Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-11-2007, 23:28   #50
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Decyzja co zrobić dalej nie była łatwa, tym bardziej, że więcej dookoła było niewiadomych, niż konkretów. N'sakla dokładnie lustrował Umbrę, w czym pomagał mu Wilk. Jedno było pewne - coś w tym wszystkim było nie tak, coś się tutaj działo, chociaż nikt nie mógł tego dostrzec. Umbralne odbicie domu prawie niczym nie różniło się od tego w świecie rzeczywistym. Był może nieco bardziej mroczny i dostojny, nie tak zniszczony przez czas. Jedynie okna, które pozabijane były deskami od środka, w Umbrze ziały nieprzenikalną ciemnością. Nie sposób było dojrzeć co znajduje się w środku, było tam po prostu czarno, jakby żadne światło tam nie docierało, lub jakby jakaś inna materia zasłaniała je od środka. Poza tym było niesamowicie cicho i spokojnie. Jakby czas stanął w miejscu, albo jakby ktoś uwiecznił ten dom na fotografii i postawił ją w tym miejscu zamiast prawdziwego widoku...



N'sakla zaczął przygotowywać się do odprawienia rytuału wahadełka. Tomek zaoferował swoją pomoc przy rozmowie ze staruszkiem, aby więc nie tracić niepotrzebnie czasu i bezproduktywnie nie stać w miejscu, a może przede wszystkim po to, aby wreszcie przybrać naturalną dla siebie postać, zaczął transformować swoje ciało. Teren nie był dokładnie zbadany, nie byłoby więc dobrze gdyby młody garou poszedł tam sam. Potrzebował kogoś, kto wspomoże go w razie ewentualnych problemów, a kto nie nadawał się do tego lepiej, niż prawdziwy Ahroun? Marek miał do wyboru - albo gapić się na N'saklę, albo ruszyć na zwiad, zbadać teren i sprawdzić co to za staruszek i co właściwie wie. Decyzja zdaje się nie była zbyt trudna - po chwili oboje Fianna, już w swoich ludzkich postaciach, zmierzali w stronę zabudowań. Za nimi raz po raz pojawiała się sylwetka Trzeciego, który najwyraźniej postanowił zabezpieczać ich tyły, samemu pozostając niezauważalnym.

Zapadający coraz szybciej zmrok wypełnił kotlinkę półmrokiem, uwypuklił wszystkie cienie, sprawił (o ile to możliwe), że dworek wydawał się jeszcze bardziej mroczny i opuszczony, a twarze nabrały tajemniczego, wyczekującego wyglądu. Na co czekały? Na nadciągającą noc? Czy po zmroku to, co ukrywa się w czeluściach tego domu ukaże swoje prawdziwe oblicze? I czy w ogóle cokolwiek tam się ukrywa?
Z drugiej strony dworku faktycznie znajdowały się zabudowania gospodarcze, w większości jeszcze bardziej zrujnowane niż sam główny budynek. Ich przeznaczenie właściwie bez problemu dało się rozpoznać od razu - stajnie, resztki bardzo zniszczonej szklarni, w głębi parko-lasu stary kort tenisowy, a także niewielki kościółek z wieżyczką oraz dołączone do niego pomieszczenia mieszkalne. To właśnie ten budynek zachował się najlepiej i tam w jednym z okien paliło się słabe, pomarańczowe światło. Najbardziej jednak w oczy rzucało się co innego. Położony dość blisko domu, wielki kamienny basen, przypominający wielkością raczej sztuczne jezioro. W całości wypełniony brudną, śmierdzącą wodą, pływającymi po powierzchni liśćmi i czymś jeszcze... Tuż przy brzegu na wodzie unosiła się sporych rozmiarów rzecz zawinięta w duży, czarny worek. Gdy Tomek i Marek przechodzili obok, rój much poderwał się z worka, a zapach jaki unosił się w powietrzu sugerował, że w środku znajdowała się "rzecz" niegdyś z pewnością żywa.




Nim zdążyli dojść do zamieszkałej części kościółka, drzwi skrzypnęły i otwarły się zalewając najbliższą okolicę pomarańczowym światłem. Ze środka dobiegł przytłumiony głos, rzucone wściekle przekleństwo, a wreszcie na zewnątrz wyszedł właściciel tego przybytku, niewątpliwie ten, o którym mówił N'sakla. Mężczyzna był już dawno po pięćdziesiątce, nieogolony, chudy, w połatanym ubraniu i gumowcach. W jednej ręce trzymał latarkę, w drugiej - butelkę. Dwaj garou znieruchomieli w oczekiwaniu na reakcję starca. Ten najpierw nie zauważył przybyszy, wreszcie zaskoczony przyglądał im się z wyrazem gniewu na twarzy, ale nie minęła minuta, jak coś nagle zaskoczyło w jego umyśle, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Aaaaa, panowie! - rozciągnął dłonie w geście powitania, jakby chciał ich objąć, a z jego niemal bezzębnych ust dolatywał słodkawy zapach spożywanego zapewne od wielu dni alkoholu - Panowie, panowie! Tak się cieszę, naprawdę! Bardzo! Ależem głupi, no zapraszam do środeczka, przecie tu zimno, mokro... A! Może woleliby panowie od razu obaczyć "Dęby"? Stróżowałem, pilnowałem, cały czas, tyle lat! O, pan obaczy, wszystko jest cacy! - mówił prawie jednym tchem, bardzo blisko podchodząc do Tomka i Marka, ale widząc ich miny w jego głowie znowu coś przeskoczyło i skłoniło do zastanowienia - Panowie przyszli obaczyć dwórek? Chcą kupić "Dęby"? Tak?

***

Tymczasem od frontowej strony domu N'sakla przygotowywał się do odprawienia rytuału wahadełka. Tiba dzielnie mu asystowała, choć jej pomoc ograniczała się do bacznego przyglądania się jego poczynaniom. Skaczący w Mrok trzymał w pysku amulet, odczekał chwilę, aż ten przestanie się kołysać i osiągnie idealny pion. Wtedy zaczął się koncentrować. Wyrzucił z umysłu wszelkie myśli, pozostawiając tam tylko jeden obraz, tylko jedno imię - Joanna Wilczyńska, Tańcząca Na Wietrze. Odgrodził się od całego świata nie dopuszczając do siebie nic, żadnych wrażeń, żadnych odczuć, żadnych myśli. Pełna koncentracja, wyćwiczona przez lata praktyki. A w głowie wciąż tylko jedno imię, powtarzane jak mantra, w kółko krążący jej obraz.
Tiba czekała, jednak w miarę upływu czasu coraz bardziej się niecierpliwiła. N'sakla po prostu stał z amuletem w pysku i... stał. Drażniący zapach wypełniał powietrze, a zapadający coraz szybciej zmrok niepokoił lupuskę. Co robią homidzi? Gdzie pobiegł Trzeci? Nagle zastrzygła uszami i zaczęła węszyć w powietrzu. Wiatr przyniósł ze sobą przytłumione ludzkie słowa, odgłosy rozmowy. Nie mogła jednak odróżnić ani jednego dźwięku. Był to dobry znak - Czarna Łapa i Stojący w Progu nawiązali kontakt ze staruszkiem.
Nagle amulet drgnął. N'sakla właśnie na to czekał! Najpierw leciutko zakołysał się, potem niewidzialna siła zaczęła go przyciągać do siebie, coraz mocniej. Tańcząca na Wietrze musiała być blisko! Wahadełko jak szalone kołysało się w jedną stronę. W stronę opuszczonego budynku.
 
Milly jest offline