Nirel miał już zadać kolejne pytanie gdy w jego głowie rozległ sie przeraźliwy pisk. Tropiciel doskonale wiedział, że to pisk jego sokoła.
Ankh była w wielkim niebezpieczeństwie. Sokół mentalnie przesłał niewyraźny obraz niebezpieczeństwa wprost do umysłu swego opiekuna.
Nirel nawet nie spojrzał na
Marię. Odwrócił się tak szybko, że komuś mniej zręcznemu zakręciłoby się w głowie. Ruszył tak szybko, że wydawało się, że skoczył ku drzwiom kuchennym. Naparł na owe drzwi z taką siłą, że w ułamku sekundy drzwi odskoczyły i z potężną siłą uderzyły o ścianę i gdyby nie huk uderzenia, pewnie można by usłyszeć zgrzyt zawiasów, które zapewne zostały uszkodzone. Tropiciel pędził w stronę swojego pokoju. Biegł szybko a w myślach przeklinał swoją niedawna ucztę w kuchni. Wiedział, że coś takiego nagle się wydarzy a żołądek bezwzględnie mu o tym przypominał. To jednak było tylko odczucie, dyskomfort psychiczny i lekka ociężałość ciała. Jednakże
Nirel nie był aż tak opasły. Wychował się w ciężkich warunkach a teraz chyżości dodawała mu myśl o niebezpieczeństwie, w jakim był jego sokół. Sekundy zdawały się godzinami.
~Psia mać! Dlaczego kuchnia była dokładnie po przeciwnej stronie posiadłości, niż jego pokój?!~ Przebiegł przez główny hal tak szybko, że można było słyszeć świst rozrywanego pędem powietrza. Mijając schody w wejściowej części posiadłości krzyknął głośno, ani na chwilę nie zwalniając tępa
- mamy gościa! Pędził dalej, gdy mijały kolejne sekundy, aż wreszcie dosłownie wbił się do swego pokoju. Szybko doskoczył do łóżka, chwycił łuk, a kołczan ze strzałami, wprawnym ruchem zarzucił przez ramię po czym odwrócił się i pędził z powrotem ku drzwiom wejściowym do rezydencji. Wybiegł na zewnątrz, po czym wydobył z siebie przenikliwy pisk, mający wezwać lub uzyskać odpowiedź od
Ankh, która pozwoli zlokalizować potwora. Rozglądał się nerwowo po niebie...