Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2007, 21:52   #109
Zirael
 


Poziom Ostrzeżenia: (0%)
Słyszała, że Silwilin się porusza, coś robi. Na początku nie zwróciła na to najmniejszej uwagi, nie przejęła się tym. Zastanawiała się kto i po co ich tu położył, i co miał zamiar z nimi dalej zrobić. Nie sądziłą przy tym, żeby były to przyjazne zamiary.

Silwilin najwyraźniej wstał ze stołu - usłyszała jego kroki. Owszem, mogła tu leżeć tak bez końca, tylko co by to zmieniło? Odwróciła się z powrotem w jego stronę. Pomału, pilnując, żeby wykonywać tylko te ruchy, na które pozwalają jej nitki, usiadła na stole. Przyciągnęła kolana do brody i objęła je rękami. W prawdzie było to bez znaczenia - mnich i tak obejrzał już wszystko, co było do obejrzenia, ale pozycja ta dawała jej chociaż namiastkę komfortu psychicznego.
- Pomożesz mi? - zapytała cicho, po czym spróbowała przegryźć pierwszą z nitek. Jej rumieniec nieco zbladł. Z czerwono-purpurowego zmienił się na lekko różowy.
- Jak myślisz, długo tu jesteśmy? - wysłuchała spokojnie odpowiedzi mnicha, po czym podzieliła się z nim swoimi obawami.
- Nie sądzę, żebyśmy spadli tu przypadkiem. Ktoś musiał wydobyć nas z nicości. Tylko kto, i po co? Do głowy przychodzą mi dwie możliwości. Albo ktoś, jakiś mag, eksperymentował sobie, próbował coś przywołać, i przypadkiem wyciągnął z otchłani akurat nas, albo Fritz nie działał sam i jego partner czy też zleceniodawca specjalnie nas szukał.
Na pytanie o Ammana (o ile mnich takie zadał) spuściła głowę i jeszcze ciszej niż dotychczas odpowiedziała, że więcej już go nie zobaczą. ~~Taką przynajmniej mam nadzieję~~ dodała w myślach, gdyż obraz rozerwanych na pół zwłok ponownie stanął jej przed oczami.
Rozmawiając i próbując się uwolnić rozglądała się po pomieszczeniu. Szczególną uwagę starała się zwrócić na wszelkie szczegóły, które pomogłyby jej odgadnąć co też ich czekało, a więc wszelkiego rodzaju narzędzia, eliksity, kryształy, runy, piktogramy, księgi i inne mniej lub bardziej związane z magią przedmioty. Nieświadomie unikała przy tym wzroku Silwilina. Dopiero, gdy ostatnia niteczka została przerwana, spojrzała mu w oczy i podziękowała. Wtedy też dopiero zwróciła uwagę na jego poparzenia.
- No tak. Ja się rozczulam nad sobą, a ty tymczasem jesteś ranny. Chodź tutaj. Albo może lepiej się nie ruszaj. - Słowa te zabrzmiały trochę inaczej, niż większość wypowiedzi młodej szlachcianki. Nie było w nich ani rezerwy, ani wyniosłości, ani obawy czy złości, było za to w nich ciepło i nieskrywana troska. Przez ułamek sekundy dziewczyna się zawachała, po czym opuściła nogi, wstała ze stołu i stanęła wyprostowana przed Silwilinem w odległości na wyciągnięcie ramion. Położyła swoją dłoń na jego piersi, na wysokości serca, tam, gdzie akurat miał kawałek zdrowego ciała. Zamknęła oczy i pochyliła lekko głowę. Wsłuchała się w rytm jego serca, czuła bijące od niego ciepło, kontrastujące z chłodem posadzki mrożącej stopy. Nigdy do tej pory nie używała magii leczącej, nikt jej tego nie uczył. Ale rzucania zaklęć bez użycia magicznych formuł czy odbijania códzych czarów też nikt jej nie uczył, może więc i tym razem da sobie radę. Gdyby chociaż udało jej się uśmierzyć ból, to już byłby ogromny sukces i ulga dla niego. Na tym się skupiła, przekazując mu trochę pozytywnej energii. Gdy skończyła, jeszcze przez chwilę stała nieruchomo. Znów nie wiedziała jak sięzachować (a nie zdarzało jej się to często), uśmiechnęła się więc tylko.
Jeśli podczas wcześniejszych oględzin pokoju zauważyła coś godnego uwagi, teraz podeszła i przyjrzała się temu dokłądniej, z każdej strony, pilnując jednak, żeby niczego nie dotykać. Starała się sobie przypomnieć do czego wykorzystuje się takie eliksity/piktogramy/narzędzia, i wszystko inne, co do tej pory mogła na ich temat wyczytać.