Ran szedł przed siebie, pustymi, ciemnymi ulicami. Trzymał ręce w kieszeniach i od czasu do czasu kopał leżące pod nogami kamienie. Starał się uspokoić rozszalałe myśli i skoncentrować na rzeczach do zrobienia, jednak najlepsze co osiągnął, to pustka w głowie i czający się tuż pod powierzchnią, nieustępujący niepokój. Niech to wszystko pochłonie piekło... Kamień poszybował w głąb alejki odbijając się kilka razy ze stukotem.
Samotność uspokajała go nieco, sprawiała, ze czuł się swobodnie... Nikogo z kim trzeba by się liczyć, nikogo, na kogo trzeba było uważać. Wyjął dłoń z kieszeni, popatrzył na nią przez chwilę i wolno, jakby walcząc sam ze sobą, przybliżył do ust. Delikatne liźnięcie ułożyło prosto lekko zmierzwione i zakurzone po całym dniu futro. Westchnął głęboko, przymknął oczy i zwolnił chód.
Nie minęło kilka chwil gdy stanął jak wryty. Zamrugał znad lizanego przedramienia. Trzy osoby wpatrywały się w niego uważnie. Zapach szermierzy nagle uderzył jego nozdrza... szermierzy i... wojowniczki...
Błyskawicznie odskoczył, shiviana zaśpiewała wyskakując z pochwy na plecach i układając gardę.
Czuł, że czerwieni się, po same porośnięte sierścią uszy. Co za wstyd... jak mógł być tak nieuważny!
- C-c-co?! Co wy tu robicie?! Wynocha!! - wykrzyczał, nie do końca zdając sobie sprawę ze swoich słów. Czuł, że z zażenowania i strachu sierść się jeży a źrenice otwierają szeroko. Fuknął kilka razy obnażając kły, w panicznej mimice defensywnej agresji.
Czy w końcu nadszedł jego czas...? Czy ta walka będzie w końcu jego ostatnią...? Dwójka szermierzy... Trudno prosić o lepszy koniec. Zmrużył oczy i spiął ciało do skoku...
__________________ "To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Ostatnio edytowane przez Judeau : 02-11-2007 o 09:39.
|