Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-11-2007, 14:40   #1001
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Talking make it so!....:D

Genghi; zrobiłeś, co uważałeś za słuszne. Chciałeś dobrze Kiedy jednak wciskasz przycisk F, licznik bomby zamiast zatrzymać się przyspiesza! Oo’
Starasz się zachować zimną krew i masz nadzieję, ze nikt nie zauważył tego incydentu, ale zdaje się, że dwarf wie, coś zmajstrował, bo załamany, topi rozpacz w gorzałce

Genghi, Waldorff;
Zbliża się wrogi szturm.
- Kompania! ODPOWIEDZIEĆ OGNIEM ! Natychmiast ! Niech Abazigal będzie z wami! – nakazałeś, łapiąc za kuszę.
Oddział przygotował się do walki, bron wycelowana w wejście do pomieszczenia. Cokolwiek pojawi się w tej bramie zginie z woli Abazigala!...
Metalowe drzwi rozsuwają się... OGNIAAA!!!
- AŻŻŻŻWPUPĘLOLIPIEOLONAPUMPALALA!...!!!! – usłyszałeś wrzask znajomego głosu, ale po chwili dopiero zdałeś sobie sprawę, że men in black podskakujący w progu i w dziwnych podrygach unikający rozpaczliwie laserowych promieni strzelających wokół niego to Vriess!
Przerażeni załoganci przestają osobliwą salwę powitalną na cześć kapitana i chowają się za plecami KomandoraXD [o dziwo niemal się wszyscy zmieściliXD]
Vriess, zasapany, w żądza mordu w oczach, wchodzi do pomieszczenia.
- Czy wyście powaaaaaaaaa?!?!?!? – zobaczył bombę z gnającym szaleńczo licznikiem i złapał się za głowę, maskując tak stojące dęba włosy.

Tabun gadzich wrogów wbiega przez wrota. Kusza brzdęknęła, bełt wbił się prosto w szyję pierwszego z napastników; znieruchomiał z podniesionym pistoletem, padł trupem. Załoganci opamiętali się i zaczęli strzelać, tym razem obierając dobry cel Gnomia kusza samorepetująca ledwo nadążała z wypuszczaniem bełtów. Wrogowie odpowiedzieli ogniem, acz niezbyt skutecznie. Jeden z ich promieni laserowych odbił się nawet od obuchu Waldorffowego młota i rykoszetem ubił któregoś gada. Padali jak muchy. Niewiele chyba mądrzejsi byli od tych owadów, bo choć kolejny i kolejny padał, naszpikowany bełtami i podziurawiony laserami, następny już pchał się do drzwi. Kiedy było po wszystkim, Vriess przyjrzał się szybko bombie i wrzasnął wściekle;
- Tyle lat studiów, zmarnowane!!!!!
Kiedy zerknął na was, zrozumieliście dogłębnie. Wylecicie w powietrze.
- Gdzie jest Astaroth?!?! – wydarł się z nadzieją nekromanta, rozglądając się wokół. – n też nie umiał tego rozbroić?!??!
Po chwili namysłu roześmiał się histerycznie.
- W takim razie... módlmy się!...
Dopadł do jakiejś konsoli i huknął do mikrofonu;
- Mówi kapitan... Opuścić statek!!!! Ratujcie dzieci i nekromantów!!!!
Po czym szaleńczo uśmiechnięty zakrzyknął do was;
- Już, pomodliliście się? Dobrze, dobrze... – wyrwał Waldorffowi manierkę, ale ta była już pusta;( - A, Waldorff, jak będziesz u Moradina, zażądaj spotkania z aniołem Thomasem. Oddałem mu twoją starą manierkę. ...DO SZALUP!!!! – zakrzyknął dziarsko Vriess i niczym puma, nike, przeskoczywszy jednym susem stertę ciał wrogów w drzwiach, pognał do turbowindy.
Cóż czynić...? Ruszacie za nim, oddział Gengiego wlecze się za wami.

Tevonrel; Nie wadząc nikomu spokojnie upajasz się strzelaniem do statku kosmicznego, gdy naraz zjawia się jakiś natręt, stając na drodze twoim pięknym rakietom!



Thomas;
Anioł na plan!XD Próbuje postawić magiczną ścianę wewnątrz pojazdu wroga i poobserwować huczne efekty. Niestety, magia nawala!;( Nietknięty wróg się zbliża, a co gorsza, strzela!
- Osłony aktywne... kolizja za trzy... dwa...
Thomas odpowiada salwą z blasterów, celując w nadlatujące rakiety. Tęgi wybuch zatrząsł Fighterem SW3, jedna z rakiet wybuchła, kolejna trafiona blasterem eksplodowała tuż przed statkiem. Trzecia rakieta huknęła w powłokę dużego statku, gdzie została reszta drużyny, zostawiając po sobie czarne, płonące wgniecenie. Kolejna rakieta rozbija się... na osłonie, która naraz pojawia się wokół dużego statku!
- Poruczniku, osłony uaktywnione! – ucieszył się pilot.
Nie ma się z czego cieszyć. Teraz wy jesteście głównym celem!

Tev; no nie!!!! Jakiś komar zjawia się znikąd i psuje wszystko! Na dodatek odpowiada ogniem i kilka blasterowych pocisków brzdęknęło o brzuch twojego HAVOCa! Tego już za wiele...!

Sathem; HA! Ataki na wielki statek wydają się mało dla niego groźne, ale zjawia się inny, mniejszy cel! Duży statek chowa się za osłoną tarczy, krążysz przy nim jak wszoł, szukając przerwy w tarczy, ale nic z tego. Twoje laserowe pociski nie czynią jej żadnej szkody!...
PAC.
„Pac...?!” OO’’
Zerkasz w górę. Podeszwa. Podeszwa buta.oO’ Jakiś koleś... stoi na osłonie twojego kokpitu!!! O_O’’’ Ma ponad dwa metry wzrostu, barczystą sylwetkę, ale nie jest mocno umięśniony. Ubrany jest w czerwony żupan, na nim nosi żółty kontusz, przepasany czerwonym pasem. Ho-ho. OO’’ No niezła halucynacja!... To pewnie po tym dymie... Teraz najlepsze – koleś ma białą skórę. Białą. Jak mleko. Czarne włosy, sięgające do łopatek, rozsypane w nieładzie. Spogląda na ciebie, źrenice ma olbrzymie, jakby był na głodzie. A, i jeszcze jeden szczegół. Trzy szczegóły właściwie. Koleś trzyma dwie szable.
Jedna z szabli (prawa ręka, 93 cm długość, 3,7 cm szerokość) ma stalową rękojeść ze zbroczem z rogową okładziną i osłaniającym kabłąk. Druga (ręka lewa, 90 cm, 3,4 cm szerokość ma hebanową okładzinę na rękojeści, podwójny kabłąk tworzący kosz wokół ręki, niewielką głowicę, wklęsłą głownię z bruzdami na bokach. I jeszcze łańcuch z kulą na końcu, przerzucony przez bark urokliwie uśmiechniętego kolesia, szczerzącego do ciebie wystające nieco kiełki.

Astaroth
; Udało się. Wewnątrz pojazdu nie było miejsca dla twojego jestestwa, wiec znalazłeś się na jego powierzchni. Stoisz na wypukłej szybie, niczym przyklejony do niej – szaleńcy prąd powietrza nie jest w stanie zdmuchnąć zdeterminowanego chaoty!XD Za szybą widzisz zdumionego... zwierzaka. To chyba jakaś chimera. Przypomina wilka w.... pomarańczowym kapeluszu i osmolonych gatkach w zielone paski. Chaosie, czego to wymiar bieli nie wymyśli...!

Vriess, Genghi, Waldorff;

Docieracie do drzwi hangaru. Vriess przyciska coś na panelu przy drzwiach, ale ten odpowiada zabraniającym piknięciem. Vriess rozpaczliwie rozgląda się wokół.
- Trafili w drzwi hangaru...! – jęknął z bijącym sercem. – Te kanalie trafiły w drzwi hangaru!!!!! – powtórzył zacieklej. – Nie domknęły się, jej luka, jeśli otworzymy te śluzę wywieje nas na zewnątrz, do Moradina, Abazigala i świętego Thomasa z Rasganu! Panowie... – zaczął poważnie. – Jest problem. Nie mamy czym odlecieć, a tutaj zostać nie możemy. Potrzebujemy planu.

Charlotte;
Krew z gada sika, siku siku sik...XD
Chyba gadzi generał miał inną wizję ostrej zabawy z sexowną laską, ale to szczegół. Wolna, zwiewasz na ślepo korytarzami. Wybuchy i wstrząsy, statek się kołysze, latasz od ściany do ściany, biegniesz dalej. Wypadasz zza któregoś zakrętu i histerycznym wrzaskiem paniki zderzasz się z obleśnym jaszczurem...!

Genghi; WAH! Mają mnie, zabierzcie to, zdejmijcie ze mnie te.... cycki...?! OO’’’ – wyłożony na podłodze i przygnieciony kimś otwierasz oczy, by móc podziwiać właśnie dwie jędrne, wielkie półkuleXD

Charlotte; to nie gad, to gnomXD z deszczu pod rynnę XD [hugs GenghiXD]

Vriess; no tak;/ Panna Charlotte chce żebyś był zazdrosny i zabrała się za GenghiegoXD

Genghi, Waldorff, Charlotte;- Zaraz... – mówi Vriess. – Te gady musiały się tu jakoś znaleźć!
Znów gdzieś gna. Gnacie za nim. Docieracie do niewielkiego pomieszczenia z dziwnymi tubami.



- To teleport! – oznajmia Vriess i grzebie przy nim chwilę. – SZszzszlag, uszkodzony!!! Gengkanzonievoramerpluście... tfu, Komandosie... eer Komandorze, fu, GENGHI!!!! – skinął na gnoma zdenerwowany nekromanta. – Jesteś inżynierem, pomóż mi to naprawić!... Odkręć ten panel i powkładaj wszystkie czerwone kabelki w żółte dziurki, a tę płytkę tutaj trzeba zespawać jakoś...

Do pomieszczenia wpada ośmiu gadzich panów, którzy najwyraźniej też chcą użyć teleportu. Jeden z nich strzela laserową bronią i trafia w pierś któregoś z pozostałych przy życiu 5 załogantów – biedak pada trupem.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 05-11-2007, 17:56   #1002
 
Mijikai's Avatar
 
Reputacja: 1 Mijikai ma wyłączoną reputację
Genghi strząsnął z siebie Charlotte. Skąd się nagle pojawiła - nie wiedział. Wycelował w nią palcem i wrzasnął:

- Zejdź ze mnie pogrążona w rozpuście demonico ! - nie zwrócił uwagi na to, że już na nim nie leżała, jak to mawiają nabożny komentarz, zawsze na miejscu.

Ale ! Nie było dużo czasu na gadanie ! Trza było znowu lecieć gdzieś za zwariowanym nekromantom ! Ci nekromanci mają stanowczo za długie nogi ! Wszyscy odsadzili gnoma na tyle, który próbował, w końcu z sukcesem przeładować swoją nieznośną kuszę. Gdy zrobiło się nieprzyjemnie bo już ledwo widział nogi panów w pomarańczowych kostiumach, a jeżeli by się zgubił niechybnie by zginął. Miał zamiar umrzeć heroicznie. Na pewno nie umrze zabity przez jakiś wybuch ! Zdenerwowany zawołał:

- Gnomy to krótkodystansowcy, poczekajcie uff... na uff... mnie... ! - krzyknął coby tamci mu nie uciekli - Chyba nie zostawicie w tyle komandora ! - dodał rozpaczliwie.

Wpadli do pomieszczenia. Stały tam jakieś dziwne tuby, jakoby jakie "teleploterły". Miał świadomość, że mogą one ich uratować, wróciła mu resztka nadziei jednak zapobiegawczo krzyknął:

- Jesteśmy zgubieni ! - na wypadek by potem mógł dodać : " A nie mówiłem... "

Nagle Vriess krzyknął coś co go zdziwiło.

- To teleport! – oznajmia Vriess i grzebie przy nim chwilę. – SZszzszlag, uszkodzony!!! Gengkanzonievoramerpluście... tfu, Komandosie... eer Komandorze, fu, GENGHI!!!! – skinął na gnoma zdenerwowany nekromanta. – Jesteś inżynierem, pomóż mi to naprawić!...

Prosił o pomoc... Ciekawe. Uśmiechnął się skrycie, zrzucił hełm i zmrużył oczy. " Nekromanta nie umie, coo ? "

- A jak nie naprawię to twoje szczątki zostaną rozrzucone po całej galaktyce, nie ? Twoja wątroba z czasem zmieni się w planetę, a mózg powije nowy układ słoneczny, aż takiś światły nekromanto, prawda ? - uśmiechnął się przebiegle - Będziesz mi jeszcze za to dziękować. Obstawcie wejście, nie pozwólcie im się PRZEDOSTAĆ !

Położył obok siebie kuszę. " To moja dziedzina " - uśmiechnął się. Bardziej wyrwał niż odkręcił panel, wszystkie druciki i kable idealnie dopasował i umieścił tam gdzie ich miejsce. Nad palcem wskazującym, nad stalową rękawicą, styranej paladyńskiej zbroi Overlouda pojawił się płomień. Złapał płytę oburącz i zaczął spawać, najlepiej równo. Widać było, że ma do tego dryg.
 
__________________
Młot na czarownice.
Mijikai jest offline  
Stary 07-11-2007, 14:18   #1003
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
Te ciągłe bieganie wzmacniało tylko pragnienie dwarfa. O tak zdecydowanie. I jeszcze ta strzelanina w pomieszczeniu z teleporterem. Tego było już za dużo.... jak dla ostatniej manierki z czystym spirytem, do której Waldorff się nie ustannie uśmiechał. Ogólnie sytuacja była stresująca. Najlepszym tego wyróżnikiem był Vriess, który sam wyszarpał manierkę by ukoić swe skołatane nerwy.

Ten ciągły pośpiech(niezbyt lubiany przez statecznych krasnoludów w sile wieku) zaprowadził ich do pomieszczenia z czymś co karzeł nie wiedział do czego służyło. Ale widział jak Nekromancie i Gnomowi zaświeciły się oczy na ten widok. Wniosek jeden być może jeszcze to nie jest ta chwila kiedy przeniesie się do kuźni Moradine'a. Wspomniana dwójka wzięła się ostro do roboty. Kapłan nie był tam potrzebny więc odszedł kilka kroków w bok ale nie dalej niż 3-4metry od wejściowych drzwi.

Z nie ukrywanym zaciekawieniem oglądał jak "Techniczna" część grupy coś grzebie w dziwnym urządzeniu. Taki widok przypomniał mu że tak na prawdę chce mu się pić. Przeszukał swoje kieszenie ale nie znalazł nic poza wodą święconą, olejem górskim i manierką zwykłej wody. Wybrał tę ostatnią opcję. Pił długo i łapczywie jakby miał przysłowiowego kaca. Uzupełnianie elektrolitów przerwał upadający na ziemie jeden z żołnierzy Gengiego. Reakcja dwarfa była błyskawiczna i zdecydowana. Odrzucił manierkę i lewą ręką chwycił młot bojowy, który stał na głowni tuż przy jego nodze. Błyskawicznie odkręcił się w stronę drzwi. Młot w jego ręku zawył nabierając prędkości i wznosząc się nad jego głowę. Wykorzystując ruch Waldorff zamachnął się młotem i skierował jego lot w kierunku najbliższej postaci wychodzącej z drzwi. Nieczekając nim młot doleci do napastników karzeł sam rzucił się w kierunku chcąc gołymi rękami dopaść któregoś z synów Lizarda. Robiąc szybkie kroki Waldorff wzniósł do Moradine najmocniejszy z jego egzorcyzmów: Gi ćie Skurw$%^&*.

Jednego był pewien w dobie świetlanych kusz on i jego młot nie zdadzą egzaminu. Jedyna szansa na uratowanie siebie i drużyny to bezpośredni bój na pięści, kopniaki i walenie z łebka. Tylko w tym wypadku miał szanse...Walczył brudno i nieczysto...
 
Vireless jest offline  
Stary 08-11-2007, 08:14   #1004
 
Amman's Avatar
 
Reputacja: 1 Amman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłośćAmman ma wspaniałą przyszłość
~~Podeszwy? W kosmosie?~~
Lecz gdy tylko zobaczył właściciela owych podeszew, pomysł zaświtał mu w głowie. Włączył przyspieszenie i zaczął kręcić bączki, piruety i beczki, próbując zrzucić przeciwnika ze statku. Jeśli w jakiś sposób udało by się mu dostać do środka, wilk zacząłby ładować pięściami w kokpit, próbując wyzwolić trochę ognia do walki, którym ewentualnie mógłby uszkodzić napastnika, gdyż po wyglądzie, wilk nie miałby najmniejszych szans w walce z "tym czymś".
 
__________________
Wiecie że w człowieku ukryte jest zło?? cZŁOwiek...

gg:10518073 zazwyczaj na chwilę - pisać jak niedostępny, odpiszę jak będę
Amman jest offline  
Stary 08-11-2007, 08:29   #1005
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Krok teleportacji tym razem był trochę niepewny - po części przez to, że wymiar chaosu w tym świecie skurczony był do rozmiarów niewielkiego trójkąta co nie pomagało w utrzymywaniu koncentracji podczas przenoszenia się do drugiego statku, który na dodatek był w ruchu i nie dało się dokładnie określić położenia, gdzie znajdzie się za chwilę. Jakby tego było mało statek ten strzelał w jego stronę, a trafienie takim pociskiem mogłoby być... niepożądane. Jednak miał swoją umiejętność, nie używaną już od jakiegoś czasu, chwilową niematerialność która powinna mu w takiej sytuacji doskonale pomóc

Przenieść się na statek prawie mu się udało - prawie, gdyż w środku nie było dla niego miejsca, przez co wylądował na przedniej szybie statku tuż przed oczami pilota, który okazał się... no cóż, widać żółte światło oddziaływało na niego zbyt mocno i najpewniej ma ostre urojenia, albo jest to kolejny chory wytwór bieli - przerośniętym wilkiem, w zielonych spodniach w paski i pomarańczowym kapeluszu, dodającym mu groteskowości. Jeśli nie chciał źle skończyć i być zmuszonym do mozolnej odbudowy musiał działać i to szybko - nie miał go jak zaatakować przez szybę, długo tutaj także się utrzyma a w środku nie było wystarczająco miejsca - pozostawała mu tylko jedna możliwość, takie miejsce samemu sobie zrobić. Już raz wypróbował tą metodę, być może i teraz zadziała
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 08-11-2007, 17:04   #1006
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Jeden ruch ostrza drobnej dziewczyny a mężczyzna dosłownie oddaje jej swe wnętrze. So romantic and exciting XD
Charlotte zrobiła unik przed tryskającą krwią (w końcu nie tak dawno zdjęła z siebie wszystkie resztki gadziego mózgu...przynajmniej miała taką nadzieje) jednak nie do końca jej się to udało. Niewielkie krople gadziej mazi trysnęły jej na twarz. Dziewczyna krzyknęła z przerażenia, albo z obrzydzenia i wręcz prawie się popłakała gdy kocim ruchem ręki ścierała owe świństwo z policzka. Co prawda nie starła wszystkiego, bo z przerażenia całą tą sytuacją ślepo zaczęła biec korytarzem. Statkiem trzęsło tak jakby miał zaraz runąć rozbijając się. Przypominało to gałęzie drzew, które gną się pod wpływem wiatru to w jedną to w drugą stronę, zaś Sukuba czuła się jak taki swawolny listek, tyle że nie kontrolowała ona kierunku lotu. Biegnąc oglądała się co chwila za siebie w obawie przed obleśnymi stworzeniami gdy nagle wpadła na jakiegoś przygniatając go swoim ciałem.

- Aaaa, zostaw mnie, zostaw!! - wykrzyczała wstając szybko na równe nogi gdy nagle usłyszała znajomy głos.

- Zejdź ze mnie pogrążona w rozpuście demonico ! - rzekł Genghi.

- Genghi?! O rany to naprawdę Ty?! - oczy Sukuby rozbłysły się szczęściem.

- Genghi, Genghi, nawet nie wiesz jak się ciesze! - dziewczyna zaczęła skakać z radosci i przycisnęła gnoma do piersi tuląc go z łezkę w oku. Dopiero gdy Charlotte zorientowała się, że patrzy na nią nekromanta usmiechnęła się głupawo i puściła go jak gdyby nigdy nic.

- Zaraz... – mówi Vriess. – Te gady musiały się tu jakoś znaleźć!

- No to wydaje się oczywiste tak samo jak roślinka w samym środku metalowego korytarza - rzekła ironicznie. Vriess zamyślił się jednak na pewno nie nad jej słowami. Nagle zaczął gdzieś biec a wszyscy za nim.

- No nie no, czy musimy znowu bieeecc - wystękała Charlotte i biegnąc małym truchcikiem była na równi z szybkością gnoma. To znaczy, biegła cholernie szybko jak na gnomie mozliwości. Niespiesznie dotarła do niewielkiego pomieszczenia z dziwnymi tubami. Wydawało jej się, że już gdzieś to widziała...

- To teleport! – oznajmia Vriess

- No tak, to oczywiste. Teleport. - rzekła z niewykrywalną ironią, bo niby skąd miała mieć pewność, że to coś taką nosi nazwę?

– SZszzszlag, uszkodzony!!! Gengkanzonievoramerpluście... tfu, Komandosie... eer Komandorze, fu, GENGHI!!!! – skinął na gnoma zdenerwowany nekromanta. – Jesteś inżynierem, pomóż mi to naprawić!... Odkręć ten panel i powkładaj wszystkie czerwone kabelki w żółte dziurki, a tę płytkę tutaj trzeba zespawać jakoś...

Do pomieszczenia wpadło ośmiu gadzich panów, którzy najwyraźniej też chcą użyć teleportu. Jeden z nich strzelił laserową bronią i trafił w pierś któregoś z pozostałych przy życiu 5 załogantów – biedak pada trupem.

- O niee, tylko nie oni!! - powiedziała rozpaczliwie siadając okrakiem na ziemi i lamentując ze smutkiem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 08-11-2007, 22:53   #1007
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Tevonrel patrzył z obłąkańczym wyrazem pyska, na efekt swoich wystrzałów i już miał zacząć śmiać się Demonicznym śmiechem, gdy nagle na drodze rakiet stanął jakiś natręt.
-NIEEEEEE!!! MOJE PIĘKNE RAKIETY!!!-wrzasnął płaczliwym głosem, patrząc jak jedna z rakiet eksploduje tuż przed statkiem, jedna trafia, a jedna roztrzaskuje się na jakiejś dziwnej osłonie.
-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!-zawołał dramatycznym głosem, a gdy skończyła rozbrzmiewać ostatnia samogłoska, rzekł:
-ZNISZCZĘ CIĘ ZŁOŚLIWY KOMARZE!!! ZNISZCZĘ CIĘ!!-wrzasnął ze złością, zaczynając rzucać się w statku.
Do tego za chwilę został trafiony jakimś pociskiem, lecz nie odczuł strat.
Tevonrel zaczął strzelać z laserowej broni, celując w upierdliwego komara.
-ZNIIIISZCZĘ CIĘ!!! GIŃ!!! GIŃ!!! GIIIIŃ!!! UKRĘCĘ CI TĄ UPIERDLIWĄ TRĄBKĘ, KTÓRĄ WYSYSASZ KREW Z PORZĄDNYCH STWORZEŃ, CHCĄCYCH NISZCZYYYYĆ!!! WYRWĘ CI TE UPIERDLIWE SKRZYDEŁKA!!!-wrzasnął, nie przestając celować w komara i lecąc wprost na niego. W razie ataku, będzie chciał zrobić unik, pikując w dół.
-Ja ci pokażę ty perfidne, zapewne gadzioryje stworzenie. Że te wszystkie gady są takie upierdliwe, jakby nie mogły zejść grzecznie z drogi-mruknął do siebie.
-GADY DO JAJEK!!! WĘŻE NA SEN ZIMOWY!!!-wrzasnął.
-Zaraz, na sen zimowy to chyba niedźwiedzie... NIE SZKODZI!!! TEŻ NA SEN ZIMOWY!!!-krzyknął znowu.
Nagle nadszedł nowy pomysł zniszczenia.
-Rakiety samonaprowadzające... rakiety samonaprowadzające-mruczał do siebie, szukając odpowiedniego guziczka. Po chwili znalazł go, a pysk rozjarzył mu się uśmiechem.
-Uzbrojenie...-coś zapikało i pojawiło się malutkie kółeczko, a Tev domyślił się, że cel ma być w nim, więc umieścił go tam, celując, a gdy cel znalazł sie w kółku, zrobiło się zielone, a wtedy:
-Odpalamy!!!-zaśmiał się, wciskając guzik i patrząc na efekt i zaczynając lecieć w bok i włączając silniki, by latać szybciej i by tamten nie mógł wycelować w niego.
 

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 09-11-2007 o 11:16.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 09-11-2007, 16:53   #1008
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Niech to sukkub na rogach poniesie! Z deszczu pod rynnę. Ledwo człowiek wysłał poczciwego Aniołka w próżnie, otrząsnął się z gadzich koleżków, a wpada prosto pod laserowy deszcz. A, jak się domyślacie, moi mili, taki deszcz nie robi zbyt dobrze na cerę. I na zdrowie w ogóle też nie robi.
- Czy wyście powaaaaaaaaa?!... - zacząłem wściekły, bo to moi własni żołnierze chcieli przerobić mnie na chrupiący bekonik w jajecznicy. Pierwszą bowiem rzeczą jaką zobaczyłem po wejściu była bomba przycupnięta do głównego rdzenia, niczym grzyb do drzewa. Zdębiałem łapiąc się za głowę.

No, tak to jest jak sie zostawia los statku w rękach gnoma i krasnoluda. Bogowie, gdybym tak się umiał rozdwoić!.. Szybkie spojrzenie na wraże urządzenie - proces był już nieodwracalny. Cóż powinien teraz zrobić zdrowo myślący nekromanta? Zdrowo myślący nekromanta powinien ubić gnoma i krasnoluda, coby mu więcej tlenu zostało, jak będzie już w kawałkach dryfował w próżni. Na szczęście konstruktorzy tego statku przewidzieli podobną sytuację.Dopadłem do konsoli komunikacyjnej przy śluzie i wdusiłem przycisk.
- Tu Kapitan! Cała załoga, opuścić okręt! Powtarzam, cała załoga opuścić okręt!.. - w normalnej sytuacji rozkaz powinien być przynajmniej potwierdzony przez zastępce kapitana, ale kiedy teraz patrzyłem na Gengiego... Ech, ten teleskop na czubku głowy... Bogowie mnie ewidentnie nie kochają.

Drzwi hangaru również były uszkodzone. Można było i to przewidzieć wysyłając aniołka do obrony okrętu. Szlag by to. Ależ mi się zebrała załoga! Kiedyś w Akademii była klasa integracyjna. Tutaj zaś - załoga integracyjna. Dobrze, że przynajmniej nie musiałem ich karmić... Na szczęście było jeszcze jedno wyjście.

Sala transporterów była niedaleko. Oczywiście była spora szansa, że w momencie kiedy tylko go ruszymy, przeciążony rdzeń wyleci w powietrze, niczym przeżarty Gengi, wysyłając nas na wieczne ucztowanie do Abazigala, i znacząc nasz kosmiczny grób śmierdzącym wyciekiem plazmy. Ale lepsze było to niż nic. Naprawdę, wierzcie mi lub nie, moi mili, ale wolałem zginąć w wybuchu, niż pozwolić na to, by ostatnią rzeczą jaką zobaczę przed śmiercią była nieogolona gęba Waldorffa. No i teleskop Gengiego.

Transporter oczywiście był zdezaktywowany. Oczywiście - bo na statku było akurat tyle energii, żeby starczyło na elektryczną szczoteczkę do zębów.
- Gengi, pomóż mi z tym - miałem nadzieję, że tak jak ja przejąłem wspomnienia urzędującego tutaj kapitana, tak i Gengi miał w sobie coś z inżyniera. A może były to tylko mrzonki? Na wszelki wypadek lepiej było wytłumaczyć mu łopatologicznie... - Odkręć ten panel i powkładaj wszystkie czerwone kabelki w żółte dziurki, a tę płytkę tutaj trzeba zespawać jakoś...
Doskoczyłem do konsoli by uruchomić program diagnostyczny, gdy nagle do środka wpadli niespodziewani goście. Goście najwyraźniej zapragnęli wejść w posiadanie naszego transportera, a do nas nastawieni byli dość antypatycznie, o czym świadczyło, że właśnie zrobili jednemu z załogantów dodatkową dziurkę do oddychania w piersi. Cóż, stare przysłowie "gość w dom, Bóg w dom" nie zawsze ma odniesienie do teraźniejszości...Tylko, że ja miałem już dosyć czczej zabawy, szczególnie, że czas działał na naszą niekorzyść.

Postanowiłem sięgnąć po jedno z najbardziej niebezpiecznych, i najokrutniejszych zaklęć jakie miałem w swoim arsenale. Najokrutniejszym - i chyba dzięki temu najbardziej malowniczym.
- Resurgere malus animi! Destruxi corporial custodae!
Zaklęcie "opętania dusz" bo właśnie tak się nazywało, doprowadzało dusze wrogów do szaleństwa. Taki szalony duch dosłownie pożerał własne ciało, a potem rozpływał się w nicości, często włócząc się po świecie bez celu i nie mogąc znaleźć drogi do zaświatów. Co ciekawe, gdy już pożarł własne ciało, nie był zbyt groźny, bo jego moc słabła diametralnie. Dziwny jest ten świat, prawda?

Kiedy rzuciłem zaklęcie, szturchnąłem butem Gengiego, żeby ruszył się z robotą a sam uruchomiłem program diagnostyczny. Wrogowie nie stanowili już żadnego zagrożenia...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline  
Stary 09-11-2007, 18:59   #1009
 
Panda's Avatar
 
Reputacja: 1 Panda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodniePanda jest jak niezastąpione światło przewodnie
Thomas. Polowanie na kotecka.

Plan Anioła powiódł się w 2/3, nie tak źle. Nagle rozległo się pipanie, pikanie, bliżej niezidentyfikowany odgłos.
-O oł - przejął się drugi pilot.
-"O oł"? Co to znaczy "O oł"? Nie podobało mi się to "O oł". - przestraszył się Anioł
-Namierzają nas rakietą. - wyjaśnił mężczyzna.
-Ups...

Thomas przymknął oczy, zmarszczył brwi. Myślał, intensywnie myślał.
-Zacznij obracać pojazd w okół własnej osi, do góry nogami. - poprosił swojego podwładnego.
Pilot spojrzał na niego jak na idiotę.
- Um. Tak poruczniku - myśliwiec zaczął wywijać beczki

Thomas z zamyśloną miną nacisnął zielony guzik. Wiązki blasterów, układając się w coś na wzór DNA, poleciały w kierunku pojazdu wroga.
 
Panda jest offline  
Stary 09-11-2007, 19:03   #1010
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Grzebanie w kabelkach to to, co Genginkazzon Von Armeshplaust lubi i potrafi!;D Wystarczy, że rzuci okiem na kształt końcówki kabelka i wie już, gdzie on pasuje. A kabli są setki, otworków również. Spawanie cienkiej metalowej płytki zakończyło się pełnym sukcesem! nikt z drużyny nie zrobiłby tego lepiej!
„Więc nie umiałeś rozbroić bomby – gnom usłyszał niezidentyfikowany głos. - I co z tego? Czy ktoś inny umiał? Czy ktoś inny miał odwagę wcisnąć jakikolwiek guzik? Życie nie jest łatwe, piękne i przyjemne. Życie to loteria. Czasem biel, czasem fiolet, a czasami inny kolor. Nikt nie jest w stanie nad tym zapanować. Nikt nie jest idealny. Życie to walka. Może nie zawsze wygrywasz, ale przynajmniej nie boisz się walczyć. Przeciętny śmiertelnik Taki Jak Ty nawet nie zdaje sobie sprawy, ile wszelakich bytów czyha na okazję, by zrujnować jego starania. Oczywiście, pewne rzeczy udają się lepiej, inne gorzej – czasem masz szczęście i małym nakładem energii uzyskujesz nagrodę, czasem masz pecha i mimo wysiłku nie osiągasz celu. Warto się starać. Warto choćby dlatego, że siły, które są naszym „pechem”, nienawidzą tych, którzy nie tracą nadziei i woli walki, hm?;3 Niepotrzebnie zadręczasz się drobnymi niepowodzeniami. Ideał nie istnieje, w żadnym wymiarze, w żadnym planie astralnym. Nawet demony popełniają błędy. Nawet archanioły. Kto wie, czy i Światło nie popełnia czasem błędów. Kto wie, czy wszystko co stworzyło Światło, czy wszystko co istnieje, nie jest jedną wielką pomyłką...;3”
W czasie, gdy Genghi majstrował, reszta czuwała nad bezpieczeństwem, teoretycznie przynajmniej. Może i Waldorff nie jest już najmłodszy... Wysoki nigdy nie był, a sylwetką, jak mawiali złośliwi, przypominał bardziej baryłkę ukochanego trunku niż umięśnionego mocarza, przed którym drżeliby wrogowie, a panny mdlały z zauroczenia. Jedno zaś jest pewne – kto raz ujrzał, co dwarf potrafi zdziałać swoim bojowym młotem, ten po trzykroć poważnie się zastanowi, nim zechce drażnić starego, poczciwego krasnoluda. No i zaczęło się.
Obrót z młotem w dłoniach; rosły gado-człowiek, który wystrzelił do podwładnego Komandora Genghiego, znalazł się tuż przed dwarfem. Ze zdumieniem spojrzał w dół, na krasnoluda. Waldorff nie zdążył nawet dobrze się mu przyjrzeć – gnany siłą jego rąk, młot, już nie do powstrzymania, z głuchym łomotem huknął o kamizelkę osłaniająca pierś wroga. Impet ciosu potrząsnął stworem jak wypchaną sianem kukła treningową – wypuścił swoją dziwną ‘kuszę’, z ramionami wyciągnięty do przodu, jakby chciał schwycić się czegoś, pofrunął do tyłu, wpadając na towarzyszów pchających się drzwiami. Powpadali jeden na drugiego, padło ich z pięciu, a ten u góry, raniony, podrygiwał, nie mogąc złapać powietrza. Reszta, stojąca z tyłu, zawahała się na moment.
Tylko ślepy i sparaliżowany mógłby nie trafić z łuku w dwarfa, stojąc kilka metrów od niego – słynne powiedzonko złośliwych elfów....

Kiedy demon przenosił się w czarną pustkę pełną lśniących punkcików, nie sądził, że jest w niej tak zimno i nieprzyjemnie. Nigdy nie był w podobnym miejscu. teraz jednak jest za późno – wroga masz na wyciągnięcie ręki i głupio byłoby nie podjąć próby dopadnięcia go, skoro już tu jesteś. Póki dasz radę, bronisz się jak umiesz przed złymi warunkami otoczenia. A nie jest łatwo – zimno, silny prąd powietrza. Oczy wilka w dole tak kusząco błyszczą zdumieniem i strachem, że nie potrafisz sobie odpuścić.
Facet stojący na kokpicie nad Sathemem stanowczo nie podoba się wilkowi. Nawet jak na halucynację jest strasznie upierdliwy. Sathem odpala dodatkowe silniki – maszyna gwałtownie przyspiesza.
To się nazywa stracić grunt pod nogami –maszyna, na której stał Astaroth, przyspieszyła raptownie, a demon, nie przygotowany zbytnio na taką niespodziankę, stracił równowagę na śliskiej szybie, pośliznął się i z hukiem upadł na kokpit.

Vriess odwrócił się na moment, odrywając wzrok od konsoli. Atak wrogów, odezwa Waldorffa. Dwarf mocarnym ciosem powalił paru przeciwników, ale w głębi korytarza paru gadzich panów celowało w Waldorffa z karabinów. Biorąc sprawy w swe nekromanckie ręce, Vriess wykrzykuje zaklęcie. Sześcioma gadami zatrzęsło, ich podrygujące ciała zaczęły się kurczyć – ubiory stały się nagle za duże na posiadaczy. A potem nastąpiła transformacja szkieletów wewnętrznych na szkielety zewnętrzne. Gady przypominały wieszaki z obnażonych kości, na których dyndały kamizelki, portki i rozciągnięta skóra. Drzwi zasunęły się, ale Vriess widział oczami wyobraźni tu kurczące się ciała, zasysane przez niewidzialne, wewnętrzne wiry.
Tylko ślepy i sparaliżowany mógłby nie trafić z łuku w dwarfa, stojąc kilka metrów od niego – słynne powiedzonko złośliwych elfów. Jakże trudno zaś drżącymi łapkami unieść broń i wycelować w niskie, krępe, niezidentyfikowane stworzenie z pokaźną brodą, kiedy to z bojowym wrzaskiem rzuca się ku tobie, wywijając ogromnym młotem, zdolnym najwyraźniej jednym błahym ciosem powalić pół oddziału! Im bliżej Waldorff podchodził, tym bardziej rósł w ich oczach na pożywce strachu – nie był krasnalem, nie był dwarfem, a olbrzymem, tytanem! Staranowany gad poturlał się po podłodze, kolejny umknął obuchowi ale trafił na blokadę w postaci trzonu młota, który go zmiótł, zawirował nim i puszczając odrzucił daleko, daleko, bum o ścianę. Cios z pięści, gad zwinął się w kłębek, pchnięty z bara pokoziołkował jak piłka. Kilka pocisków zaiskrzyło o ścianę obok dwarfa. Młot kreślił rozmazane łuki w powietrzu nad rozpędzonym krasnoludem, wrogowie cofali się przed nim. Wreszcie zgodnie zawrócili i rzucili się do ucieczki.
Zrobione! Gnomi inżynier otrzepał ręce. Zamyka płytkę przysłaniającą otwór prowadzący do wnętrza konsoli teleportu. Vriess coś tam jeszcze wystukuje na klawiszach panelu.
Z korytarza dobiegają wrzaski, jęki i głośne huki. Wreszcie, wszystko cichnie, a drzwi otwierają się, w progu staje Waldorff z młotem opartym na ramieniu.
To byłby prawdziwy cud, gdyby jeszcze któryś gadzi pan miał odwagę was dziś niepokoic! Dwarf wraca zwycięsko – Genghi skończył zaś naprawę teleportu. Charlotte z kolei siedzi na podłodze, lamentując i pojękując. Dwarf sądzi, że wizyta gadzich panów tak na nią zadziałała, po chwili jednak odkrywa coś, czego nie zauważył zajęty majsterkowaniem Genghi; na prawym podudziu sukkuby jest pełno krwi! [bez skojarzeń -_-]

Sathem podskoczył cały, kiedy czerwono-żółta halucynacja z szablami w dłoniach z hukiem rozbiła się na kokpicie. Wilczek widział teraz wyraźnie jego twarz dotykającą policzkiem do szyby – straszne oczy o wielkich tęczówkach. Sathem porusza prędko sterem, chcąc...
COŚNARAZŁAPIEGOZALEWERAMIĘ!!!!! O__O
Zdezorientowany, szarpie sterem, zmusza maszynę, by stała się świderkiem kręcącym szalone beczki. Szybko odkrywa, iż są one na tyle szalone, że nad nimi nie panuje, gdyż jest bardziej zajęty wymachiwaniem rękoma i próbą uwolnienia się ze stalowego uścisku, niż pilotowaniem XD
Maszyna na której podróżuje demon zaczyna obracać się w szalonym tempie, kręcąc bączki i piruety, nurkując w dół i znów wyrywając w górę. Szarpie Astarothem, potrząsa, raz po raz demon uderza z hukiem o kokpit – to plecami, to piersią. Ponieważ ramię wewnątrz pojazdu jest materialne, a łokieć przenikający przez szybę kokpitu niematerialnie łączy je z resztą demonicznego jestestwa, chwyt nie jest najsilniejszy. Nie połamie kości, nie uszkodzi futrzaka. Astaroth mimo wszystko błogosławi demoniczną ‘anatomię’, gdyby miał normalne ‘stawy’ i ‘ścięgna’, już dawno połamałoby i urwało mu rękę, którą schwycił się najbliższego uchwytu w okolicy. Pilota. Właściwie, chciał zrobić mu krzywdę, a nie stworzyć z niego funkcjonalny, jak się okazało, uchwyt, ale dobre i to. Gwałtowne i niemiłe zderzenia twarzą z twardą szybą kokpitu zaczynają go jednak denerwować, a maszyna nie chce się uspokoić, wciąż się kreci, wiruje...
Obrazy z całego życia migają Sathemowi przed oczami. Coś trzyma jego ramię, ale wilczek ma wrażenie, że to coś zaraz zaciśnie się na jego gardle. Gorąca krew szumi mu w głowie, gotuje się wręcz, bulgocze, a samolot wciąż kręci się w szaleńczych beczkach i obrotach....

Ałaaaaaaa! ;( Zanim dwarf zaszarżował na wrogów, paru z nich zdążyło wystrzelić ze swoich dziwnych świecących pukawek. Jeden ustrzelił podwładnego „Komandora”, Charlotte pamiętała ten moment, niczym w zwolnionym tempie widziała, jak facet wywinął niemal kozła i padł na wznak, podrygując jeszcze. W tej właśnie chwili poczuła rwący ból w nodze i chwyciwszy się za kończynę ujrzała coś na kształt wrzecionowatego poparzenia. Był to dziwny ból, paraliżujący, otumaniający, nie miała ochoty krzyczeć, nie miała na to siły. Noga wygląda na przestrzeloną na wylot!

Bach! – Astaroth znów łupnął z impetem o kokpit. Zdenerwowany, próbuje zaczepić się jakoś wolną ręką o powłokę statku, lecz te szalone obroty samolotu i beczki, ta gładka szyba, nie pozwalają na to. Demon nie może znaleźć oparcia dla ręki ani nóg. Szarpany na prawo i lewo, zdołał wreszcie dobyć schowanej uprzednio szabli...
To zimne, silne coś, nadal trzyma Sathema! HAVOC koziołkuje w niekontrolowanych piruetach, wróg raz po raz uderza o szybę kokpitu – wilczek nie wie, jaka jest gruba i wytrzymała, z przerażeniem zdaje sobie sprawę, iż ta osłona może w końcu pęknąć... Szarpie za stery, stara się chwilowo powrócić do kontrolowanego lotu. Zerka w górę; pan w czerwonym szlacheckim żupanie, o starganych, długich czarnych włosach, marszczy gniewnie brwi, błyskawicznie wyszarpując z pochwy długą, lśniącą szablę. Serce podskoczyło Sathemowi do gardła. Rozpalił na dłoni niewielki płomyczek i chciał popieścić nim trzymającą go rękę...
Z takiej pozycji, leżąc na kokpicie, ciężko zadać cios długą szablą, odkrył niezadowolony Astaroth. Gdy tylko demon dobywa broni, wilk broni się, próbując podpalić jego rękę. Demon prowizorycznie puszcza go, chwytając się brzegu fotela pilota. Nie pilnowane stery pojazdu wprawiają znów maszynę w ruch obrotowy. Sathem chybił, zdążył jednak zgasić płomyki nim z zamachu klepnął dłonią o ścianę samolotu. Nie czuje już... to coś puściło jego ramię! Ostrze szabli z brzdękiem ześliznęło się po wypukłej szybie, pasażerem na gapę targnęły znów turbulencje wariującego samolotu. Sathem stara się zapanować nad swoimi powywracanymi wnętrznościami, nudnościami, i sterami HAVOCa. Maszyna koziołkuje jeszcze chwilę, wreszcie wilczek zdołał uspokoić ją i leci po linii prostej [przynajmniej tak mu się wydajeXD] Niemiłosiernie kręci mu się w głowie, ale poza tym nic mu nie jest. Halucynacja zniknęła!

Maszyna rzucała Astarothem i tłukła jego biednym jestestwem o twardą powlokę samolotu. Pomimo prób nie mógł dopaść gagatka za sterami drugą ręką, ani też dobrze wycelować, by przenieść się do wnętrza statku. Poturbowany i zziębnięty, stwierdził, że nie ma sensu marnować dłużej życiodajnej energii. Nie wiedział właściwie, co to za maszyna, do czego jest zdolna. Nie tędy droga. Lepiej się wycofać i zaatakować w inny sposób. Niestety, próba teleportacji z powrotem na pokład statku kosmicznego nie powiodła się. Astaroth zachowuje zimną ‘krew’, lecz zaczyna podejrzewać, iż po walce z warunkami panującymi w kosmosie brakuje mu energii na ten manewr.
„Locked...”
Cel Tevenrela był dokładnie w centrum ekranu, w zielonym kółku. Upierdliwy komar. Zdychaj... Phoenix sypnął iskierkami i zostawiając za sobą ognisty ogon pomknął ku wrogiemu pojazdowi.
Thomas nadal czuł się bardzo nieswojo w tym dziwnym pojeździe. Cieszył się, że to nie on kierował tym czymś. Dziwny monitor zaczął pikać.
- Poruczniku, namierzył nas! – powiadomił pilot.
Anioł tymczasem ma iście Boski plan. Planuje stworzyć tunel w przestrzeni kosmicznej, tunel z magicznych barier, i uwięzić w nim pojazd wroga. Jak i swój własny. Wpływ zbyt długiego przybywania w towarzystwie demona – rzekłby ktoś.
Tevonrel właśnie miał wdusić ładny, czerwony guziczek, i posłać rakiety na spotkanie ze złośliwym wrogim latadlem, kiedy ni stąd ni zowąd niedaleko przed nim pojawiła się błękitnawa, półprzezroczysta, lewitująca ściana. Potem druga i trzecia. Tevonrel jest zdumiony, ale nie ma zamiaru rezygnować. Odpala Phoenixa.
Zgodnie z rozkazem Porucznika, fighterSW3 wykonuje unik i kręcąc się w beczkach zrywa tzw. „missle lock”;D
- O Boże, odpalił Phoenixa! – zaalarmował pilot.
Bóg jest jednak bliżej niż pilot może się spodziewac;D Fighter wykonując korkociąg umyka w dół, ale samonaprowadzające rakiety podążają za nim, zataczając elipsę.



Tevonrel obserwuje radośnie wybuch, krążąc nieopodal. O komara mniej. Osłony dużego statku zaczynają migać i gasną na sekundę, lecz znów się pojawiają. Takie anomalie dobrze wróżą, stwierdza Tevonrel. Niespodziewanie zatrzęsło jego HAVOCiem. To już zła wróżba, definitywnie. Zdumiony tygrys odkrywa, że chyba...coś go atakuje.
Astaroth obserwował z daleka, jak dwa dziwne, latające pojazdy krążą wokół siebie, wirując, ostrzeliwując się nawzajem przez moment. W otchłani pojawiły się znane mu, magiczne bariery. Wyczuł, że w jednym ze statków siedział Anioł.

Fighter SW3 w samą porę wzbija się wyżej i mijając magiczne bariery zawieszone w przestrzeni kosmicznej wykorzystuje je jako osłonę. Phoenix nie ma podobnej opcji omijania magicznych barier, na szczęście. Rakiety rozbijają się o bariery w efektownej eksplozji, kula ognia zasłania Tevonrelowi widok na wrogi statek. Ten zaś powraca, i kręcąc się w spiralach naciera, ostrzeliwując statek rakszasy salwą z blasterów. HAVOC przyspiesza, co raz to zmieniając tor ruchu i umykając całkiem żywotnemu komarowi. Kilka pocisków blasterowych zarysowało powłokę HAVOCa, lecz nie wyrządziło mu większej szkody.

We wnętrzu dużego statku, Vriess ostatni raz zerka na konsolę teleportu. Jedyne koordynaty teleportacji jakie posiada, pochodzą z zapisu pamięci maszyny, i mogą wysłać użytkownika teleportu na statek, z którego przybył tutaj ostatni z poprzednich użytkowników urządzenia. Vriess nie ma pojęcia, gdzie jest miejsce docelowe i jak wygląda. Wybór między teleportacją a pozostaniem na statku, który zaraz wybuchnie, to trudny wybór...
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172