Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-11-2007, 10:38   #112
rasgan
 
rasgan's Avatar
 
Reputacja: 1 rasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwurasgan jest godny podziwu
Kuchnia

- Panie, co tutaj robisz? – dziewczyna zarumieniła się gdy Nirel spojrzał na nią. Krótka czarna sukienka, biały fartuszek, niewinna buzia. - Ciekawe ile ma lat – pomyślał. - Pewnie nie więcej niż osiemnaście.
- Eee... ja nic. Chciałem coś przekąsić przed obiadem. Zrobiłem się strasznie głodny.
- Czy przygotować ci coś?
– zapytała służka wciąż wpatrując sie w podłogę. Po chwili nieśmiało podniosła wzrok i popatrzyła swoimi wielkimi brązowymi oczami prosto w oczy tropiciela.
- eee... nie, poczekam do obiadu. Jak masz na imię dziewko?
- Jestem Maria, Panie.
- Jesteś tu kucharką? Cały ten obiad przygotowujesz sama? Nie zrozum mnie źle, ale niewiele tu służby a jedna osoba przygotowująca posiłek dla wszystkich, obecnych mieszkańców posiadłości to troszkę zadziwiające, chyba, że jesteś mistrzynią w swoim fachu. Jesteś tutaj sama? Dużo macie służby? Ta posiadłość wygląda, jakby była opuszczona od długiego czasu.

Dziewczyna mimowolnie zarumieniła się i spuściła wzrok. Jak mała dziewczynka zaczęła bucikiem stukać w ziemię ze zdenerwowania, a może po prostu nie wiedziała jak się zachować. Nerwowo wygładziła sukienkę i znów podniosła wzrok.
- Nie Panie, jestem tylko służką. Podaję do stołu. Nie wiem nic o kucharce ani o gotowaniu. - oczy dziewczyny powędrowały w dół, po muskularnych ramionach tropiciela. Młoda dziewka przyglądała się jego spodniom, butom. Strój jakże pospolity wśród ludzi lasu musiał budzić wielkie zaciekawienie u młodej dziewczyny, która z pewnością nigdy nie opuszczała posiadłości.
- Posiadłość nie jest opuszczona Panie. Tak mi sie wydaje. - dziewczyna była wyraźnie niepewna swojej odpowiedzi. Być może po prostu nie wiedziała ilu domowników faktycznie mieszka w budynku. - Od zawsze było tutaj tak pusto. Pan tylko czasami miewa gości, ale i tych nieczęsto widuję. Jestem tylko służką i nic mi do tego Panie. - dziewczyna ponownie spuściła wzrok i podziwiała swoje buciki stukając nimi w podłogę.
Nirel miał już zadać kolejne pytanie gdy w jego głowie rozległ sie przeraźliwy pisk. Tropiciel doskonale wiedział, że to pisk jego sokoła. Ankh była w wielkim niebezpieczeństwie. Sokół mentalnie przesłał niewyraźny obraz niebezpieczeństwa wprost do umysłu swego opiekuna.

Za sokołem leciało jasnobrązowe stworzenie z wielkimi szczękami i szponami. Błoniaste, poteżne skrzydła uderzały raz za razem nadając bestii pęd niemal tak wielki jak pęd sokoła. Od ptaka stworzenie dzieliło niewiele, zaledwie kilkanaście machnięć wielkich skrzydeł. Odległość do zdobyczy malała. Dziwaczne, jaszczuropodobne stworzenie coraz bardziej zbliżało się do sokoła by kłapnąć je swoimi wielkimi zębami. Ankh w ostatnim momencie zwolniła i wykonała zręczny skręt unikając paszczy myśliwego zyskując tym samym cenne sekundy i metry. Ale i bestia nie była amatorem w lotnictwie. Równie zręcznie, choć z mniejszą gracją zawróciła na nowy tor lotu sokoła i ruszyła w dalszy pościg.



Tajemnicze pomieszczenie

Silwilin ostrzegł swoje ciało o zbliżających się falach bólu. To co go spotkało przewyższało jednak to czego sie spodziewał pod każdym względem. Ból fizyczny był niczym. Rany po oparzeniach, choć zaschłe i gojące sie w nad wyraz szybkim tempie wciąż bolały. Bolały ręce, nogi i tułów w miejscach gdzie jeszcze przed kilkoma chwilami były przymocowane setki igiełek podłączonych do nitek. Najgorsze jednak było to, że mnich czuł mdłości i co kilka chwil patrzył na siebie jakby z innego miejsca. Widział siebie własnymi oczyma, ale tak jakby stał za sobą. Było to dziwaczne i trudne do opisania przeżycie, jednak z czasem zdarzało się coraz rzadziej.

Mnich rozejrzał sie po pomieszczeniu. Poza dwoma stołami na których leżeli i lampami nad nimi zawieszonymi nie było widać nic. Dopiero gdy oczy mężczyzny przyzwyczaiły się do półmroku zauważył kolejne kontury, kształty, a później same przedmioty. Każda ze ścian pomieszczenia była obstawiona regałami na których stały książki, próbówki, słoiczki i słoje. Co w nich było Silwilin nawet nie chciał zgadywać. Zważając na sytuacje w jakiej sie znajdują z Naiserią nie było to pewnie nic ciekawego, nic co mogło by go zainteresować. W pewnej odległości od stołów na których leżeli stał jeszcze jeden stół. Leżał na nim starszy mężczyzna. Miał około pięćdziesięciu lat i był równie nagi co oni. Siwe włosy i długa broda były pokołtunione, pozlepiane od brudu i potu. Jego ciało choć wychudzone i żylaste mówiło, że człowiek ten przeszedł nie jedno, i że zaznajomiony jest z trudami życia. Staruszek był równie nagi co pozostali bywalcy tajemniczego pomieszczenia, jednak nie był opleciony przez dziwne niteczki czy też nieprzytomny. Staruszek spał sobie w najlepsze.
- No tak. Ja się rozczulam nad sobą, a ty tymczasem jesteś ranny. Chodź tutaj. Albo może lepiej się nie ruszaj. - Powiedziała Naiseria do Silwilina. Dziewczyna bardzo chciała pomóc mnichowi. Wyciągnęła dłoń i położyła ją na klatce piersiowej przyjaciela, następnie skupiła się i próbowała odnaleźć w sobie moc. Jej starania były jednak zupełnie bezowocne. Zagłębienie się siebie i odszukanie istoty magii nie było trudne. Sam proces wykorzystania mocy do leczenia Silwilina również nie sprawił dziewczynie większych kłopotów. Problemem jednak okazała się siła jej zaklęcia. Czar pomimo całej siły i mocy w niego włożonej nie przyniósł pożądanych efektów. Lekkie rany mnicha, te po wyrwanych niteczkach ledwo się zasklepiły. Pozostałe, poważniejsze rany albo się nie zmieniły, albo zmieniły się na lepsze, lecz bardzo nieznacznie. Po minucie zastanowienia dziewczyna doszła do wniosku, że albo coś ogranicza jej moc w tej komnacie, albo wędrówka przez Nicość bardzo ją osłabiła.

Lekko zawiedziona efektem czaru Naiseria ruszyła zbadać regały. Na półkach stały książki związane głównie z biologią, anatomią i botaniką. Trafiały się również kroniki, traktaty i kilka ksiąg ogólnotematycznych traktujących o magii. Poza księgami na półkach stały słoje z niebieskim płynem. Bliższe oględziny kilku z nich spowodowały, że dziewczyna przypomniała sobie swoje położenie. W chwili obecnej stała naga, zamknięta w jakimś pomieszczeniu do eksperymentów, w towarzystwie dwóch mężczyzn i oglądała słoje z częściami ciała różnych istot. Słoje oznaczone były numerkami, a ich zawartość budziła odrazę w dziewczynie. Znajdowały się w nich głównie narządy rozrodcze zarówno ludzi jak i zwierząt. W jednym z nich dziewczyna dopatrzyła się również sporej ilości ikry i skrzeku.

W drodze do pokoju

Całą drogę jaką Achmed musiał przemierzyć od gabinetu kupca do swojego pokoju wojownikowi towarzyszyło wycie wilka. Przenikliwy skowyt był na tyle denerwujący, że Achmed ze złością trzasnął w drzwi Merlisy.
- Zamknij się bydlaku – zaklął pod nosem i ruszył dalej do swojego pokoju. Zdenerwowany wszedł do siebie i usiadł na łóżku. Przez chwilę wydawało mu się że słyszy jakieś odgłosy spod podłogi, ale tłumaczył to sobie zachowaniem wilka. Zmienił zdanie w chwili gdy wydawało mu się, że owe odgłosy spod podłogi są głosami.

Badania

Dwie młode i piękne dziewczyny powoli weszły na sam szczyt schodów i zaczęły badania magicznej bariery broniącej dostępu do pierwszego piętra. Mądrzejsza o doświadczenia sprzed kilku chwil Merlisa ostrzegła nową towarzyszkę o niebezpieczeństwie zderzenia się z barierą. Dziewczyny podeszły powoli z wyciągniętymi rękami pod samą przeszkodę.

Dotknięcie bariery powodowało, że zaczynała ona być widoczna. W miejscu, gdzie stykała się z ciałem stawała sie błekitnobiałą, a w promieniu kilku centymetrów od danego miejsca rozchodziły się po niej malutkie iskierki, które przypominały mróweczki biegające koło kopca. Dokładne oględziny bariery pozwoliły zaobserwować dwie rzeczy. Pierwsza z nich była bardzo istotna dla zasady działania samej bariery, otóż można było przez nią przejść, jeśli poruszało się bardzo, bardzo wolno. Gdy jednak poruszyło się szybciej towarzyszył temu niesamowity ból i dotkliwe poparzenia, o czym przekonała się Merlisa próbując przełożyć same koniuszki palców przez zaporę. Gwen natomiast odkryła, że bariera obejmuje tylko korytarze po obu stronach schodów. Magiczna przesłona kończy się około metra za poręczą zabezpieczającą by nikt nie spadł z piętra. Bariera sięga również niemal pod sam sufit kończąc się około dziesięciu centymetrów pod nim.

Waleczni niechaj będą ci, którzy walczyć potrafią

Mi Raaz wiedział, że w tym tempie długo sobie nie pobiega, a harty dopadną go wcześniej czy później. Wpadł więc na jeden ze swych genialnych pomysłów, z których słyną podczas walk na ringu. Chłopak wbiegł na drzewo by wykonać salto w tył. Zamysł rzeczywiście okazał się genialny, ale z wykonaniem już nie było tak prosto. Młodzieńcowi udało się wykonać salto i przeskoczyć psy, a właściwie tylko jednego psa. Chłopak spadł wprost na drugie zwierzę. Coś chrupnęło, coś gruchnęło i zwierzak osunął się na ziemię martwy. Mi Raaz odwrócił głowę jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem jednego z psów. Młodzieniec wyszczerzył zęby w uśmiechu, który w jego mniemaniu miał znaczyć: "jestem na Ciebie za dobry szczeniaku". Szybko ruszył do dalszego biegu, tym razem w przeciwnym kierunku.

Przebiegając koło krasnoluda chłopak odgryzł się za jego poprzedni komentarz.
- Hej, a Tobie się zebrało na słodycze? Do obiadu jeszcze trochę, a później pewnie nam podadzą deser. - Po tych słowach chłopak bardzo przyśpieszył i pobiegł na piaszczystą drogę. Gdy psy zbliżyły się Mi Raaz wprowadził w życie swój następny, szybko wymyślony plan. Tym razem młodzieniec zatrzymał się gwałtownie i odwrócił w stronę psów. Dwa pozostałe harty nie zwolniły, czym bardzo zdziwiły chłopaka. Bez zastanowienia psy rzuciły się na niego. Mi Raaz zasłonił twarz i szyję, do której skakał jeden z psów, łokciem. Boleśnie godząc psa w nos. Pies zakwilił, spadł na ziemię i po kilku sekundach, które trwały wieczność przewrócił się i zalał krwią cieknącą z nosa. - Jeden mniej – pomyślał chłopak, ale było to niewielkim pocieszeniem ponieważ miał pogryzioną rękę, a drugi z hartów silnie złapał go za nogę.

Młodzieniec kopnął gryzącego psa wolną nogą i kuśtykając pobiegł w stronę Gnargo. Krasnolud doskonale zrozumiał zamiary chłopca i gdy ten przebiegł obok niego zastąpił drogę ostatniemu z psów. Zaprawiony w bojach wielbiciel śmierci szybko wysunął dłoń wyprowadzając śmiertelny cios. Cios był tak silny, że Gnargo czuł jak pod jego naciskiem łamią się żebra zwierzęcia i wbijają w płuca. Zaskoczony i ranny pies przekoziołkował kilka razy po ziemi. Leżał na wpół przytomny i mętnym wzrokiem patrzył na zbliżającego sie krzata. Ten bez słowa podszedł do zwierzęcia i jednym zdecydowanym ruchem skręcił kark psu.

mapka - całość
mapka 2-0
mapka 2-1
mapka 2-2
mapka 2-3
 
__________________
Szczęścia w mrokach...

Ostatnio edytowane przez rasgan : 12-11-2007 o 21:25.
rasgan jest offline