Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-10-2007, 13:13   #21
 
Geisha's Avatar
 
Reputacja: 1 Geisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumny
Jaśkę najpierw zamurowało. Pierwszy odruch: ratować najcenniejszą rzecz, jaką miała w altance. Ratować radio z niedelikatnych łap ciekawskiego dziecka!! Ale po chwili uprzytomniła sobie, że to nie jest zwykłe dziecko i nie wypada mu tak sobie dać po łapach.
Podeszła więc do Ladiji i delikatnie wyciągnęła radio z jej rączek. Przez myśl jej przeszła rzecz nieprawdopodobna - może ona nie wie, co to jest?
Odłożyła radio na półkę i włączyła, zastanawiając się, jaką stację odbierze tym razem...
"...Katolicki głos w Waszych domach..." . Jaśka szybko przekręciła gałkę. Szszszszsz... "Radio Zet!" – oznajmiło gromko radio. Jaska odetchnęła z ulgą. Wiadomości.
- To jest R A D I O. - wyjaśniła patrzącej na nią ze zdziwienia dziewczynce. - Radio to takie urządzenie, którego sie słucha. Tam jest muzyka, i wiadomości, i Janusz Weiss i inne ciekawe audycje. Możesz się dowiedzieć, co się dzieje na świecie, w polityce, i w ogóle... To jest bardzo cenne, zwłaszcza, kiedy się nie ma telewizji. Bez tego mogłaby wybuchnąć wojna, a ja bym nawet o tym nie wiedziała. Dopiero, jakby mnie ostrzelali. A i wtedy nie byłabym pewna, czy to na pewno strzelają Niemcy, bo oni są teraz po naszej stronie. W Unii Europejskiej. Mogliby to być wtedy Rosjanie, albo Irakijczycy... Bo my ich teraz w nie naszej wojnie okupujemy dla ich dobra. Tak… Teraz na świecie jest już inaczej, nic nie jest takie oczywiste...
Dopiero po chwili Jaśka zorientowała się, że Mała tak sobie rozumie, co się do niej mówi. Westchnęła...
- Wiesz, zrobię Ci zupę. Na pewno jesteś głodna. A potem pójdziemy do Alojza. On na pewno będzie wiedział, co z Tobą zrobić.
Jaśka wygrzebała z szafki ostatnią torebkę chińszczyzny. Sypnęła do niej garść suszonych warzyw z własnego ogródka (Jaśka zawsze uważała, że gdyby Henio zdrowiej się odżywał, żyłby jeszcze. A Henio w nosie miał jej susz warzywny i proszę, wyszło na Jaśki...), dodała łyżkę margaryny Wyborowej i zalała wodą zagotowaną na działkowym piecyku - kozie.
Podała dziewczynce, sama zagryzając głód kromką chleba z dżemem. Potem nalała wszystkim (Ladiji, sobie, Smirgiełowi i Czarnemu Panterowi) po szklaneczce mleka. Jaśka, pałaszując swój chleb, myślała gorączkowo.

Niepokoiła ja ta druga wizja - ubranej na czarno bladej kobiety. Kim ona mogła być? Jaśka pamiętała, jak w zeszłym roku tu niedaleko mieli swój zjazd młodzi ludzie, metalowcy. Słuchali głośnej muzyki, chodzili ubrani na czarno, nosili długie rozpuszczone włosy, a kobiety miały mocne makijaże. Wyglądem kobieta pasowałaby do nich. Jaśka rozmawiała kiedyś z jednym takim długowłosym, kiedy stała w kolejce do kasy w Markecie. Kupili tę samą nalewkę. Powiedział jej, że jest Gotem, głucha rocka gotyckiego, że ta muzyka jest mroczna, ale nie zła, że to styl życia... Dał jej nawet trochę posłuchać swojego hałasu przez słuchawki. Jaśce muzyka się nie spodobała, była zbyt hałaśliwa i nie mogła zrozumieć, czy piosenkarz śpiewa, czy charczy, ale sam chłopak wydawał się miły i inteligentny, w odróżnieniu od tych dresiarzy od Hip-Hopu.
Ale ludzie uparcie twierdzili, że to sataniści, że robią czarne msze i palą koty. Jaśka nie wierzyła w te brednie, poza tym nie wydawało jej się, żeby Szatanowi zależało właśnie na ofiarach z kotów. Same koty nawet nie wydawały sie zaniepokojone ich obecnością - gdyby były zagrożone, wiedziałaby na pewno. Jednak, na wszelki wypadek, zawsze sprawdzała, czy ówcześni rezydenci jej altanki stawiają sie na kolację w komplecie.

Jaśka obserwowała dziewczynkę i myślała. Może faktycznie znowu ma być zjazd tych Gotów i ta kobieta jest jedną z nich? Spojrzała odruchowo na kalendarz, ale przypomniała sobie, że jest z zeszłego roku. Wisiał, bo był na nim ładny obrazek, a aktualny nie był Jaśce potrzebny.
Poczekała, aż Ladija zje swoją zupę, a koty wypiją mleko i wstała.
- Idziemy do Alojza. - powiedziała wyraźnie. - On na pewno coś wymyśli. Poszłabym na Policje, ale jak ktoś Cię szuka, to na pewno zacznie od komisariatu. Tam właśnie sie przyprowadza zgubione dzieci. Tak więc my nie pójdziemy na komisariat. Pójdziemy do Alojza...
Po namyśle wyjęła z piwniczki nowiuśką, nie otwartą jeszcze buteleczkę bimberku. Co prawda uważała, że jak raz Alojz nie docenia walorów jej wyrobu, ale zawsze to jakiś prezent.

Wyszły z terenu ogródków i Jaśka rozejrzała się ostrożnie. Po namyśle wybrała drogę przez pola, z daleka od samochodów i ludzi z psami, bo Czarny Panter nie wiadomo po co wybrał sie z nimi. Potem przeszły przez osiedle "Robotników", zwane potocznie "Robolami", i tutaj Jaśka próbowała wziąć Czarnego Pantera na ręce, wyjaśniając dziewczynce, że Panter nie boi się psów, a wręcz przeciwnie, atakuje je i jest z tego potem wiele problemów. Oczywiście kot sie nie dał, co w końcu skończyło się poturbowaniem jamnika jakiejś kobiety. Wrzaskom kobiety wtórował radosny śmiech dziewczynki, gdy skowyczący w niebogłosy jamnik próbował strącić z siebie prychającego kota. W końcu właścicielka zabrała na ręce swojego pupila i wyklinając głośno i wzywając Policję schowała sie do bramy, a Panter wrócił zadowolony w poczuciu własnej wyższości.

Po przejściu przez osiedle Jaśka skierowała się już na przedmieścia, gdzie w Lasku Brzozowym mieściła sie dumna siedziba Alojzego Chemika.
 
__________________
Oto tańczę na Twoim grobie;
Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów...

Ostatnio edytowane przez Geisha : 19-10-2007 o 19:11. Powód: kosmetyczne poprawki :]
Geisha jest offline  
Stary 19-10-2007, 14:11   #22
 
Mordragon's Avatar
 
Reputacja: 1 Mordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputacjęMordragon ma wspaniałą reputację
-Cholera, cholera, cholera perpetum demonum ex komunen, cholera! - powtarzał Alojz chodząc w koło wisiora i ciała. Wysuszone ciało i czerwony skrawek materiału skojarzył mu się tylko z jego dziecięcym idolem, który za czasów Wielkiego Brata był rarytasem z Ameryki.
"Podniesienie wisiora może stworzyć hiperstatyczny połączenie, jeżeli osoba związana z nim, z aurą jest na tyle silna to może się to źle skończyć.." - przerwał tok myślowy, gdy usłyszał dziwny hałas dobiegający z podwórka, szybko rzucił się do okna by zlokalizować co jest grane. Odgłos dochodził z powietrza - "Demonum Fakum Tempo" - pomyślał spoglądając na niebo. Ciarki przeszły przez jego ciało, gdy jasno świecący obiekt przelatywał przez niebo.
-Nie.. to Juefoł.. wrócili, ogórki, swetry.. karakany, kradzież księżyca.. Nie, nie nie - powtarzał Alojz robiąc krok do tyłu, wtem jasna poświata z tajemniczego obiektu znikła... - Samolot?! uff to tylko samolot.. musiało się słońce odbić jakoś dziwnie - przetarł ręką spocone czoło.
Spojrzał znowu na ciało i wisior - "Będe musiał coś zrobić, pytanie tylko czy wziąść wisior czy nie...".
Wydziergał z kąta pokoju starą szmatę, owinął ją wysuszoną głowę ofiary, odszedł na krok i ściągnął spodnie - "Uff jaka ulga" - pomyślał odlewając się na szmatę. Kiedy skończył podniósl z ziemi trochę piasku, a może to był popiół czy wióry z drewna?! Nie ważne.. posypał tym czymś szmatę i zaczął odmawiać inkantacje:
Helux Lelux Lelum Polelum
Co polane wsiąknie niechaj
Posypanego niezaniechaj
Kuleks Temporis Signum ex

Szmata jasno przez chwilę pojaśniała. Alojz podszedł i podniósł ją - na szmacie odbita była idealnie twarz zmarłego - dało się napewno rozpoznać któż to jest.
Teraz został wisior - "Będzie potrzebny czar maskujący, ale musze się podeprzeć książkami" - To nie jest dobry dzień dla naukowca.. w sumie po co ja to robie - gadał do siebie - ah ta ciekawość!!.
Wyciągnął za pazuchy słoik, który przydawał mu się w różnych dziwnych sytuacjach.

Otworzył go i położył tuż przed wisiorem. Do jednej ręki wziął wieczko do drugiej kawałek pręta; i szybkim ruchem wepchnął wisior do słoika i zakręcił go. Dalej dało się czuć dziwną aurę czy poświate czarnej magii, ale już trochę mniej... aczkolwiek nigdy nic nie wiadomo....
Delikatnie włożył słoik z powrotem - miał nadzieje, że bliski kontakt po jakimś czasie nie wyjdzie mu na złe....
Zszedł po drabince by zobaczyć czy coś się złapało w pułapce. Schodzenie było dużo łatwiejsze i bez niespodzianek; a w pułapce był:
-Szczur, żywy szczur... Demonox Alkoholix... na Agryppe czemu żywy - przykucnął przy nim, był żywy, ale nie przytomny. Najwyraźniej ból go otumanił. Cóż.. podniósł go i schował do wora wraz z pułapką - "Zajmie się tym Dyzio".
Wyszedł powoli z budynku dobrze rozglądając się na boki i udał się w kierunku swego domu, gdzie był na spokojnie zainteresować się wisiorem. Przeczucia i lata doświadczenia mówiły by go nie dotykać - no tak nie dotknął go, ale zabrania go mogło być złym posunięciem, bardzo złym.....
 
__________________
Gdybym nie odpisywał przez 2 dni.. plsss PW:)
-"Na horyzoncie widzisz szyb kopalni"
-"Co to za rasa szybko-palni?"
Czego pragnie eMdżej?!
Mordragon jest offline  
Stary 29-10-2007, 12:29   #23
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Anna „Andzia” Jeziorkowska


24 kwietnia 2007, wtorek ok. 10, opuszczona bocznica kolejowa


Andzia tej nocy nie spała spokojnie. Być może była to wina imprezki prowadzonej do późnej nocy w licznym towarzystwie. Towarzystwo składało się z trzech pań (w tym Andzia) o rubensowskich kształtach oraz czterech panów. Początkowo padło hasło pieczenia gęsi – jednakże z uwagi na brak wsi w okolicy pomysł zarzucono. Andzia w okolicach trzeciej flaszki zaproponowała małe polowanie na gołębie. Na szczęście dla ptaków większa część towarzystwa nie miała o tym zielonego pojęcia. A sama Andzia mimo sporych umiejętności zdołała upolować tylko trzy.

Pomysł pieczystego odpadł w przedbiegach. Andzia i koleżanki naprędce przygotowały coś na kształt rosołku. Impreza trwała w najlepsze, gdy okazało się, że jest za mało flaszek. Dwóch panów wybrało się do sklepu całodobowego. Jeden poszedł z panią Jadwigą po chrust. Z niewiadomych (a raczej wiadomych i ogólnie znanych) przyczyn nie wrócił. Tamtych zwinęli niebiescy, o czym paniom nie było wiadomo. Tym sposobem impreza zamiast do białego rana trwała tylko do 4 nad ranem.

Początkowo Andzię męczyły jakieś bzdurne reminiscencje poprzedniego życia. Miała wrażenie, że słyszy płacz swojej córki, że słyszy kroki pijanego męża Kazika. Około 7:00 obudziła się zlana potem i przekonana, że coś złego się dzieje. Wybiegła szybko przed budynek – na dworze nic się nie działo.

Andzia rozglądała się po okolicy. Nagle do jej nosa dotarł zapach spalenizny. Dodatkowo był to znany jej zapach palonego ciała. Prawie natychmiast złapała się za bliznę na przedramieniu. Blizna zaczęła pulsować – dokładnie jak wtedy w dzień pożaru. Andzia atawistycznym odruchem szybkimi susami wybiegła poza budynek, jednocześnie czujnie rozglądała się za źródłem pożaru. Płynąca szybkim tempem po krwioobiegu adrenalina i resztki alkoholu zrobiły swoje. Andzi wydawało się, że minęło już sporo czasu – przynajmniej pół godzinki. Tymczasem minęło niecałe 15 minut.

Andzia szukała źródła smrodu. Wydawało się, że dochodzi on zza budynku – tam, gdzie biegły tory. Andzia ostrożnie ruszyła w tamtą stronę. Nagle zza rogu budynku wybiegł nieduży pies – kundelek.


Andzia poczuła się dziwnie. Zadrgało w niej współczucie dla psa, litość i pragnienie posiadania towarzysza niedoli. Pies zachowywał się nieco dziwnie, szczekał głośno, biegał wokół jej nóg – odbiegał i wracał. Wyraźnie domagał się, aby iść za nim. Andzia pobiegła szybkim truchtem za psem. Pies prowadził ją na tory znajdujące się niedaleko opuszczonego posterunku kolejowego. Andzia wiedziała, że z tamtej strony znajdują się czynne tory kolejowe. Co prawda pociągi jeździły tam raz na ruski rok – ale jednak jeździły.

Andzia przeczuwała najgorsze i miała rację. Pies doprowadził ją do zwłok mężczyzny. Jeden rzut oka na nieboszczyka i okolicę upewnił Andzię, co tu się stało. Facet próbował ukraść kable trakcyjne. Zapewne nie wiedział, że linia jest czynna, ponieważ nie zabezpieczył się poprzez uziemienie. Wszedł na słup i wtedy chwycił go łuk elektryczny. Musiało go nieźle uderzyć. Andzia zauważyła nieco nadpalone ręce oraz zwęglone włosy i zwymiotowała. Pomyślała sobie – dobrze, że gość leży twarzą do ziemi. Jakoś wcale nie miała ochoty go oglądać.

Pies cierpliwie czekał niedaleko zwłok pana. Czasem podbiegał i trącał go nosem, czasem szczeknął. Andzia zastanawiała się, co ma zrobić – czy iść na policję i niech oni się tym zajmą? To zapewne spowoduje, że będzie przesłuchiwana, wzywana, itp. Ze strachem pomyślała, że mogą się czepić o to, że mieszka na bocznicy. Może lepiej iść do Matyldy albo Aliny – obie przyjaciółki mieszkały w kanale ciepłowniczym całkiem niedaleko. Andzia jakoś nie miała ochoty sama zająć się zwłokami.

Andzia myślała chwilkę. Przy okazji obejrzała czy nie ma tu czegoś ciekawego. Niedaleko od ciała w niewielkim worku znalazła kilka ciekawych rzeczy. Trzy puszki aluminiowe po piwie, małą nieco napoczętą „małpkę” wódki „Lodowej”, którą skwapliwie schowała za pazuchę,


była pewna, że nieboszczyk łyknął sobie dla kurażu przed akcją. W worku znajdował się jeszcze grzebień bez trzech zębów, klika szmat, oraz dziwny medalion.


Anna Jeziorkowska nigdy nie była specjalnie przesądna. Teraz czuła pewną obawę przed wyjęciem amuletu. Jednakże jego widok pozwolił jej na pozbycie się obaw – przecież przedmiot wyglądał na złoty. Niestety po dokładny obejrzeniu i lekkim nadgryzieni zębem okazało się, że to nie złoto, ale miedź lub tombak. Ewentualnie inny lekki metal pokryty miedzią. Anna była ciekawa, co to może być za cudo. Myślała, kto może coś o tym wiedzieć. Znała tylko dwie osoby, które w przeszłości wykazywały się wiele razy znajomością wielu dziedzin. Jedną z nich była Jaśka Gąbczewska – ta to robi bimberek, że hej – pomyślała w duchu Andzia. Drugą osobą był Miecio. Andzia postanowiła wziąć delikatnie psa na ręce, pójść do siebie i pomyśleć, co dalej. Nieboszczykowi już tu nie pomoże a czekanie wiele mu nie zaszkodzi. Pies o dziwo dał się wziąć na ręce. W mieszkaniu Andzi chciwie wypił miskę wody, później nieco spokojniej wypił kolejną. Andzia w tym czasie myślała co dalej.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 30-10-2007, 09:29   #24
 
Xawante's Avatar
 
Reputacja: 1 Xawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwuXawante jest godny podziwu
Andzia siedziała na jedynym krześle w swoim królestwie i intensywnie myślała co dalej. Zupełnie nieświadomie pocierała nieustannie bliznę na przedramieniu, całe to zamieszanie sprowadziło niezbyt miłe wspomnienia z przeszłości. Popatrzyła na Psa, który wypił z zadowoleniem drugą michę wody..."nie no...pies wie co robi", Andzia sięgnęła za pazuchę po małpkę "Lodowej".Pociągnęła solidny łyk i z ulgą odczuła zbawienny efekt klina jej myśli zrobiły się jaśniejsze i jakby bardziej precyzyjne.
-I co Kundlu- zagadała do psa- tyś samotny, ja też, chyba zostaniemy razem co? Hmmm tylko jak cię nazwać, na Pimpka, Pikusia czy innego Burka to ty za cwany jesteś , ale o tym potem teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.

Andzi stanął przed oczami widok nadpalonych zwłok.Wzdrygnęła się."Co robić?"
Do głowy przychodziły jej dwa rozwiązania : pierwsze primo pójść na posterunek i o wszystkim opowiedzieć ale ...no właśnie przecież jej spokoju nie dadzą, będą węszyć , pytać i może z "mieszkania" wyrzucą? Jak nie pójdzie też źle, kiedyś i tak go znajdą i tez będą pytać, a wizja mieszkania w sąsiedztwie zwłok jakoś specjalnie kusząca nie była. Drugie primo można pójść do kanałów,pogadać z dziewczynami ,i może one na coś wpadną, a i przenocują przez parę dni w razie potrzeby.Decyzja była trudna, Andzia znów pociągnęła "Lodowej" na rozjaśnienie myśli. Jest jeszcze Jaśka i Miecio....
Kundel najwyraźniej poczuł się jak w domu, zwinął się w kłębek i zasnął,też miał pewnie trudną noc.

Jest jeszcze medalion, niby nic, bo świecidełko zwykłe ale Andzie nurtowały znajdujące się na nim symbole. Znów pociągnęła "Lodowej" w butelce pokazało się dno... Anka podjęła decyzję, poszperała wśród swoich skarbów i znalazła wygrzebaną gdzieś na śmietniku obrożę i smycz, co prawda smycz była bez uchwytu bo się urwał ale wystarczy. Popatrzyła na psa .
Dobra, wstawaj dosyć tego dobrego idziemy do Jaśki. Po pierwsze Jaśka głupia nie jest i może coś wymyśli a po drugie robi świetny bimberek. Chyba, że Jaśkę gdzieś poniosło to pójdziemy do Miecia
"Nie no z Psem gadam ...a to ponoć pierwsza oznaka choroby psychicznej przynajmniej tak w 'Tinie' pisali" Rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu jakiejś niedopitej flaszeczki czegokolwiek, ale wyglądało na to, że imprezowicze wysuszyli wszystko do ostatniej kropelki.Westchnęła ciężko, założyła psu obrożę i wyszła zamykając starannie drzwi i sprawdzając trzy razy czy aby coś się nie pali , ot takie skrzywienie. Ruszyła do Jaśki miała nadzieję ją zastać, dzień zaczął się paskudnie może teraz będzie lepiej ???
 
Xawante jest offline  
Stary 31-10-2007, 23:16   #25
 
Syl Daar's Avatar
 
Reputacja: 1 Syl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodzeSyl Daar jest na bardzo dobrej drodze
Lutek ze szczurkiem siedzą w więzieniu czekając na ponowne przesłuchanie
- kurczę zasnął klawisz! Może weżmiesz ten jego klucz?
Szczur pomknął w stronę klawisza
 
Syl Daar jest offline  
Stary 02-11-2007, 12:46   #26
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Janina „Jaśka” Gąbczewska


24 kwietnia 2007, Wtorek, ok. 14, przedmieścia Warszawy, niedaleko Lasku Brzozowego


Od czasu incydentu z jamnikiem Ladija uśmiechała się nieco częściej niż do tej pory. Patrzyła z niejaką dumą na Czarnego Pantera. Smiergieł biegał między nimi, co jakiś czas dopraszając się pieszczot. O ile Czarnego Pantera należało nazwać kocurem, wojownikiem, to Smiergieła należałoby w tym momencie nazwać kociakiem, urwipołciem i żartownisiem. Cała czwórka szła spokojnie w stronę chatki Alojza. W pewnym momencie Czarny Panter wskoczył na nieduży pieniek i wyraźnie czekał na nich. Chwilę później obok Pantera siadł Smiergieł. Jaśka zastanawiała się o tym kotom im chodzi – znów jakieś wizje?

Jednak tym razem nie było żadnych nowych wizji. Koty poczekały na Jaśkę z Ladiją. Jaśka odezwała się pierwsza:
-Co tym razem się stało? Mam nadzieję, że to nic poważnego i bardzo pilnego.
Ladija się nie odzywała, patrzyła na koty, to na Jaśkę i czekała. Czarny Panter przeciągnął się w typowo koci sposób, miauknął przyjaźnie w sposób, który mówił „cześć, muszę lecieć”. Po chwili wstał i pobiegł między krzewy. Jaśka pomyślała, że pewnie jak każdy kocur pobiegł dbać o swój teren. Ladija wydawała się nieco rozczarowana tym, że Panter poszedł. Smiergieł wydawał się tym wszystkim mało zainteresowany i znudzony, czekał aż pójdą dalej.

Janina powiedziała do Ladiji – Ladija! On poszedł sobie tu wykonała palcami po ręce ruch idącej osoby – my też musimy iść.. Dziewczynka ciekawie przyglądała i przysłuchiwała się temu, co pokazywała i mówiła Jaśka. Przez chwilę trzymała jeden z paluszków w buzi, całkiem jak to czynią inne dzieci. Jaśka zauważyła, że słuchając z zaciekawieniem przekrzywia nieco głowę, całkiem jak to czynią owczarki niemieckie słuchające głosu swojego pana. Po chwili Ladja odezwała się – Ahn’ksa!.

Jaśka nie wiedziała, co to może znaczyć, być może „chodźmy”. Popatrzyła na Ladiję, wykonała palcami ruch idącej osoby i powtórzyła niepewnie - Aaanksa? Ladija pokiwała potakując. Janina ucieszyła się niezmiernie, wiedząc, że kolejne lody zostały przełamane.

Jaśka ruszyła dalej, Smiergieł biegał koło niej, z łobuza i żartownisia zmienił się w łowcę, takiego jak w lesie. Spiętego i czujnego. Uważnie wąchał zapachy niesione z wiatrem. Jego wibrysy drgały nieznacznie. Całą kocia sylwetka wyrażała napięcie i wzmożoną uwagę. Ladija również wydawała się Jaśce nieco bardziej spięta. Janina nie wiedziała czy to sugestia kota i dziewczynki, czy jakaś dziwna atmosfera spowodowały, że sama szła o wiele bardziej uważnie, czujnie.

Nagle zza wysokich drzew i krzaków wyskoczył na ścieżkę wysoki młody mężczyzna. Miał na oko około 20-paru lat, był nieźle zbudowany.



Natomiast o wiele dziwniejszy był jego ubiór, wygląd i zachowani. Ubrany był w długi zielony wojskowy płaszcz i wojskowe trepy – wszystko zapewne z demobilu. Nie był zbytnio brudny czy śmierdzący, Jaśka w normalnej sytuacji uznałaby go za czystego. Facet był natomiast całkiem łysy. Najdziwniejsze było jego zachowanie – oczy miał dziwnie szkliste o rozszerzonych źrenicach, do tego ślinił się nieco.

Jaśka na pierwszy rzut oka wiedziała z kim ma do czynienia. Wiedziała, że facet jest skinem. Jednym z tych ogolonych na łyso gości. Niektórzy skini byli całkiem „normalni” – nieco zbuntowani przeciw rzeczywistości, rodzicom oraz państwu. Inni byli wrogo nastawieni do każdego innego oprócz nich samych. Dodatkowo nie zawsze było wiadomo jaki jest ich stosunek do zwierząt. Jaśka pamiętała jednego takiego – próbował ciężkim podkutym trepem kopnąć małego kotka. Jaśkę wówczas opętał jakiś szał, złapała rzecz, którą miała pod ręką (ściśle mówiąc pogrzebacz z grubego pręta zbrojeniowego) i szybko wybiła skinowi takie pomysły z głowy.

Ten wyskoczywszy na ścieżkę popatrzył na wszystkich mętnym wzrokiem. Jaśka już miała coś powiedzieć, żeby się go pozbyć, gdy ten odezwał się pierwszy:
- Seeh’l sol’th aegith we’hrret usimijis Ladija’h
Głos nieznajomego zmroził Jaśkę, przez chwilę nie mogła się ruszyć. Jego słowa brzmiały podobnie do słów Ladij wtedy na polanie w lesie. Ale ton był o wiele, wiele inny. Brzmiał jakby ktoś darł kawał blachy, zdawał się być chropowaty, ostry jak szkło.

Jaśka zaczęła coś bąkać niepewnie pod nosem, gdy głośno odezwała się Ladija:
- Suk bel’Thor seeh’let so’th te’hrret usimijis!
Słowa Ladiji wydawały się zaprzeczać temu, co powiedział nieznajomy. Jaśka zauważyła, że Smiergieł przesunął się na linię między Ladiję i nieznajomego. Siedział wyprostowany i pozornie spokojny. Jednak jego ogon zdradzał przygotowanie do ataku. Jaśka zastanawiała się, jak ma dalej postępować, gdy nieznajomy odezwał się do niej:
- Pozostaw ją! Odejdź! Ona należy do mnie! Nie Twoja walka, nie Twój czas! Odejdź!

Głos wydobywający się z gardła nieznajomego mężczyzny wcale nie należał do niego. To był głos kobiety, nie był on wysoki – przypominał kuszące szepty. Jego tembr zdawał się być czarny i bardzo chłodny. Jaśka odezwała się o chwili:
- Spadaj stąd. Kota i dziecka nie oddam, podejdź no bliżej to Ci pokażę, gdzie raki zimują!
Z gardła nieznajomego wydobył się złowrogi kobiecy chichot i słowa – Śmierć jest jeno brama, czas jest jeno drogą Po tych słowach nieznajomy padł na ziemię, bez znaku życia. Jaśka była pewna, że miał ich tylko nastraszyć. Wiedziona ludzik odruchem podeszła do nieznajomego. Leżał bez ruchu, ale żył, śmierdział czymś nieziemsko. Jaśka nie bardzo wiedziała, czym – na bank nie był to żaden alkohol ani zioła, które palą młodzi.

Ladija czekała na Jaśkę. Patrzyła na nią wzrokiem pełnym wdzięczności. Jaśka poczuła ciepło w sercu, całkiem jak za dawnych lat, gdy żył Henio. Po tym incydencie całą trójka ruszyła dalej do chatki Alojza. Jaśka chciała być tam jak najszybciej. Wiedziała, że do tej chatki nie trafia się przypadkiem, więc nikt niepowołany ich tam nie znajdzie.

Nagle z tyłu dobiegł ich głos: - Jaśka! Jaśka! Jaśka! Poczekaj na mnie! Jaśka poczekaj proszę! Janina odwróciła się i zobaczyła, że z tyłu biegnie za nimi kobieta średniego wzrostu (około 160 cm), o nieco rubensowskich kształtach – miała czym oddychać i na czym siedzieć. Kobietka była ubrana w dziwaczną kombinację ciuchów– zapewne z darów PCK i życzliwych ludzi. Mimo, że ubrania były różne, to całkiem nieźle dobrane do siebie. Całości dopełniał ładny szalik. Jaśce wydawało się, że głos skądś kojarzy, ale samej osoby jakoś nie bardzo.

Postanowiła poczekać na obcą kobietę. Za chwilę dostrzegła, że kobieta prowadzi na smyczy jakiegoś pieska. Jaśka pomyślała, że dobrze, iż Czarny Panter poszedł, inaczej rozróba byłaby gotowa. Nie wiedziała jak się zachowa Smiergieł, ale czuła, że zachowa pełen spokój.

Po dłuższej chwili zasapana kobieta dobiegła do całej trójki (Jaśki, Ladiji i Smiergieła). Na powitanie rzuciła – Cześć Jaśka! A później dodała – Ale fajny kot! Twój? oraz Cześć maleńka. Jestem Andzia! A Ty?. Nieduża kobietka wyrzucała z siebie zdania niczym CKM kule. Smiergieł przy zdaniu o kocie prychnął gniewnie i obrócił się obrażony. Ladija patrzyła spokojnie na nieznajomą, później na Jaśkę. Pies siadł grzecznie obok kobiety i czekał. Ladija patrzyła z zaciekawieniem na zwierzaka.

Janina przez chwilę zastanawiała się, kim jest nieznajoma. Po chwili przypomniała sobie, że to Anna Jeziorkowska. Poznały się na jakieś imprezie, chyba u Miecia. Nie bardzo pamiętała czy o czymś rozmawiały czy nie. Widok psa na smyczy nieco ją uspokoił – kobieta była dobra dla zwierząt, to i pewnie dla ludzi także. Janina odezwała się:
- No cześć Andzia. Kopę lat! Co Cię tu sprowadza w moje strony?
Anna z szybkością godną szybkiej kolei TGV opowiedziała o porażonym prądem mężczyźnie, nieznajomym psie i znalezionym medalionie. Na końcu poprosiła o pomoc w pochowaniu nieboszczyka i poradę, co robić z tym medalionem.

Janina zastanawiała się, co dalej. Skoro Andzia mówi, że policja nie wchodzi w rachubę, bo ją wyrzucą z zajmowanego budynku przy bocznicy PKP, to znaczy, że policja nie wchodzi w rachubę. Podobnie pogotowie czy straż pożarna. Jaśka zastanawiała się czy powiedzieć Andzi o Ladiji czy nie…
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas

Ostatnio edytowane przez Toho : 02-11-2007 o 13:35.
Toho jest offline  
Stary 02-11-2007, 13:44   #27
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Anna „Andzia” Jeziorkowska


24 kwietnia 2007, wtorek ok. 12, w drodze do Janiny Gąbczewskiej

Andzia wzięła psa na smycz. Ten o dziwo nie protestował i nie próbował się wyrywać. Andzia pomyślała sobie, że przynajmniej z tym nie będzie problemów. Przez chwilę zastanawiała się nad kagańcem, ale stwierdziła, że w razie problemów weźmie psa na ręce i tyle. Miała nadzieję, że Jaśka będzie u siebie i że pies nie będzie gonił kotów, które u Jaśki zazwyczaj siedziały w sporych ilościach. Andzia pamiętała, że któryś z kumpli od flaszki nazwał Jaśkę „Willaską” z ogródków, Annie to określenie nie przypadło do gustu.

Anna wiedziała, że najkrótsza droga w stronę ogródków działkowych, w których mieszka Jaśka wiedzie przez obrzeża Lasku Brzozowego, a później przez osiedle „Robotników”. Problem w tym, że na osiedlu często kręci się straż miejska oraz ludzie z psami. No cóż wielkiego wyboru nie było – albo mieszkanie w towarzystwie niepochowanego nieboszczyka i możliwe straszenie przez jego duszę, albo wizyta u Jaśki. Wybór był oczywisty – wizyta.

Początkowo wszystko szło nad wyraz dobrze. Nie spotkały wielu osób na bocznicy kolejowej, później należało przejść przez czteropasmową jezdnię wiodącą z Warszawy w stronę Krakowa. Samo zadanie byłoby dość banalne, gdyby nie wandale uparcie niszczący sygnalizatory. Zapewne była to młodzież łażąca po Lasku Brzozowym w poszukiwaniu halocypków, kibole wracający z meczy i inni.

Anna zbliżając się do jezdni wzięła psa na ręce. Nie wiedziała, jak zwierzę reaguje na wzmożony ruch. Tymczasem pies siedział w ramionach Andzi spokojnie i grzecznie. Widocznie nie bał się aut, albo jakieś jej fluidy i feromony działały na niego uspokajająco. Andzia z pieskiem na rękach zbliżyła się do przejścia i wcisnęła przycisk. Zamiast zapalonej lampki sygnalizującej oczekiwanie na sygnał zauważyła wybite światła w sygnalizatorze i wyrwane kable z tyłu lamy. Pewnie złomiarze pomyślała niechętnie. Sama zbierała różności, ale nigdy nie dewastując tego, co służy bezpieczeństwu ludzi.

Andzia poczekała chwilę. Uważnie lustrowała ulicę, wyczekiwała momentu na przejście. W pewnym monecie wydawało się jej, że to już teraz. Szybkim rzutem oka sprawdziła, czy może przejść. Teraz, albo nigdy! pomyślała. Szybkim biegiem pokonała ulicę i znalazła się na ścieżce wiodącej obrzeżem Lasku Brzozowego do osiedla Robotników. Postawiła psa na ziemi i ruszyła dalej. Nagle zza jej pleców rozległo się wołanie – Hej proszę pani! Proszę się zatrzymać! Policja!

Diabli mi nadali niebieskich pomyślała Andzia. Ale posłusznie zatrzymała się słysząc warkot silnika motocyklowego.


Obróciła się spokojnie i zobaczyła dwóch mundurowych na dziwnych czterokołowych motorach. Nie bardzo pamiętała jak to się nazywa takie czterokołowe coś. Jednego była pewna – dogoniliby ją bez problemów. Policjanci podjechali bliżej i zsiedli z pojazdów. Obaj byli dość młodzi i wyglądali sympatycznie. O ile policjant może mieć sympatyczny wygląd. Jeden był w stopniu starszego posterunkowego, a drugi w stopniu starszego sierżanta Policji.

Starszy posterunkowy odezwał się pierwszy:
- Witamy! Proszę dokumenciki. A gdzie identyfikator psa oznaczający uiszczenie podatku od psów?

Anna wiedziała już, że ten młodszy pewnie jest na praktyce i się nie odczepi od niej.
- Panie władzo! Do schroniska z nim idę. Nie mój on – znajda tylko. Przyczepił się to staram się mu pomóc. A dokumenty o proszę - tu mam Podała mu mocno zniszczony życiem dowód. Policjant obejrzał dokument dokładnie, podał starszemu stopniem i powiedział: - Eh! Niech będzie! Ostrzegam panią ustnie, że jeżeli chce pani zatrzymać psa, to należy uiścić za niego podatek w urzędzie gminy. A ten pani dowód to należy wymienić – jest zbyt zniszczony. Jeżeli panią nie stać na nowy – proszę zgłosić się do MOPS-u. Gdzie Pani obecnie mieszka?
Anna szybko pomyślała, co ma powiedzieć – Mieszkam z konkubentem na Fornalskiej 8 od dwóch dni skłamała całkiem gładko. Adres widziała w jakiejś gazecie, głosił, że jest tam studio tatuażu.

Policjant popatrzył chwilę zdziwiony, ale machnął na to ręką i oddał Annie dowód. Na koniec zapytał czy nie widziała jakiś wandali w okolicy, bo ktoś znów zniszczył sygnalizator na przejściu dla pieszych. Anna odparła, że nie widziała, a jakby zobaczyła to na 997 na bank da znać z budki.

Policjanci wskoczyli na pojazdy i ruszyli w głąb Lasku Brzozowego. Andzia odetchnęła z ulgą – nie było tak źle, są jeszcze na świecie normalni (ludzcy) policjanci, ale trzeba się szybko zbierać. Ciekawe swoją droga czy sprawdzą ten adres na Fornalskiej? Pomyślała sobie, że w końcu będzie musiała wymienić ten dowód (albo coś wykombinować), bo w końcu ktoś się uprze i zatrzyma uszkodzony dokument.

Anna ruszyła szybko dalej. Nagle w oddali zauważyła znajomą sylwetkę. To chyba była Joanna. Ale nie sama – z jakimś dzieciakiem? Czyżby to jej dziecko? Ha! Andzia głośno zawołała:
- - Jaśka! Jaśka! Jaśka! Poczekaj na mnie! Jaśka poczekaj proszę!
Zobaczyła, że kobieta odwraca się do niej. Tym razem była pewna to była Jaśka. Obok niej stało jakieś dziecko i kot (?). Andzia przyspieszyła kroku. Miała nadzieję, że Jaśka będzie ją kojarzyć i pomorze.

Anna po dłuższej chwili doszła szybkim krokiem do Jaśki. Odezwała się:
-Cześć Jaśka! A później dodała – Ale fajny kot! Twój? oraz Cześć maleńka. Jestem Andzia! A Ty? Andzia wyrzuciła z siebie te informacje dość szybko. Całkiem nie zwróciła uwagi na kocie prychnięcie. Zaciekawił ją dziwny kolor futra tego zwierzaka. Ale najbardziej intrygowała ją obca dziewczynka. Nie wyglądała na niemowę czy nieśmiałą, ale się nie odezwała.

Po chwili Janina przypomniała, kim jest Andzia. W tym momencie przyszedł czas na wyłuszczenie sprawy. Anna opowiedziała o nieboszczyki i dziwnym medalionie. Zapytała czy może liczyć na pomoc w pochowaniu obcego mężczyzny i wyjaśnienie sprawy medalionu. Przez chwilę wydawało się jej, że Jaśka przeżywa pewne rozterki wewnętrzne. Może sama ma kłopoty i problemy? Może coś jest nie tak z tym dzieckiem? A może to coś z kotem? Andzia zastanawiała się w myślach, co powinna robić dalej. Musi poczekać, co powie Jaśka, a później się zobaczy.
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 02-11-2007, 15:40   #28
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Magister Alojzy Chemik


24 kwietnia 2007, Wtorek, ok. 13, w drodze do Lasku Brzozowego

-Cholera, cholera, cholera perpetum demonum ex komunen, cholera! mruczał pod nosem Alojz. To stanowczo nie jest dobry dzień dla naukowca! warknął w przestrzeń całkiem głośno. W kościach czuł, że ten dziwny dzień dopiero się rozkręca. Alojzy wcale nie był pewien czy podnoszenie wisiora to był dobry pomysł, ale z drugiej strony ciekawość i możliwość zdobycia nowej wiedzy, a może i nowego przedmiotu była zbyt silna.

Alojz szedł w stronę domu i mruczał coś pod nosem. Niewielu by znalazło się takich, którzy mogliby mu bezkarnie przeszkodzić. Alojzy zastanawiał się, czy to wszystko nie jest czasem sprawką juefoł. Przecież to te zielone czy inne kolorowe ludki mogły wyssać z biedaka we młynie wszystkie soki, to one mogły podrzucić mu słój po ogórkach. Cholera jasna! Jedyna nadzieja w tym, że Dyzio spisze się jakoś i przyniesie pozostałe składniki do czaru.

Z drugiej jednak strony ten Dyzio ma niebywałą umiejętność pakowania się w kłopoty. To stanowczo nie jest dobry dzień dla naukowca! prawie wydarł się Alojz. Nagle usłyszał w powietrzu dziwne bzyczenie – nie zwykłe bzykanie pszczoły, czy nawet szerszenia, ale inne – mechaniczne. Odruchowo rzucił się na ziemię, nie bacząc, że pada na kamienie i trawę. Chwilę później nad jego głową przeleciał jakiś niewielki obiekt.


Alojzy szybkim rzutem oka rozpoznał mały helikopter. Alojz krzyknął Juefoł i dał susa w przydrożne chaszcze. Tym czasem niewielka maszyna zrobiła nawrót i szykowała się do lotu w stronę jego kryjówki. Alojz wyjął z kieszeni nieco soli (nie wiedzieć czemu zawsze nosił ją przy sobie), kawałek gumy do żucia, a z ziemi podniósł nieduży kamień. Przez małą chwilę przypominał sobie magiczną formułę. Tymczasem helikopter, wedle przekonań Alojza juefoł, krążył nad nim brzęcząc wściekle.

Alojzy poczekał, aż brzęczenie nieco się oddali. Wtedy nagle wstał i jedną ręką nakreślił w powietrzu kilka znaków runicznych, do tego posypał nieco soli i powiedział
- Thurisaz, Hagalaz, Eihwaz razem sprawią, że to, co lata, trafionym będzie i z nieba spadnie, takoż to będzie! Eia!
Wypowiedziawszy zaklęcie przyczepił gumę do kamienia i rzucił nim w nadlatujący model. Zderzenie nastąpiło całkiem niedaleko od Alojzego. W powietrzu rozległ się huk i rozszedł zapach palonej siarki. Model spadł na ziemię rozsiewając palące się szczątki. Alojzy rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu kolejnego (kolejnych) napastników. Tymczasem cisza i spokój.

To stanowczo nie jest dobry dzień dla naukowca! powiedział głośno. Usiał chwilę w chaszczach i zaczął się zastanawiać. Wyjął szmatę z wizerunkiem umarlaka z młyna. Twarz była widoczna, ale nic Alojzemu nie przypominała. Tylko prastare zaklęcia z zakurzonych ksiąg pozwolą mu na wgląd w hevai – cień duszy umarłego. Z kieszeni wyjął słoik z amuletem. Czuł wibracje dziwnej mocy.

Alojzy wyjrzał ostrożnie z krzaków po raz kolejny. Nikogo nie było. Podszedł do miejsca, gdzie spadły szczątki maszyny latającej. Wiele tego nie było. Alojzy nie był mechanikiem, ale czuł zapach benzyny, to znaczy, że modelem kierował człowiek. Ufony raczej nie stosują takich technologii, chyba, że lelum, polelum to wszystko obliczone jest na zmieszanie zmysłów i otumanienie – To stanowczo nie jest dobry dzień dla naukowca! pomyślał znowu Alojzy.

Alojzy ruszył dalej w stronę chatki w Lasku Brzozowym. Nerwy miał napięte i marzył tylko o jednym – o porządnym łyku bimberku. Droga do chatki zajęła mu dobre pół godziny. W tym czasie zdołał ustalić kolejność działania. Wpierw ustali za pomocą magii, kto podrzucił mu ogórki, później zajmie się medalionem i sprawą nieboszczyka z młyna. Na samym końcu weźmie się za przygotowanie jakiegoś lokum dla Dyzia. Jeden ogródek na terenie niedaleko młyna wygląda obiecująco albo te niedaleko Lasku Brzozowego się nadadzą Całkiem zgrabny plan. pomyślał Alojzy.

Przed wejściem do chatki sprawdził czy ktoś go nie obserwuje. Teren wyglądał na czysty. Alojz dyskretnie sprawdził kilka magicznych zabezpieczeń, a także kilka sprytnie poukładanych przedmiotów, które przy każdej próbie wejścia do chatki by się przewróciły. Wszystko wyglądało dobrze. Alojzy spodziewał się Dyzia nie wcześniej jak jutro rano (a prędzej południe). Oby na na Demono Alkoholix ten cholerny Dyzio w cos się tylko nie wpakował.

Alojzy w chatce poszukał kilka potrzebnych przedmiotów. Srebrny pręcik, kawałek węgla, nieco bimberku dla wzmocnienia. Przy pomocy pręcika i węgla narysował dwa wpisane w siebie pentagramy. Dodatkowo w każdy z rogów wpisał runy. Do środka pentagramów wstawił słoik z wisiorem. Wibracje mocy ucichły tłumione ochronnymi pentagramami i runami. Nagle do drzwi Alojza ktoś głośno zapukał. I to w sposób sugerujący, że ma tu pełne prawo przebywać.

Na Demono Alkoholix. Kto to może być? Pomyślał Alojzy. Przecież nie Dyzio. On pewnie dalej załatwia sprawunki. Te oczy ptaka … może być problem. Nawet dla Dyzia. Alojz podszedł do drzwi i przez szparę zobaczył akwizytora.


Jegomość od razu nie przypadł do gustu Alojza. Alojz pomyślał, że trzeba będzie poprawić czary ochronne, bo tłumy niedługo się tu będą kręcić. Tym czasem trzeba pozbyć się natręta. Alojzy rzucił okiem na obcego. Po chwili zauważył napis na teczce, którą akwizytor ściskał w ręce – „TUW Biurowa”. Znów jakiś cholerny ubezpieczyciel, będzie łaził, marudził, zaglądał. Może udać, że nikogo nie ma? Tym razem domniemany akwizytor zapukał o wiele głośniej niż było trzeba.

Alojzy lekko się wkurzył. Jeszcze mi łajza jedna drzwi rozwali! Pomyślał w duchu. Wyjdę i powiem, żeby spadał, bo go sam wykopię. Alojz postawił tuż za drzwiami solidny pieniek (tak, aby drzwi dały się tylko uchylić, ale nie otworzyć całkiem). Alojz uchylił lekko drzwi i warknął mało grzecznie:
- Czego? Pan sobie życzy?
Nieznajomy zalał go potokiem słów, jednocześnie próbując wejść do środka. Jednakże pieniek trzymał mocno.
- Witam Pana serdecznie. Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych Biurowa się kłania. Jestem Jan Gompka. Chciałbym …. facet kontynuował monolog nieświadom, że w umyśle Alojza pojawiła się myśl o mało przyjemnym zaklęciu przemiany w ropuchę…

 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 06-11-2007, 08:49   #29
 
Toho's Avatar
 
Reputacja: 1 Toho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znanyToho wkrótce będzie znany
Lutek


Godzina nieznana, Cela więzienna, wiele godzin od pierwszego przesłuchania


Złapanie kolejnego przyjaciela (szczurka) okazało się dla Lutka dość proste. Wystarczyło nieco cierpliwości oraz resztki kolacji. Później nieco czułości i opieki. Zwierzę szybko przyzwyczaiło się do Lutka. Początkowo wydawało się mniej inteligentne niż jego poprzednik, który pozostał z Mieciem gdzieś w mieście. Przy śniadaniu podanym zapewne w okolicach 7:00 (Lutek wnioskował tak z położenia słońca na niebie) szczur został całkowicie oswojony.

W międzyczasie Lutek odkrył, że strażnicy nie zamykają „judasza”, co pozwalało mu obserwować korytarz wokół celi. Obserwacje czynione od śniadania następnego dnia pozwoliły odkryć, że jeden z klawiszy zawsze czuwa niedaleko jego celi. Czasem spacerował tu i tam, czasem coś czytał. Kilka razy Lutek zauważył, że zamiast pilnować siadał na krześle i drzemał. Tak, drzemał! Zdradzał go równy oddech i miarowe poruszanie się klatki piersiowej.

Nawiasem mówiąc Lutek był nieco zdziwiony, że do pobliskich cel nikogo nie wprowadzano i nikogo nie wyprowadzano. Przez cały dzień myślał co ma robić – przyznać się czy nie, może opowiedzieć co się działo w parku, zwalić winę na Kozłowskiego, może zmyślać? Jako ostatni pomysł przyszła ucieczka. Lutek pomyślał sobie, że przy odrobinie szczęścia uda mu się uciec. Czekał na stosowną okazję.
- Kurczę zasnął klawisz! Może weźmiesz ten jego klucz?
Szczur próbował przejść w stronę klawisza, jednakże szybko okazało się, że drzwi stanowią zaporę nie do przebycia. Nie ma w nich żadnej klapki czy większej dziury, przez którą wyjdzie coś wielkości szczura. Jedynie w czasie podawania posiłku otwierana jest niewielka klapka w połowie wysokości drzwi. Niestety później jest zamykana i zatrzaskiwana od zewnątrz. Nie trzeba tu chyba dodawać, że całe drzwi skonstruowano tylko z myślą o zamykaniu i otwieraniu od zewnątrz, a nie od wewnątrz.

Lutek musiał wymyślić nieco lepszy plan. Ewentualnie podszkolić szczurka i poczekać na porę kolejnego śniadania i wtedy przerzucić go przez szparę przez którą podają jedzenie. Taka akcja miała pewne wady – strażnicy mogli zauważyć szczura i próbować go zabić czy przegonić. Być może na oddziale był kot? Kto to wie, skoro są szczury mogą mieć i kota czy koty. Niedobrze pomyślał Lutek, cholernie niedobrze…
 
__________________
In vino veritas, in aqua vitae - sanitas
Toho jest offline  
Stary 06-11-2007, 12:43   #30
 
Geisha's Avatar
 
Reputacja: 1 Geisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumnyGeisha ma z czego być dumny
Jaśka na widok koleżanki uśmiechnęła się szeroko. Bardzo szeroko... od razu poczuła się lepiej. Mogła już wreszcie, nareszcie, zrzucić z siebie cały ciężar dzisiejszych wrażeń. Mogła... nareszcie mogła się wygadać.
- Andzia, Bożesz mój, co ja dzisiaj przeżyłam, no mówię Ci... No mówię!! Słuchaj, kot mnie rano obudził, nie Czarny Panter, ale tamten drugi, i kazał mi, no ja wiem, ze to dziwnie brzmi, kazał mi dziecka poszukać. No i znalazłam tę Małą, ona się nazywa Ladija i mówi w jakimś takim dziwnym języku i taki ma ciekawy nawet medalion (Heńka w drzewie Jaśka przemilczała, i tak jej opowieść mogła się wydać jej koleżance nieco dziwna). Nie wiedziałam co zrobić z Małą, a na Policję nie pójdę bo... bo coś czuję że inaczej trzeba. Zamkną Małą w pogotowie dziecinnym, a ona po naszemu ani me, ani be... Będzie się bała. Nieważne... W każdym razie postanowiłyśmy, to znaczy ja postanowiłam do Alojza zajrzeć. Może on coś będzie wiedział, uczony facet przeca. I kudre, słuchaj, jak szłyśmy to jakiś skin czy inny wylazł z krzaczorów i gadał.. wiesz... on po Ladijemu gadał... Chciał mi dzieciaka zabrać. Ale nie dałam. Takiemu naziście dzieciaka nie oddam! I wiesz co wtedy... - Jaśka zrobiła pierwszą w swej przemowie przerwę na złapanie oddechu.- On powiedział "Śmierć jest jeno bramą...' i umarł. Zaczął śmierdzieć tak że nie wiem. Uciekłam.. Andzia, ja teraz nie wiem co robić. Pochować? jak w środku miasta pochować skina... Andzia, chodź ty ze mną do Alojza. Raźniej mi będzie.
 
__________________
Oto tańczę na Twoim grobie;
Ty, który wyzwałeś mnie od Aniołów...
Geisha jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172