| Vintilian podszedł do czarnego, żeby go przeszukać, ponieważ mógł mieć coś ciekawego przy sobie, a jemu już to się nie przyda.
Spojrzał na dwóch martwych osiłków, zmierzył ich od stóp do głów, krytycznym wzrokiem i zrezygnował z obszukania ich, bo nie mogli mieć nic, co mogłoby mu się przydać.
Półelf przystąpił do obszukania Czarnego, co czynił z niezwykłą ostrożnością, gdyż tamten niejako był Magiem, który mógł zabezpieczyć swoje rzeczy. Tak też zrobiłby Vino.
W jednej z kieszeni Mag znalazł kamyczek, ale nie było to niczym dziwnym, ze względu na to, że mężczyzna w czerni również brał udział w wyprawie. Dziwne jednak było to, iż ten kamyk nie tracił swojej barwy, tak jak to się działo z kamieniem wieśniaka który wykrwawił się poprzedniego dnia... NIE!!! To tylko obraz naniesiony przez jakiegoś Maga, a nie prawda, która się wydarzyła!-wrzasnął głos w jego głowie, upominając samego siebie.
Jednakże niezmienny był fakt, że kamyczek zachowujący barwę był dziwny.
Kolejnym przedmiotem jaki znalazł była złota, ozdobiona bransoleta z jakimś napisem. Z całej bransolety najbardziej zaciekawił go owy napis, który postanowił odczytać, lecz nie w tej chwili.
Ostatnią z rzeczy była bardzo interesująca moneta przedstawiająca zakapturzonego człowieka, zapewne Maga z laską, a pod nim napis: "Leirdnas".
-Popełniłeś błąd puszczając ją. Ona powinna być osądzona. Nie licz na to, że wróci i kiedyś nam pomoże. A to, iż podobno jest twoją siostrą świadczy przeciw tobie. Mogłeś być z nią w zmowie Vin-powiedział Bruno w odpowiedzi na jego wyjaśnienia.
-Każde stworzenie ma swój honor, a skazą na nim jest zaciągnięcie długu i nie spłacenie go. Każde stworzenie ma zasady, a jakby ich nie miało, byłoby bestią niszczącą dosłownie wszystko co nawinie je się pod rękę. Jaka Vanessa jest, taka jest, ale swoje zasady również ma, a one sprawiają, że ten dług będzie jej ciążył. Kolejną sprawą jest sumienie, które prędzej czy później się ujawni, a to również będzie przemawiało na moją korzyść-mówił ze spokojem.
-Poza tym nie NAM tylko MNIE-położył nacisk na słowa określające osobę.
-A będzie działała wtedy też pomagając wam, jeżeli będziemy kroczyć tą samą drogą-rzekł, robiąc wstąp do kolejnych słów, odnoszących się do wypowiedzi trapera.
-Czy będziemy kroczyć tą samą ścieżką? To już zależy od was, bo przyjaciółmi jest się, kiedy jest zaufanie-rzekł lodowatym tonem, wstając i zbliżając się do trapera tak, że odległość między nimi była mniejsza niż pół metra.
-Bruno, jest nas trzech i dopóki ja się śmieję z tego co mówisz, to jest dobrze. Módl się, żebym nie przestał się śmiać, bo w drużynie zostanie już tylko dwoje towarzyszy-powiedział, po czym zaczął się cofać i wtedy właśnie zdał sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało, więc dodał:
-Wtedy w drużynie zostanie tylko dwoje towarzyszy ty i Albreht-dodał. Przez cały czas, kiedy mówił do Bruna, mówił tak zimnym tonem, że wydawało się, iż powietrze ochłodziło się.
Nagle przystanął.
-Albreht, nabij broń i celuj w Czarnego. Coś mi się tu nie podoba-rzekł, zmierzając szybkim krokiem do stajni, gdzie leżeli Aranel i Kate.
Vintilian ukucnął przy nich i zaczął czegoś szukać po ich kieszeniach. Po chwili znalazł to, o co mu chodziło, zaś przedmiotami tymi były kamyczki.
Półelf przyglądał się im i zobaczył, że straciły swój kolor. Wyjął z kieszeni seledynowy kamyk Czarnego. Nadal nie stracił na barwie.
Vin szybkim krokiem wrócił do szlachcica i trapera.
-Zobaczcie. To są kamienia Aranela i Kate. Jak widzicie straciły kolor po ich śmierci tak jak kamień człowieka, którego spotkaliśmy wczoraj-pokazał w jednej ręce kamyki, o których mówił.
-A teraz seledynowy kamień czarnego, który ani trochę nie stracił na kolorze-rzekł, pokazując kamyk czarnego.
-To znaczy, że kamień jest fałszywy albo działa na niego jakaś potężna magia lub jego prawdziwy właściciel żyje-powiedział, oglądając się przez ramię.
-Sprawdźmy coś jeszcze. Dafar na sunde!-wypowiedział inkantacją, celując kryształem w głowę czarnego z odległości około półtora metra. Zaklęcie przywołało wielki sopel lodu, który przeszył jego głowę. Vinilian ponownie spojrzał na kamień czarnego, który dalej nie tracił barwy, więc ponownie przeszukał Czarnego, u którego nie znalazł drugiego kamienia.
Wszystko to nie podobało się Półelfowi, który ponownie poszedł do stajni, przyprowadzając swojego konia.
-Musimy natychmiast ruszać, bo coś czuję, że coś jest nie tak-powiedział z chłodnym spokojem. |