Dwaj śmiałkowie, podeszli ostrożnie do potwora, który wypełniał niemal cały korytarz wszerz. - Sznur jest jeszcze... - szepnął grajek, nie kryjąc zdumienia. "Ten plan... podziałał! Naprawdę!"
Stanęli przed cielskiem z drżącymi kolanami. Drżenie serca Hadrian przypisał radości ze znalezienia wody.
"Nie boję się. Nie boję się. A ponieważ się nie boję, lepiej bym ruszył pierwszy."
Nie bojąc się* Hadrian ruszył przodem, mocno wtulony w ścianę. Zapomniawszy na moment o odorze, poluzował maskę, co momentalnie wycisnęło mu łzy z oczu. - Już?! - doszedł syk z ciemności. - Możesz iść - odpowiedział półgłosem.
Gdy obaj znaleźli się pod drugiej stronie, Bayard zaśmiał się. "Nazbyt głośno!" - Dobrze, żeśmy uwiązali poczwarę. Nijak się ruszyć nie może. Głupie bydle...
Wtem, oko trolliska otworzyło się, tuż obok 'dzielnego rycerza'. Białko łypnęło wprost na drwiącego zeń Bayarda, a Hadrian nie czekając, rzucił chodu, wcielając zamiar w czyn z szybkością właściwą minstrelom. **
Biegli, obijając się o ściany, lecz wściekły ryk za plecami dodawał im sił i pozwalał zapomnieć o bólu. Przebiegli szybko salkę skąpaną w niebieskim świetle, widząc, że wiedźmy już tam nie ma i w te pędy ruszyli do wyjścia.
- Musiałeś to powiedzieć! - wysapał Hadrian w przerwie między kolejnymi skokami. A potem z mimowolnym podziwem popatrzył na towarzysza. Bayard pruł niczym boski wiatr, zupełnie jakby kiedyś już przebiegał tę drogę gnany pragnieniem zachowania zdrowia i życia... * W końcu jak trzy razy powtórzył...
** Spróbujcie kiedyś źle trafić z piosenką a zrozumiecie jaka to szybkość. |