Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-11-2007, 12:40   #111
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
- Widziałeś, co za niewychowany hultaj. Nie dość, że wbiega na drogę wprost pod końskie kopyta to jeszcze drze się na nas. Gdybym był, Vinem to bym go pewnie teraz złapał i wytargał za ucho, ale na szczęście nie mam takiego zamiaru. A tak w ogóle to, o co mu chodziło z tym bieganiem przez życie? Mamy wracać do swoich kompanów? Niewielu nam ich zostało.

- Co uważasz ich jeszcze za kompanów, w najlepszym wypadku są konkurencją. Vanessa musi dać głowę za to morderstwo. Krew za niewinną krew. Jeśli jej braciszek przeszkodzi mi w dokoniu sprawiedliwości stanie się współwinnym, czyli też zapłaci głową. Zresztą czy Bruno nie wydawało się ci, iż jest zbyt potężny jak na maga może to jakiś czarnoksiężnik, który dzięki naszej pomocy chce zdobyć jakiś przedmiot plugawej magii. - Albreht powoli wyjął fajkę nabił ją i zapalił od żaru trzymanego w małym blaszanym pudełku.
- Zresztą coraz bardziej mi się ta wyprawa nie podoba czy nie czujesz, iż ten mag bawi się naszym kosztem nie obiecując żadnej nagrody. Ale nic jak zaczęliśmy to możemy trochę się tym pozajmować choć nie spodobało mi się to co zrobiła ta mordercza elfka. Nic, to. Zapłaci za to głową.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 07-11-2007 o 22:04.
Cedryk jest offline  
Stary 07-11-2007, 19:53   #112
 
Sumar's Avatar
 
Reputacja: 1 Sumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputację
Vanessa:

- Ja? Eee.... tego - mówił mężczyzna patrząc się bezczelnie w Ciebie i chyba za bardzo nie wiedział co ma powiedzieć - W sumie nie wiem co powiedzieć. Tak naprawdę jestem posłany tu przez Sandriela. Mam na imię Ben le Gotch. A gdzie masz iść? Twoi towarzysze... - Ben nie był pewien jak zaakcentować słowo "towarzysze" - ... pojechali do Brimm. Z tym, że Vintilian pojechał osobno, przodem, bo tamci się z nim pokłócili. Albo on z nimi. Nie wiem sam. W każdym razie Sandrielowi trochę pomieszaliście plany, chciał on właśnie was obdarować nagrodami, ale nie dość żeś ubiła tamtych dwóch, to jeszczście się porozdzielali. W każdym bądź razie mnie kazali powiedzieć, byś się spłogodziłą... ekhem, znaczy pogodziła z towarzyszami. - mężczyzna bezczelnie patrzył na Ciebie... jakby od miesiąca żadnej kobiety nie widział.
- A ty co? Heh... nie boisz się tak sama po ciemku? Ktoś od tyłu zajdzie i.. ekhe... tego, mam na myśli z nożem. Choć jak patrze, ty też niczego sobie wojowniczka - mężczyzna uśmiechnął się głupio.

Albreht i Bruno:
Jak hultaj przeleciał tak przeleciał, a wy dalej nic nie postanowiliście.

Vintilian:
Pomyślałeś, że należałoby trochę pogadać z mości krasnoludem...
 
__________________
Question everything.
Sumar jest offline  
Stary 07-11-2007, 22:07   #113
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Dopaliwszy fajkę Albreht spojrzał na Bruna i roześmiał się.

- Już konie wypoczęły możemy znów trochę pokłusować, końcu musimy o jakiejś sensownej godzinie dotrzeć do Brimm. – poczym spiął swojego ciężkiego rumaka.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 08-11-2007, 12:13   #114
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
- Już konie wypoczęły możemy znów trochę pokłusować, końcu musimy o jakiejś sensownej godzinie dotrzeć do Brimm. – rzekł Albreht, po czym spiął swojego ciężkiego rumaka.

- Tak - zgodził się z nim traper ruszając z miejsca. - A jak już załatwimy tą sprawę z tym Sndrielem, to może wybierzemy się na polowanie. Przydało by się złapać tą rudą kunę z rapierem, bo z takim charakterem to niedługo jakąś wieś puści z dymem lub coś innego wymyśli.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 08-11-2007, 15:48   #115
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- W sumie nie wiem co powiedzieć. - zaczął mówić mężczyzna.

- Nie dziwie się.- wcięła się bezczelnie w zdanie i uśmiechnęła się wrednie. Poprawiła płaszcz, wyprostowała kołnierz i dała powolny krok ku nieznajomemu gdy ten ciągnął swą przemowę dalej.

- Tak naprawdę jestem posłany tu przez Sandriela. Mam na imię Ben le Gotch. A gdzie masz iść? Twoi towarzysze... - Ben nie był pewien jak zaakcentować słowo "towarzysze" - ... pojechali do Brimm. Z tym, że Vintilian pojechał osobno, przodem, bo tamci się z nim pokłócili. Albo on z nimi. Nie wiem sam. W każdym razie Sandrielowi trochę pomieszaliście plany, chciał on właśnie was obdarować nagrodami, ale nie dość żeś ubiła tamtych dwóch, to jeszczście się porozdzielali. - mężczyzna bezczelnie spoglądał na dziewczynę.

- Ben le Gotch . . . - powtórzyła półszeptem zbliżając się do niego. Musiała go zobaczyć by móc ocenić jego wygląd i zweryfikować rasę. Było jej to bardzo niezbędne. Wysłuchała dokładnie tego co ma do powiedzenia mężczyzna. Zatrzymała się tuż naprzeciw jego twarzy.

- Jacy znowu towarzysze?! - syknęła ostro - - Domyślam się że głównym powodem kłótni,a raczej prowokatorem był Albreht, jak zwykle zresztą. Skretyniały idiota. Gdybym tylko miała okazję użyłabym przeciw niemu tego - Vanessa odsunęła płaszcz i ukazała sztylet będący przy jaj udzie.- A to, że się rozdzieliliśmy . . . czy to jest wyłącznie moja...wina - szepnęła mu do ucha identyfikując przy okazji jego rasę.

- W każdym bądź razie mnie kazali powiedzieć, byś się spłogodziłą... ekhem, znaczy pogodziła z towarzyszami.

- Powiedz mi więc, Ben. Sądzisz, że jak powiem "przepraszam" to mi wybaczą? Uważasz, że pocałujemy się po tym? - rzekła będąc ustami niedaleko jego ust jakby chciała kusić śmierć i spojrzała podstępnie w oczy mężczyzny.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 08-11-2007, 22:07   #116
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Armira de fanrum!-powiedział, wyciągając rękę przed siebie, zaś chwilę później poczuł nagłe przyspieszenie.
-Zaklęcie zaczęło działać-mruknął do siebie, uśmiechając się, lecz coś było nie tak. Powietrze było dalej za gęste, a koń poruszał się za wolno.
Może to wina tylu zaklęć bez wyraźnego odpoczynku, ale wątpię, bo nie były to czary pochłaniające duże ilości sił. Odczułbym to. Nie ważne, w każdym razie jakoś działa-pomyślał, jadąc niestrudzenie naprzód przez cały dzień, a nawet gdy zapadł zmrok, nie zaprzestawał jazdy.
Był już spory kawałek drogi od miejsca wyruszenia i zostało mu mniej niż połowa drogi do przebycia, jeżeli jechałby do Brimm.
Nagle poczuł, że coś jest nie tak, więc zatrzymał Araba i sprowadził go na bok. Świat zawirował, a przed oczami pokazała mu się jakaś tajemnicza, fioletowa przestrzeń, a w niej ukazał się mag w bogato zdobionych szatach. Vintilian natychmiast go rozpoznał i starał się zapamiętać drogę, którą wszedł do tej przestrzeni.
-Czemu tak gnasz... dokąd uciekasz? Przecież wszytko tak dobrze się skończyło. Czarny poległ. Pierwsze zadanie wykonaliście, teraz czekam aż przyjdziecie do mnie. Ale Ty musiałeś skłócić się ze swymi kompanami. Nie wszystko była Twoją winą... ale wiedz, że sam do Twierdzy się nie dostaniesz. Choćbyś całą górę zwalił z nóg i rzucił hen przed siebie, do środka wejść nie zdołasz sam. Jedynie kompanów zaufanie pozwoli na wytrwanie. Nie będę dłużej Ci tłumaczył, bo wiem, żeś Półelf wielce inteligentny-powiedział Sandriel i Vin już miał odpowiedzieć, gdy tamten odezwał się znowu:
-Ja czekam-zaczął tracić równowagę, a gdy wracał do rzeczywistości, chciał zapamiętać drogę, by móc tam wejść ponownie.
-Co?-wyrwało mu się, mimo że wcale nie miał tego powiedzieć.
-No jakeż to tak spać na drodze i to na kuniu?-odezwał się ktoś, ale to już nie był Mag. Półelf otworzył oczy i zobaczył krępego Krasnoluda.
-Jok zmenczony, a gdzie spać ni mo, abo głodny to ja moge pomóc jakeś zwirzyny utłuc, abo wskazać gdzie tu bliska gospoda. Jo myśle że to ino lepij niż na kuniu spać-roześmiał się.
-Żywyś pan? Odezwij się, bo Twe oczy to wyglondajom jakby jakiego truposza. Hehe-rzekł, a Vintilian uśmiechnął się.
-Żywym, żywym mości Krasnoludzie. Dziękuję, żeś mnie obudził, gdyż sen mnie jakoś dziwnie zmorzył i kto wie kto mógłby przechodzić obok-uśmiechnął się ponownie.
-A co do pomocy, to może skorzystam. Jakbyś mógł mi wskazać najbliższą gospodę-powiedział, zsiadając z konia.
-Ano nie ma problema, panie... To choćmy tendy. Tu o blisko będzie karczma taka mała ale jaka!-wskazał w kierunku Brimm, po czym ruszyli.
-Zwę się Karind Krehr, a Pan? I dokond to siię zmierza?-zapytał Krasnolud.
-Moje imię to Vintilian i zmierzam do... miasta... do Twierdzy Krasnoludzkiej-odparł Półelf, patrząc na reakcję Karinda.
-Hoho... no to niełatwom drogę masz....-stwierdził.
-Możesz mi pomóc tam dojść?
-Mogę ci zapomóc, bo też tam sie wybieram. Jeno powiedz po coś tam leziesz?
-Spotkanie sobie pewien człowiek tam umówił, a ja muszę tam przybyć, by się z nim zobaczyć-odparł, ponownie patrząc na reakcję Krasnoluda, lecz tamten nie dawał po sobie nic poznać, jeżeli coś wiedział.
-A waść jest jaki mag czy cuś, bo oczy Twe jakieś dziwne...-powiedział, patrząc Vinowi w oczy.
-Tak, jestem Magiem, ale nie takim znowu potężnym, zaś to, że mam takie oczy, świadczy o mojej głupocie-zaśmiał się Półelf, a Karind najpierw skrzywił się najpierw, a potem uśmiechnął szeroko.
-Ano obra, dobrze z oczu pat....-złapał się na słówku, a Vintilian zaśmiał się ponownie.
-A cóżeś przeskrobał, ty mi powiedz?-zapytał, po czym dodał:
-Jo jak młody byłem to mało ręki żem se nie odrombał, takim był szalony... Ojciec dał toporca za pierwszy raz, a ja jak to młody, chciałem od raza szybko....-zaśmiał się.
-Ja jakiś czas temu rzuciłem zaklęcie, którego zatrzymać nie potrafiłem i właśnie ten czar mnie tak urządził-rzekł Półelf, krzywiąc się.
-Aa.... no, no... Ja tam zaklenć od malego nie lubiłem...-pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Zapewne dlatego, że Krasnoludowie to urodzeni wojownicy i kowale, a Elfy mają głowy do zaklęć i łuków. To są chyba cechy wrodzone, a jedyną rasą, która nie ma specjalnych uwarunkowań, to są ludzie, choć im dużo ciężej przychodzi to, co inne rasy robią przy użyciu małego wysiłku. Dajmy Krasnoludy za przykład. Człowiekowi będzie ciężko osiągnąć ten sam poziom, chcący być wojownikiem, a Krasnolud osiągnie to bez specjalnego wysiłku. To samo jest z Elfami, Niziołkami i innymi rasami w zestawieniu z Ludźmi-powiedział.
-To prawdo może być-odrzekł, po czym zmienił temat.
-A waść to Elf czystej krwi?-zapytał, przyglądając się badawczo, lecz widać było, że nie znał się na mieszankach.
-Nie, nie jestem czystej krwi Elfem, lecz jej połówką. Ojciec mój, kartograf, był człowiekiem, zaś matka, Elfką-powiedział Vintilian.
-U mie oba wojownicy i oba Krasnoludy-rzekł Karind, prowadząc.
-A słyszał ty jak tuzin Krasnoludów obiło mordy czrzem, nie, czte... co ja godam? Pienciom tuzinom Trolli?-zapytał, a oczy mu się zaświeciły.
-Nie, ale chętnie posłucham-rzekł z rozbawieniem.
-No, to było tak, że poszły se Krasnale na wendrówke, no i dwónastu ich było, a każden wojownik genialny, a to w czasie wojny było. Przez pszypadek natkneli się na zwiad Trolli i było ich tam jakieś pienć tuzinów, a to bydlaki wielkie som i silne, ale co oni zrobili? Oczywiście rzucili sie na nich i nie to, żeby sufit im się na łeb zwalił czy coś. Dobszy w tym co rozbili, czyli... hehe... w katrupieniu różnych stworów. No i tego, jak się tak rzucili to Trolle były tak zaskoczone, że najmarniej dziesienciu od razu padło, jeżeli nie pietnastu. Tamci mieli przewage liczebną i Karły szypko się pszegrupować musiały i taktycznie zadziałać, bo gupie nie były i potem jak uderzyły, to w jednej linii atakowali tak, żeby nie wszystkich na raz. Silne były nawet jak na Krasnoludy i nogi poucinały pokrakom, że chodzić nie mogły. Tak ich załatwiły, a potem dobicie to już najłatfiejsze było-zaśmiał się, po czym rzekł.
-O, widać karczmę-powiedział, wskazując na jaśniejące w oddali punkciki okien oberży.
-Karzeł tam gospodarzem, to ulgę da-powiedział, uśmiechając się.
Półelf tylko uśmiechnął się, a już za chwilę znaleźli się przed drzwiami. Budynek był niski i mały. Jedno piętro i parter stanowiły całość, ale Karind uprzedzał, że dużej wielkości to to nie będzie, lecz jest jakościowo bardzo dobra.
Vintilian nacisnął na klamkę, słysząc gwar rozmów w środku, po czym otworzył je, wpuszczając Krasnoluda.
Wnętrze było wyłożone polerowanym drewnem, noszącym już ślady licznych burd, w których w powietrzu znajduje się wszystko, łącznie z gospodarzem i innymi stworzeniami przebywającymi w oberży.
Teraz jednak nie było aż tak poważnych kłótni, a jedynie głośne, radosne rozmowy, śmiechy.
Naprzeciwko drzwi stała lada, za którą trwał brodaty Krasnolud, nalewający piwo oraz człowiek, zapewne występujący w roli kelnera.
Liczne, drewniane stoliki o okrągłych blatach stały porozmieszczane w różnych miejscach, a przy nich siedzieli najróżniejsi goście. Od Gnomów i Niziołków, do Elfów i Krasnoludów.
Usiedli przy jednym z wolnych stolików, po czym Vintilian zawołał Człowieka, lecz przyszedł sam gospodarz.
-Piwa dla tego Krasnoluda, a dla mnie wody, ale nie ognistej-uśmiechnął się.
-Piwo i tfu... woda. Coś jeszcze bedzie?-zapytał z uśmiechem.
-Nie, na razie nie-rzekł, a już po chwili na stole stał wielki kufel piwa i duża szklanica wody.
-Najlepsze to piwo jakie mom. Sam, żem je sprowadzoł z Krasnoludzkich browarów-powiedział, odchodząc.
-No to w takim razie, mości Krasnoludzie, opowiedz mi jak dostaniemy się do Twierdzy Krasnoludzkiej, kiedy się dostaniemy? Opowiedz mi o tym wszystkim i co będzie w środku Twierdzy. Opowiedz mi o wszystkim-poprosił Półelf, pociągając łyk czystej, zimnej wody.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 18-11-2007, 20:22   #117
 
Sumar's Avatar
 
Reputacja: 1 Sumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputację
Vanessa
- Powiedz mi więc, Ben. Sądzisz, że jak powiem "przepraszam" to mi wybaczą? Uważasz, że pocałujemy się po tym? - zapytała Vanessa, chwilę wcześniej przyglądając się dokładniej mężczyźnie. Był normalnej urody, co znaczy nie odpychającej. Przeciętna osoba jednak nie dojrzałaby iż gdzieś w dalszym jego pokoleniu zawitał jakiś elf. Było prawie niemożliwym wywnioskować,że jakiś jego pra, lub prapradziadek, bądź praprababka była elfiej rasy. Vanessa jednak to dojrzała.
Chłopak przybliżył usta jeszcze bliżej... Dziwnie zapomniał o Bożym świecie w jednej chwili.

Albreht i Bruno
Pojechaliście powoli dalej. Nie spieszyliście się za nadto, a bo i po co. Mijaliście po drodze kilka chatek pojedynczych... ogólnie otoczenie było niezbyt ciekawe, jakieś lasy ciągle obok was się ciągnęły, to znowu jakaś niepozorna karczma, malutka, się snuła obok. Mało ich było, ale zawsze mogło to być ciekawe miejsce, aby coś przekąsić i napić się.
Byliście już całkiem daleko... w sumie gdybyście jechali przez noc, to przed świtem byście dojechali. Nawet z przerwą niemałą.
Jedyne co było interesujące to to, że co jakiś czas dostrzegaliście czarnego ptaka, który wyglądał jak sokół. Bruno nie miał zastrzeżeń, mimo nocy, że był to sokół. Nie było w nim nic dziwnego. Prawie... Cięgle drań skubany, jakby latał za wami!

Vintilian
-No to w takim razie, mości Krasnoludzie, opowiedz mi jak dostaniemy się do Twierdzy Krasnoludzkiej, kiedy się dostaniemy? Opowiedz mi o tym wszystkim i co będzie w środku Twierdzy. Opowiedz mi o wszystkim - poprosił Półelf, pociągając łyk czystej, zimnej wody.

- Haha, no to panie Vintilianie, ja powiem ci... - zaczął krasnolud pociągając olbrzymi łyk piwa krasnoludzkiego mlaskając przy tym głośno - ... mom nadzieje, że nie śpieszno ci do Brimm? Bo tedy ja znam takom piknom drogę co ci się w żadnych snach nie śniła. My, krasnale mamy takom ślicznom drogę... z Tond, do samego Ker'deren. Z Tond! Ale cii... Nie zdradzamy tego byle komu, bo to droga dla nas straszliwie ważna. Bez niej nie jeden raz byłoby cienżko obronić cały nas masyw. Otóż mamy drogę podziemnom. Dawniej ponoć nasze przodki zbudowały nią ze gnomami, coby łatwiej było transportować surowce i inne takie. Pójdziem, sobie prostom liniom do samego masywu. Lepiej. Do samego miasta krasnoludzkiego. Ha! - oparł się wygodniej krasnal. To co mówił było bardzo ciekawe. Vintilian nigdy nie przypominał sobie o takowej drodze... czyżby rzeczywiście mieli coś takiego. Ale dziwne to, bo...
- Co? Tera se myśli, że byle komu rozpowiadam, takie ważne rzeczy, ah? Ha! Widzi pan... - krasnal pociągnął jeszcze większy łyk piwska i jeszcze głośniej mlasnął - ... Bo coś takiego masz, przez ufa się tobie. - Vin poczuł chwilowe ciepło w miejscu, gdzie trzymał swój kamyk. - Jakoś tak ufać można ci od razu. Co nie Herl! - wykrzyknął do karczmarza.
- A no pewno, że tak. Z oczu mu obrze patrzy, jeno piwska nie chciał, tfu. - krasnoludzka część karczmy zarechotała wspólnie.
- Widziołeś. Mówiłem. - kamień znowu na chwilę zrobił się cieplejszy, a półelf poczuł, jak przez niego przepływa energia magiczna.
- To jok? Przejdziem się spać jeszcze? Jok rano wyruszym to i tak w południe będziem na miejscu. - krasnal wziął ostatniego łyka. Tym razem małego i dla jakieś równowagi w tym świecie mlasnął również cichutko.
 
__________________
Question everything.

Ostatnio edytowane przez Sumar : 18-11-2007 o 20:26.
Sumar jest offline  
Stary 20-11-2007, 12:56   #118
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
- Bruno, widocznie nie jesteśmy sami, już kilka razy widziałem tego ptaka a przecież wieczór już a nie wygląda na sowę, które ma w zwyczaju latać po zmroku.

Okolica była nieciekawa tak nieciekawa, iż Albreht przysypiał na koniu wypalił fajkę dla rozbudzenia się. Po czym rzekł do Myśliwego.

- Czas już chyba było stanąć na popas ale najpierw spróbujmy dojechać do tej twierdzy jak nie leziemy musieli gdzieś się w tym lesie zatrzymać wiec popędźmy trochę konie lepiej zawsze w łóżku niż w lesie sypiać. - to mówiąc dał ostrogę koniowi którego do tej pory oszczędzał.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline  
Stary 20-11-2007, 17:24   #119
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Venessa przez dłuższą chwilę przyglądała się mężczyźnie zaś ten wydawał się być zahipnotyzowany jej "urokiem".
Trzeba tu przyznać, że półelfka wcale nie była jakąś pięknością. Nie miała wspaniałeś, elfiej figury, nie była zgrabnie szczupła. W dodatku patrząc jej prosto w twarz, w cztery oczy nie dało się nie zauważyć tatuażu pod okiem oraz mocnego, czarnego makijażu, który wydawał się być nieco rozmazany. Ruda zabójczyni wyglądała bardziej tajemniczo i ponuro niż słodko i seksownie.

Dziewczyna spostrzegła że gdzieś w dalszym pokoleniu mężczyzny zawitał jakiś elf.
Chłopak przybliżył usta jeszcze bliżej... co dziwnie, zupełnie zapomniał o Bożym świecie. Zabójczyni dojrzała to i wykorzystała najlepiej jak umiała. A była w końcu mistrzynią w swojej dziedzinie. Niespiesznie przybliżała usta do mężczyzny, zaś w międzyczasie prawą ręką sięgnęła po swój niezawodny, najukochańszy sztylet, który potrafił, i nawet to zrobił, zabić małe dziecko. Choć chyba nikt nie miałby problemu z zabiciem dziecka...różnie bywa.

Vanessa krótko i gwałtownie przywarła do ust mężczyzny i ostrożnie chowając sztylet wzdłuż nadgarstka objęła go za szyję. Wszystkie jej ruchy były pewne, szybkie i przemyślane dlatego też mężczyzna w między czasie nie zdążył zrobić wiele. Zabójczyni gwałtownym ruchem obróciła go tyłem do siebie i przyłożyła mu sztylet do szyi. Szarpnęła nim i żelaznym uściskiem uniemożliwiła mu jakikolwiek manewr.

- Następnym razem uważaj lepiej z kim rozmawiasz i nie pozwalaj drugiej osobie na tak wiele. Masz szczęście, że nie jesteś półelfem mimo iż wyraźnie widać, że kiedyś ktoś z Twojej rodziny był elfem. Zabiłabym Cię, ale nie zasłużyłeś. Wierze, że wyrośniesz na normalnego człowieka i nie będziesz uganiać się za elfkami, mam rację?! - syknęła po czym w tym samym momencie zabrała sztylet z okolic szyi mężczyzny i pchnęła go przed siebie.

- Zmykaj stąd, i niech Cię nie widzę! Najpierw naucz się czegoś zanim znów mnie odwiedzisz, a może wtedy znajdę w Tobie przyjaciela. - Vanessa schowała sztylet. Spojrzała na konia, pił sobie spokojnie wodę z jeziorka, to dobrze.

- Wysłuchałam Cię i przyjęłam do wiadomości. A teraz idź stąd, nie masz tu czego szukać, prócz śmierci... - rzuciła obojętnie i czujna spojrzała na niego z góry.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 20-11-2007, 20:29   #120
 
Sumar's Avatar
 
Reputacja: 1 Sumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputacjęSumar ma wspaniałą reputację
Vanesso
Mężczyzna jak został odwrócony i pchnięty tak stał. Mówił głośno, ale spokojnym tonem.
- Brawo. Wykonałaś swoje pierwsze zadanie. - w tym momencie mężczyzna odwrócił się do Ciebie jeszcze na chwilę, a na jego twarzy malowało się coś na podobieństwo ulgi. Tak jakby ktoś mu wcześniej wbrew woli kazał się uśmiechać, a teraz pozwolono mu spokojnie odetchnąć. Tak na prawdę mężczyzna ten, jeśli chodzi o urodę, był bardzo wybredny i ciężko mu było udawać kogoś tak bardzo odużonego. To też malowało się na jego twarzy, ale tylko wprawne oko mogło to wychwycić.
Ale cóż zrobić... czasem trzeba wywiązywać się z obietnic i na to rady nie ma.
- Nie zabiłaś mnie. Nie zabiłaś, chociaż mogłaś. Sandriela to wielce ucieszy. Zmartwił się, gdy uśmierciłaś tamtych dwóch. - mężczyzna przy ostatnich słowach, wydawałoby się, że się zasmucił. Następnie odwrócił się i dodał:
- Możesz dalej kontynuować swoją wyprawę. Czy to z towarzyszami, czy bez nich nadal masz szanse odbyć podróż po coś bardziej wartościowego od złota... - mężczyzna zaczął odchodzić powoli. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Szczery uśmiech. Uśmiech, który go dziwnie speszył, chociaż przecież nikt nie mógł go dostrzec. Stał tyłem do Vanessy, jednak speszył go ten uśmiech, gdyż wcale nie chciał się uśmiechać i nie wiedział czemu to zrobił. Przez chwilę nawet w myśli zawahał się, czy tą błogość rzeczywiście udawał. Jednak szybko odrzucił myśl i poszedł szybszym krokiem.


Albreht i Bruno
[Tu szczerze przepraszam, że na razie musicie się nudzić, ale jest to ciężka sprawa... Poczekajcie jeszcze troszkę, a na pewno wam zrekompensuje waszą cierpliwość. Pozdrawiam.]
 
__________________
Question everything.
Sumar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172