Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2007, 13:44   #27
Toho
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Anna „Andzia” Jeziorkowska


24 kwietnia 2007, wtorek ok. 12, w drodze do Janiny Gąbczewskiej

Andzia wzięła psa na smycz. Ten o dziwo nie protestował i nie próbował się wyrywać. Andzia pomyślała sobie, że przynajmniej z tym nie będzie problemów. Przez chwilę zastanawiała się nad kagańcem, ale stwierdziła, że w razie problemów weźmie psa na ręce i tyle. Miała nadzieję, że Jaśka będzie u siebie i że pies nie będzie gonił kotów, które u Jaśki zazwyczaj siedziały w sporych ilościach. Andzia pamiętała, że któryś z kumpli od flaszki nazwał Jaśkę „Willaską” z ogródków, Annie to określenie nie przypadło do gustu.

Anna wiedziała, że najkrótsza droga w stronę ogródków działkowych, w których mieszka Jaśka wiedzie przez obrzeża Lasku Brzozowego, a później przez osiedle „Robotników”. Problem w tym, że na osiedlu często kręci się straż miejska oraz ludzie z psami. No cóż wielkiego wyboru nie było – albo mieszkanie w towarzystwie niepochowanego nieboszczyka i możliwe straszenie przez jego duszę, albo wizyta u Jaśki. Wybór był oczywisty – wizyta.

Początkowo wszystko szło nad wyraz dobrze. Nie spotkały wielu osób na bocznicy kolejowej, później należało przejść przez czteropasmową jezdnię wiodącą z Warszawy w stronę Krakowa. Samo zadanie byłoby dość banalne, gdyby nie wandale uparcie niszczący sygnalizatory. Zapewne była to młodzież łażąca po Lasku Brzozowym w poszukiwaniu halocypków, kibole wracający z meczy i inni.

Anna zbliżając się do jezdni wzięła psa na ręce. Nie wiedziała, jak zwierzę reaguje na wzmożony ruch. Tymczasem pies siedział w ramionach Andzi spokojnie i grzecznie. Widocznie nie bał się aut, albo jakieś jej fluidy i feromony działały na niego uspokajająco. Andzia z pieskiem na rękach zbliżyła się do przejścia i wcisnęła przycisk. Zamiast zapalonej lampki sygnalizującej oczekiwanie na sygnał zauważyła wybite światła w sygnalizatorze i wyrwane kable z tyłu lamy. Pewnie złomiarze pomyślała niechętnie. Sama zbierała różności, ale nigdy nie dewastując tego, co służy bezpieczeństwu ludzi.

Andzia poczekała chwilę. Uważnie lustrowała ulicę, wyczekiwała momentu na przejście. W pewnym monecie wydawało się jej, że to już teraz. Szybkim rzutem oka sprawdziła, czy może przejść. Teraz, albo nigdy! pomyślała. Szybkim biegiem pokonała ulicę i znalazła się na ścieżce wiodącej obrzeżem Lasku Brzozowego do osiedla Robotników. Postawiła psa na ziemi i ruszyła dalej. Nagle zza jej pleców rozległo się wołanie – Hej proszę pani! Proszę się zatrzymać! Policja!

Diabli mi nadali niebieskich pomyślała Andzia. Ale posłusznie zatrzymała się słysząc warkot silnika motocyklowego.


Obróciła się spokojnie i zobaczyła dwóch mundurowych na dziwnych czterokołowych motorach. Nie bardzo pamiętała jak to się nazywa takie czterokołowe coś. Jednego była pewna – dogoniliby ją bez problemów. Policjanci podjechali bliżej i zsiedli z pojazdów. Obaj byli dość młodzi i wyglądali sympatycznie. O ile policjant może mieć sympatyczny wygląd. Jeden był w stopniu starszego posterunkowego, a drugi w stopniu starszego sierżanta Policji.

Starszy posterunkowy odezwał się pierwszy:
- Witamy! Proszę dokumenciki. A gdzie identyfikator psa oznaczający uiszczenie podatku od psów?

Anna wiedziała już, że ten młodszy pewnie jest na praktyce i się nie odczepi od niej.
- Panie władzo! Do schroniska z nim idę. Nie mój on – znajda tylko. Przyczepił się to staram się mu pomóc. A dokumenty o proszę - tu mam Podała mu mocno zniszczony życiem dowód. Policjant obejrzał dokument dokładnie, podał starszemu stopniem i powiedział: - Eh! Niech będzie! Ostrzegam panią ustnie, że jeżeli chce pani zatrzymać psa, to należy uiścić za niego podatek w urzędzie gminy. A ten pani dowód to należy wymienić – jest zbyt zniszczony. Jeżeli panią nie stać na nowy – proszę zgłosić się do MOPS-u. Gdzie Pani obecnie mieszka?
Anna szybko pomyślała, co ma powiedzieć – Mieszkam z konkubentem na Fornalskiej 8 od dwóch dni skłamała całkiem gładko. Adres widziała w jakiejś gazecie, głosił, że jest tam studio tatuażu.

Policjant popatrzył chwilę zdziwiony, ale machnął na to ręką i oddał Annie dowód. Na koniec zapytał czy nie widziała jakiś wandali w okolicy, bo ktoś znów zniszczył sygnalizator na przejściu dla pieszych. Anna odparła, że nie widziała, a jakby zobaczyła to na 997 na bank da znać z budki.

Policjanci wskoczyli na pojazdy i ruszyli w głąb Lasku Brzozowego. Andzia odetchnęła z ulgą – nie było tak źle, są jeszcze na świecie normalni (ludzcy) policjanci, ale trzeba się szybko zbierać. Ciekawe swoją droga czy sprawdzą ten adres na Fornalskiej? Pomyślała sobie, że w końcu będzie musiała wymienić ten dowód (albo coś wykombinować), bo w końcu ktoś się uprze i zatrzyma uszkodzony dokument.

Anna ruszyła szybko dalej. Nagle w oddali zauważyła znajomą sylwetkę. To chyba była Joanna. Ale nie sama – z jakimś dzieciakiem? Czyżby to jej dziecko? Ha! Andzia głośno zawołała:
- - Jaśka! Jaśka! Jaśka! Poczekaj na mnie! Jaśka poczekaj proszę!
Zobaczyła, że kobieta odwraca się do niej. Tym razem była pewna to była Jaśka. Obok niej stało jakieś dziecko i kot (?). Andzia przyspieszyła kroku. Miała nadzieję, że Jaśka będzie ją kojarzyć i pomorze.

Anna po dłuższej chwili doszła szybkim krokiem do Jaśki. Odezwała się:
-Cześć Jaśka! A później dodała – Ale fajny kot! Twój? oraz Cześć maleńka. Jestem Andzia! A Ty? Andzia wyrzuciła z siebie te informacje dość szybko. Całkiem nie zwróciła uwagi na kocie prychnięcie. Zaciekawił ją dziwny kolor futra tego zwierzaka. Ale najbardziej intrygowała ją obca dziewczynka. Nie wyglądała na niemowę czy nieśmiałą, ale się nie odezwała.

Po chwili Janina przypomniała, kim jest Andzia. W tym momencie przyszedł czas na wyłuszczenie sprawy. Anna opowiedziała o nieboszczyki i dziwnym medalionie. Zapytała czy może liczyć na pomoc w pochowaniu obcego mężczyzny i wyjaśnienie sprawy medalionu. Przez chwilę wydawało się jej, że Jaśka przeżywa pewne rozterki wewnętrzne. Może sama ma kłopoty i problemy? Może coś jest nie tak z tym dzieckiem? A może to coś z kotem? Andzia zastanawiała się w myślach, co powinna robić dalej. Musi poczekać, co powie Jaśka, a później się zobaczy.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline