Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2007, 14:40   #1001
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Talking make it so!....:D

Genghi; zrobiłeś, co uważałeś za słuszne. Chciałeś dobrze Kiedy jednak wciskasz przycisk F, licznik bomby zamiast zatrzymać się przyspiesza! Oo’
Starasz się zachować zimną krew i masz nadzieję, ze nikt nie zauważył tego incydentu, ale zdaje się, że dwarf wie, coś zmajstrował, bo załamany, topi rozpacz w gorzałce

Genghi, Waldorff;
Zbliża się wrogi szturm.
- Kompania! ODPOWIEDZIEĆ OGNIEM ! Natychmiast ! Niech Abazigal będzie z wami! – nakazałeś, łapiąc za kuszę.
Oddział przygotował się do walki, bron wycelowana w wejście do pomieszczenia. Cokolwiek pojawi się w tej bramie zginie z woli Abazigala!...
Metalowe drzwi rozsuwają się... OGNIAAA!!!
- AŻŻŻŻWPUPĘLOLIPIEOLONAPUMPALALA!...!!!! – usłyszałeś wrzask znajomego głosu, ale po chwili dopiero zdałeś sobie sprawę, że men in black podskakujący w progu i w dziwnych podrygach unikający rozpaczliwie laserowych promieni strzelających wokół niego to Vriess!
Przerażeni załoganci przestają osobliwą salwę powitalną na cześć kapitana i chowają się za plecami KomandoraXD [o dziwo niemal się wszyscy zmieściliXD]
Vriess, zasapany, w żądza mordu w oczach, wchodzi do pomieszczenia.
- Czy wyście powaaaaaaaaa?!?!?!? – zobaczył bombę z gnającym szaleńczo licznikiem i złapał się za głowę, maskując tak stojące dęba włosy.

Tabun gadzich wrogów wbiega przez wrota. Kusza brzdęknęła, bełt wbił się prosto w szyję pierwszego z napastników; znieruchomiał z podniesionym pistoletem, padł trupem. Załoganci opamiętali się i zaczęli strzelać, tym razem obierając dobry cel Gnomia kusza samorepetująca ledwo nadążała z wypuszczaniem bełtów. Wrogowie odpowiedzieli ogniem, acz niezbyt skutecznie. Jeden z ich promieni laserowych odbił się nawet od obuchu Waldorffowego młota i rykoszetem ubił któregoś gada. Padali jak muchy. Niewiele chyba mądrzejsi byli od tych owadów, bo choć kolejny i kolejny padał, naszpikowany bełtami i podziurawiony laserami, następny już pchał się do drzwi. Kiedy było po wszystkim, Vriess przyjrzał się szybko bombie i wrzasnął wściekle;
- Tyle lat studiów, zmarnowane!!!!!
Kiedy zerknął na was, zrozumieliście dogłębnie. Wylecicie w powietrze.
- Gdzie jest Astaroth?!?! – wydarł się z nadzieją nekromanta, rozglądając się wokół. – n też nie umiał tego rozbroić?!??!
Po chwili namysłu roześmiał się histerycznie.
- W takim razie... módlmy się!...
Dopadł do jakiejś konsoli i huknął do mikrofonu;
- Mówi kapitan... Opuścić statek!!!! Ratujcie dzieci i nekromantów!!!!
Po czym szaleńczo uśmiechnięty zakrzyknął do was;
- Już, pomodliliście się? Dobrze, dobrze... – wyrwał Waldorffowi manierkę, ale ta była już pusta;( - A, Waldorff, jak będziesz u Moradina, zażądaj spotkania z aniołem Thomasem. Oddałem mu twoją starą manierkę. ...DO SZALUP!!!! – zakrzyknął dziarsko Vriess i niczym puma, nike, przeskoczywszy jednym susem stertę ciał wrogów w drzwiach, pognał do turbowindy.
Cóż czynić...? Ruszacie za nim, oddział Gengiego wlecze się za wami.

Tevonrel; Nie wadząc nikomu spokojnie upajasz się strzelaniem do statku kosmicznego, gdy naraz zjawia się jakiś natręt, stając na drodze twoim pięknym rakietom!



Thomas;
Anioł na plan!XD Próbuje postawić magiczną ścianę wewnątrz pojazdu wroga i poobserwować huczne efekty. Niestety, magia nawala!;( Nietknięty wróg się zbliża, a co gorsza, strzela!
- Osłony aktywne... kolizja za trzy... dwa...
Thomas odpowiada salwą z blasterów, celując w nadlatujące rakiety. Tęgi wybuch zatrząsł Fighterem SW3, jedna z rakiet wybuchła, kolejna trafiona blasterem eksplodowała tuż przed statkiem. Trzecia rakieta huknęła w powłokę dużego statku, gdzie została reszta drużyny, zostawiając po sobie czarne, płonące wgniecenie. Kolejna rakieta rozbija się... na osłonie, która naraz pojawia się wokół dużego statku!
- Poruczniku, osłony uaktywnione! – ucieszył się pilot.
Nie ma się z czego cieszyć. Teraz wy jesteście głównym celem!

Tev; no nie!!!! Jakiś komar zjawia się znikąd i psuje wszystko! Na dodatek odpowiada ogniem i kilka blasterowych pocisków brzdęknęło o brzuch twojego HAVOCa! Tego już za wiele...!

Sathem; HA! Ataki na wielki statek wydają się mało dla niego groźne, ale zjawia się inny, mniejszy cel! Duży statek chowa się za osłoną tarczy, krążysz przy nim jak wszoł, szukając przerwy w tarczy, ale nic z tego. Twoje laserowe pociski nie czynią jej żadnej szkody!...
PAC.
„Pac...?!” OO’’
Zerkasz w górę. Podeszwa. Podeszwa buta.oO’ Jakiś koleś... stoi na osłonie twojego kokpitu!!! O_O’’’ Ma ponad dwa metry wzrostu, barczystą sylwetkę, ale nie jest mocno umięśniony. Ubrany jest w czerwony żupan, na nim nosi żółty kontusz, przepasany czerwonym pasem. Ho-ho. OO’’ No niezła halucynacja!... To pewnie po tym dymie... Teraz najlepsze – koleś ma białą skórę. Białą. Jak mleko. Czarne włosy, sięgające do łopatek, rozsypane w nieładzie. Spogląda na ciebie, źrenice ma olbrzymie, jakby był na głodzie. A, i jeszcze jeden szczegół. Trzy szczegóły właściwie. Koleś trzyma dwie szable.
Jedna z szabli (prawa ręka, 93 cm długość, 3,7 cm szerokość) ma stalową rękojeść ze zbroczem z rogową okładziną i osłaniającym kabłąk. Druga (ręka lewa, 90 cm, 3,4 cm szerokość ma hebanową okładzinę na rękojeści, podwójny kabłąk tworzący kosz wokół ręki, niewielką głowicę, wklęsłą głownię z bruzdami na bokach. I jeszcze łańcuch z kulą na końcu, przerzucony przez bark urokliwie uśmiechniętego kolesia, szczerzącego do ciebie wystające nieco kiełki.

Astaroth
; Udało się. Wewnątrz pojazdu nie było miejsca dla twojego jestestwa, wiec znalazłeś się na jego powierzchni. Stoisz na wypukłej szybie, niczym przyklejony do niej – szaleńcy prąd powietrza nie jest w stanie zdmuchnąć zdeterminowanego chaoty!XD Za szybą widzisz zdumionego... zwierzaka. To chyba jakaś chimera. Przypomina wilka w.... pomarańczowym kapeluszu i osmolonych gatkach w zielone paski. Chaosie, czego to wymiar bieli nie wymyśli...!

Vriess, Genghi, Waldorff;

Docieracie do drzwi hangaru. Vriess przyciska coś na panelu przy drzwiach, ale ten odpowiada zabraniającym piknięciem. Vriess rozpaczliwie rozgląda się wokół.
- Trafili w drzwi hangaru...! – jęknął z bijącym sercem. – Te kanalie trafiły w drzwi hangaru!!!!! – powtórzył zacieklej. – Nie domknęły się, jej luka, jeśli otworzymy te śluzę wywieje nas na zewnątrz, do Moradina, Abazigala i świętego Thomasa z Rasganu! Panowie... – zaczął poważnie. – Jest problem. Nie mamy czym odlecieć, a tutaj zostać nie możemy. Potrzebujemy planu.

Charlotte;
Krew z gada sika, siku siku sik...XD
Chyba gadzi generał miał inną wizję ostrej zabawy z sexowną laską, ale to szczegół. Wolna, zwiewasz na ślepo korytarzami. Wybuchy i wstrząsy, statek się kołysze, latasz od ściany do ściany, biegniesz dalej. Wypadasz zza któregoś zakrętu i histerycznym wrzaskiem paniki zderzasz się z obleśnym jaszczurem...!

Genghi; WAH! Mają mnie, zabierzcie to, zdejmijcie ze mnie te.... cycki...?! OO’’’ – wyłożony na podłodze i przygnieciony kimś otwierasz oczy, by móc podziwiać właśnie dwie jędrne, wielkie półkuleXD

Charlotte; to nie gad, to gnomXD z deszczu pod rynnę XD [hugs GenghiXD]

Vriess; no tak;/ Panna Charlotte chce żebyś był zazdrosny i zabrała się za GenghiegoXD

Genghi, Waldorff, Charlotte;- Zaraz... – mówi Vriess. – Te gady musiały się tu jakoś znaleźć!
Znów gdzieś gna. Gnacie za nim. Docieracie do niewielkiego pomieszczenia z dziwnymi tubami.



- To teleport! – oznajmia Vriess i grzebie przy nim chwilę. – SZszzszlag, uszkodzony!!! Gengkanzonievoramerpluście... tfu, Komandosie... eer Komandorze, fu, GENGHI!!!! – skinął na gnoma zdenerwowany nekromanta. – Jesteś inżynierem, pomóż mi to naprawić!... Odkręć ten panel i powkładaj wszystkie czerwone kabelki w żółte dziurki, a tę płytkę tutaj trzeba zespawać jakoś...

Do pomieszczenia wpada ośmiu gadzich panów, którzy najwyraźniej też chcą użyć teleportu. Jeden z nich strzela laserową bronią i trafia w pierś któregoś z pozostałych przy życiu 5 załogantów – biedak pada trupem.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline