Genghi; zrobiłeś, co uważałeś za słuszne. Chciałeś dobrze
Kiedy jednak wciskasz przycisk F, licznik bomby zamiast zatrzymać się przyspiesza! Oo’
Starasz się zachować zimną krew i masz nadzieję, ze nikt nie zauważył tego incydentu, ale zdaje się, że dwarf wie, coś zmajstrował, bo załamany, topi rozpacz w gorzałce
Genghi, Waldorff;
Zbliża się wrogi szturm.
- Kompania! ODPOWIEDZIEĆ OGNIEM ! Natychmiast ! Niech Abazigal będzie z wami! – nakazałeś, łapiąc za kuszę.
Oddział przygotował się do walki, bron wycelowana w wejście do pomieszczenia. Cokolwiek pojawi się w tej bramie zginie z woli Abazigala!...
Metalowe drzwi rozsuwają się... OGNIAAA!!!
- AŻŻŻŻWPUPĘLOLIPIEOLONAPUMPALALA!...!!!! – usłyszałeś wrzask znajomego głosu, ale po chwili dopiero zdałeś sobie sprawę, że men in black podskakujący w progu i w dziwnych podrygach unikający rozpaczliwie laserowych promieni strzelających wokół niego to
Vriess!
Przerażeni załoganci przestają osobliwą salwę powitalną na cześć kapitana i chowają się za plecami KomandoraXD [o dziwo niemal się wszyscy zmieściliXD]
Vriess, zasapany, w żądza mordu w oczach, wchodzi do pomieszczenia.
- Czy wyście powaaaaaaaaa?!?!?!? – zobaczył bombę z gnającym szaleńczo licznikiem i złapał się za głowę, maskując tak stojące dęba włosy.
Tabun gadzich wrogów wbiega przez wrota. Kusza brzdęknęła, bełt wbił się prosto w szyję pierwszego z napastników; znieruchomiał z podniesionym pistoletem, padł trupem. Załoganci opamiętali się i zaczęli strzelać, tym razem obierając dobry cel
Gnomia kusza samorepetująca ledwo nadążała z wypuszczaniem bełtów. Wrogowie odpowiedzieli ogniem, acz niezbyt skutecznie. Jeden z ich promieni laserowych odbił się nawet od obuchu Waldorffowego młota i rykoszetem ubił któregoś gada. Padali jak muchy. Niewiele chyba mądrzejsi byli od tych owadów, bo choć kolejny i kolejny padał, naszpikowany bełtami i podziurawiony laserami, następny już pchał się do drzwi. Kiedy było po wszystkim, Vriess przyjrzał się szybko bombie i wrzasnął wściekle;
- Tyle lat studiów, zmarnowane!!!!!
Kiedy zerknął na was, zrozumieliście dogłębnie. Wylecicie w powietrze.
- Gdzie jest
Astaroth?!?! – wydarł się z nadzieją nekromanta, rozglądając się wokół. – n też nie umiał tego rozbroić?!??!
Po chwili namysłu roześmiał się histerycznie.
- W takim razie... módlmy się!...
Dopadł do jakiejś konsoli i huknął do mikrofonu;
- Mówi kapitan... Opuścić statek!!!! Ratujcie dzieci i nekromantów!!!!
Po czym szaleńczo uśmiechnięty zakrzyknął do was;
- Już, pomodliliście się? Dobrze, dobrze... – wyrwał Waldorffowi manierkę, ale ta była już pusta;( - A, Waldorff, jak będziesz u Moradina, zażądaj spotkania z aniołem Thomasem. Oddałem mu twoją starą manierkę. ...DO SZALUP!!!! – zakrzyknął dziarsko Vriess i niczym puma, nike, przeskoczywszy jednym susem stertę ciał wrogów w drzwiach, pognał do turbowindy.
Cóż czynić...? Ruszacie za nim, oddział Gengiego wlecze się za wami.
Tevonrel; Nie wadząc nikomu spokojnie upajasz się strzelaniem do statku kosmicznego, gdy naraz zjawia się jakiś natręt, stając na drodze twoim pięknym rakietom!
Thomas;
Anioł na plan!XD Próbuje postawić magiczną ścianę wewnątrz pojazdu wroga i poobserwować huczne efekty. Niestety, magia nawala!;( Nietknięty wróg się zbliża, a co gorsza, strzela!
- Osłony aktywne... kolizja za trzy... dwa...
Thomas odpowiada salwą z blasterów, celując w nadlatujące rakiety. Tęgi wybuch zatrząsł Fighterem SW3, jedna z rakiet wybuchła, kolejna trafiona blasterem eksplodowała tuż przed statkiem. Trzecia rakieta huknęła w powłokę dużego statku, gdzie została reszta drużyny, zostawiając po sobie czarne, płonące wgniecenie. Kolejna rakieta rozbija się... na osłonie, która naraz pojawia się wokół dużego statku!
- Poruczniku, osłony uaktywnione! – ucieszył się pilot.
Nie ma się z czego cieszyć. Teraz wy jesteście głównym celem!
Tev; no nie!!!! Jakiś komar zjawia się znikąd i psuje wszystko! Na dodatek odpowiada ogniem i kilka blasterowych pocisków brzdęknęło o brzuch twojego HAVOCa! Tego już za wiele...!
Sathem; HA!
Ataki na wielki statek wydają się mało dla niego groźne, ale zjawia się inny, mniejszy cel! Duży statek chowa się za osłoną tarczy, krążysz przy nim jak wszoł, szukając przerwy w tarczy, ale nic z tego. Twoje laserowe pociski nie czynią jej żadnej szkody!...
PAC.
„Pac...?!” OO’’
Zerkasz w górę. Podeszwa. Podeszwa buta.oO’ Jakiś koleś... stoi na osłonie twojego kokpitu!!! O_O’’’ Ma ponad dwa metry wzrostu, barczystą sylwetkę, ale nie jest mocno umięśniony. Ubrany jest w czerwony żupan, na nim nosi żółty kontusz, przepasany czerwonym pasem. Ho-ho. OO’’ No niezła halucynacja!... To pewnie po tym dymie... Teraz najlepsze – koleś ma białą skórę. Białą. Jak mleko. Czarne włosy, sięgające do łopatek, rozsypane w nieładzie. Spogląda na ciebie, źrenice ma olbrzymie, jakby był na głodzie. A, i jeszcze jeden szczegół. Trzy szczegóły właściwie. Koleś trzyma dwie szable.
Jedna z szabli (prawa ręka, 93 cm długość, 3,7 cm szerokość) ma stalową rękojeść ze zbroczem z rogową okładziną i osłaniającym kabłąk. Druga (ręka lewa, 90 cm, 3,4 cm szerokość ma hebanową okładzinę na rękojeści, podwójny kabłąk tworzący kosz wokół ręki, niewielką głowicę, wklęsłą głownię z bruzdami na bokach. I jeszcze łańcuch z kulą na końcu, przerzucony przez bark urokliwie uśmiechniętego kolesia, szczerzącego do ciebie wystające nieco kiełki.
Astaroth; Udało się. Wewnątrz pojazdu nie było miejsca dla twojego jestestwa, wiec znalazłeś się na jego powierzchni. Stoisz na wypukłej szybie, niczym przyklejony do niej – szaleńcy prąd powietrza nie jest w stanie zdmuchnąć zdeterminowanego chaoty!XD Za szybą widzisz zdumionego... zwierzaka. To chyba jakaś chimera. Przypomina wilka w.... pomarańczowym kapeluszu i osmolonych gatkach w zielone paski. Chaosie, czego to wymiar bieli nie wymyśli...!
Vriess, Genghi, Waldorff;
Docieracie do drzwi hangaru. Vriess przyciska coś na panelu przy drzwiach, ale ten odpowiada zabraniającym piknięciem. Vriess rozpaczliwie rozgląda się wokół.
- Trafili w drzwi hangaru...! – jęknął z bijącym sercem. – Te kanalie trafiły w drzwi hangaru!!!!! – powtórzył zacieklej. – Nie domknęły się, jej luka, jeśli otworzymy te śluzę wywieje nas na zewnątrz, do Moradina, Abazigala i świętego Thomasa z Rasganu! Panowie... – zaczął poważnie. – Jest problem. Nie mamy czym odlecieć, a tutaj zostać nie możemy. Potrzebujemy planu.
Charlotte;
Krew z gada sika, siku siku sik...XD
Chyba gadzi generał miał inną wizję ostrej zabawy z sexowną laską, ale to szczegół. Wolna, zwiewasz na ślepo korytarzami. Wybuchy i wstrząsy, statek się kołysze, latasz od ściany do ściany, biegniesz dalej. Wypadasz zza któregoś zakrętu i histerycznym wrzaskiem paniki zderzasz się z obleśnym jaszczurem...!
Genghi; WAH! Mają mnie, zabierzcie to, zdejmijcie ze mnie te.... cycki...?! OO’’’ – wyłożony na podłodze i przygnieciony kimś otwierasz oczy, by móc podziwiać właśnie dwie jędrne, wielkie półkuleXD
Charlotte; to nie gad, to gnomXD z deszczu pod rynnę XD [hugs GenghiXD]
Vriess; no tak;/ Panna Charlotte chce żebyś był zazdrosny i zabrała się za GenghiegoXD
Genghi, Waldorff, Charlotte;- Zaraz... – mówi
Vriess. – Te gady musiały się tu jakoś znaleźć!
Znów gdzieś gna. Gnacie za nim. Docieracie do niewielkiego pomieszczenia z dziwnymi tubami.
- To teleport! – oznajmia Vriess i grzebie przy nim chwilę. – SZszzszlag, uszkodzony!!! Gengkanzonievoramerpluście... tfu, Komandosie... eer Komandorze, fu, GENGHI!!!! – skinął na gnoma zdenerwowany nekromanta. – Jesteś inżynierem, pomóż mi to naprawić!... Odkręć ten panel i powkładaj wszystkie czerwone kabelki w żółte dziurki, a tę płytkę tutaj trzeba zespawać jakoś...
Do pomieszczenia wpada ośmiu gadzich panów, którzy najwyraźniej też chcą użyć teleportu. Jeden z nich strzela laserową bronią i trafia w pierś któregoś z pozostałych przy życiu 5 załogantów – biedak pada trupem.