Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2007, 00:43   #106
Silwilin
 
Reputacja: 1 Silwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znanySilwilin wkrótce będzie znany
Ból. Okropny ból głowy. Światło. Niech ktoś zgasi światło! Nic więcej nie docierało do świadomości mnicha. Jednak po paru minutach światło przestało być aż tak nie do zniesienia i Silwilin zaczął widzieć. Sufit? Chyba sufit. Taaak, sufit. Zdecydowanie sufit. Sufit. Dlaczego? Co dlaczego? Ale... Świadomość wracała bardzo powoli. Sufit wyglądał jak w jakiejś piwnicy czy lochu i był oświetlony światłem, które na pewno nie pochodziło ze słońca. Na pewno. Ale nie mogło też pochodzić ze świecy - nie migotało. Dziwne. Świadomość była już prawie na swoim miejscu. Więc gdzie jestem? Mnich spróbował usiąść, jednak jego ciało jeszcze nie było do końca przekonane czy ma ochotę słuchać poleceń umysłu. Za to nie omieszkało poinformować go o pewnych uszkodzeniach. Mimowolny jęk wyrwał się z ust mnicha, gdy nie zdołał usiąść, za to poczuł straszne pieczenie rąk i stóp. Palący ból przywrócił go do przytomności. Przez jego umysł przeleciały obrazy wydarzeń z ostatnich - w każdym razie ostatnich, które pamiętał - dni: karczma Fritza, zniknięcie dwóch towarzyszy, spotkanie z magiem, atak dziwadeł, drzewo, dziurka od klucza, walka z potworami i Fritzem, który okazał się być magiem. Stąd ten ból. Fritz zaatakował go ogniem. A teraz nie żyje. W trójkę pokonali potężnego maga. A potem... Potem była nicość. Aż do teraz. W trójkę. Mnich rozejrzał się za swoimi towarzyszami. Z wysiłkiem obrócił głowę w prawo. Nic. Kąt jakiegoś pomieszczenia, wyglądającego jak loch. Powoli spojrzał w lewo... Na stole, prawdopodobnie tak jak on, leżała Naiseria. Nie było nigdzie widać łowcy, ale dziewczyna skutecznie skupiła uwagę Silwilina na sobie. Była piękna i leżała absolutnie nago. To uświadomiło mu, że sam też nic na sobie nie ma. Sam nie wiedział czemu przeraziła go perspektywa konfrontacji tego z Naiserią, kiedy się obudzi. Póki co jednak nie mógł oderwać od niej wzroku. Po chwili zauważył setki cieniusieńkich nitek łączących głowę i ręce czarodziejki z lampą wiszącą nad stołem, na którym leżała. To ta lampa rzucała dziwne, nienaturalne i bardzo stałe światło. On też był do niej podpięty.

Naiseria poruszyła się i spojrzała na niego. Jej spojrzenie na powrót przypomniało mu o elfie, ale i rozbudziło ten niejasny niepokój sprzed chwili. Rozwiał go delikatny, przyjazny uśmiech. Spróbował go odwzajemnić, ale wtedy dziewczyna nagle szarpnęła się raniąc sobie ręce i gwałtownie odwróciła głowę w przeciwną stronę. Napięte mięśnie jej szyi drżały, a skóra zaczerwieniła się widocznie. Czemu ludzie mają takie straszne problemy z nagością? Zwłaszcza kobiety. Nie odezwał się. Nie wiedział co mógłby powiedzieć. Z żalem zamknął oczy i przekręcił głowę, kierując twarz w stronę sufitu. Przywołał w pamięci jedną z rzeczy których uczył go Kirion. Będzie bolało - ostrzegł swoje ciało, po czym zabrał się do wyrywania niteczek z rąk i głowy.

***

Gdy wreszcie się z tym uporał postanowił jednak usiąść. Ponownie zebrał siły i uniósł się do pozycji siedzącej. Wszystko go bolało - mięśnie, poparzona skóra, miejsca skąd przed chwilą wyrwał dziwne nitki. Odciął się od bólu. Kiedy postawił stopy na podłodze te eksplodowały bólem burząc barierę, którą wzniósł aby zepchnąć ból w głąb świadomości. Wiele trudu kosztowało go ponowne opanowanie się. Już stojąc, rozejrzał się jeszcze raz po pomieszczeniu, szukając wyjścia, czegoś czym mógłby nakryć czarodziejkę i przyglądając się do czego mogłaby służyć owa dziwna aparatura.
 
Silwilin jest offline