Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2007, 20:11   #47
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Plan Materialny, Faerun, Calimport, mieszkanie Ilithana, ranek dnia rytuału Malika

Ilithana obudził nad rankiem zimny powiew wiatru wdzierający się do domu przez otwarte okno. To przestraszyło nieco maga, miał on bowiem wielu wrogów. Szybko ubrawszy się w swe szaty, z przygotowanym zaklęciem zaczął poszukiwać potencjalnego zagrożenia.

Znalazł jedynie cegłę z karteczką. Przeczytał ją z ciekawością. Informacje w niej zawarte były bardzo interesujące. Niemniej gdzieś w głębi duszy Ilithana pobrzmiewał głosik -To jest zbyt proste, za łatwe...Coś jest nie tak!
Czarodziej miał wrażenie, że ktoś nim manipuluje. Ale wewnętrzny (?) przymus i żądza władzy nakazywały mu wykorzystanie tej szansy. Z drugiej strony w czarodzieju walczyło wewnętrzne tchórzostwo( Choć Ilithan wolał nazywać to uczucie ostrożnością).
Nagle wpadł na pomysł, który pozwoliłby mu pogodzić te dwie walczące ze sobą sprzeczne dążenia.

Plan Materialny, Faerun, Calimport, na kilka godzin przed rytuałem Malika

- Widzisz drogi Abrasmailu...- rzekł nieco protekcjonalnym tonem Ilithan do towarzyszącego mu złodziejaszka w szarym brudnym burnusie...Pomniejszego osobnika w szeregach kultu.- ...te całe gwałcenie może się z czasem znudzić. Przynajmniej dla takiej kulturalnej osoby jak ja.
Abrasmail pokiwał głową udając, że rozumie. Jemu gwałty by się nie znudziły. Ale będąc bardzo nisko postawionym członkiem kultu i tak nigdy nie miał okazji sprawdzić... Zazyczaj tylko mógł popatrzeć.
- A dzisiaj wyjątkowo nie jestem w formie. Więc pomyślałem, że ty mógłbyś mnie zastąpić. Za pomocą mej magii uczynię cię podobnym do mnie. -rzekł Ilithan przechodząc do sedna sprawy. Złodziejaszkowi aż oczy zabłysły...Ilithan był drugim po Maliku, dostawał dziewice. To było jak spełnienie marzeń.
- Ach panie, dziękuję ci wyróżnienie..- rzekł Abrasmail padając do stóp maga.
- Ach nie musisz mi dziękować, lepiej zrobisz jak podziękujesz naszemu panu, Belzebubowi.- rzekł czarodziej, w myślach dodając.- "Zwłaszcza, że prawdopodobnie się z nim wkrótce spotkasz, osobiście."

Plan Materialny, Faerun, Calimport, na kilkanaście minut przed rytuałem Malika

Nieco grubawy Calimportczyk przemierzał uliczki miasta w kierunku siedziby sekty...Do rytuału zostało już niewiele czasu. Ale nie wiedział że jest śledzony. Szara sylwetka niczym cień podążała po dachach, śledząc. Gdy kultysta wszedł w najbliższą ciemną uliczkę mającego doprowadzić do siedziby sekty. Poczuł przeszywający ból w czaszce... Jakby jego mózg był rozrywany na strzępy. Oparł się o najbliższa ścianę, dłoń położył na piersi. Jego serce galopowało jak oszalałe, wzrok mętniał, mózg przeszywały fale bólu. Długo nie wytrzymał, po chwili upadł na ziemię martwy. Osobnik zeskoczył z dachu. Jego szara skóra przeczyła szpiczastym uszom. Białe oczy znamionowały ślepotę, ale w ruchach jej nie było wahania. Niewielki tatuaż na ramieniu świadczył o przynależności do nieistniejącej już sekty Cyrica. Oparł dłoń na mieczu i rozejrzawszy się dookoła, sprawdził czy nikt nie jest w pobliżu.

Choć jego oczy nie widziały, jego umysł przeszukiwał okolicę w poszukiwaniu świadków. Po chwili upewniony o swym bezpieczeństwie i spojrzał na swą ofiarę. Jego skóra zaróżowiła się , a mięśnie drgały pod skóra niczym robaki, powoli przyjmując nowe miejsca na kościach. Po kilku chwilach zabójca wyglądał identycznie jak ofiara. Nałożył na siebie płaszcz trupa i ruszył do celu.

Plan Materialny Faerun, Calimport, czas rytuału

Venefi’cus nie był, aż tak zdolny by rozpoznać czarodzieja po samej sylwetce, szczególnie, gdy szaty z kapturami jakie mieli wszyscy zebrani były bardzo luźne, jednakże pan z prawej strony bardzo promieniował magią, co mogło być pewną wskazówką).
Osoba ta zresztą przeciskała się w kierunku rytualnego ołtarza i podestu. A gdy dotarła zsunęła kaptur odsłaniając twarz. Czarodziej przybył i zajął należne mu miejsce...Wygląda na to, że Ilithan podjął rękawicę rzuconą przez Malika.
Krwistoczerwone i czarne świece już delikatnie świeciły roznosząc eteryczne zapachy. Pomocnicy kapłana już kończyli rysować runy według szczegółowych wskazówek przełożonego. Już miała się zacząć - kolejna wielka orgia ku czci Belzebuba.
Przywódcy siedzieli na tronach na podeście na którym stał również ołtarz.
Malik siedział na jednym tronie, na tronie położonym nieco niżej jego zastępca Ilithan. Nie uczestniczyli w przygotowaniach z dwóch powodów. Pierwszym było to, że żaden z nich nie był kapłanem. A drugim był prestiż. Malik dołączał do rytuału dopiero w ostatniej, najważniejszej fazie.
U dołu ołtarza otumanione narkotykami stały dziewice...W teorii przynajmniej. Kultu Belzebuba nie stać było bowiem na prawdziwe dziewice, gdy obaj przywódcy spełniali zachcianki bezlitośnie ograbiając kasę kultu. Wkrótce pierwsza (zazwyczaj najbrzydsza ) dziewica została zaprowadzona na ołtarz, gdzie Malik osobiście poderżnie jej gardło i rozpruje brzuch. Siedzący w ciemnościach skrywających sufit Venefi’cus wiedział, że Malik ma w tym wprawę. W ten sposób bowiem usunął nierządnicę która miała pecha zobaczyć Venfi'cusa.
A potem powinien pojawić się jakiś diabeł. Choć różnie z tym bywało. Niemniej dziś miał być wielki dzień. Miał się zjawić wysoko postawiony czart imieniem Tom (dziwaczne imię jak na czarta, ale Malik nie przejmował się takimi szczegółami)..Tak przynajmniej wyglądały plany.
Pomocnicy skończyli bazgrać po podłodze i zaczęli podziwiać własne dzieło. Malik stanął na podwyższeniu, podniósł ręce by uciszyć tłum i powiedział.
- Towarzysze. Pora zaczynać!
Kobieta nieprzytomna i naga wciągnięta została na podium. Malik dokonał kilku szybkich cięć długim zakrzywionym nożem ofiarnym, polała się krew, a sam przywódca kultu i użył okrwawionego jelita ofiary jak rysika i nasmarował jej krwią kilka wyglądających złowieszczo, ale w sumie nie mających żadnego znaczenia znaków. Choć w oczach Calishytów to była potężna magia...Gdyż mimo wrodzonych zdolności do magii byli oni jednak ignorantami. Tak zachwyconymi sobą, że nie widzieli potrzeby rozwoju.
-Yhua, ygoej hccyna cwhochohci bdqw bebejcąn cehq bvecojnpi kebcyanci dovob wudneih !- wykrzyczał Malik. Był to zbitek bezsensownych głosek które w planach Malika miały udawać potężną starożytną inkantację. Teraz przywódca łypał znacząco na zachwyconego tym Ilithana, oczekując na zjawienie się Toma...Przez moment Malik był nieco zdezorientowany. Widział rozradowaną minę Ilithana i nie widział Toma który miał się teraz zjawić i wskazać maga jako zdrajcę kultu...A się nie zjawiał.
"Trudno"- pomyślał Malik, który i na taką okazję się przygotował. Wykonał szybki ruch dłonią i w skrywanej przez długi kaptur szacie można było zauważyć błysk światła odbijającego się od złotej powierzchni. Wyglądało na to, że Malik ukrywa w rękawie jakąś magiczną różdżkę. Szybki gest, błysk i po chwili huk, dym i na namalowanym krwią kręgu pojawił się diabeł z rodzaju barbazu.

Posłuszny telepatycznym rozkazom osoby która go wezwała, czart wypowiedział w piekielnym języku . -Ten człowiek nie jest oddanym sługa Belzeluba. To Malik jest jego wielkim kapłanem w całym Calimshanie!
Na te słowa czekały dwa sługusy Malika. Wskoczyli oni na podest i zagłębili oni zakrzywione sztylety w ciele Ilithana.
- Co to ma znaczyć?- wybełkotał, zdziwiony widokiem zmieniającej się twarzy Ilithana, Malik. Zabita postać bowiem nie była Ilithanem, a Abrasmailem, podrzędnym złodziejaszkiem i niedawno przyjętym kultystą.
Tymczasem prawdziwy Ilithan uniósł się za pomocą lewitacji w powietrze i krzyknął.- Ty głupcze, nie potrafiłbyś mnie zabić nawet gdybym ci na to nie pozwolił. Ty i ta cała banda partaczy, którą zwiesz kultem Belzebuba, nie dorastacie mi nawet do pięt! To ja się nadaję na przywódcę! To ja potrafię przemienić tą namiastkę kultu w sprawnie działającą i silną organizację! A ty nawet zamachu nie potrafisz porządnie zorganizować.
Podczas gdy Ilithan szydził z Malika pokazując swą wyższość nad przywódcą kultu, ten wydał telepatyczny rozkaz barbazu. Stworzenie się przez chwilę wahało...Z góry bowiem inna istota, znacznie wyżej stojąca w hierarchii nakazywała co innego. Ale moc różdżki wezwań była potężna. Barbazu teleportował się pobliże maga, wywołując przy okazji panikę wśród szeregowych kultystów. W dłoni diabla pojawiły się płomienie którymi cisnął w kierunku czarodzieja...Trafił...Ilithan upadł na ziemię, ale zanim czart zdążył uderzyć, czarodziej również sięgnął po różdżkę, i zamiast jednego Ilithana pojawiło się ich pięciu. A i Malik nie próżnował, zaczął zaśpiew który pozwoli mu rozproszyć magiczną iluzję Ilithana, ale nie udało mu się. Ktoś skontrował jego magię.(Venefi'us spodziewał się jednak czegoś lepszego po magu. A został zmuszony przez sytuację do pomagania mu.) Tymczasem czarcia glewia przecięła jeden z iluzorycznych obrazów Ilithana podczas, gdy on wypowiedział kolejny czar. W dłoni maga pojawiły się jasnobłękitne kule zmrożonego powietrza które czarodziej cisnął w Malika...
Niemożli..- tyle zdołał wykrztusić z siebie Malik, zanim przenikliwe zimno zabiło jego życie. Barbazu znikł w kłębach dymu, jak tylko ten który go wezwał, pożegnał się z życiem.
Trzymając się za poparzony bok Ilithan wdrapał się na podest, siadł na najwyższym tronie i krzyknął do spanikowanych kultystów. - Koniec przedstawienia, teraz ja, Ilithan-Ibn-Hazad tu rządzę.
Po czy wskazał na morderców swego "pomocnika".- Wy dwaj, zabrać tego gnidę Malika, rozmrozić ciało. Zabrać wszystko co wartościowe, a samo ciało wrzucić morza...Albo nie. Lepiej przynieście odmrożone ciało wraz z ekwipunkiem do mojego domu. Będzie z Malika piękne zombi. I nie ważcie się niczego ukraść, bo staniecie się główną atrakcją kolejnej uroczystości!
Po czym zajął się wydawaniem kolejnych rozkazów.- Kobiety zabrać i sprzedać, poza tą czarnulką. Ją dostarczyć mi do domu. Nietkniętą. A reszta hołoty do domu. Wkrótce wydam polecenia. Na dzisiaj dość mam rozrywki.
Sięgnął do sakiewki przy pasie i spojrzał na mokre palce. -Na oko Beshaby, musiała się stłuc podczas upadku. Będę chyba musiał się uleczyć w domu.
Tymczasem przez otwór międzywymiarowy w kapturze Venefi'cusa Asel wyszeptał.- Panie, ten rakszasa Alsenuemor pojawił się w naszej posiadłości na terenie Piekła.

Dziewięć Piekieł Baatoru, Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Mnich jak zwykle w swej postaci półelfa, kontemplował gust a raczej bezguście Venefi'cusa.
Rakszasa siedział na podłodze w pozycji lotosu...Jego półprzymknięte oczy obserwowały otoczenie. Był zbyt starym oszustem by nie zauważyć nienaturalnych cieni, przesuwających się po pomieszczeniu. Potwierdzały one to co Alsenuemor zebrał na temat Venefi'cusa.
Nie wiedział, dokładnie gdzie był obecnie czarodziej, ale się domyślał. Wiedział o misji czarodzieja. Tak jak i wiedział o nieudanej misji Mephistana, i zaginięciu na polu bitwy Xar'nasha. Nie były to dobre wieści...Choć rakszasa niespecjalnie się nimi martwił. Nie był bowiem sentymentalny i nie żywił żadnych cieplejszych uczuć wobec żadnego z pracodawców. Nie za to mu bowiem płacili. W tej chwili cierpliwie czekał...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-03-2008 o 13:34.
abishai jest offline