Vanessa: - Ja? Eee.... tego - mówił mężczyzna patrząc się bezczelnie w Ciebie i chyba za bardzo nie wiedział co ma powiedzieć - W sumie nie wiem co powiedzieć. Tak naprawdę jestem posłany tu przez Sandriela. Mam na imię Ben le Gotch. A gdzie masz iść? Twoi towarzysze... - Ben nie był pewien jak zaakcentować słowo "towarzysze" - ... pojechali do Brimm. Z tym, że Vintilian pojechał osobno, przodem, bo tamci się z nim pokłócili. Albo on z nimi. Nie wiem sam. W każdym razie Sandrielowi trochę pomieszaliście plany, chciał on właśnie was obdarować nagrodami, ale nie dość żeś ubiła tamtych dwóch, to jeszczście się porozdzielali. W każdym bądź razie mnie kazali powiedzieć, byś się spłogodziłą... ekhem, znaczy pogodziła z towarzyszami. - mężczyzna bezczelnie patrzył na Ciebie... jakby od miesiąca żadnej kobiety nie widział. - A ty co? Heh... nie boisz się tak sama po ciemku? Ktoś od tyłu zajdzie i.. ekhe... tego, mam na myśli z nożem. Choć jak patrze, ty też niczego sobie wojowniczka - mężczyzna uśmiechnął się głupio. Albreht i Bruno:
Jak hultaj przeleciał tak przeleciał, a wy dalej nic nie postanowiliście. Vintilian:
Pomyślałeś, że należałoby trochę pogadać z mości krasnoludem...
__________________ Question everything. |