktoś jest poważnie ranny?-zapytał Tantalion.
-Mała rozgrzewka na początek-rzekł w odpowiedzi, rzucając bezwyrazowy uśmiech, po czym począł schylać się nad każdym z trupów wojowników, lecz żaden nie miał kluczy ani wartościowych lub przydatnych przedmiotów. Dokuczliwe szczypanie w nogach zostało szybko zignorowane przez Półelfa, który skupił się na czymś innym. Jeździec podszedł do starca, siedzącego na trupie, ze słowami:
-Skuteczne zaklęcie-rzekł do niego, a następnie usłyszał:
-Musimy się teraz śpieszyć... Na pewno już wiedzą o naszym przybyciu, więc w lochach też może być gorąco. Jeżeli nie będzie tam strażników to na pewno czeka tam mag lub dwoje. Więc to jeszcze nie koniec niebezpieczeństw dzisiaj. Ruszajmy-powiedział Corwei.
-Jest to oczywiste Corweiu, ale w razie dużej ilości przeciwników, skupionych blisko siebie, z pomocą idzie nam bardzo przydatna nauka...-uśmiechnął się tajemniczo, czyszcząc miecz i sztylet o mundur trupa żołnierza, na którym siedział starzec, po czym wstał.
-Nie mniej racją jest, że powinniśmy ruszać. Idźcie, będę na tyłach-powiedział, po czym wszyscy ruszyli, a Veinsteel trzymał się na końcu, lecz nie dlatego, że bał się iść z przodu, przeciwnie, uważał, iż z tyłu może czekać ich największe zagrożenie. Szedł cicho, nasłuchując kroków, ale ich nie było, co oznaczało, że nikt za nimi nie idzie.
Po chwili znaleźli schody na dół, do lochów, którymi podążyli. Na dole był oświetlony korytarz, przez który musieli przejść.
Czarodziej był wyraźnie zmęczony rzucaniem zaklęć, więc tępo marszu wyraźnie spadło, lecz na szczęście droga nie była długa.
Veinsteelowi wybitnie nie podobała sie cisza panująca wokół oraz brak strażników, a podejrzenia wzmocnił fakt, że gdy doszli do końca, przez okienko ukazał się Falco, którego Vein rozpoznał po tatuażu miecza.
-Jest!-powiedział cicho Corwei, a w jego głosie brzmiała radość i już miał otworzyć drzwi, a Jeździec powstrzymać go, gdy tamten zatrzymał się z wyrazem twarzy mówiącym "głupiec ze mnie", na co Półelf odetchnął z ulgą.
-Kiedy wejdziemy do środka wszyscy muszą być w pełnej gotowości. Vein, ty rozsypiesz proszek w okół niego. Jeżeli okaże się, że to nie jest Falco ty, Tantalionie postarasz się jak najszybciej zabij go. Nie możemy ryzykować-rzekł Corwei.
-Nie otwieraj tych drzwi. To nie jest Falco, czego jestem pewien. Idźmy szukać prawdziwego Falco. Zastanów się, czy prawdziwy Falco byłby zostawiony sam, bez opieki? Sam by wyszedł, a Smoczy Pan nie jest głupi, żeby myśleć, że piętnastoosobowy oddział i dziesięć małych pseudo-smoków może powstrzymać zacięty ruch oporu. Nie wchodźmy tam, bo to na pewno jest Mag, a z nim będziemy mięli problem-rzekł, ale Corwei był zdecydowany, więc Vein szybko wyjął sakiewkę, wysypał trochę proszku na rękę, lecz nie wszystko, ponieważ mógł się jeszcze przydać, po czym mieszek schował.
Otworzył drzwi i wykorzystał całą swoją szybkość, wysypując proch, który zapalił się zielonym płomieniem. Przezorny Półelf przygotował się na unik i chwycił małą buteleczkę z wodą oraz malutką sakieweczkę z rubidem. W tym samym czasie Tatnalion zareagował, lecz fala energii powaliła wszystkich, zaś Jeździec wiedział co musi zrobić. Korzystając z magicznych karwaszów, wyrzucił buteleczkę i sakiewkę, w górę, po czym błyskawicznie, zanim upadł, podparł się rękami i odepchnął niczym sprężyna, do pozycji stojącej, gdzie podskoczył, odbił się od ściany, a następnie chwycił swoją, wyrzuconą w powietrze, broń, lądując na ugiętych nogach. uważał przy okazji, żeby nawet ziarenko nie wysypało się i kropla nie uroniła.
Mag, jak słusznie przewidywał Vein, był wysokim, bladym człowiekiem o ciemnych, nienawistnych oczach.
-Głupcy...-powiedział, rozpoczynając szybką inkantację czaru. Corwei rzucił się na Maga, ale za chwilę został rażony pociskami i wylądował nieprzytomny na ścianie. Korzystając z zamieszania, stworzonego przez wojownika, rzucił buteleczkę, która roztrzaskała się pod nogami Maga i już miał rzucić sakiewkę, gdy zobaczył atak ze strony Tantaliona oraz jego tarczę, lecącą na Czarownika.
W rękach Aquodayro pojawił się krwistoczerwony bicz, którym zaatakował wroga.
Vein spojrzał, że wszyscy mają jednakowy czas przebycia drogi dzielącej ich od Maga, lecz Adrila nic nie robiła, Peredhil również.
Veinsteel szybko zdjął łuk, chwycił trzy strzały, z czego dwie włożył pomiędzy zęby, a jedną naciągnął na cięciwę, wycelował i wystrzelił w Maga, błyskawicznie naciągając drugą i celując, a tą również wystrzelił, zaś gdy wycelował, trzecia również poszybowała w stronę Maga, Półelf spojrzał na efekt. Jeżeli czarodzieja dało się bez problemu zranić, gdyż nie chroniła go magia, a Aquodayro i Tantalion mogliby uciec, rzuci sakieweczkę z rubidem.
Jeśli uzna, że nie zdążą uciec, spróbuje swoich sił w walce wręcz, lecz jeżeli będzie chroniony przez magię, będzie starał usunąć się i obmyślić podstęp lub inny plan działania.
Wszystko to działo się niezwykle szybko, a działania modyfikowane było tak, by większość z nich skupiała się na magicznie przyspieszonych rękach oraz ograniczona do niezbędnego minimum tak, że prędkość była naprawdę oszałamiająca.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-11-2007, 20:10   #158
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Tarcza Tantaliona minimalnie przeleciała obok maga i obiła się głośno o ścianę za nim. Jego atak od lewej strony okazał się zupełnie nie udany, ponieważ mag zdążył aktywowac czar ochronny zabezpieczający go przed obrażeniami mechanicznymi. Na szczęście Aquodayro, udeżając go swoim magicznym biczem, osłabił czar prawie go niwelując. W tym momęci strzały Veinsteela świsneł w powietrzu kierując się na swój cel.
-NIEEE !!!-wrzasnął przerażająco mag a w jego oczach ukazał się obłęd. W mgnieniu oka przeteleportował się kawałek dalej, gdzie znowu odmówił szybką litanię i wystrzelił po całym pokoju grad małych pocisków. Jeden z nich przebił lewe ramię Veina na wylot, reszta została mocno pokiereszowana (nacięcia, i trochę głęgsze rany). Walka toczyła się jeszcze przez jakiś czas w tym samym schemacie: drużyna atakowała, mag odpowiadał furią. [Opiszcie wasze akrobacje itp. ]. W końcu mag sam się pogrążył robiąc krok w tył i potykając się o leżącego, rannego Corwei'a. Przyjaciele wspólnie zakończyli dzieło. Mag nawet przy przyjmowaniu ostatniego ciosu wrzeszczał przerażające obietnice. Smoczy Pan postarał się aby znaleśc takiego strażnika.

***

Corwei obudził się zaraz po zakończeniu walki.
-Dobrze się spisaliście, gratuluję. Teraz musimy znaleśc Falco, według mnie gdzieś w tej celi jest ukryte przejście przez które do niego dotrzemy.-powiedział rozglądając się po celi.
Nagle usłyszeli głosy dobiegające ze wejścia na schody, piętro wyżej.
-Ustawic się w szyki, przygotowac się. Mamy doczynienia z wyszkolonymi przestępcami. Nie okazywac im litości, chcę widziec ich głowy pod moimi stopami w przeciągu 20 min. !!-usłyszeli rozkazy wydawane żołnierzom.
-Veinsteelu, jeżeli możesz walczyc, idź z Tantalionem i odpierajcie ich najdłużej jak się da, powoli przesuwajcie się do tyłu. Daj mi tylko proszek do teleportacji. Jeżeli twoja ręka nie jest w najlepszym stanie, Perendhil pójdzie za ciebie.-po tych słowach rozpoczął przeszukiwanie pokoju, ścian, podłogi.
Tantalion wraz ze swoim towarzyszem ustawili się w wąskim korytarzu czekając na nadchodzących żołnierzy.
W pewnym momęcie Adrila znalazł luźną cegłe którą pociągnęła. Nagle kawałek ściany obok objunął sięw dół. W małym pomieszczeniu na wisiał na łańcuchach Falco. Pobijany i raniny wielokrotnie. Corwei podszedł do niego ostrożnie i wypowiedział cicho początek jakiegoś wiersza. Męczennik uniósł lekko głowę i dokończył.
-Przyjacielu, zabierzemy cię z tąd-odczepił Falco od łańcuchów i pomógł mu wyjśc do pierwszego pomieszczenia. Kazał stojącej tam dwójce go pomóc mu stac a sam rozsypał proszek do teleportacji w około ich.
-Tantalionie! Chodźcie, uciekamy!-dwójka wojowników wbiegła w okrąg w ostatniej chwili gdy Corwei kończył słowa jakiegoś czaru. Nagle wszystko stało się ciemne. Dopiero po chwili wszystkich ocucił odrażający zapach ścieków i wszystkiego czego człowiek nie chce wąchac.
 
Zak jest offline  
Stary 13-11-2007, 22:37   #159
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Veinsteel widział jak tarcza Tantaliona minimalnie chybia celu i głośno odbija się o ścianę za nim, a Mag zdążył dokończyć czar, który aktywował tarczę przed obrażeniami fizycznymi, co uniemożliwiało zakonnikowi oddanie ciosu, a w tym samym czasie Vein naciągnął strzałę na cięciwę i wycelował, lecz nie musiał długo czekać, gdyż bicz Aquodayro prawie zniwelował osłonę, a gdy osiągnął cel, strzała poszybowała, a za nią dwie kolejne, jedna po drugiej.
-NIEEE!!!-krzyknął Mag, ukazując obłęd w jego oczach, po czym teleportował się kawałek dalej, gdzie wymówił szybką inkantację, a w powietrzu pojawiły się małe pociski, a jeden z nich szybował wprost na serce Półelfa, który oceniając prędkość z jaką pocisk leciał, wywnioskował, że miałby szansę przebić jego zbroję i dotrzeć do serca. Szybko upuścił łuk, a przede wszystkim usunął nogi z ziemi, zaczynając spadać, zaś w locie pocisk trafił w ramię Jeźdźca i przebił je na wylot. Na domiar złego Vein wylądował właśnie na lewym ramieniu, ale szybko odepchnął się prawym i sprężyście powrócił do pozycji stojącej, wyciągając miecz oraz sztylet. Skrzywił się delikatnie, patrząc czy zbroja jest w całości, co było jego jedynym wyrazem, jaki przebiegł mu przez twarz od chwili ostatniego skrzywienia się z powodu złamanego żebra.
Mogę ruszać ręką, czyli kość nienaruszona, zbroja nieuszkodzona-pomyślał błyskawicznie i z taką też prędkością skoczył na Maga, który odepchnął go pociskiem energii i skierował w przeciwną stronę, lecz Półelf w momencie lądowania nie upadł, stając stabilnie na nogach, a mając stabilny punkt oparcia, ponownie przystąpił do ataku.
Rzucił sztyletem, po czym natychmiast pobiegł w kierunku Maga z mieczem w ręku, ale tamten znowu teleportował się kawałek dalej, a Vein złapał swoją broń w powietrzu.
Mag odpowiedział kontratakiem w postaci przywołania lin, mających zacisnąć się na Półelfie i zmiażdżyć go. Uchronił go przed tym losem przewrót w bok, w prawą stronę, ale od teraz miał dwóch przeciwników.
Nagle pomysł zaświtał w głowie Veinsteela, którzy rzucił spojrzenie na obłąkańca, lecz już po chwili zrezygnował z niego.
Nie uda mi się do niego podejść, by nasłać na niego jego własną linę, gdyż zanim do niego dotrę, zdąży zareagować, a wtedy mogę nawet zginąć. Mogłoby się udać, gdybym miał nagolenniki Tantaliona-pomyślał, wykonując salto w tył.
Kolejny pomysł nawiedził umysł Jeźdźca, który unosząc nogę, usunął się z drogi wściekłemu, nieżywemu napastnikowi i popędził do drzwi, które otworzył, wyślizgnął się, a następnie zamknął. Usłyszał jak coś z impetem huknęło w drewno, lecz nie zatrzymywał się, biegnąc tam, skąd przyszedł.
Jego towarzysze mogli to uznać jako ucieczkę, ale pomysł ten wymagał środków do wykonania go.
Szybko wbiegł na schody, podążając do wyjścia z lochów. Wtem dostrzegł ślady masakry, które zostawili za sobą, a następnie chwycił pseudo-smoka, którego zabił, przewrócił na grzbiet, wyrwał swojemu byłemu, masywnemu wrogowi, miecz półtoraręczny. Półelf wzmocnił uchwyt na rękojeści i całym ciałem, używając również magicznych karwaszów, uniósł miecz nad głowę i szybko spuścił miecz na smoka, korygując lot ostrza tak, że trafiło idealnie pośrodku stworzenia, otwierając go.
Widok małego smoka nie był fascynujący, lecz Vein widział gorsze rzeczy, więc nie sprawiło mu różnicy patrzenie na to.
Nie czekał ani chwili, schylając się nad potworkiem, któremu w rogach przeciętego siała, umieścił ciężkie tarcze strażników, a następnie jednym cięciem oddzielił narządy od skóry, po czym spojrzał na żołądek, z zadowoleniem stwierdzając, że jest nieuszkodzony.
Jeździec podniósł go do góry, chwytając własny sztylet, którym odciął spory fragment przewodu pokarmowego, wiążąc go na ciasny węzeł. To samo uczynił z drugiej strony, odcinając spory kawał grubego munduru, w który owinął żołądek, chowając go do swojego woreczka. Błyskawicznie odciął kolejny kawał munduru, którym w pewnym stopniu wysuszył skórę z krwi, po czym chwycił ją w rękę, a sztylet i swój miecz, schował, przywłaszczając sobie ciężkie ostrze półtoraręczne. Czynności te nie trwały dłużej niż minutę, a Veinsteel zbiegł jak najszybciej mógł, wlokąc za sobą solidny miecz, dzwoniący stalą podczas zeskakiwania po kilka stopni, ze schodów.
Z daleka słyszał odgłosy walki, co znaczyło, że wszyscy jeszcze żyją, co natchnęło Półelfa nowymi siłami.
Przemknął korytarzem z nadzwyczajną prędkością, zaś gdy dobiegł do drzwi, chwycił mocniej rękojeść, stanął za nimi, postawił miecz głownią do góry, utrzymując ją w pozycji pionowej, jednym palcem, a następnie gwałtownym ruchem otworzył drzwi.
Tak jak Vein myślał, lina czekała tylko na to, by otworzyć drzwi i dopaść swój cel, który magicznym sposobem wyczuwała, lecz pomyliła Jeźdźca z mieczem półtoraręcznym, oplatając się ciasno wokół niego.
Oby tylko nie puściła-pomyślał, wpadając do pomieszczenia z mieczem wroga w ręku, a następnie upuścił go.
Jak się również spodziewał, na wejściu czekał go pocisk ze strony Maga w postaci kuli ognia, przed którą się zasłonił skórą smoka.
Może i nieutwardzona, ale swoje funkcje spełnia-pomyślał, uśmiechając się podczas wyjmowania swojego ostrza.
Półelf ruszył w kierunku wroga wolnym krokiem, by nie trafić przez przypadek na jakiś niebezpieczny pocisk lub inną sztuczkę. Ceną za to były częste zasłony skórą smoka.
W stronę Veinsteela leciały rozmaite rzeczy taki jak sople lodu, lodowe igiełki, jakieś gazy, lecz nic z tego nie powstrzymało marszu śmierci w wykonaniu Mordinana, zbliżającego się nieubłaganie do Maga, który równie powoli zaczął się cofać.
Vein nie zwracał uwagi na ataki Tantaliona. Wydawało mu się nawet, że widzi Aquodayro z biczem w ręku oraz jakąś strzałę, lecz niczego pewien nie był, gdyż skupił się na czarnych oczach, czytając w nich jak w otwartej księdze. Jego logika i zdolność przewidywania kolejnych kroków przeciwnika, potwierdzały oczy swojego wroga. Co prawda nie potrafił tego robić za pomocą magii, ale polegał na najbardziej prymitywnych reakcjach odruchowych, które posiadała każda istota żywa.
Ruch gałek ocznych wskazywał gdzie przeciwnik uderzy, więc gdy przeciwnik kończył inkantację zaklęcia, osłona ze skóry smoka była już tam, gdzie miał uderzyć pocisk.
Nagle Magowi przyszło do głowy zaklęcie, którego Półelf się nie spodziewał, a mianowicie elektryczny pocisk.
Veinsteel widział, że kolejny czar zaatakuje go na wysokości serca, zaś gdy inkantacja dobiegła końca, z rąk wroga wystrzeliła szybko pędząca kula elektryczna. Oczy Półelfa rozszerzyły się, gdyż wiedział, że elektryczność bez problemu przejdzie przez skórę, przechodząc na ciało, które stanie się tylko drogą do ziemi.
Nim Jeździec zdążył zareagować, kula trafiła prosto na skórę smoka, a następnie ładunek elektryczny przeniósł się na ciało Veina, napinając boleśnie każdy mięsień i powodując niemożność ruchów. Nawet powieki nie słuchały poleceń umysłu, który również zostało porażony, lecz na szczęście po niedługiej chwili elektryczność odpuściła.
Rozluźnione mięśnie zapragnęły odpoczynku, chociażby poprzez uklęknięcie, ale siła woli Veinsteela nie pozwoliła na to, utrzymując go w pozycji stojącej. Co więcej, odrzucił skórę pseudo-smoka i wyjął sztylet, z którym ruszył już szybkim, nieco kanciastym krokiem, na Maga, którego twarz wyrażała ogromne zdumienie, co pokazywało, iż wiedział, co powinno spowodować zaklęcie.
Płynność ruchów była odzyskiwana z każdym krokiem, a jego czarne, zimne oczy porażały tak bardzo, ze niemożliwością zdawała się jakakolwiek Elfia krew płynąca w nim.
Czarownik cofał się, a Półelf widział z boku Tantaliona wraz ze swoją kataną oraz Aquodayro i Peredhila. Być może Adrila stała z tyłu z napiętym łukiem, czekając na czystą pozycję strzelecką.
Veinsteel widział delikatne ślady zmęczenia, spowodowane rzucaniem wielu zaklęć, lecz bez wątpienia dalej był zdolny do obrony, więc trzeba było szybko go unicestwić.
Nagle Jeździec zauważył leżącego Corweia, więc przyspieszył, chcąc by tamten cofał się trochę szybciej, ale również nie za szybko, ponieważ ludzkim odruchem jest wtedy spojrzenie do tyłu, chcąc uniknąć ewentualnych przeszkód.
Należało trafić w odpowiednią prędkość, by czarodziej nie zdążył otrząsnąć się z szoku, zmęczenia i innych odczuć powodujących niemożność rzucenia czaru obronnego, ale również, by nie patrzył pod nogi, cofając się.
W tym samym czasie Półelf starał się choć trochę odpocząć, ponieważ przebite na wylot, krwawiące ramię ujmowało mu sił, a także było powodem bólu, powiększonego przez pocisk elektryczny.
Nie mniej jednak z twarzy nie pokazującej emocjo oraz zimnych oczu nie dało się niczego wyczytać. Swoboda ruchów, ich płynność oraz sposób poruszania się, nie wskazywał na choćby najmniejszy ból, nie zdradzały zmęczenia ani niczego, co mógłby wykorzystać lub uzyskać przez to przewagę.
Oddech był spokojny oraz regularny, co sprawiało wrażenie, że Vein jest wypoczęty.
Serce biło naturalnym rytmem, co również nie pokazywało najmniejszej utraty sił.
Dzięki chwili, w której nikt nie walczył, mógł wyłączyć swój mózg na ból, pozwolić go zignorować i nie dopuszczać poprzez koncentrację na czymś innym.
Mordinan szedł dalej płynnym, szybkim krokiem, mając nadzieję, że pozostali zrobią to samo. Kątem oka obserwował zbliżające się nogi nieprzytomnego Corweia, lecz nie dał tego po sobie poznać.
Nagle Mag potknął się i upadł. Wszystko to trwało zaledwie chwilę nie dłuższą niż pięć sekund. Gdyby wszystko działo się dłużej, czarownik "oprzytomniałby", lecz coś jeszcze było nie tak.
Uszu Półelfa dobiegł dźwięk rozwiązywanego węzła i brzęk stali o kamienną podłogę, a Vein wiedział co to znaczyło, nie musząc patrzeć do tyłu. Lina rozwiązała się z miecza i poszybowała z ogromną prędkością w kierunku Veinsteela, który tylko nasłuchiwał, zaś gdy była już tak blisko, że prawie dotykała jego pleców, postawił krok prawą nogą tak, że stał obecnie bokiem do tego, do czego przed chwilą stał tyłem, a lina uderzyła w ścianę opadając na nogi czarownika, którego natychmiast oplotła całego.
-No proszę, jednak wytrzymała-powiedział z uznaniem, widząc niezdrową, czerwoną barwę na twarzy Maga, ale tamten nie zamierzał się poddawać i wypowiedział inkantację kolejnego czaru, który rozerwał linę na strzępy.
Veinsteel niestety dla czarodzieja, przygotował się na taką ewentualność już podczas, gdy pierwsze słowa czaru wypłynęły z ust wroga, zaś gdy sznur zniknął, Vein przykucnął, zatapiając miecz w brzuchu przeciwnika, a następnie płynnym ruchem przeciągając w kierunku głowy i otwierając ciało.
Przebity żołądek sprawił, że kwas będący w nim rozlał się, paląc wnętrze wroga. Kość klatki piersiowej była całkowicie odsłonięta.
Na odchodne, Mag wrzeszczał porażające obietnice, lecz Półelf spojrzał tylko na niego z politowaniem i szybkim ruchem rąk sprawił, że miecz zatoczył pełne koło, ucinając głowę obłąkańcowi.
Veinsteel wstał, chwytając trupa za nogi i odciągając go pod przeciwległą ścianę, a głowę kopał butem. Spojrzał jeszcze raz w otwarte wnętrzności, patrząc jak dzieła zniszczenia dopełnia własny organizm nieboszczyka, a konkretnie kwas żołądkowy, po czym podszedł do Corweia i usiadł przy nim, chowając ostrza.
-Tak. To była walka właściwa, ale specjalnie trudne to to nie było. Smoczy Pan musi się bardziej postarać, żeby mnie zabić-powiedział obojętnym tonem wkładając i wyjmując palec z własnej rany, którą się zaczął bawić.
Nagle podszedł do niego Tantalion, kładąc jedną dłoń na czole Półelfa, a druga na ramieniu. Zakonnik zamknął oczy, mamrocząc jakąś formułkę, a Vein czuł jak mu się wszystko zaczyna zrastać, a siły wracały.
Po zakończonym zaklęciu, Łowca wstał, a "pacjent" powiedział tylko:
-Dziękuję.
Po chwili Corwei zaczął się ruszać, co wskazywało na to, iż za moment się obudzi, a tak też się stało. Człowiek wstał, rozejrzał się i już wiedział, że walka przebiegła pomyślnie.
-Dobrze się spisaliście, gratuluję. Teraz musimy znaleźć Falco, według mnie gdzieś w tej celi jest ukryte przejście przez które do niego dotrzemy-rzekł, gdy w pełni oprzytomniał, rozglądając się po celi.
Nagle krzyki rozległy się, jak oceniło ucho Półelfa, przy schodach na piętro.
-Ustawić się w szyki, przygotować się. Mamy do czynienia z wyszkolonymi przestępcami. Nie okazywać im litości, chcę widzieć ich głowy pod moimi stopami w przeciągu 20 minut!!!-wrzeszczał głos, a Vein zaśmiał się lodowato.
-No cóż, trochę się pomylą-powiedział mroźnym głosem, wstając.
-Veinsteelu, jeżeli możesz walczyć, idź z Tantalionem i odpierajcie ich najdłużej jak się da, powoli przesuwajcie się do tyłu. Daj mi tylko proszek do teleportacji. Jeżeli twoja ręka nie jest w najlepszym stanie, Perendhil pójdzie za ciebie-polecił Corwei.
-Oczywiście, że mogę walczyć. Nawet sam-powiedział, wyjmując tobołek z woreczka przy pasie, a następnie szybko położył na ziemi, rozwijając go. W środku, na kawale munduru, zabarwionym krwią od środka, leżał żołądek małego smoka.
Spojrzał na wszystkich, a oni patrzyli na jego zdobycz, na co Veinsteel zareagował bezwyrazowym uśmiechem.
Błyskawicznym ruchem wyjął sztylet i naciął głęboko powłokę tak, że prawie przebił się do środka, po czym ponownie schował ostrze.
-Teraz nie dotykajcie się do tego-powiedział, wynosząc delikatnie organ na zewnątrz, gdyż wiedział, iż mały wstrząs może przerwać, cienką teraz powłokę ochronną.
Łowca wyszedł za nim, chwytając katanę.
-Schowaj broń i chwyć lepiej pochodnię-powiedział odkładając żołądek, a następnie wyjął dwie bombki "domowej roboty", odłożył je, włożył rękę do woreczka i wyjął garść proszku, rozsypując go w kupce kawałek dalej. Następną dokonaną przez niego czynnością, było chwycenie butelki z wodą i rozlanie jej na podłogę, po czym zakręcił butelkę i schował ją. Wziął do rąk ponownie bombki, które jeszcze raz odłożył, by pospiesznie zacząć gasić wszystkie pochodnie jakie były, oprócz jednej, tej, którą trzymał zakonnik, a następnie ponownie wziął bomby. Pochodnie zgasił po to, by ewentualne jednostki strzelające musiały działać na oślep, co zmniejszało szansę trafienia, a wąski, niezbyt wysoki korytarz jeszcze bardziej utrudniał zadanie. Ogień mógłby też ujawnić kałużę, co obróciłoby część planu wniwecz, lecz Vein tak go skonstruował, ze gdyby jeden element zawiódł, zawsze pozostanie dalsza część, przebiegająca bez zakłóceń.
-Radzę się wam pospieszyć!-powiedział do towarzyszy.
-Tantalionie, stań za mną z pochodnią. Bądź gotów przypalić lont na mój znak. Nie mów nic, ja się wszystkim zajmę-mruknął, obserwując ruchy na końcu korytarza. W głowie Półelfa właśnie wykrystalizował się cały, misternie ułożony plan.
-Nie świeć pochodnią na wodę-dodał, wyjmując dwa malutkie zawiniątka z rubidem. Jego elfie oczy widziały dokładnie, gdzie jest woda, ocenił odległość, wagę pakunków i doszedł do wniosków, z jaką siłą oraz prędkością powinien wyrzucić je, by trafiły celu.
Nagle dostrzegł ruch na końcu korytarzu. Żołnierze szybko zbliżali się do nich, ale Veinsteel nie był pewny czy nie mają łuczników lub kuszników w swoich szeregach, więc powiedział z daleka.
-Poddajemy się!!! Nie atakujcie, poddajemy się!!!-krzyknął ponownie, a w ciemnym korytarzu dostrzegł zaskoczone twarze.
-Poddajemy się!!! Nie chcemy ginąć, a zbyt wielkich szans nie mamy. Szczerze mówiąc, żadnych szans nie mamy, więc nie zabijajcie nas!-powiedział głośno, widząc jak strażnicy idą coraz wolniej, aż w końcu zatrzymali się z podejrzliwymi minami.
-Zabiliśmy już oddział strażników, maga i jesteśmy zmęczeni, ranni, mieliśmy tylko jedną bombę, brak nam strzał, miecze nam ciążą, a Falco dalej nie ma i przybyliście wy-powiedział zrozpaczonym tonem.
-Mam już dosyć-zakończył łamiącym się głosem, spuszczając głowę, ale tak, by nie stracić niczego z oczu.
-Mądrze, mądrze-powiedział dowódca, zbliżając się wraz z pozostałymi, a Półelf, widząc to, poklepał sakiewki palcami, dając znak do podpalenia, co też Łowca zrozumiał i wykonał, a Veinsteel wyciągnął jedną malutką sakieweczkę z rubidem.
Nagle, bez ostrzeżenia, rzucił pakuneczkiem, z wymierzoną siłą i prędkością, prosto w wodę, co spowodowało pięć razy większy wybuch niż jedna bomba prochowa.
Lonty spaliły się już w ponad trzech czwartych długości, więc Jeździec rozpoczął rzucanie na większy dystans, po jednej, a każda, upadając wybuchała zabijając wielu na raz, a gdy wyrzucił trzecią, przyszła kolej na żołądek, który chwycił powoli i delikatnie.
W tym czasie nadbiegali kolejni strażnicy, w których rzucił organem pseudo-smoka.
Każdy wiedział, że w żołądku znajduje się silnie żrący kwas żołądkowy, będący rozcieńczonym kwasem solnym, ale smoki mają jeszcze bardziej żrącą substancję, dlatego też korzystał z tego teraz.
Organ poszybował, wyrzucony w powietrze, odpowiednim sposobem, by nie rozleciał się od razu, lecz dopiero po chwili, co też się stało, zalewając pierwsze szeregi substancją z żołądka małego smoka.
-Adrilo, weź moje strzały!!! Leżą tuż przy ścianie przeciwległej do drzwi!!!-krzyknął do dziewczyny, chwytając pochodnię od Tantaliona, a następnie podbiegając do proszku i podpalając go.
Dało to gęsty, duszący dym, w którym prawie dało się pływać. Nawet Elfie oczy nie widziały co jest za nim, a tym bardziej, że panowały tam ciemności.
-Tantalionie! Chodźcie, uciekamy!-zawołał Corwei, a Półelf rzucił pochodnią, trafiając w coś metalowego i pędząc do kręgu, w który praktycznie wskoczył, gdy człowiek wypowiadał ostatnie słowo zaklęcia.
Nagle wszystko stało się ciemne, a w nozdrza uderzył przykry, znajomy zapach ścieku, w którym kiedyś był.
-Mamy teraz dwie drogi. W górę-powiedział, pokazując drabinę prowadzącą do wyjścia ze ścieków.
-Prowadzi ona niedaleko pałacu, w pobliżu którego znajdują się ciemne alejki-objaśnił.
-Oraz w przeciwnym kierunku, wgłąb kanałów-rzekł, po czym dodał:
-Ja osobiście wybrałbym zapuszczenie się dalej, gdyż jest tam więcej wyjść oraz labirynty, w których można zgubić ewentualny pościg. Pierwsze wyjście prowadzi przez studzienkę, do której prowadzi spływ wodny. Około metr wysokości i szerokości, jednakże Tantalion może mieć problemy z wygięciem się przy wyjściu, przez co stanowi ostatnią drogę ucieczki. Dalej, po labiryncie, jest droga ucieczki z miasta. Tunel prowadzi poza jego mury. Jest tam też trzecia droga, prowadząca do pałacu i czwarta, prowadząca jeszcze niżej, gdzie znajduje się kręty labirynt-odkąd znaleźli się w kanałach, mówił tak cicho, że musieli się nachylać, by cokolwiek usłyszeć. Nawet echo potęgujące słowa Półelfa, nie było w stanie sprawić, by dał się usłyszeć najlżejszy szmer.
Nagle poczuł coś dziwnego. Było to coś, czego wybitnie nie lubił, gdyż nie wróżyło niczego dobrego.
-Musimy poruszać się i mówić wybitnie cicho, gdyż czuję, że coś jest nie tak. To może być nawet borsuk i nie podoba mi się to-mówił jeszcze ciszej, rzucając oczami w każdy ciemny kąt.
-Peredhilu, tutaj najbardziej liczę na ciebie. Jako, że jesteś Półelfem, masz wzrok i słuch równy mojemu i mocniejsze niż pozostali. Nie wolno wywoływać światła. Teraz kolejność. Ja prowadzę, ponieważ już tutaj byłem i tylko ja znam moje oznaczenia, ponieważ nie dość, że są w języku elfów, to jeszcze są literami. Za mną pójdzie Adrila z łukiem, za nią Tantalion, osłaniający Falco, który pójdzie za nim. Kolejny Corwei osłania go od tyłu, Aquodayro z magią, a na końcu Peredhil, jako, że potrafi dostrzec więcej. Czarodzieju, wiem, że wysiliłeś się już dzisiaj wystarczająco, ale będziesz nieocenioną pomocą.
Bardzie, jeżeli ewentualny atak nadejdzie z tyłu, będziesz musiał go przyjąć na siebie i tutaj właśnie, Aquodayro, byłbyś najbardziej przydatny, gdyż osłaniasz Peredhila i Corweia. Jeżeli jednak atak nadejdzie z przodu, ja przyjmę na siebie cały impet, a osłaniać mnie i Tantaliona będzie Adrila, strzelając z łuku. Falco wyłączony z bitwy, gdyż jest zbyt słaby. Corweiu, Tantalionie, właśnie wam przypadnie w udziale ochrona Falco.
Peredhilu, uważaj na wszystko, co dzieje się z tyłu. Adrilo, dziękuję za przyniesienie strzał. Aquodayro, bądź gotów do rzucenia niewidzialności w każdej chwili, jeżeli dasz radę
-mówił cicho, a na końcu odebrał strzały od dziewczyny, wkładając do kołczanu.
-Mówcie, gdzie chcecie iść. Ja proponuję zagłębić się w kanały-mruknął wcale nie głośniej niż miały ton poprzednie wypowiedzi.
Jeżeli zdecydują się mimo wszystko wyjść bliższym wejściem, Veinsteel, spojrzy przez otwory, a jeżeli nikogo nie będzie, poprosi cicho starca o rzucenie niewidzialności na wszystkich, po czym delikatnie odsunie właz, wyglądając, już jako niewidzialny, czy nie ma szpiegów, strażników lub innych przeszkód, jeżeli nie ma, pyta Corweia gdzie iść i tam właśnie podąża najciemniejszymi uliczkami.
Jeżeli jednak wybiorą zagłębienie się w kanały i wyjście pierwsze, wczołga się tam i sprawdzi czy nikogo nie ma. Jeśli nikogo nie będzie, wyjrzy i wyjdzie jako niewidzialny.
Jeżeli wybiorą drogę za miasto, poprowadzi ich tam, a następnie jako niewidzialny wyjrzy i jeśli nikogo nie ma, wyjdzie.
Cały czas miał zamiar uważać najbardziej jak potrafi i mieć oczy dookoła głowy, wyłapywać każdy dźwięk, wyczuwać ewentualnych przeciwników nosem i przeczuciami.
Jeżeli będą ich ścigali, zaprowadzi drużynę do pierwszego labiryntu z wyjściem, a jeżeli tam nie uda się zgubić ewentualnego pościgu, poprowadzi ich na poziom niżej, gdzie przejdą przez labirynt, a następnie wyjdą, przejdą ponownie przez pierwszy do wyjścia, gdzie jeśli będą strażnicy, poprosi starca o rzucenie niewidzialności i wyjdą.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 18-11-2007, 17:21   #160
 
Zafrire's Avatar
 
Reputacja: 1 Zafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znany
Kobieta jak w transie patrzyła co się dzieje w okól niej. Atak na maga: nieudany, a ona stoi i się patrzy. W końcu postanowiła coś ze sobą zrobić. Z pleców ściągnęła łuk i napięła cięciwe. Ręce jej drżały a w oczach można było dojrzeć przerażenie, stała i celowała w maga, jednak cały czas ktoś zasłaniał jej cel. Wiedziała, że przez przypadek mogłą trafić w któegoś z towarzyszy. Zrezygnowana odłożyła łuk. Znowu działo się to co wcześnie, nie wiedziała co ma robić. Poszukała wzrokiem barda, jednak oczy zaszły jej łzami i nie udało się jej w tym motłochu go zobaczyć. Później znowu czarna dziura w pamięci, jedyne co pamięta to martwe ciało maga. Zaraz po tym obudził się Corwei. Adrila sama nie wiedząc czemu przestawałą mu ufać. Coś jej mówiło, że on nie ma do końca czystych zamiarów. Jednak nic nie powiedziała nie była w stanie, a poza tym to tylko jej przypuszczenia, za które raczej by ją wyśmiali. Kolejne wrzaski, kolejne groźby w ich stronę. Czas uciekać... Jednak najpier trzeba znaleźć Falco. Nerwowe poszukiwania, strach o przyjaciół, w pewnym moemenci myśl o śmierci, co będzie jeśli go nie znajdą, co będzie jeśli jednak ich zabiją... Nagle luźna cegła, którą Adrila pociągnęła w swoją stronę. Otworzyła się ściana, a jej oczom ukazał się człowiek na łańcuchach, ranny, widok kolejnej zmasakrowanej postaci uderzył ją w twarz. Ręce znowu zaczęły drgać, ale niepewnym głosem zawołała resztę. Corwei powiedział jakiś wierszyk a postać na łańcuchach go dokończyła. A więc jeśłi mu wierzyć znależli Falco. Teraz kolejna myśl wpadła jej do głowy, "dlaczego?" po co ona tu przyszłą? przecież nawet go nie zna, a z ruchem oporu nie ma nic wspónego. Teraz przez to wszystko musiała kogoś zabić i patrzeć jak inni robią to samo. Widziała jak umiera jej towarzysz podróży, co z tego że go nie znałą, ale to z nim podróżowała. To wszystko odbiło się na jej psychice, jednak ni eudało się jej zmienić, dalej cierpiała i była wystraszona. Myślałą, że uda jej się zapomnieć o rodzinie, jednak to co się działo tylko pogłębiało te myśli. Teraz wiedziała tylko, że Veinsteel poprosił ją o zabranie jego strzał, wiedziała, że je wzięła jednak nie wiedziała kiedy, poprostu nagle znalazł się w jej kołczanie. Później poczuła ciężar Falco na swoim ramieniu, pomogła mu żeby się nie przewrócił. W pierwszej chwili ugięły się opd nią nogi, ale zaraz się opanowała i już stała czekając na teleportacje. Nagle byli już w kanałach. JEdyne co zrozumiała z tego co Veinsteel mówił to to że miała iść za nim z łukiem. Posłusznie ściągnęła broń z pleców i wyciągnęła strzałę, narazie jej nie naciągała, a po jej policzkach znowu spłynęły dwie łzy.
 
__________________
Irokez lub glaca to powód do dumy...
Zafrire jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172