Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2007, 23:02   #3
Diriad
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Trwała biologia. Zbliżała się ku końcowi, Bogu dzięki, o czym świadczyło trwające już dobre kilka minut odliczanie Christophera. Jeszcze trochę... Że też ta kobieta musiała tak uparcie wygłaszać całkowicie abstrakcyjne tezy o anafazie II mejozy!
Na czas lekcji pozbawiony bezlitośnie kaszkietu, krótkowłosy blondyn siedział gdzieś w środkowej części sali, oparty o krzesło naprzeciwko zegara.
"Tik, tak, tik, tak" - O nie, tak dobrze nie było! Lekcja ciągnęła się w sposób dający się przedstawić graficznie mniej więcej następująco:
"Tik... ...Tak... ...Tik... ...Tak..."
Odliczanie przerwało pukanie do drzwi klasy. Chris pomachał znajomej dziewczynie wchodzącej do klasy – a ściślej siostrze nieco bliżej znajomej dziewczyny – a ona odwzajemniła to uśmiechem. Gdy przedstawiła nauczycielce i klasie to, z czym przyszła, oczy całej klasy zwróciły się w stronę wyczytanego. W oczach każdego rysował się ten sam, szczerze współczujący wyraz.
- I ty, blondi, przeciwko mnie? – wyszeptał chłopak, zanim dziewczynka wyszła.
Fizyka. Test z fizyki. Nie było dobrze. No, cóż – z tym przedmiotem nie było u niego jakoś tragicznie, ale… Jak miał się uczyć do testu, kiedy w perspektywie jest bardzo ważne przedstawienie? Tak czy siak, na egzaminie i nieco wcześniej wyglądało, jakby z fizyką rzeczywiście było tragicznie.
"Świetnie. Skoro trzeba pójść do profesorka, Julia będzie musiała nieco zaczekać." – pomyślał Christopher kojarząc fakt, że zaraz po lekcjach miała zaczynać się kolejna próba przedstawienia.
Cała ta parada miała jednak jeden plus – ani się nie obejrzał, a zabrzmiał upragniony dźwięk dzwonka.

W towarzystwie trzech innych chłopaków, z których przynajmniej jeden rano prawdopodobnie się nie umył, wszedł do pracowni profesora. Gdy tylko przestąpił próg, stwierdził, że przez ten widok skłonny by był przetransponować całą swoją hierarchię uporządkowania, by odróżnić bałagan, który panuje u niego w pokoju, od tego podziemnego pobojowiska. Jego jeansy i jasna, zielona koszula wyglądały w tym otoczeniu co najmniej groteskowo. Po chwili z czeluści pieczary wyłonił się sam profesor od fizyki, z czymś, co kiedyś było chyba instrumentem muzycznym.
I zaczął się wykład.
Kiedy pan Smith doszedł do fragmentu o tańczących atomach, w mocno wybujałej wyobraźni Christophera pojawił się wizerunek humanoida składającego się z niewielkich kuleczek tańczącego w rytm techno.
"Zupełnie jak w reklamie Citroena…"

Wreszcie tyrada profesora niezachwiana nawet wzmiankami o weekendzie dobiegła końca, nie dając chłopakom żadnej przestrzeni na dyskusję. Siódma trzydzieści była niepodważalna i nieodwoływalna. To sprawiało, że nie było nawet warto myśleć o tym zbyt intensywnie – choć ciekawe było zastanawianie się, co też wymyśli ten szalony Smith.
W jakiś sposób wszyscy znaleźli się za zamkniętymi drzwiami, co jednak w dziwny sposób nie było tak satysfakcjonujące, jak mogłoby się wydawać. Jeden z chłopaków burknął zdawkowe "do 7:30", po czym oddalił się w swoją stronę.
Christopher wziął oddech i przeciągnął wzrokiem po pozostałych, po czym wyrzucił z siebie:
- No… To cześć!
I pobiegł na próbę przedstawienia, w myślach powtarzając sobie rolę:
"Romeo, ach czemuż ty jesteś Romeo… Cholera, to nawet nie moja kwestia!"
 

Ostatnio edytowane przez Diriad : 31-10-2007 o 23:07.
Diriad jest offline