Wątek: Tacy jak ty 2
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2007, 16:53   #1008
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Niech to sukkub na rogach poniesie! Z deszczu pod rynnę. Ledwo człowiek wysłał poczciwego Aniołka w próżnie, otrząsnął się z gadzich koleżków, a wpada prosto pod laserowy deszcz. A, jak się domyślacie, moi mili, taki deszcz nie robi zbyt dobrze na cerę. I na zdrowie w ogóle też nie robi.
- Czy wyście powaaaaaaaaa?!... - zacząłem wściekły, bo to moi własni żołnierze chcieli przerobić mnie na chrupiący bekonik w jajecznicy. Pierwszą bowiem rzeczą jaką zobaczyłem po wejściu była bomba przycupnięta do głównego rdzenia, niczym grzyb do drzewa. Zdębiałem łapiąc się za głowę.

No, tak to jest jak sie zostawia los statku w rękach gnoma i krasnoluda. Bogowie, gdybym tak się umiał rozdwoić!.. Szybkie spojrzenie na wraże urządzenie - proces był już nieodwracalny. Cóż powinien teraz zrobić zdrowo myślący nekromanta? Zdrowo myślący nekromanta powinien ubić gnoma i krasnoluda, coby mu więcej tlenu zostało, jak będzie już w kawałkach dryfował w próżni. Na szczęście konstruktorzy tego statku przewidzieli podobną sytuację.Dopadłem do konsoli komunikacyjnej przy śluzie i wdusiłem przycisk.
- Tu Kapitan! Cała załoga, opuścić okręt! Powtarzam, cała załoga opuścić okręt!.. - w normalnej sytuacji rozkaz powinien być przynajmniej potwierdzony przez zastępce kapitana, ale kiedy teraz patrzyłem na Gengiego... Ech, ten teleskop na czubku głowy... Bogowie mnie ewidentnie nie kochają.

Drzwi hangaru również były uszkodzone. Można było i to przewidzieć wysyłając aniołka do obrony okrętu. Szlag by to. Ależ mi się zebrała załoga! Kiedyś w Akademii była klasa integracyjna. Tutaj zaś - załoga integracyjna. Dobrze, że przynajmniej nie musiałem ich karmić... Na szczęście było jeszcze jedno wyjście.

Sala transporterów była niedaleko. Oczywiście była spora szansa, że w momencie kiedy tylko go ruszymy, przeciążony rdzeń wyleci w powietrze, niczym przeżarty Gengi, wysyłając nas na wieczne ucztowanie do Abazigala, i znacząc nasz kosmiczny grób śmierdzącym wyciekiem plazmy. Ale lepsze było to niż nic. Naprawdę, wierzcie mi lub nie, moi mili, ale wolałem zginąć w wybuchu, niż pozwolić na to, by ostatnią rzeczą jaką zobaczę przed śmiercią była nieogolona gęba Waldorffa. No i teleskop Gengiego.

Transporter oczywiście był zdezaktywowany. Oczywiście - bo na statku było akurat tyle energii, żeby starczyło na elektryczną szczoteczkę do zębów.
- Gengi, pomóż mi z tym - miałem nadzieję, że tak jak ja przejąłem wspomnienia urzędującego tutaj kapitana, tak i Gengi miał w sobie coś z inżyniera. A może były to tylko mrzonki? Na wszelki wypadek lepiej było wytłumaczyć mu łopatologicznie... - Odkręć ten panel i powkładaj wszystkie czerwone kabelki w żółte dziurki, a tę płytkę tutaj trzeba zespawać jakoś...
Doskoczyłem do konsoli by uruchomić program diagnostyczny, gdy nagle do środka wpadli niespodziewani goście. Goście najwyraźniej zapragnęli wejść w posiadanie naszego transportera, a do nas nastawieni byli dość antypatycznie, o czym świadczyło, że właśnie zrobili jednemu z załogantów dodatkową dziurkę do oddychania w piersi. Cóż, stare przysłowie "gość w dom, Bóg w dom" nie zawsze ma odniesienie do teraźniejszości...Tylko, że ja miałem już dosyć czczej zabawy, szczególnie, że czas działał na naszą niekorzyść.

Postanowiłem sięgnąć po jedno z najbardziej niebezpiecznych, i najokrutniejszych zaklęć jakie miałem w swoim arsenale. Najokrutniejszym - i chyba dzięki temu najbardziej malowniczym.
- Resurgere malus animi! Destruxi corporial custodae!
Zaklęcie "opętania dusz" bo właśnie tak się nazywało, doprowadzało dusze wrogów do szaleństwa. Taki szalony duch dosłownie pożerał własne ciało, a potem rozpływał się w nicości, często włócząc się po świecie bez celu i nie mogąc znaleźć drogi do zaświatów. Co ciekawe, gdy już pożarł własne ciało, nie był zbyt groźny, bo jego moc słabła diametralnie. Dziwny jest ten świat, prawda?

Kiedy rzuciłem zaklęcie, szturchnąłem butem Gengiego, żeby ruszył się z robotą a sam uruchomiłem program diagnostyczny. Wrogowie nie stanowili już żadnego zagrożenia...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline