Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2007, 21:03   #100
kitsune
 
kitsune's Avatar
 
Reputacja: 1 kitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwukitsune jest godny podziwu
Stare Miasto, barykada na ul. Długiej 1 IX 1944 20.00-20.20.

Silnik czołgu huczy głucho, pobrzękliwie. Ziemia drga pod ciężarem. Za nim widać zgrabione sylwetki grenadierów pancernych. Już minęli stanowisko Jerzyka, minęli także gruzy. I nagle seria z karabinu maszynowego. Grenadierzy kryją się po drugiej stronie czołgu. Kilku z nich wije się na ziemi. Pociski Dzika grzechoczą teraz po pancerzu czołgu. Ciężka maszyna zawraca nagle w miejscu, obraca wieżę. Strzał jednak nie pada. „Tygrys” toczy się wprost na ruiny, w których leży Dzik. Karabiny maszynowe zieją ogniem. Czołg wspina się na bliskie usypisko. Gąsienice jak wężowate cielsko pełzną po gruzach. Tępy stukot. Ściana wypalonego domu zachwiała się i w tumanie pyłu wali się z głuchym łoskotem. Chcę biec na pomoc Dzikowi. Ogień nieprzyjaciela jest jednak tak silny, że nie sposób podnieść głowy. Spod zawaliska wycofuje się teraz czołg. Kołysze się. Ledwie go widać w chmurze gęstej kurzawy. Wtem błysk. Jeden, drugi. Po chwili trzecia. Wśród kurzu przebija się płomień.
S. Komornicki, Na barykadach Warszawy, s. 323.]


Jedzie. STUG rusza stosie gruzu, przez chwile balansuje na stromej skarpie, ale zjeżdża w dół. Zatrzymuje się. Strzały z działa 75 mm mija o włos szczyt barykady „Wiernego” i eksploduje kilkadziesiąt metrów za nią pośród ruin. Wóz dojeżdża do Nowomiejskiej i obraca się frontem do barykady. Za jego kadłubem kryją się Niemcy w plamiastych panterkach. Oficer rzuca rozkaz i rozsypują się tyralierą pośród ruin. Kolejna grupa prowadzi mozolny atak przez zasłaną gruzem Mostową. Obsada barykady czeka, tylko „Daniel” ściąga kolejnego oficera. Osierocony oddział momentalnie zalega wśród morza płonących gruzów. Ta dziwna desperacja, pozbawiona strachu, pełna goryczy przepełnia obrońców stanowisk na Długiej. Monstrum z moździerzem ogromnego kalibru o dziwo trzyma się z tyłu. Jego pancerz wydaje się nie do ruszenia, jednak wóz nie zamierza ruszyć w stronę barykady. Jego obecna pozycja uniemożliwia skuteczny ostrzał stanowisk na Długiej, co innego jednak z ruiną kościoła, gdzie gnieżdżą się ludzie „Kmicica”. Obok wozu pancernego przebiega kolejna grupa Niemców, kilku z nich przenosi ciężki karabin maszynowy. Szturm nasila się.


„Chmura” przycisnął mocno Browninga do piersi i wpadł w tumany pyłu wypełniającego wnętrze kościoła św. Ducha. „Kmicic”, kaszląc i prychając, wyrzuca z siebie rozkazy:
- „Franek” bierz Vickersa, wypierdalać z pozycji. Kolejny strzał nas zniesie. Cofać się!! Cofać ! Gdzie jest „Orzeł” z PIATem?!
„Chmura” podbiega do porucznika, potyka się na gruzie, lecz nie wypuszcza erkaemu z rąk. Chce się zameldować, ale w kompletnym chaosie „Kmicic” przerywa mu w pół słowa:
- Co tu robisz!? Spieprzaj do swoich!
- „Wierny” prosi o wsparcie!
Oczy „Kmicica” rozszerzają się ze zdziwienia. Za jego plecami przebiega chłopak z PIAtem i zajmuje pozycję. Przelatuje nad nim seria z emgie i wyrywa kawałki cegieł ze ściany.
- „Chmura” czy on zdurniał?! Ja tu piekło mam!!! Nie pieprz, tylko rozstawiaj swoją maszynkę, daj osłonę „Orłowi” z PIATem.
„Orzeł” trzęsącymi się rękoma rozkłada pancerzownicę. Wkłada pocisk. Obok niego powstaniec ładuje z Mausera przez dziurę w ścianie kościelnej. Wtem potworny huk i wszyscy padają na ziemię. Kawał stropu spada na ziemię. Rozgniata kolejnego chłopaka „Kmicica”. Porucznik klnie na czym świat stoi:
- „Chmura”! Osłona! Szybko! – i rzuca się ze swoim szmajserem w stronę prowizorycznego stanowiska strzeleckiego, ot kupy cegieł, z których usypano szaniec.


„Grom” otrząsnął się z szoku. Sprawdził stan błyskawicy. Znów eksplozja, mniejsza. Pewnie STUG. Chłopak zwinnie zmienił pozycję. Niemal po omacku przeszedł przez całą nawę w stronę pozycji plutonu „Kmicica”. Musiał zdecydować, co robić. Wrócić na barykadę, czy wspomóc obsadę kościoła. Lada chwila przez dziury w murze wpadną tłuczki, a za nimi pierwsza fala atakujących.


Na barykadzie „Wierny” dał znak i kilka luf plunęło ogniem. Kilku Niemców padło jak ściętych, ale kontra posypała się z okien kamienicy położonej naprzeciw kościoła. Przynajmniej dwa, może trzy kaemy biło po stanowiskach wigierczyków. Jedna z serii niemal nie ścięła „Drągala”, który czym prędzej zerwał się i z erkaemem podbiegł do innego okna. Przy barykadzie „Czarny” odczekał, wybrał cele. Drużyna Niemców była ledwie 20 metrów od barykady. Wyrzucił trzy butelki z benzyną, jedna po drugiej. Niemcy byli widoczni jak na dłoni. „Jastrząb” oddał dwa, nie, trzy szybkie strzały. Niemcy rzucili się do tyłu, jeden został na ziemi.


Po drugiej stronie „Antoś” osłaniał długimi seriami z peemu biegnącego „Jonasza” z PIATem. Sierżant dobiegł do barykady i przygotował broń do strzału. Naciągnął ciężką sprężynę i włożył pocisk do pancerzownicy. Przez chwilę poczuł się jak krzyżówka Wilhelma Tella z biblijnym Dawidem. Miał strzelać z kuszy do Goliata, pancernego potwora. STUGA widział w dystansie kilkudziesięciu metrów. Co rusz przysłaniały go dymy, a otaczający go Niemcy z pewnością będą się starać osłaniać pojazd. Monstrum z moździerzem stało nadal na Mostowej. Dziwne, bało się czegoś. A może celem był kościół? Resztka dzwonnicy rozerwała się w jednej eksplozji, a dachówki i cegły osypały się w promieniu ponad stu metrów.


„Wierny” stał za barykadą i strzelał jak inni. Wyraźnie widział, że Niemców jest zbyt wielu i są także lepiej wyszkoleni niż ci z Rynku. Jeszcze chwila i zmiotą ich z Długiej. A jest tak blisko. Już wieczór. Już niedługo. Co robić? Myślał gorączkowo, czując strach, ze tym razem nie podoła, ze to on nie utrzyma pozycji.


„Basia” w pierwszej chwili skryła się w pokoju, gdzie leżał „Junak” i „Olga”. Bacznie obserwowała otoczenie. Czekała. Wiedziała, że nie obędzie się bez rannych. Oby tylko. Zobaczyła „Jonasza”, jak z rurą PIATa biegnie ulicą. Potem osłaniającego go „Antosia”. Chłopak zmienił pozycję. Dobiegł do ściany kościoła i przyklęknął. Wymierzył z MP-40, strzelił. I nagle „Basia” dojrzała, jak na jego klatce piersiowej wykwita czerwony kwiat. Chłopak osunął się na ziemię. „Antoś” leżał ledwie 20 metrów od niej, ale po drugiej stronie ulicy ostrzeliwanej przez Niemców. Przebiec, nie przebiec? Zostawić chłopaka? Ale przecież się do niego nie przedostanie, to niemożliwe. I w niej z wolna upadał duch.


„Olga” słyszała rozgrywającą się walką. Było jak zwykle. Na początku nieśmiałe strzały, apotem pandemonium, jeden wielki jazgot i ryk, które penie urwie się nagle, by ustąpić pojedynczym wystrzałom. Ale póki co „wigierczycy” odpierali chyba najgorszy atak od wielu dni.
 
__________________
Lisia Nora Pluton szturmowy "Wierny" (zakończony), W drodze do Babilonu


kitsune jest offline