Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2007, 22:16   #105
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Co ty na bogów robisz Vin!
-Na bogów jeszcze raz zrobisz coś takiego, a nie zawaham się pozbawić Ciebie życia. Pamiętaj, że Albrehta znam dłużej niż Ciebie. Ale nie kłóćmy się już. Jedźmy bo nas tu noc zastanie-powiedział, po czym podjechał do Półelfa i uderzył w twarz.
-A to żebyś o tym nie zapomniał-dodał, a następnie klepnął go w ramię, na co Vino uśmiechnął się.
-Nie gniewaj się-dodał z uśmiechem, a Vin zajął się zaklęciami.
Vintilian siedział na koniu, starając się wyczuć magię kamienia Czarnego, za pomocą własnego zaklęcia. Nagle poczuł strumień magii płynący w kamieniu.
Jest magiczny... Przecież ja nie sprawdzałem, naszych kamyków-pomyślał, wyciągając swój własny, po czym wypowiedział zaklęcie, mające wciągnąć zwłoki w ziemię i patrzył na efekt. Patrzył jak ciała wchłaniają się w ziemię.
Następny czar jaki rzucił, to było ponownie wyczucie magii, ale tym razem w jego kamieniu.
"Wasze kamyki też miały taką moc."
Nagle przed oczami Vina pojawiła się krótka migawka, którą szybko spakował do działu szufladek zatytułowanych "Przeszłość", ale jednocześnie nie przypominał sobie niczego takiego.
Mag ubrany w drogie szaty trzymał laskę w ręku i unosił się nad ziemią. Wszystko było zamazane, ale wokół stało sześć osób.
Nagle coś zaświtało w głowie Vintiliana, lecz myśl tą przerwały słowa Albrehta, które dotarły z opóźnieniem do umysłu Maga.
-Jesteś głupszy o wiele głupszy niż myślałem, skoro nawet krytyki nie potrafisz przyjąć do wiadomości. I co udowodniłeś tym swoim niewczesnym popisem, iż z zaskoczenia każdego można pokonać i taki widzę, więc twój koniec wyraz zaskoczenia na twojej twarzy, gdy siostrzyczka po poderżnięciu ci gardła wypruje flaki. Co jeszcze, iż jesteś tak samo szalony jak twoja siostra, skoro bez powodu atakujesz osoby, które niczego złego ci nie uczyniły-zadźwięczało w jego głowie.
-Albrehcie, myśl o mnie co chcesz, ale moje zaklęcie nie było spowodowane twoją krytyką. Prorokowałeś mi śmierć, więc pokazałem ci, że nie jest takim prostym zabicie mnie, chociażby z odległości tak małej, jak wtedy, kiedy stałem przy tobie.
Poza tym, jeżeli będzie chciała mnie zabić, ocknie się... powiedzmy miesiąc później i więcej mnie nie znajdzie, a jeżeli znajdzie to ocknie się po roku. Tak, potrafię to zrobić, bo nie chcę zabijać ani rodziny ani przyjaciół.
Nie odbieraj mojego zaklęcia jako atak na twoją osobę tylko jako... demonstrację sztuczek..., a z resztą, myśl co chcesz...
-powiedział lodowatym tonem, lecz szlachcic zaczął mówić:
-Czas na nas Bruno musimy już jechać. No Vintilian skończyłeś bawić się magią no to jedziemy zanim ci wieśniacy spalą cię na stosie za wiedźmiostwo.
-O mnie nie musisz się martwić, bo ja dam sobie radę-powiedział odwracając konia w kierunku drogi do Twierdzy Krasnoludów.
-Teraz przestałem się śmiać. Bruno, wybieraj albo jedziesz ze mną, albo ze szlachcicem... z resztą... nic nie mów, bo twoja decyzja będzie oczywista.
Straciłem dzisiaj piątkę przyjaciół. Dwoje straciłem przez śmierć, jedną przez morderstwo, dwóch przez brak zaufania.
Czym jest przyjaźń bez zaufania? Nie jest już przyjaźnią. To samo stało sie tutaj, bo straciliście wiarę we mnie i w to, że staram się, by wszystkim nam ułatwić życie i pomóc, lecz ja wiary w was nie straciłem... do tej chwili.
Od teraz nie jesteśmy już przyjaciółmi
-powiedział, odsuwając się od nich i nakreślił linię, a na ziemi pojawiła się pół metrowa ściana lodu.
-Elementalista był przyjacielem. Już nim nie jest. Spodziewajcie się niespodziewanego i módlmy się, byśmy sie już nigdy nie spotkali-powiedział do byłych towarzyszy, po czym zwrócił się do konia:
-Jedziemy przyjacielu-położył nacisk na ostatnie słowo.
-Dopomogę ci, kiedy się zmęczysz, więc jedźmy szybko-rzekł, a rumak ruszył, przechodząc w coraz szybsze tempa, zaś po chwili Półelf był sam, stracił z oczu gospodę, Bruna, Albrehta...
Jechał w kierunku Twierdzy Krasnoludów, gdzie miał zamiar wypełnić pierwsze i podjąć się drugiego wyzwania.
O czym to ja myślałem.. a tak, już wiem, o tej migawce. Skoro wydarzyła się w przeszłości i nie przypominam go sobie, to może znaczyć, że albo nie uczestniczyłem w tym wydarzeniu albo było to wydarzenie z wczorajszego dnia. Nie było tam ciała wieśniaka, co znaczy, że wieśniakiem był ten Mag i że tak na prawdę nie umarł! Do tego jeszcze upomnienie, że tylko Bruno był gotowy i szóstka osób... Tak, wczoraj jeszcze w drużynie było sześć osób. To musi być wydarzenie z wczoraj! Ale to nie wszystko, bo na monecie był Mag i to właśnie może być ten Mag, którego widzieliśmy wczoraj, a tym Magiem może być Sandriel, bo kto inny mógłby się włamać do umysłu drugiego Maga tylko po to, żeby wymazać wydarzenia z poprzedniego dnia i kto by był tak silny? Sandriel! Tak, to ma sens-myślał, jadąc naprzód z dużą prędkością.
Jako, że jego koń był długodystansowcem, nie podejrzewał, by tak szybko się zmęczył, jadąc po bardzo dobrym podłożu z prędkością najbardziej odpowiadającej długim dystansom.
Do tego postanowił ułatwić swojemu wierzchowcowi drogę oraz znacznie przyspieszyć prędkość jazdy, poprzez bardzo proste zaklęcie wywołujące powstanie klina powietrznego przed pyskiem konia, który rozdziera powietrze, znacznie rozrzedzając je, co znacznie ułatwi rumakowi jazdę, ograniczy zmęczenie i zwiększy prędkość jazdy.
-Armira de fanrum!-powiedział, wyciągając rękę przed siebie.
 

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 04-11-2007 o 18:25.
Alaron Elessedil jest offline