Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2007, 04:52   #41
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany


???

Pomieszczenie, którego wielkość nie dało się za bardzo określić z powodu tego, iż ściany wraz z sufitem ginęły gdzieś w mroku, rozświetlał jedynie jarzący się czerwonym światłem dość specyficzny krąg przywoływani. Różnił się on od normalnych, przede wszystkim tym, że można było za jego pomocą przywołać więcej niż jednego czarta.

Nagle cień pochłoną środkowy pentagram, jednak kolor zaraz powrócił, a wraz z nim w środku kręgu lewitował Venefi’cus. Po chwili run po prawej stronie czarodzieja zmienił kolor na zielony, a gdy po paru sekundach wrócił do normalności w jego centrum unosił się cicho rój małych pajączków i chrząszczy. Nie minęło wiele czasu, a kolejny krąg poszedł w ślady poprzedników, z tą różnicą, że kolorem przejściowym był bordowy a w środku pojawiła się czarcia twarz wykrzywiona w złośliwym uśmiechu i otoczona czerwoną mgiełką. Czarodziej przez chwilę wpatrywał się z zastanowieniem w ostatni, pusty okrąg.

- Asel jak mniemam jeszcze nie wrócił? – Mag zapytał bardziej sam siebie niż, któregoś z pozostałych czartów.
- Dobrze mniemasz. – Zachrypły głos Gurda wydobył się z środka roju. – Wedle służby nie pojawił się odkąd przyprowadził tego agenta.
- Rozmawiałeś ze służbą? – Czarodziej zapytał z ledwie dostrzegalną nutką strachu, iż ktoś mógłby się dowiedzieć o jego sekretnych pomocnikach.
- Bez przesady – Euxin usłyszał swój głos - udawanie ciebie przed tą bandą zidiocianych impów nie jest niczym, co mogło by wykraczać poza moje możliwości… A jak już jesteśmy przy idiotach – robale wróciły do swojego normalnego głosu - nie uważasz że ten cały Malik zalicza się do tego, jakże szlachetnego, grona?
- Taaa… kolejny służalczy pomiot, którego trzeba kopnąć w zęby, by przestał brudzi buty jęzorem i zamiast myślenia o swoim zadaniu koncentruje się na marzeniu o zyskach jakie z niego wyciągnie. Swoją drogą, może powinniśmy zorganizować sobie jeszcze jedną siatkę szpiegowską w Calimporcie? Coś mi się wydaje, że o ile polecenie „zdobądź mi listę budowli Umara-Ibna-Hazifa, jakie znajdują się w mieście oraz plany zamieszkałych rezydencji” może być jeszcze wykonalne w jako takiej ciszy i spokoju, to już kolejne próby podglądania naszego czarodzieja będą raczej szybko i krwawo tłumione.
- A co z tym całym pokazem „mocy i objawienia”, naprawdę masz zamiar się za te kilka dni fatygować i robić te całe fajerwerk? – Tym razem odezwał się obłok skrzekliwy i ziewającym głosem Gerda.
- Za kilka dni nie będzie takie potrzeby, jeśli ten drugi, od biedy nazwijmy to kapłan, do tego czasu będzie wciąż żywy i o ile wziął się za swoją robotę, to chyba postanowię wspierać go. Jednakże szczerze wątpię w to, że za parę dni w ogóle któryś z nich będzie jeszcze oddychać.

Dziewięć Piekieł Baatoru

Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Venefi’cus otworzył oczy leżąc na swoim łóżku. Po krzątaniu się służby na korytarzu stwierdził, że poranek zaczynał już kończyć swoją metamorfozę w przedpołudnie i pora wstawać. „Kolejny przeklęty dzień w tym bagnie” pomyślał optymistycznie czarodziej i rozpoczął swój poranny rytuał.

Mag całkowicie już rozbudzony wyszedł z sypialni zastanawiając się, gdzie podziewa się Asel. „Misja” (o ile tak patetyczne słowo nadaję się by określić to zadanie), którą mu zlecił, nie należała raczej do tych z gatunku „groźne i niebezpieczne” lub „długie i dla cierpliwych”. Nie było więc żadnego powodu dla, którego chowaniec miałby jeszcze nie wracać. No chyba, że ten głupi diabeł, do którego Euxin posłał impa, go zdradził. Ten wniosek, choć odpowiadał na wcześniejsze pytanie, to niestety tworzył następne – czemu niby ów czart miałby go zdradzić tak wcześnie?

Pracownia czarodzieja była dużym pomieszczeniem, zbudowanym w taki sposób, by ochraniać to co jest na zewnątrz przed tym co wewnątrz, odwrotnie niż jak to jest w większości przypadków. Zaraz za drzwiami, jak zabójcy czyhający na ofiarę, stały dwa regały zawalone różnymi kamieniami, amuletami, różdżkami, zwojami itp. gratami. Trochę dalej stało biurko, na którym leżała już skrzynia z księgami, zamówionymi przez Venefi’cusa. Do jej zamka była doczepiona mała karteczka z zdecydowanie za dużym rachunkiem. Czarodziej ciągle chodził po głowie złośliwy i chciwy głosi diabła z biblioteki.

~~~

- Oczywiście panie. Opłatę za wypożyczenie księgi i pierścień, zapisać na pański rachunek?

„Oczywiście, że nie. Na państwowy - jak zwykle” niemalże wyskoczyło z ust Euxina. Tym co go powstrzymało było wspomnienie ostatniego spotkanie z skarbnikiem Belzebuba. Potrzebował wtedy dodatkowych funduszy na Przeróżnego Rodzaju Egzotyczne Materiały I Eliksiry (głównie dla siebie). Gorszej mendy człowiek jeszcze w całym swoim długim życiu nie spotkał.

Ze względu na swoją, jakże poważaną przez wszystkich, służbę czart stale otrzymywał różne anonimowe podziękowania za dociekliwe sprawdzanie księgowości. Zazwyczaj były to najnowsze klątwy, które trzeba było na kimś przetestować, a znienawidzony powszechnie diabeł idealnie się do tego nadawał. Ten niewinny zwyczaj sprawiał, że piekielny kasjer robił się coraz wredniejszy, chcąc odpłacić prześladowcom. A ponieważ czart nie posiadał zbyt dokładnych informacji o powyższych, walił w każdego kogo popadnie robiąc sobie nowych wrogów.

Czarodziej jakoś nie za bardzo umiał sobie wyobrazić siebie wezwanego do gabinetu skarbnika, tłumacząc co to są te tajemnicze „szkolenia” i dlaczego są takie drogie. Marzenie Venefi’cusa o wyniesieniu połowy biblioteki do domu na czas bliżej nieokreślony (choć bardzo długi) prysło jak bańka mydlana dźgnięta rozpalonym prętem.

- Pierścień jest mi potrzebny do pracy, toteż pracy wyślijcie rachunek. Natomiast za te wspaniałe woluminy dajcie go
(„O zgrozo”) mi.

~~~

Obok skrzyni zajmującej połowę biurka, leżały porozrzucane raporty na temat Antyli. Euxin przejrzał je szybko raz jeszcze wkładając je przy tym do szuflad. Do jednej trafiły te raporty, w których informacje półelfki przyczyniła się, a właściwie wywołały klęskę planów Belzebuba oraz depesza z zaproszeniem. Mag przyglądał się przez chwilę czarnej róży, rozważywszy wszystkie za i przeciw pójścia na imprezę. Stwierdziwszy, że ani jednego, ani drugiego nie ma zbyt dużo, Venefi’cus wstępnie zaakceptował plan by tam pójść, choćby z nudów. Gdy tylko czarodziej zamknął szuflady na klucz, zaklęcia ochronne i zabezpieczające oplotły całe biurko, niczym pająk nicią swoją ofiarę.

Euxin postanowił zabrać za rozpakowywanie prezentu. Pierwsze co zrobił to ceremonialnie podarł rachunek przyczepiony do skrzyni, a następnie spalił jego resztki w ognistych językach liżących kociołek z jakąś bulgoczącą mazią. Mag stwierdziwszy, że poświecił już wystarczająco dużo czasu na symboliczne ceregiele, których i tak nikt nie widzi, wyciągnął pierwszą złowieszczą księgę ze skrzyni i pogrążył się w rozkosznej lekturze.

* * *

Dzień chylił się już ku końcowi. Ponieważ mag wyznawał filozofię „co za dużo to nie zdrowo” (oczywiście było kilka wyjątków typu władzy, pieniędzy itp., jednakże nauka zdecydowanie się w to grono nie zaliczała), postanowił zostawić rozdział o wytwarzaniu płynnego bólu na następny dzień. Teraz jednak wypadałoby mu zobaczyć co też porabiają jego pionki.

Euxin zszedł do swojej zacisznej piwniczki pod salonem, wziął kamienną misę z jakąś srebrzystą, galaretowatą mazią. Po rzuceniu zaklęcia wieszczącego, spojrzał w swoje odbicie i czekał, aż pojawi się cóż takiego ciekawego spłatał dzisiaj Ilithan. Następne w planach było udanie się do Malika i zobaczenie co udało mu się znaleźć, z tych informacji, które Venefi’cus polecił mu pozyskać. Z listy rezydencji jaką by otrzymał, miał zamiar wybrać tą w której przebywał Melcha’zidek oraz dwie inne na chybił trafił i polecić przywódcy sekty, dowiedzieć się dokładnie, kto tam (z naciskiem na kto) i po co wchodzi.
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...
Mettalium jest offline  
Stary 07-10-2007, 16:11   #42
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Plan Materialny Faerun, Calimport

Ilithan przemierzał najpodlejsze zaułki Calimportu i przeszukiwała magazyny. Od czasu do czasu zaczepiał różne podejrzane typy i wypytywał o jedno...Rzadkie składniki do rzucania najpotężniejszych zaklęć. Takich rzeczy nie można było kupić na zwykłym rynku. Były sprowadzane na zamówienie i bardzo trudno było do nich dotrzeć.
Niemniej Ilithan namierzył paru dostawców, dwóch z nich znał osobiście...Ale trzeciego tylko ze słyszenia. Najpierw więc postanowił odwiedzić Ismaela-ibn-Saddima.
Saddim był grubym ognistym genasi...Kiedyś bardzo porywczym, obecnie zestarzał sie i roztył, a także złagodniał.
Siedział na ganku swej siedziby, a na widok zbliżającego.- Ach.. Ilithan , kopę lat cię nie widziałem.
- Co u ciebie, stary szachraju?- spytał Ilithan.
- Nic nowego, stare problemy z cłem i pracownikami.- rzekł Ismael.
- Zamawiał ktoś u ciebie ostatnio składniki do przywołania i spętania demona lub diabła?- spytał Ilithan.
- Jak zawsze od razu do rzeczy... Liczę więc na małą przysługę w przyszłości.- uśmiechnął sie Ismael.- Nie, nikt nie składał takiego zamówienia.
- A może u Gamisha?- spytał Ilithan.
- Powinieneś częściej odwiedzać starych przyjaciół Ilithanie. Wtedy wiedział byś, że jeden czarownik złożył zażalenie u niego co do zamówionego towaru. Zażalenie w postaci kuli ognistej. Gamish nie miał szans. - roześmiał sie genasi.
- A Abdul-Al-Hazred?- spytał czarodziej.
-Nie znam. - odparł kupiec.
- Podobno też działa w twojej branży.- rzekł Ilithan.
-Możliwe nie znam, wszystkich dostawców.- rzekł Ismael.
- Dziękuję za pomoc Ismaelu.- rzekł czarodziej odchodząc.
- Z podziękowań nic nie mam...Licz sie z przysługa którą teraz jesteś mi winien. -odparł genasi.
Tej rozmowie przyglądał się Venefi’cus za pomocą magii...Plusem było to, że czarownik działał, ale minusem że robił to dość mozolnie.

Plan Materialny Faerun, Calimport

Zjawienie się w sypialni Malika, gdy akurat zabawiał sie z jakąś prostytutką, nie było zaplanowane...Ale głupawy wyraz gęby Malika w pełni wynagradzał Venefi'cusowi tą niezręczną sytuację. Malik pospiesznie zepchnął kobietę z siebie i prawie warknął do niej.- Wynocha.
- Ale ogórtasku.. on mi nie przeszkadza.- rzekła ladacznica, co mogło budzić pewien niepokój...Z drugiej strony, mogła już widzieć półczarty, do których w obecnym stadium rozwoju Euxin był bardzo podobny.
- Już- rzekł czerwony na twarzy Malik.
- Twoja sprawa Mały.- rzekła kobieta nic sobie nie robiąc z obecności czarodzieja. Przeszła nago po pokoju do kupy ubrań leżących na krześle, zabrała swoje rzeczy i kilkanaście monet. Po czym dodała.- Nie myśl sobie, że skoro zmieniłeś zdanie to nie będziesz musiał mi płacić...Umowa to umowa.
- Dobra, tylko wynoś sie już!- ryknął Malik, niezdarnie owijając się prześcieradłem, po czym upadł na twarz i zaczął mamrotać.- O panie, sługa Belzebuba czeka na twe rozkazy, żyję by ci służyć...Mów co mam robić.
- Najpierw powiedz, co zrobiłeś dotąd.- rzekł Euxin siadając na krześle.- Raport, czekam na niego.
Venefi'cus obejrzał z pogardą obskurną norę, jaką wybrał sobie na siedzibę przywódca kultu.
- Tak już panie.. zdobyłem listę, ale nadal są problemy z mapami. Dwóch moich agentów złapano i obcięli im dłonie za próby kradzieży. Plany rezydencji są dobrze pilnowane. Jeśli mógłbyś..- rzekł pospiesznie Malik wstając z podłogi energicznym ruchem podchodząc do szafki. Przy okazji zawadzając prześcieradłem o stół...Prześcieradło opadło, obnażając nagość Malika. Ale ten był tak zaaferowany wizytą sługi Belzebuba, że nie zwrócił na to uwagi...Gdy wracał z powrotem Venefi'cus miał okazję się przekonać, dlaczego owa prostytutka nazwała Malika per Mały. Podczas całej tego przemarszu tam i z powrotem gęba Malika sie, nie zamykała.- coś z tym zrobić...No i jeszcze ten mój plan, otóż...Ja bym proponował wypowiedzenie przeze mnie specjalnej inkantacji. Coś brzmiącego egzotycznie, żeby ta gnida Ilithan, się nie połapał. A wtedy ty zjawisz znikąd w kłębach ognia i dymu wskażesz na Ilithana i powiesz...Ten człowiek nie jest oddanym sługa Belzeluba. To Malik jest jego wielkim kapłanem w Calimporcie... Nie! W całym Calimshanie, brzmi lepiej...nie uważasz panie...A potem go zabijesz tak, by konał w boleści. Co sadzisz o moim planie, o wielki Tomie?
Venefi'cus słuchał jednym uchem paplaniny Malika...przeglądał spis posiadłości Umara, i znalazł kilkadziesiąt magazynów, kilkanaście willi, kilka stajni i parę karczm.. Ale na tej całej liście nie była wymieniona willa leżąca w kręgu zainteresowań czarodzieja...Jakim cudem raport nie wspominał, akurat o tej posiadłości?!
- Zamilcz na moment.- rzekł ponuro Venefi'cus. A gdy Malik siedział cicho, Venefi'cus wysłuchała raportu swego szpiegującego czarta. Pokrywał się on w zasadzie z tym co dotąd zameldował Malik. Wysłał on agentów kultu by zdobyli to czego zażądał "Wielki Tom"...Niemniej Malik zapomniał o małym szczególiku. Namówił on dwóch członków kultu do zasztyletowania Ilithana, podczas uroczystości na której zjawi się Tom...W razie gdyby ów przybysz z piekła nie wykazał dość entuzjazmu w sprawie usunięcia calimportskiego czarodzieja z szeregów kultu.

Gehenna,Kres Nadziei

- Ale ty nadal zachowasz kontrolę, zwłaszcza jeśli twoi magowie będą rzucać owe zaklęcie przenoszenia.- rzekł Sephiroth.
- Jak długo?- rzekł w odpowiedzi licz.- Ile czasu minie nim ten arogancki minotaur skradnie mi notatki i z pomocą własnych magów odtworzy zaklęcie...Jak sądzisz , co wtedy zrobi? Napadnie na mą siedzibę by wyeliminować osobę która mogła by zneutralizować zaklęcie. Mnie.
Sephiroth nabrał wrażenia, że Melif wie więcej o władcy Serca Śmierci niż by się z początku zdawało.
- Kontakt zawsze warto nawiązać panie, a zdobycie zaklęcia przenoszącego też ma swoją wartość.- rzekł Sephiroth.
- Przydatności zaklęcia nie zaprzeczam, ale oddanie takiej mocy, choćby pod kontrolą, temu wampirycznemu minotaurowi.- Melif z pogardą wymówił ostatnie słowa...Milczał przez chwilę, następnie rzekł.- To zły i zgubny pomysł.
- Mefistofeles jest zagrożeniem, z którym nie da się walczyć otwarcie i to do tego samodzielnie, bez wsparcia.- rzekł Sephiroth.
- Mylisz się...Dla mnie Mefistofeles nie jest zagrożeniem. Jak dotąd nie miałem powodu do narzekań na obopólną współpracę. I nie sądzę by to się zmieniło. Jego eliminacja, nie jest bynajmniej w moim interesie, chyba że ten kto go zastąpi.- rzekł Melif.- Będzie przychylnie nastawiony do dalszej współpracy. Dlatego nie zamierzam się angażować zbytnio w walkę z Mefistofelesem, ani też wspierać władcę Serca Śmierci.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-10-2007 o 17:21.
abishai jest offline  
Stary 14-10-2007, 17:33   #43
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Wyglądało na to, że Sephiroth przeliczył się w kwestii solidarności nieumarłych. Może i argument o „trosce Egzekutora o Kres Nadziei” był wystarczający by nakłonić Melifa do pewnych działań, ale nie dość mocny, by licz stał się wartościowym sojusznikiem. W dodatku Melifa nie interesował sojusz z Sercem Śmierci... więcej nawet - licz za wszelką cenę wzbraniał się przed tym w obawie o utratę władzy. Ale z drugiej strony Melifowi zależało na dobrych stosunkach z Władcą Ósmej, kimkolwiek ten by nie był. Być może właśnie to było pewnym oparciem, które mógłby wykorzystać Sephiroth.

- Wiec Melifie chciałbyś mieć zaklęcie przenoszące, jednak nie chcesz sojuszu z Sercem Śmierci? Również pragniesz, żeby łączyły Cię jak najlepsze stosunki z Władcą Ósmej, co zapewniłoby korzystniejszy interes?
- I tak i nie. Już ci mówiłem, że jestem zadowolony z mojej współpracy z Mefistofelesem.
- Ale chciałbyś, żeby ta współpraca była korzystniejsza dla ciebie, prawda?
- Może... co proponujesz?
- Jak sam powiedziałeś mój panie, na początku najważniejsze jest zdobycie zaklęcia przenoszącego. W końcu jego posiadanie nie jest równoznaczne z sojuszem z Sercem Śmierci, a zaklęcie będzie bardzo przydatne. Mogę je dla Ciebie zdobyć i będę potrzebował przy tym tylko niewielkiej pomocy. Wystarczy mój panie, że zabezpieczysz mnie przed magią wieszczenia, co dla tak potężnego maga jakim jesteś nie powinno być problemem. Jeżeli nie zdołam zdobyć czaru, dla Ciebie będzie to żadna strata, a jeżeli moje zadanie się powiedzieć, to zyskasz dość poważną kartę przetargową.
- Dobrze. Załóżmy, że masz rację i że zdołałeś zdobyć zaklęcie. Co to by mi dało? Tutaj na powierzchni Krangath mojemu miastu jest całkiem dobrze. Nie zamierzam go stąd nigdzie zabierać. Już ci też mówiłem, że nikt nie spróbuje zdobyć mojego miasta. Nikt, nawet Mefistofeles. Kres Nadziei jest chroniony przez Generała Gehenny i siły Pełzającego Miasta, i to jest ochrona wystarczając, żeby odstraszyć każdego agresora.
- Nie wątpię mój panie. Ale Serce Śmierci szuka sposobu na przenoszenie pomiędzy planami. Prędzej, czy później znajdą go, niezależnie czy im w tym pomożesz, czy nie. Sam pytasz, panie, co powstrzyma minotaura przed napaścią na jedyną osobę zdolną zneutralizować zaklęcie przenoszące. Odpowiedź jest bardzo prosta... Serce Śmierci przestanie istnieć.
- Wpierw chcesz, żebym się sprzymierzył z minotaurem, a teraz chcesz, żebym go zniszczył? Jeżeli myślisz, że zaatakuje Serce Śmierci, to jesteś w wielkim błędzie.
- Nie, mój panie. Nie mówię tu o wielkich armiach toczących zażartą walkę na Planie Negatywnej Energii. Coś takiego byłoby tylko bezsensowną stratą czasu i potencjału. Raczej chciałem Ci zaproponować coś bardziej interesującego i mniej... bezpośredniego. Mając zaklęcie przenoszące, mój panie, nawiązałbyś kontakt z dwoma siłami. Z Mefistofelesem i z Sercem Śmierci. Wpierw zajmijmy się kwestią tego pierwszego. Zdradziłbyś mu, że masz możliwość przenoszenia całego miasta pomiędzy planami, a przy odpowiednich modyfikacjach, również błyskawicznego transportu armii do dowolnego miejsca. Zapewne Władca Ósmej zainteresowałby się takimi perspektywami, jednak żądałby od Ciebie dowodu, że nie próbujesz jakiś sztuczek, czy oszustw. I takim dowodem byłyby losy Serca Śmierci. Równocześnie w czasie prowadzenie rozmów z Mefistofelesem, skontaktowałbyś się z minotaurem, władcą Serca Śmierci. Zawarłbyś z nim sojusz, taki jaki przedstawiłem Ci wcześniej Melifie. Na dowód swojej dobrej woli przeniósłbyś go na dowolny plan materialny, jaki tylko ten by sobie zażyczył. Oczywiście całemu przedstawieniu przyglądaliby się agenci Mefistofelesa. Gdy Serce Śmierci miałoby już dość swojej łupieżczej wyprawy i zażądałoby ponownego przeniesienia na Plan Negatywnej Energii, ty panie spełniłbyś ich prośbę... ale na opak. I tak Serce Śmierci wylądowałoby na Planie Pozytywnej Energii, a ty panie, mógłbyś rozpocząć rozmowy z Mefistofelesem o cenę zaklęcia przenoszącego.
 
Markus jest offline  
Stary 28-10-2007, 13:48   #44
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Szare Pustkowia Hadesu , Oinos, Rogi Zapomnianego

W kierunku rozstawionych sił Xar'nasha zbliżały się demony: otchłanne pełzacze, otchłanne paszcze, otchłanni rzeźnicy, wspierani przez legiony grzyw.

Z daleka wyglądali jak jedna fala paszcz, zębów i pazurów.
Xar'nash nawet nie trapił swych myśli liczeniem. Od razu było widać jak wielką przewagę maja demony nad zgromadzonymi tu siłami diabłów. Spojrzał na swe oddziały, pięćdziesiąt setek mezzolothów, 30 setek elitantych sił uderzeniowych jakie stanowiły nycalothy, 10 setek canolothów pełniących rolę zwiadu i kilkudziesięciu ultrolothów robiących za kadrę oficerską.
- Piechota formować sformować mur pomiędzy rogami!- ryknął potężny diabeł. Podoficerowie Xar'nasha przekazali rozkazy i mezzolothy posłusznie ustawiły się w szyku, blokując.
Stwory uaktywniły jedna ze swych magicznych zdolność ci i chmura zabójczych oparów przykryła obszar przed nimi. Demony były odporne na jej działanie, ale ich wzrok z trudem przebijał się przez gęstą mgłę. Stłoczone stwory były łatwym celem dla trójzębów mezzolothów. I ginęły dziesiątkami.
Xarn'ash wydał rozkaz i canolothy zaatakowały z boku formacją klina spychając falę demonów wprost a mezzolothy. Zwykłe wojsko zareagowało by na te plan i rozbiło canolothy w pył. Ale te prymitywne demony nie potrafiły pojąć najprostszej strategii. Stłoczone w chmurach oparów ginęły setkami. Ale ten napór na mezzolothy nie malał...Mimo połajań oficerów, owe yogolothy zaczęły się cofać ..W dodatku zaklęte opary ulegały rozproszeniu. Wtedy wkroczył z Xar'nash wraz z nycalothami, atakując z góry. Dwuręczne topory nycalothów i oręż Xarn'asha siały spustoszenie. Potężny diabelski generał każdym uderzeniem swego miecza dziesiątkował wrogie oddziały. Demony jednak nie uległa panice, a nacierały wściekle na Xar'nasha i jego nycalothów. Nie mogły jednak sprostać ich sile i doświadczeniu w walce. Po chwili pole bitwy pokrywały setki trupów...A posoka zabitych demonów tworzyła wartkie strumyczki.
Xar'nash policzył straty we własnych oddziałach. Nie były one zbyt wielkie. Ale wróg, choć liczny, okazała się mało wymagający. Tymczasem kolejną fale demonów zapowiedziały lekkie wstrząsy ziemi. Xar'nash zwrócił swe spojrzenie w kierunku źródła wstrząsów i zadrżał...Podwładni nie wiedzieli, czy z przerażenia czy z podniety.
Potężny 15 metrowy kolos z ciemniej stali, o starożytnych rytach na pancerzu, szedł wprost na wojska Xar'nasha.

- Do ataku !-ryknął diabelski generał zaciskając dłonie na swym mieczu.

Szare Pustkowia Hadesu , Oinos, Obóz Bela

- Panie ! Demony przebiły się przez Rogi Zapomnianego! Na ich czele porusza się gigantyczny golem z ciemnej stali!- spanikowany imp łącznościowy wylądował przed Belem. - Niedobitki najemników rozpierzchły się w panice.
- A co z dowódcą który miał tam bronić?- spytał Bel.
- Jego los jest nieznany. Prawdopodobnie zginął.- odparł imp.
-Zimmimarze, zabierz podległe ci siły i przerwij te natarcie.- rzekł Bel do potężnego diabla stojącego w cieniu kotary zakrywające głębiej położone obszary namiotu.
-Tak, panie.- odparł Zimmimar.

Flegetos , Komnaty Gazry

- A wiec zginął.- Gazra uśmiechnął się. Nie bardzo lubił tego impertynenckiego i zadufanego w sobie piekielnego czarta. Co prawda zginął jednak trochę zbyt szybko. Gazra nie zdążył jeszcze wykorzystać dopiero co zdobytej wiedzy na jego temat.
- Jego los, jest nieznany panie.- rzekł hamatula.- Nie znaleziono ciała Xar'nasha.

Otchłań, Abis, Pałac Demorgogona

Siedzący na wielkim tronie ze skamieniałych macek potwór o dwóch głowach wpatrywał się w lustro, przez które spoglądał na toczące się walki. Nagły atak Orkusa, zaskoczył diabły. Ich prewencyjna wyprawa zmieniła się w wojnę pozycyjną, w która w dodatku zaczęli przegrywać. Władca Abis, samozwańczy król Otchłani przyglądał się sukcesom znienawidzonego konkurenta.

Jedna głowa, Aameul, domagała się natychmiastowego zaatakowania sil Orkusa i pośredniego wsparcia diabłów. Demony bowiem nie miały skrupułów w pomaganiu diabłom, o ile im się to opłacało. W przeciwieństwie do mieszkańców Piekieł osobisty interes był dla nich ważniejszy niż rasowa nienawiść. Hetharadiah,druga głowa Demogorona jednak zwracał uwagę, że obecnie uwaga Orkusa zajęta była Wojną Krwi i lepiej by było rozpocząć akcje sabotażowe na warstwach Otchłani podległych Orkusowi.
- Panie, co mamy czynić?- spytał jeden z balorów stojących z cieniu sali, nie zdając sobie sprawy z batalii jaka toczyła się we podwójnym umyśle władcy. Nagle oczy obu głów wypatrzyły coś na pobojowisku i na obu pyskach wykwitł złowieszczy uśmiech.

Unia, Ukryta sala w Pylos
- Kim jesteście?!- rzekł 3 metrowy humanoid o twarzy skrytej kapturem płaszcza.
- Ukrytymi w cieniu strażnikami szal równowagi!- maski skrywały oblicza kolejnej szóstki osobników.
- Ostatnio pojawiły się przesłanki, że są siły próbujące zmienić równowagę Wieloświata.- rzekł jeden z zamaskowanych osobników, o masce z runem oznaczającym Sigil.

- Śmierć wpływowych Przeznaczonych nie wpłynęła bynajmniej jednak funkcjonowanie organizacji. Ich przywódca przeżył. - rzekł zakapturzony osobnik. - Nie widzę jeszcze powodu by wzbudzać z tego powodu paniki, Strażniku Pieczęci Światów.
- Wieszcze na usługach Boccoba złożyli swemu panu niezapowiedzianą wizytę. A potem kilka kolejnych z rzędu. Pojawiły się karty wróżące zmiany w Wieloświecie.- rzekła zamaskowana kobieta z glifem oznaczającym bramę wiedzy na masce.

- To niepokojące wieści Opiekunko Magii.- rzekł zakapturzony mężczyzna.- Czy znane są ci szczegóły?
- Nie, ryzyko wykrycia byłoby zbyt duże...Ale poprosiłam. Ucznia Skrywanego Śmiercią by jego ludzie przetrzasnęli biblioteki Wee Jas i Nerulla w poszukiwaniu odpowiedniej wiedzy. - rzekła wskazując na kolejnego zamaskowanego osobnika skrywającego twarz za maska z runą śmierci.

- Widzisz Mistrzu?- rzekł Strażnik Pieczęci Światów.
- Coś niedobrego dzieje się, a my musimy podjąć odpowiednie kroki.
- Spokój! Na razie sytuacja jeszcze nie dojrzała do działań. Potrzebujemy więcej informacji w sprawie Sigil. Regulatorzy nie będą działać na ślepo.- rzekł Mistrz. I spytał mistrz barczystego osobnika w w masce z oznaczona kolejna runą.

- Przejdźmy do meritum. Krwawy Wojowniku, czy obecna ofensywa Orkusa zagraża równowadze Wieloświata?-
- Na chwilę obecna nie, bitwa jeszcze nie jest w odpowiednim stadium rozwoju by konieczna była nasza interwencja. Niemniej prosiłbym o przyszykowanie sił, na wypadek gdyby sprawy wymknęły się nam spod kontroli.- odparł Krwawy Wojownik.
- Oczekuję więc twego raportu Krwawy Wojowniku.- rzekł Mistrz.- Koniec Zebrania.
Gdy sześciu zamaskowanych Regulatorów znikło w błysku teleportacji, Mistrz zsunął kaptur jednocześnie malejąc do 1,77 metra. Jego biała twarz o elfich rysach, acz mniej szpiczastych uszach i równie białe włosy wskazywały dobrze na rasę. Był leszym.

Mistrz zamyślił się.
Rozpoznał w raporcie Strażnika Pieczęci Światów ślady wroga z którym zmierzył wieki temu.
"Mrok. A więc sprawa jest poważna, skoro ktoś wezwał na pomoc Mroka. Zbyt poważna by porywczy paladyn jakim jest Strażnik Pieczęci Światów sobie poradził. Muszę powiadomić kogoś z rady."- pomyślał Mistrz.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-11-2007 o 20:12.
abishai jest offline  
Stary 04-11-2007, 10:32   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gehenna,Kres Nadziei
- Nie, mój panie. Nie mówię tu o wielkich armiach toczących zażartą walkę na Planie Negatywnej Energii. Coś takiego byłoby tylko bezsensowną stratą czasu i potencjału. Raczej chciałem Ci zaproponować coś bardziej interesującego i mniej... bezpośredniego. Mając zaklęcie przenoszące, mój panie, nawiązałbyś kontakt z dwoma siłami. Z Mefistofelesem i z Sercem Śmierci. Wpierw zajmijmy się kwestią tego pierwszego. Zdradziłbyś mu, że masz możliwość przenoszenia całego miasta pomiędzy planami, a przy odpowiednich modyfikacjach, również błyskawicznego transportu armii do dowolnego miejsca. Zapewne Władca Ósmej zainteresowałby się takimi perspektywami, jednak żądałby od Ciebie dowodu, że nie próbujesz jakiś sztuczek, czy oszustw. I takim dowodem byłyby losy Serca Śmierci. Równocześnie w czasie prowadzenie rozmów z Mefistofelesem, skontaktowałbyś się z minotaurem, władcą Serca Śmierci. Zawarłbyś z nim sojusz, taki jaki przedstawiłem Ci wcześniej Melifie. Na dowód swojej dobrej woli przeniósłbyś go na dowolny plan materialny, jaki tylko ten by sobie zażyczył. Oczywiście całemu przedstawieniu przyglądaliby się agenci Mefistofelesa. Gdy Serce Śmierci miałoby już dość swojej łupieżczej wyprawy i zażądałoby ponownego przeniesienia na Plan Negatywnej Energii, ty panie spełniłbyś ich prośbę... ale na opak. I tak Serce Śmierci wylądowałoby na Planie Pozytywnej Energii, a ty panie, mógłbyś rozpocząć rozmowy z Mefistofelesem o cenę zaklęcia przenoszącego.- wyłuszczył swój plan Sephiroth. Licz nie odpowiedział mu od razu...Dopiero po chwili rzekł.- Na razie zostańmy przy zdobyciu zaklęcia A co do Serca Śmierci, zadecydujemy później...A co do twego życzenia. To o co prosisz jest niemożliwe. Na każde zaklęcie jest kontrazaklęcie, na każdy czar ukrywający, można stworzyć czar wykrywający. Mogę wszakże wyposażyć cię w przedmiot który pozwoli rzucić czar chroniący przed wieszczeniem tak silny, że jego przełamanie będzie bardzo trudne. Przybądź tutaj za trzy dni.

Gehenna, chodnik kopalni

Nie pamiętał swego imienia, nie pamiętał za co tu trafił...Ale szczerze nienawidził tego miejsca. "Za jakie grzechy tu trafiłem? Przecież nie byłem złym człowiekiem!"- okłamywał sam siebie. Tak rozmyślając, energicznie acz odruchowo walił kilofem w żyłę rudy. Już dawno się nauczył bowiem, że diabły nie grzeszą wyrozumiałością. Nagle ściany "ożyły" i rozsypały się...Kilkanaście odnóży sprawnie i szybko chwyciło i obezwładniło oranta z piekła rodem. Powstała krótka szamotanina, a potem szybkie i gorączkowe porządkowanie. Po kilku chwilach, w tym miejscu chodnika, nie było nawet śladu po pracującej tu Skorupie Duszy.

Gehenna, kopalnia

W kopalnianym obozie wybuchła wśród diabłów panika. Zaginął kolejny niewolnik...A wiadomo było, że jego ekscelencja Sephiroth ukarze winnego. Ale nie wiadomo było, kto ma być tym winnym, gdyż Sephiroth nie mianował następcy straconego szefa. Diabły bowiem przyjęły, że zabijając Fizgulfa, Sephiroth tymczasowo zajmuje jego miejsce.
Co bardziej przedsiębiorcze diabły (a raptem było ich trzech) od razu uciekły. Inne,drżąc o swój los, zerkały na swego pana, bojąc się przekazania mu tych okropnych wieści. Ponieważ wśród nich nie znalazł się żaden głupi...eee...znaczy odważny diabeł, który mógłby ustnie przekazać te niepomyślne informacje. Postanowiły zostawić notatkę na biurku Sephirotha (Biurku uprzednio należącego do Fizgulfa). Tekst zawierał informację o zaginięciu niewolnika, miejscu jego zaginięcia oraz o czasie zaginięcia. Po czym wróciły do pracy, jakby nic się nie stało.

Królestwo Englesis, świat Alferos, Plan Materialny

W sali tronowej po raz kolejny zebrali się biskupi Jedynego Boga , alchemicy i generałowie. Władca ubrany dyskutował z arcykapłanem kultu. A dokoła zebrali się lordowie jego ziem i bardziej poważani uczeni, magowie filozofowie i zakonnicy.

- Moriakinie pierwszy, żyliśmy z żyjącymi wampirami z podziemnych miast w pokoju. Owszem cena jest wysoka. Ale jaki zysk! Nasze państwa żyją w pokoju i dostatku. Wojen nie było od lat. Dzięki żyjącym wampirom z podziemnych miast, królestwa wytrzebiły plagę orków, wybiły krasnoludów i usunęły elfy z powierzchni ziemi.- rzekł arcykapłan.- Nie odrzucaj tego co osiągnęliśmy słuchając nakazów Jedynego Boga.
- Za jaką cenę?...Dziesiątki moich poddanych ginie co roku by zaspokoić apetyty tych oślizgłych stworzeń.- krzyknął król.- Mój pradziadek zaatakował elfy z nakazu właśnie żyjących wampirów i Jedynego Boga. A krasnoludy...Co one zawiniły? Migrowały przepędzane ze swoich podziemnych miast przez żyjące wampiry. Królestwo Lechenbarr chce zwrócić się przeciwko żyjącym wampirom.
- Bluźnisz królu!- krzyknął arcykapłan.- Wszystko co to działo się z woli Jedynego Boga. Jeśli przyłączysz się do tej rebelii Lechenbarru przeciw żyjącym wampirom, nałożę na ciebie ekskomunikę.
- Może czas by nie tylko żyjacych wampirów się pozbyć, ale też kleru który im pomaga.- rzekł z gniewem władca.
- Ttoo..he.. herezja! Tto szszaleństwo..- wydukał oburzony kapłan.- Czy złe duchy zabrały ci umysł że chcesz wystąpić przeciw naszym dobrodziejom, żyjącym wampirom, a nawet przeciwko stwórcy naszego świata, Jedynemu Bogowi?!
Tą rozmowę przerwał nagły błysk światła na środku sali, w którego blasku objawiła się anielica o czarnych skrzydłach.
- Niech uspokoją się wasze słowa i myśli. Nadchodzi nowe millenium a wraz z nim słowa od miłującego was stwórcy, Jedynego Boga. czas opieki żyjących wampirów się skończył. Podnieście w górę miecze i zniszczcie tych którzy was więżą.- rzekła, po czym włożyła w ręce zdziwionego króla zwoje. - Gdy przyjdzie czas, w którym ponownie się zjawię, twoi magowie użyją tych zwojów by sprowadzić anielską armię i wraz z nią dokonać pogromu żyjących wampirów. Chwała niech będzie Jedynemu Bogowi!
- Chwała!- wypowiedzieli te słowa wszyscy obecni w sali.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 15-04-2008 o 10:32.
abishai jest offline  
Stary 04-11-2007, 12:38   #46
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
Plan Materialny
Faerun, Calimport

Venefi’cus złapał się za skroń zakrywając tym samym grymas zirytowania. Ponieważ czarodziej milczał jeszcze przez chwilę po tym jak jego tajny agent skończył mówić, dla Malika był to dziwnie długi okres czasu. Gdy przywódca sekty zaczynał się już zastanawiać, czy aby przypadkiem nie przypomnieć piekielnemu dostojnikowi o swoim istnieniu (a przy okazji oczywiście dopytać się o opinię o swoim genialnym planie), ten wreszcie przemówił. Było to dla człowieka bardzo szczęśliwe, gdyż mag był delikatnie mówiąc niepocieszony i przerwanie ciszy mogłoby się okazać bardzo bolesne dla przerywającego.

- Po pierwsze, masz zabić tą dziwkę, nim komukolwiek wypapla, że Ja tutaj byłem, a jeśli twoja niezdarność sprawiłaby, że nie zdążysz i ta urocza dama podzieliłaby się jednak już z kimś tą informacją, to dopilnuj by ten ktoś zabrał tą wiedzę ze sobą do grobu w możliwie jak najszybszym czasie. Więc gdybym przypadkiem zobaczył ją jeszcze gdzieś kiedyś żywą, to bądź pewny, że ponownie zapoznasz się z tajnikami jej biznesu – tym razem jednak od strony sprzedającego.
- Ale ja jestem mężczyzną!
- To się da zmienić…

Jeśli coś jeszcze Malikowi nie opadło, to właśnie wraz z właścicielem, to zrobiło, choć w przeciwieństwie do niego nie mamrotało „tak”, „Panie” i tym podobne i nie zaczęło szurać podłogi gdzieś w pobliżu stup Venefi’cusa. Właściciel tychże stup jednak ciągle patrzy się w miejsce, gdzie przed chwilą był kultysta i niewzruszenie kontynuował. - Po drugie, co do twojego planu, finezji w nim zero, ale po tobie to chyba ciężko się czegoś takiego spodziewać. Jeśli jednak tak bardzo ci na tym zależy, to możemy wprowadzić go w życie jutro w nocy. – O ile postawa Malika niezbyt się zmieniła, gdyż ciągle mamrotał przyklejony do podłogi, to jednak samo mamrotanie przekształciło się z panicznego, w dziękczynne zmieszane z nutką ekstazy. – I na nienawiść diabelską, ubierz się! – Calimshan rzucił się w kierunku szafy i cały zaaferowany sobą zaczął w niej grzebać. Mag w tym czasie dopisał prawą ręką na jednej ze stron raportu adres interesującej go rezydencji, a następnie lewą zaznaczył go kółkiem dobazgrując koślawo na boku „on może być tam”. Gdy kultysta był już jako tako ubrany, czarodziej rzucił mu papiery i powiedział. – Schowaj je razem z innymi dokumentami dotyczącymi sekty, wrócimy do nich gdy już uporamy się z dwuwładzą w sekcie.

Podczas, gdy Malik nie wiedział co za bardzo ze sobą zrobić, a jego ciało wyglądało jakby każdy jego element chciał udać się w inną stronę, mag stwierdziwszy, że załatwił już wszystko to co chciał załatwić i może w spokoju zostawić przywódcę sekty sam na sam z jego problemami, postanowił opuścić ruderę, w której się znajdował, nim jej dach zwali mu się na głowę. Powietrze w mieście nie było może pierwszej świeżości, ale w porównaniu z tym co oferowała „kwatera” Malika bryza niosąca zapach zdechłych ryb była prawdziwym orzeźwieniem. Venefi’cus nie zdążył jeszcze wypuścić powietrza, którym się zaciągnął, a obok niego już przeleciał pośpiesznie ubrany przywódca kultu biegnący za niedawno wyproszoną ladacznicą. Czarodziej spojrzał w kierunku człowieka potykającego się o niezawiązane sznurowadła i spytał w myślach sam siebie.

On naprawdę jest taki głupi na jakiego wygląda i się zachowuje, czy po prostu tak genialnie się maskuje?”
„Sądzę, że jest. Inaczej sam już dawno pozbył by się tego całego Ilithana.”
– Ponieważ myśli Venefi’cusa już dawno przestały należeć tylko i wyłącznie do niego do niego, więc pewien zachrypły głosik zaraz mu odpowiedział na jego pytanie.
„Wiecie co?"
– Teraz do dyskusji włączył się Gerd – „Jeśli to on zebrał całą tą sektę to, aż boję się dowiedzieć na jakim poziomie są szeregowi członkowie…”
„Jeśli chodzi o zręczność do dwóch z nich już pewnie na zerowym hiehie… ale czy ty przypadkiem nie kazałeś mu użyć zwyczajnych złodziejaszków, z którymi się zna, zamiast ludzi z sekty?”
„Nie powiedziałem mu tego wprost, zaznaczyłem jedynie, aby użył swoich wpływów (u tubylczych złodziei), a nie władzy (u tubylczych kultystów). Bezużyteczność tego kretyna robi się męcząca… jutro wypadałoby chyba pomóc Ilithanowi. Facet miał być początkowo kozłem ofiarnym, który miał zatrzeć ślady mojego nieudanego wieszczenia, ale okazał się na to zdecydowanie za inteligentny.”
„To dla niego ta wiadomość... ta co dopisałeś w raportach?”
„Ta, na tej pisało chyba z dziesięć różnych osób, więc jeden ‘agent’ w tą czy w tamtą nie powinien wzbudzić niczyich podejrzeń (szczególnie gdy starałem się dopasować charakter pisma do tubylczego folkloru). A bazgroły jakie stworzyła moja lewa ręka nie powinny odbiegać za bardzo od tego co pisze Malik w stanie podniecenia i ekstazy… A, to chyba tutaj.”


Czarodziej minął grupkę strażników pozdrawiających amnskiego kupca i rozejrzał się dookoła. Nikogo (poza wcześniej wspomnianym patrolem). Skręcił więc i rozpłynął się w cieniu odwiecznego siedliska drobnej przestępczości w miastach, lub jak zwą to inni, po prostu w bocznej uliczce. Tam wyjął specjalny papirus (który początkowo miał otrzymać kiedyś Malik) i napisał na nim krótki liścik. Następnie trochę nad nim pomachał i pomamrotał, przywiązał do cegły i rzucił w pobliskie okno rzutkę, a zaraz za nią posłał przygotowanego wcześniej kamola.

Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Gdy Euxin wrócił do domu czekało na niego kilka bardziej i trochę więcej mniej ważnych wiadomości oraz jeden posłaniec, który został spławiony zaraz po tym jak się przedstawił. Po niezbyt zadawalającym wieczorze, jedną z ostatnich rzeczy na jaką mag miał ochotę było dowiedzenie się nowych niezbyt zadawalających rzeczy sprawiający, iż dzień byłby jeszcze mnie zadawalający. Natomiast jedną z tych czynności na jaką czarodziej miał ochotę (i to nawet sporą) było zregenerowanie siły względnie spokojnym snem. Toteż cała służba dostała zakaz wydawania wszelakich dźwięków do odwołania.

* * *

Poranek był bardzo miły. Venefi’cus czuł się całkiem dobrze, jakiś taki kompletny. W jego umyśle pojawiło się coś, czego mu od jakiegoś czasu całkiem brakowało, a było niezmiernie potrzebne.

„Asel! Gdzieś ty się do cholery tyle czasu włóczył?”
„Eeee… no tam gdzie mi kazałeś…”
„Tyle czasu? A zresztą nieważne… Gerd ci powie co ciekawego się zdarzyło, gdy ciebie nie było. Potem czeka cię kolejna misja… nie, nie marudź, tym razem do pałacu. Masz się dowiedzieć jakie są szansę, możliwości i jakie dowody trzeba spreparować by przeprowadzić rewizję w rezydencji Melcha’zideka. "


Niezbyt pocieszony Chowaniec znów ruszył do pracy, a jego pan natomiast, znów zagłębił się w mrocznych księgach rezydujących w jego pracowni, spojrzawszy wcześniej w szklaną kulę, cóż też takiego porabia pewna prostytutka i Ilithan-Ibn-Hazad.

Plan Materialny
Faerun, Calimport

Ilithana obudził nad rankiem zimny powiew wiatru wdzierający się do domu przez otwarte okno. Po wstępnych oględzinach dało się stwierdzić, iż okno otworzyła zapewne cegła, która niewinnie leżała na środku podłogi w otoczeniu resztek szyby. Niewyjaśnione dla czarodzieja pozostało to, dlaczego nie usłyszał „pukania”, które przecież musiało być całkiem głośne. Przed ostatecznym zakwalifikowaniem tego do następnych chuligańskich wybryków jego przeciwników z sekty, mag postanowił jeszcze przyjrzeć się temu co było napisane na kartce przywiązanej do cegły. A było to:

Szanowny Ilithanie-Ibnie-Hazadzie
Jutro w nocy na początku ceremonii, ta zdradziecka szuja, Malik zacznie udawać, że wymawia jakąś egzotyczną inkantację, mającą na celu przywołanie potężnego diabła. W tym czasie jego dwa przydupasy spróbują cię w zdradziecki sposób zasztyletować. Więc dla własnego dobra nie powinieneś jutro przychodzić na nabożeństwo i pozwolić zrobić Malikowi z siebie idiotę.
Jednakże, dobrze zabezpieczony mógłbyś uniknąć sztyletów, a gdy twój pokraczny konkurent skończy się ośmieszać, mógłbyś Panie go zlikwidować. Było by to o wiele prostsze, gdy wie się o pewnych ostatnich wydarzeniach, jakie zagościły w monotonnym życiu tej pokraki.
Otóż, niedawno jakimś cudem Malik zdobył pierścień, jakim Belzebub (a w każdym razie ktoś w jego imieniu) obdarowuje swoich kapłanów za specjalne zasługi. Malik stwierdziwszy, iż teraz może rozkazywać wszystkim czartom, przywołał jednego lodowego diabła i przedstawił mu warunki kontraktu, który mniej więcej brzmiał „zrób to”. Piekielny stwór opuścił nasz plan niemal tak szybko jak się tu pojawił, ale wpierw przeklnął Malika. Klątwa powoduje, iż jest mu nieustanie zimno, więc prosty promień mrozu może być dla niego niemalże śmiertelnym zaklęciem.
Twój oddany sługa

P.S. Przepraszam za okno, ale niestety mnie śledzili, więc musiałem przekazać wiadomość w mniej grzeczny sposób, aby się nie połapali.


* * *

W końcu nastała noc i najbardziej zepsuci mieszkańcy Calimportu (a w każdym razie, za takich się uważający) zaczęli zbierać się w piwnicy jednego z cierpiących na uwiąd starczy domów. Dzisiaj miał być wielki dzień, Malik-Im-shar miał przywołać potężnego diabła i w zamian za błogosławieństwo dla sekty, planował poświęcić mu małe stadko niewolników. Takie imprezy zawsze przyciągały niemalże wszystkich członków kultu. Specjalne zaklęcia jakie rzucały zadowolone czarty były w prawdzie całkiem miłe, ale cała ceremonia, gdzie każdy mógł wykazać się umiejętnością (a raczej jej brakiem) torturowania poświęcanych niewolników, oraz gwałceniem do woli dziewic (które stosunkowo szybko to miano traciły) i ogólne dewiacje połączone z najwymyślniejszymi perwersjami były o wiele bardziej cenione przez aktywistów sekty.

Podniecony tłum ubrany w przepisowe czarne szaty z kapturami już siedział na przeznaczonych dla niego ławach. Krwistoczerwone i czarne świece już delikatnie świeciły roznosząc eteryczne zapachy. Pomocnicy kapłana już kończyli rysować runa według szczegółowych wskazówek przełożonego. Już miała się zacząć - kolejna wielka orgia ku czci Belzebuba. Jednakże, kilka osób wiedziało, że ta uroczystość będzie inna od pozostałych o podobnym rozmachu.

Na przykład pewien skrzydlaty osobnik, siedzący na belce podtrzymującej sufit i prawdopodobnie już byłby uduszony oparami z dołu, gdyby nie fakt, że otworzył sobie na wewnętrznej stronie kaptura mały przejście do innego wymiaru, przez które oddychał. Albo Malik, dla którego miała to być noc triumfu, który tym razem pełni rolę przewodniczącego ceremonii, a w tej chwili pogrążony był w marzeniach. Albo Ilithan, dla którego miała to być noc triumfu, a który teraz stał gdzieś pośród tłumu (albo i nie, Venefi’cus nie był, aż tak zdolny by rozpoznać czarodzieja po samej sylwetce, szczególnie, gdy szaty z kapturami jakie mieli wszyscy zebrani były bardzo luźne, jednakże pan z prawej strony bardzo promieniował magią, co mogło być pewną wskazówką).

Pomocnicy skończyli bazgrać po podłodze i zaczęli podziwiać własne dzieło. Malik stanął na podwyższeniu, podniósł ręce by uciszyć tłum i powiedział.

- Towarzysze. Pora zaczynać!
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...
Mettalium jest offline  
Stary 10-11-2007, 20:11   #47
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Plan Materialny, Faerun, Calimport, mieszkanie Ilithana, ranek dnia rytuału Malika

Ilithana obudził nad rankiem zimny powiew wiatru wdzierający się do domu przez otwarte okno. To przestraszyło nieco maga, miał on bowiem wielu wrogów. Szybko ubrawszy się w swe szaty, z przygotowanym zaklęciem zaczął poszukiwać potencjalnego zagrożenia.

Znalazł jedynie cegłę z karteczką. Przeczytał ją z ciekawością. Informacje w niej zawarte były bardzo interesujące. Niemniej gdzieś w głębi duszy Ilithana pobrzmiewał głosik -To jest zbyt proste, za łatwe...Coś jest nie tak!
Czarodziej miał wrażenie, że ktoś nim manipuluje. Ale wewnętrzny (?) przymus i żądza władzy nakazywały mu wykorzystanie tej szansy. Z drugiej strony w czarodzieju walczyło wewnętrzne tchórzostwo( Choć Ilithan wolał nazywać to uczucie ostrożnością).
Nagle wpadł na pomysł, który pozwoliłby mu pogodzić te dwie walczące ze sobą sprzeczne dążenia.

Plan Materialny, Faerun, Calimport, na kilka godzin przed rytuałem Malika

- Widzisz drogi Abrasmailu...- rzekł nieco protekcjonalnym tonem Ilithan do towarzyszącego mu złodziejaszka w szarym brudnym burnusie...Pomniejszego osobnika w szeregach kultu.- ...te całe gwałcenie może się z czasem znudzić. Przynajmniej dla takiej kulturalnej osoby jak ja.
Abrasmail pokiwał głową udając, że rozumie. Jemu gwałty by się nie znudziły. Ale będąc bardzo nisko postawionym członkiem kultu i tak nigdy nie miał okazji sprawdzić... Zazyczaj tylko mógł popatrzeć.
- A dzisiaj wyjątkowo nie jestem w formie. Więc pomyślałem, że ty mógłbyś mnie zastąpić. Za pomocą mej magii uczynię cię podobnym do mnie. -rzekł Ilithan przechodząc do sedna sprawy. Złodziejaszkowi aż oczy zabłysły...Ilithan był drugim po Maliku, dostawał dziewice. To było jak spełnienie marzeń.
- Ach panie, dziękuję ci wyróżnienie..- rzekł Abrasmail padając do stóp maga.
- Ach nie musisz mi dziękować, lepiej zrobisz jak podziękujesz naszemu panu, Belzebubowi.- rzekł czarodziej, w myślach dodając.- "Zwłaszcza, że prawdopodobnie się z nim wkrótce spotkasz, osobiście."

Plan Materialny, Faerun, Calimport, na kilkanaście minut przed rytuałem Malika

Nieco grubawy Calimportczyk przemierzał uliczki miasta w kierunku siedziby sekty...Do rytuału zostało już niewiele czasu. Ale nie wiedział że jest śledzony. Szara sylwetka niczym cień podążała po dachach, śledząc. Gdy kultysta wszedł w najbliższą ciemną uliczkę mającego doprowadzić do siedziby sekty. Poczuł przeszywający ból w czaszce... Jakby jego mózg był rozrywany na strzępy. Oparł się o najbliższa ścianę, dłoń położył na piersi. Jego serce galopowało jak oszalałe, wzrok mętniał, mózg przeszywały fale bólu. Długo nie wytrzymał, po chwili upadł na ziemię martwy. Osobnik zeskoczył z dachu. Jego szara skóra przeczyła szpiczastym uszom. Białe oczy znamionowały ślepotę, ale w ruchach jej nie było wahania. Niewielki tatuaż na ramieniu świadczył o przynależności do nieistniejącej już sekty Cyrica. Oparł dłoń na mieczu i rozejrzawszy się dookoła, sprawdził czy nikt nie jest w pobliżu.

Choć jego oczy nie widziały, jego umysł przeszukiwał okolicę w poszukiwaniu świadków. Po chwili upewniony o swym bezpieczeństwie i spojrzał na swą ofiarę. Jego skóra zaróżowiła się , a mięśnie drgały pod skóra niczym robaki, powoli przyjmując nowe miejsca na kościach. Po kilku chwilach zabójca wyglądał identycznie jak ofiara. Nałożył na siebie płaszcz trupa i ruszył do celu.

Plan Materialny Faerun, Calimport, czas rytuału

Venefi’cus nie był, aż tak zdolny by rozpoznać czarodzieja po samej sylwetce, szczególnie, gdy szaty z kapturami jakie mieli wszyscy zebrani były bardzo luźne, jednakże pan z prawej strony bardzo promieniował magią, co mogło być pewną wskazówką).
Osoba ta zresztą przeciskała się w kierunku rytualnego ołtarza i podestu. A gdy dotarła zsunęła kaptur odsłaniając twarz. Czarodziej przybył i zajął należne mu miejsce...Wygląda na to, że Ilithan podjął rękawicę rzuconą przez Malika.
Krwistoczerwone i czarne świece już delikatnie świeciły roznosząc eteryczne zapachy. Pomocnicy kapłana już kończyli rysować runy według szczegółowych wskazówek przełożonego. Już miała się zacząć - kolejna wielka orgia ku czci Belzebuba.
Przywódcy siedzieli na tronach na podeście na którym stał również ołtarz.
Malik siedział na jednym tronie, na tronie położonym nieco niżej jego zastępca Ilithan. Nie uczestniczyli w przygotowaniach z dwóch powodów. Pierwszym było to, że żaden z nich nie był kapłanem. A drugim był prestiż. Malik dołączał do rytuału dopiero w ostatniej, najważniejszej fazie.
U dołu ołtarza otumanione narkotykami stały dziewice...W teorii przynajmniej. Kultu Belzebuba nie stać było bowiem na prawdziwe dziewice, gdy obaj przywódcy spełniali zachcianki bezlitośnie ograbiając kasę kultu. Wkrótce pierwsza (zazwyczaj najbrzydsza ) dziewica została zaprowadzona na ołtarz, gdzie Malik osobiście poderżnie jej gardło i rozpruje brzuch. Siedzący w ciemnościach skrywających sufit Venefi’cus wiedział, że Malik ma w tym wprawę. W ten sposób bowiem usunął nierządnicę która miała pecha zobaczyć Venfi'cusa.
A potem powinien pojawić się jakiś diabeł. Choć różnie z tym bywało. Niemniej dziś miał być wielki dzień. Miał się zjawić wysoko postawiony czart imieniem Tom (dziwaczne imię jak na czarta, ale Malik nie przejmował się takimi szczegółami)..Tak przynajmniej wyglądały plany.
Pomocnicy skończyli bazgrać po podłodze i zaczęli podziwiać własne dzieło. Malik stanął na podwyższeniu, podniósł ręce by uciszyć tłum i powiedział.
- Towarzysze. Pora zaczynać!
Kobieta nieprzytomna i naga wciągnięta została na podium. Malik dokonał kilku szybkich cięć długim zakrzywionym nożem ofiarnym, polała się krew, a sam przywódca kultu i użył okrwawionego jelita ofiary jak rysika i nasmarował jej krwią kilka wyglądających złowieszczo, ale w sumie nie mających żadnego znaczenia znaków. Choć w oczach Calishytów to była potężna magia...Gdyż mimo wrodzonych zdolności do magii byli oni jednak ignorantami. Tak zachwyconymi sobą, że nie widzieli potrzeby rozwoju.
-Yhua, ygoej hccyna cwhochohci bdqw bebejcąn cehq bvecojnpi kebcyanci dovob wudneih !- wykrzyczał Malik. Był to zbitek bezsensownych głosek które w planach Malika miały udawać potężną starożytną inkantację. Teraz przywódca łypał znacząco na zachwyconego tym Ilithana, oczekując na zjawienie się Toma...Przez moment Malik był nieco zdezorientowany. Widział rozradowaną minę Ilithana i nie widział Toma który miał się teraz zjawić i wskazać maga jako zdrajcę kultu...A się nie zjawiał.
"Trudno"- pomyślał Malik, który i na taką okazję się przygotował. Wykonał szybki ruch dłonią i w skrywanej przez długi kaptur szacie można było zauważyć błysk światła odbijającego się od złotej powierzchni. Wyglądało na to, że Malik ukrywa w rękawie jakąś magiczną różdżkę. Szybki gest, błysk i po chwili huk, dym i na namalowanym krwią kręgu pojawił się diabeł z rodzaju barbazu.

Posłuszny telepatycznym rozkazom osoby która go wezwała, czart wypowiedział w piekielnym języku . -Ten człowiek nie jest oddanym sługa Belzeluba. To Malik jest jego wielkim kapłanem w całym Calimshanie!
Na te słowa czekały dwa sługusy Malika. Wskoczyli oni na podest i zagłębili oni zakrzywione sztylety w ciele Ilithana.
- Co to ma znaczyć?- wybełkotał, zdziwiony widokiem zmieniającej się twarzy Ilithana, Malik. Zabita postać bowiem nie była Ilithanem, a Abrasmailem, podrzędnym złodziejaszkiem i niedawno przyjętym kultystą.
Tymczasem prawdziwy Ilithan uniósł się za pomocą lewitacji w powietrze i krzyknął.- Ty głupcze, nie potrafiłbyś mnie zabić nawet gdybym ci na to nie pozwolił. Ty i ta cała banda partaczy, którą zwiesz kultem Belzebuba, nie dorastacie mi nawet do pięt! To ja się nadaję na przywódcę! To ja potrafię przemienić tą namiastkę kultu w sprawnie działającą i silną organizację! A ty nawet zamachu nie potrafisz porządnie zorganizować.
Podczas gdy Ilithan szydził z Malika pokazując swą wyższość nad przywódcą kultu, ten wydał telepatyczny rozkaz barbazu. Stworzenie się przez chwilę wahało...Z góry bowiem inna istota, znacznie wyżej stojąca w hierarchii nakazywała co innego. Ale moc różdżki wezwań była potężna. Barbazu teleportował się pobliże maga, wywołując przy okazji panikę wśród szeregowych kultystów. W dłoni diabla pojawiły się płomienie którymi cisnął w kierunku czarodzieja...Trafił...Ilithan upadł na ziemię, ale zanim czart zdążył uderzyć, czarodziej również sięgnął po różdżkę, i zamiast jednego Ilithana pojawiło się ich pięciu. A i Malik nie próżnował, zaczął zaśpiew który pozwoli mu rozproszyć magiczną iluzję Ilithana, ale nie udało mu się. Ktoś skontrował jego magię.(Venefi'us spodziewał się jednak czegoś lepszego po magu. A został zmuszony przez sytuację do pomagania mu.) Tymczasem czarcia glewia przecięła jeden z iluzorycznych obrazów Ilithana podczas, gdy on wypowiedział kolejny czar. W dłoni maga pojawiły się jasnobłękitne kule zmrożonego powietrza które czarodziej cisnął w Malika...
Niemożli..- tyle zdołał wykrztusić z siebie Malik, zanim przenikliwe zimno zabiło jego życie. Barbazu znikł w kłębach dymu, jak tylko ten który go wezwał, pożegnał się z życiem.
Trzymając się za poparzony bok Ilithan wdrapał się na podest, siadł na najwyższym tronie i krzyknął do spanikowanych kultystów. - Koniec przedstawienia, teraz ja, Ilithan-Ibn-Hazad tu rządzę.
Po czy wskazał na morderców swego "pomocnika".- Wy dwaj, zabrać tego gnidę Malika, rozmrozić ciało. Zabrać wszystko co wartościowe, a samo ciało wrzucić morza...Albo nie. Lepiej przynieście odmrożone ciało wraz z ekwipunkiem do mojego domu. Będzie z Malika piękne zombi. I nie ważcie się niczego ukraść, bo staniecie się główną atrakcją kolejnej uroczystości!
Po czym zajął się wydawaniem kolejnych rozkazów.- Kobiety zabrać i sprzedać, poza tą czarnulką. Ją dostarczyć mi do domu. Nietkniętą. A reszta hołoty do domu. Wkrótce wydam polecenia. Na dzisiaj dość mam rozrywki.
Sięgnął do sakiewki przy pasie i spojrzał na mokre palce. -Na oko Beshaby, musiała się stłuc podczas upadku. Będę chyba musiał się uleczyć w domu.
Tymczasem przez otwór międzywymiarowy w kapturze Venefi'cusa Asel wyszeptał.- Panie, ten rakszasa Alsenuemor pojawił się w naszej posiadłości na terenie Piekła.

Dziewięć Piekieł Baatoru, Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Mnich jak zwykle w swej postaci półelfa, kontemplował gust a raczej bezguście Venefi'cusa.
Rakszasa siedział na podłodze w pozycji lotosu...Jego półprzymknięte oczy obserwowały otoczenie. Był zbyt starym oszustem by nie zauważyć nienaturalnych cieni, przesuwających się po pomieszczeniu. Potwierdzały one to co Alsenuemor zebrał na temat Venefi'cusa.
Nie wiedział, dokładnie gdzie był obecnie czarodziej, ale się domyślał. Wiedział o misji czarodzieja. Tak jak i wiedział o nieudanej misji Mephistana, i zaginięciu na polu bitwy Xar'nasha. Nie były to dobre wieści...Choć rakszasa niespecjalnie się nimi martwił. Nie był bowiem sentymentalny i nie żywił żadnych cieplejszych uczuć wobec żadnego z pracodawców. Nie za to mu bowiem płacili. W tej chwili cierpliwie czekał...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-03-2008 o 13:34.
abishai jest offline  
Stary 12-11-2007, 16:51   #48
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Gehenna
”Kres Nadziei”

- Na razie zostańmy przy zdobyciu zaklęcia A co do Serca Śmierci, zadecydujemy później...A co do twego życzenia. To o co prosisz jest niemożliwe. Na każde zaklęcie jest kontrazaklęcie, na każdy czar ukrywający, można stworzyć czar wykrywający. Mogę wszakże wyposażyć cię w przedmiot który pozwoli rzucić czar chroniący przed wieszczeniem tak silny, że jego przełamanie będzie bardzo trudne. Przybądź tutaj za trzy dni.

Sephiroth skłonił się przed władcą Kresu Nadziei. Trzy dni... Dla niektórych to było tak niewiele, a dla Sephirotha czas wcale nie miał znaczenia. Podobnie jak dla Melifa. Egzekutor wciąż nie był pewien jak wiele ze swoich planów mógł powierzyć liczowi. Z doświadczenia Sephiroth wiedział, że w nikim nie może pokładać pełnego zaufania. A właściwie... należy liczyć tylko na siebie. Trzy dni. Ciekawe, czy magia Melifa będzie wystarczająca, żeby uchronić Najwyższego Egzekutora przed wieszczeniem używanym przez wywiad Canii. Tak, czy inaczej Sephiroth był pewien jednego – agenci Quintilius będą mieli pełne ręce roboty w najbliższym czasie.

- Dziękuje za poświęcony mi czas, Melifie. Stawie się tu ponownie dokładnie za trzy dni, zgodnie z twoją wolą...
- Idź już Egzekutorze. Twoja wizyta i tak za bardzo się wydłużyła.
- Jak sobie życzysz.


Po ostatnich słowach Sephirotha w komnacie zapadła całkowita cisza. Czarna szata bezgłośnie odpłynęła od tronu Melifa i znikła w ciemności. Z wysokości swego obsydianowego tronu, władca Kresu Nadziei wpatrywał się w otaczającą go pustkę. Dopiero cichy syk przerwał ciszę. Purpurowe światło bijące od licza zgasło, a sala pogrążyła się w całkowitym mroku.

***

Olbrzymie wrota twierdzy zamknęły się za plecami Egzekutora. Dwa wielkie szkielety, ustawione po obu stronach wejścia, nawet nie spojrzały na wychodzącego. Zupełnie inaczej zachowała grupa diabłów skupiona u stóp schodów. Przerażone diabelskie oczy wpatrywały się w Sephirotha z niedowierzaniem, zupełnie jakby strażnicy nie spodziewali się ponownie ujrzeć Egzekutora.

Czarna szata spokojnie, sunąc tuż ponad ziemią, podleciała do podwładnych. Skulone i ściśnięte w zwartą grupę diabły wyglądały żałośnie. Zamiast wyprostowani, ustawieni w odpowiedniej formacji, zachowywali się jak małe, przestraszone dzieci. W normalnych okolicznościach Sephiroth udzieliłby im lekcji dyscypliny, ale teraz nie miał ani czasu, ani chęci.

Egzekutor bez słowa wyminął swoją eskortę i ruszył wąskimi uliczkami miasta umarłych. Grupa diabłów błyskawicznie rzuciła się, żeby otoczyć przełożonego ochronnym pierścieniem. Sephiroth nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, zbyt pogrążony we własnych myślach. Miał jeszcze tyle do zrobienia. Na szczęście do balu u Lady Tunridy pozostało jeszcze trochę czasu. Powinno go wystarczyć, żeby załatwić najpilniejsze sprawy.

***

Dziewięć Piekieł Baatoru
”Lodowa Rezydencja Sephirotha

Jakiś pomniejszy diabeł wił się na metalowym stole. Starał się uwolnić, choć doskonale wiedział, że nie ma szans na ucieczkę. Pomimo starań więźnia, zimne, stalowe okowy nie ustąpiły ani odrobinkę, a nawet wydawałoby się, że jeszcze mocniej zacisnęły się wokoło nadgarstków i kostek diabła.

Mniejszy diabeł, przypominający nabijanego kolcami gargulca, latał dookoła stołu, wydając przy tym złośliwy chichot. Ciemno czerwone oczy z widoczną uciechą przypatrywały się przestraszonej twarzy jeńca. I pomyśleć, że spinagon jeszcze nie zabrał się do roboty.

Mały kat usiadł tuż ponad głową skutego więźnia. Nabijana kolcami twarzyczka pochyliła się nad ofiarą, w potwornym uśmiechu odsłaniając cały rząd igiełkowatych zębów. Kat zacierał pazurzaste dłonie, zupełnie jakby nie mógł się doczekać nadchodzącej zabawy. Szpony spinagona powoli zbliżały się do oczu więźnia i...

”Zostaw.”

Siłą telepatycznego posłania sprawiła, że spinagon wzbił się w powietrze z dzikim piskiem. Tego się nie spodziewał. Odkąd został katem na usługach Najwyższego Egzekutora nikt nie ośmielił się przerwać mu zabawy. Małe, złośliwe oczka zwróciły się w kierunku wejścia do jednej z wielu sal tortur. Początkowo spinagon miał zamiar wydrzeć się na tego bezczelnego idiotę, spodziewając się, że to jeden ze strażników. Na całe szczęście zdołał powstrzymać język w połowie wyszukanego przekleństwa.

Xenak odziany w swoje ulubione, czarne szaty dostojnie wkroczył do komnaty. Mętne oczy Łupieżcy wpatrywały się w małego diabła, który aktualnie zginał się w ukłonach.

”Masz nowe zadanie. Znajdziesz Najwyższego Egzekutora i przekażesz mu moją myśl. Znalazłem odpowiedzi - tak brzmi cała wiadomość. A teraz ruszaj i nie wracaj dopóki nie wykonasz zadania.”

Spinagon ostatni raz skłonił się przez Xenakiem, poczym wystartował zupełnie jakby ktoś wystrzelił go z procy. Łupieżca podszedł do leżącego na stole więźnia. Diabeł szarpnął się mocniej, jednak kajdany nie ustąpiły. Rozszerzone z przerażenia oczy wpatrywały się w zbliżającego się Xenaka. Krzyk rozpaczy uwiązł w gardle więźnia.

Łupieżca był głodny, ale wcześniej potrzebował jeszcze odrobiny relaksu. Metalowe drzwi sali tortur zamknęły się z trzaskiem, a krzyk torturowanego diabła jeszcze długo rozbrzmiewał w pustych, zimnych korytarzach.

***

Gehenna
”Kopalnia Mefistofelesa

Powrót delegacji z Kresu Nadziei przez jednych został przyjęty ze zdziwieniem, a przez innych z obojętnością. Nikt jednak nie wyszedł by ponownie przywitać Najwyższego Egzekutora i powiadomić go o wydarzeniach jakie rozegrały się pod jego nieobecność. Biorąc pod uwagę liczebność strażników i niewolników, Sephiroth spodziewał się co najmniej defilady, a tu taki zawód.

Najwyższy Egzekutor nakazał rozejść się swojej obstawie, a samemu spokojnie ruszył w kierunku siedziby byłego zarządcy. Choć może „dawnego”, było lepszym słowem. Rękawy szaty splotły się za plecami Sephirotha, a kaptur delikatnie opadł, jakby Egzekutor głęboko się zamyślił. I w pewnym sensie była to prawda, ponieważ „sługa” Mefistofelesa myślał kogo i jak powinien ukarać. Pytanie „za co?” nawet nie mignęło w morzu myśli Egzekutora. W końcu powód zawsze się znajdzie.

W końcu czarna szata przekroczyła próg jednego z baraków, sprawującego funkcje siedzibę zarządcy. Korytarz i pokój, które jeszcze niedawno płonęły wesołym ogniem, zostały już oczyszczone i doprowadzone do idealnego porządku. Widać było, że oranci się postarali... i dobrze dla nich. Sephiroth miał teraz bardzo zły humor i z wielką chęcią wyładowałby się na jakimś niewolniku. Jednak na to miał przyjść jeszcze czas, teraz trzeba było zająć się kopalnia.

Czarna szata powoli podpłynęła do okna i fachowym okiem obserwowała główny plac kopalni. Wciąż na samym środku, nadziane na pal, znajdowało się ciało jednego ze strażników. Przez moment Sephiroth zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby zastąpić je ciałem dawnego zarządcy. Byłyby to widok znacznie okropniejszy, a zarazem wspanialszy. No i oczywiście efekt psychologiczny byłby znacznie silniejszy. Zdaniem Egzekutora nic tak nie motywowało do pracy, jak widok własnego przełożonego nadzianego na pal i świadomość, że podwładnego też to może spotkać.

Egzekutor pozwolił sobie na chwile zapomnienia. Wyczuwał strach bijący od niewolników.. strach połączony z rezygnacją i świadomością bezsilności. No i to uczucie niepokoju spowodowane ciągłymi zniknięciami w kopalni. Sephiroth nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Piękna mieszanka. Aż szkoda, że Egzekutor będzie musiał się zając sprawą kopalni i trochę zniszczyć ten cudowny ład.

Dopiero teraz spojrzenie Sephirotha padło na biurko ustawione na środku pokoju. Czarna szata powoli podleciała do mebla i uniosła jeden z rękawów. Biała kartka, na której ktoś w pośpiech napisał parę słów, powoli wzniosła się na wysokość oczu Egzekutora, by po chwili zostać rozerwaną na tysiące małych kawałków. Białe drobinki wirowały dookoła z pozoru obojętnego Sephirotha.

- Natychmiast wezwać mi Narsa! – białe drobinki opadły na ziemie – I posprzątać mi to!

W korytarzu natychmiast wzmógł się ruch. Parę impów rzuciło się do wyjścia, by odnaleźć dowódcę strażników. Dwa inne ruszyły zbierać strzępy notatki jaką rozerwał Sephiroth.

***

Nars, z niepokojem wymalowanym na twarzy, wkroczył do biura zarządcy kopalni. Nie czuł się zbyt pewnie, szczególnie, że został wezwany przez samego Najwyższego Egzekutora Canii. Z plotek i własnych doświadczeń, Nars doskonale wiedział, że ten Sephiroth, to sadysta i szaleniec gotowy zabić za nic. Nie, żeby inne potężne diabły tak nie postępowały, ale do tej pory dowódca straży nigdy się tym nie martwił... nie tak jak teraz.

Bystre oczy Narsa błyskawicznie zlustrowały pokuj. Na pierwszy rzut oka nic się tu nie zmieniło od ostatniej wizyty dowódcy straży. Parę prostych mebli przy ścianach, stół i jedno krzesło po środku pokoju. Zupełnie tak samo, jak parę dni wcześniej. Brakowało tylko starego zarządcy. No i może powietrze w pokoju dawniej nie było aż tak gęste.

Czarna szata, zgodnie ze swoim zwyczajem, unosiła się tuż przy oknie, obserwując główny plac kopalni. Nic nie wskazywało, żeby Najwyższy Egzekutor zauważył wejście dowódcy straży. Nars przyjrzał się nowemu przełożonemu i nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. Sephiroth był prawie dwukrotnie niższy od przerośniętego dowódcy straży. Czarna szata nie wyglądała też na szczególnego siłacza. Nars z ulgą wypuścił powietrze. Jeżeli to coś miało być Najwyższym Egzekutorem, to hamatula nie miał czego się bać.

- Wejdź Nars i usiądź.
- Dziękuje Panie, wole jednak stać.


W komnacie zapadła dziwna cisza, zupełnie jakby wszystko co żyje wstrzymało oddech w oczekiwaniu na następne wydarzenia. Milczenie przerwał Egzekutor, jednak jego głos nie był taki jak wcześniej. Lodowaty ton bez trudu mógł walczyć z najpotężniejszymi zamieciami Canii. Teraz już Nars miał pewność, że plotki o szaleństwie Egzekutora wcale nie były przesadzone.

- To nie była prośba, Nars. – hamatula bez słowa opadł na krzesło – Wezwałem cię nie dlatego, że rozmowa z tobą jest dla mnie przyjemnością. Nie dla tego, że cię lubię... bo mówiąc szczerze nienawidzę cię, jak każdego żołdaka o przeroście ambicji. W moich oczach masz tylko jedną zaletę Nars...

Czarna szata obróciła się w miejscu, odwracając się w kierunku dowódcy straży. Spojrzenie ruchliwych oczu Narsa skupiło się na tej dziwnej pustce, która wypełniała kaptur szaty. Hamatula był pewien, że przez chwile widział tam dziwny błysk, zupełnie jakby coś zapłonęło upiornym światłem w głębi kaptura i niemal natychmiast zgasło.

... Bardzo dobrze wywiązujesz się ze swoich obowiązków i dlatego nadasz się do roli, którą ci przeznaczyłem. Jak wiesz zostałem tu przysłany, by przywrócić porządek w tej kopalni. Pozbyć się leniwych, nieodpowiedzialnych diabłów i zastąpić ich lepszymi. Jestem tu, ponieważ naszemu panu, Wielkiemu Władcy Ósmej, zależy, żeby ta kopalnia działała jak najlepiej. Sam rozumiesz Nars, że wszystko co robię to dla dobra was wszystkich, prawda? – hamatula pośpiesznie skinął głową – Kopalnia działa już prawie doskonale. Wystarczyła jedna ofiara, a niewolnicy i strażnicy pracują najlepiej jak potrafią. Wiesz dlaczego? Ponieważ każdy z nich wie, że zapłaci życiem za najdrobniejszą nawet pomyłkę. Nienawidzą mnie, ale boją się i czują respekt. Żaden nie pomyśli o ucieczce, czy buncie, ponieważ wiedzą, że odnalazłbym ich nawet w Siódmym Niebie, a za zdradę czeka ich los gorszy od śmierci. Ty też o tym wiesz, czyż nie Nars?

Hamatula po raz kolejny skinął głową, ze strachem patrząc jak czarna szata ponownie odwraca się w kierunku okna. Teraz Nars nie miał już żadnych wątpliwości, że Najwyższy Egzekutor już dawno przekroczył granicę szaleństwa. Z drugiej jednak strony, w jego słowach wciąż było trochę prawdy.

- Pozostaje jeszcze tylko kwestia tych tajemniczych zniknięć. Doprawdy jestem bardzo zawiedziony, że ani ty, ani twoi strażnicy nie zdołali jej rozwiązać pomimo, że mieli tak wiele czasu. Jestem bardzo zawiedziony, a nie lubię kiedy ktoś nie spełnia moich oczekiwań. Chyba mnie rozumiesz Nars? Będę wiec musiał samemu zając się tym na poważne, ale ktoś musi dbać, żeby kopalnia w tym czasie się nie rozpadła. Tym kimś będziesz ty. Wydałem już stosowne polecenia, wiec od tej chwili możesz czuć się nowym zarządcom kopalni. Bynajmniej do czasu, dopóki z Mefistar nie przyślą tu nikogo innego, na twoje miejsce. Możesz już odejść... A i wezwij tu tych magów. Mam z nimi coś do omówienia.

Nars powoli podniósł się z krzesła, z osłupieniem obserwując czarną szatę, która z ostentacyjną obojętnością nie zwracała najmniejszej uwagi na nowego zarządcę. Dawny dowódca straży skłonił się, mamrocząc jakieś podziękowanie za ten zaszczyt, poczym pośpiesznie opuścił swoją nową siedzibę. Sephiroth z okna spokojnie obserwował nowego zarządcę. Był ciekaw czy Nars się sprawdzi i w dużym stopniu miał taką nadzieje. Nie chciał zabijać kolejnego diabła.

***

Magowie ustawili się w równych odstępach, na brzegach wymalowanego kredą kręgu. Wyglądali na trochę zdenerwowanych, co mogło być efektem obecności Najwyższego Egzekutora obserwującego całe wydarzenie. Diabelscy magowie jeszcze raz sprawdzili czy wszystkie symbole są wymalowane we właściwy sposób i czy świece rozstawiono we właściwych miejscach.

Dla przyglądającego się Sephirotha wyglądało to jak przygotowania do wezwania jakiejś istoty, ale Egzekutor nie wiele wiedział o magii, nie mógł mieć wiec pewności.

- Pośpieszcie się.
- Już kończymy przygotowania Panie.


Magowie rzeczywiście zajęli już właściwe miejsca, otarli spocone czoła, popatrzyli po sobie i rozpoczęli inkantacje. Dziwaczne słowa i gesty nie wywarły na Najwyższym Egzekutorze pozytywnego wrażenie. Dla Sephirotha magowie zachowywali się jak opętani śmiertelnicy, jęczący i wijący się w konwulsjach. O dziwo ich śmieszne zachowanie zaczęło przynosić jakieś efekty.

Pięć czarnych świec równocześnie zapłonęło błękitnymi płomieniami. Pięć strumieni czarnego, gęstego dymu wzniosło się w górę, wijąc się jak rozjuszone węże. Magowie dalej wydawali te swoje nieartykułowane dźwięki, w śmieszny sposób machając rękoma. Jakby w odpowiedzi na te dziwaczne zachowanie, dym zaczął ześlizgiwać po świecach w dół. Czarne, śmierdzące siarką opary ślizgały się po podłodze, łącząc się i kłębiąc w centrum kręgu. Głosy magów przybrały na sile, a dym wzniósł się wyżej, wijąc się i przybierając jakiś niewyraźny kształt. Sephiroth podleciał bliżej, żeby mieć lepszy widok. Jego bystre oczy już starały się wyróżnić jakieś określone kształty w tym dymie, gdy opary ponownie zakotłowały się i utraciły jakikolwiek kształt.

- Ustabilizujcie to! Przeklęte durnie! Każe was poćwiartować, jeżeli ten wasz czar nie zadziała!

Krzyk Sephirotha całkowicie zdekoncentrował magów. Ich harmonijne głosy pogubiły się, osłabły, aż w końcu czarodzieje całkiem zamilkli. Czarny dym rozwiał się, ostatecznie nie ukazawszy żadnej wizji, a świece zgasły. Cała grupa magów błyskawicznie odskoczyła od Sephirotha, zupełnie jakby bali się, że czarna szata zaraz eksploduje. Najwyższy Egzekutor ruszył w kierunku magów, a gdzieś w głębi szaty zapłonął krwisty blask rozjaśniając całą komnatę. Jeden z magów rzucił się na kolana, a za jego przykładem uczynili to pozostali.

- Panie wybacz! To nie nasza wina! To przez ten ołów, on blokuje wizje.- Sephiroth nagle się zatrzymał, a bijący od niego blask przygasł
- Ołów?
- Tak mój Panie. W kopalni jest mnóstwo ołowiu, który blokuje naszą magie.


Czerwony blask zgasł całkowicie. Sephiroth nie miał pojęcia, czy magowie mówią prawdę, ale teraz nie mógł tego sprawdzić. Zanotował tylko w pamięci, by później zapytać o to Xenaka, poczym cofnął się ponownie pod okno.

- Wstańcie. Mam dla was jeszcze jedno zadanie. W rogu leżą raporty, chce żebyście je przejrzeli i spróbowali wywnioskować z nich gdzie nastąpi następny atak. Mam nadzieje, że na tyle was stać.

Magowie natychmiast rzucili się do kupki raportów, wręcz wyrywając je sobie z rąk. Sephiroth spojrzał na nich z pogardą, poczym przeniósł spojrzenie na główny plac kopalni. Zapowiadał się bardzo ciężki dzień.

***

Po paru godzinach pracy, w końcu magowie doszli do jakiś wspólnych wniosków. Sephiroth wydał odpowiednie rozkazy, kazał sobie przynieść mapę, na wszelki wypadek upewnił się, że jest ona wystarczająco dokładna i ruszył do podziemnych części kopalni.

Cztery skorupy dusz szły przed wąskimi korytarzami zupełnie nieświadome, że za nimi podąża ktoś jeszcze. Skradał się więc Sephiroth ukryty tak jak tylko możliwe, licząc na to że jego zdolności w tej materii będą wystarczającym zabezpieczeniem jego osoby podczas tej wyprawy.

Niczym cień towarzyszył czterem nieświadomy niczego skorupom dusz. Doszli do jednego z głębiej położonych chodników kopalni, który według czarodziei miała być miejscem kolejnego ataku.

„I lepiej dla nich żeby się nie mylili.”

Taka myśl mignęła przez umysł egzekutora. przez pewien czas i nic się nie działo, i Sephiroth zaczynał się niecierpliwić. Aż, nagle, ściany się zawaliły i zza ścian, które oddzielały chodniki kopalni od tuneli wyrytych w we wnętrzu góry wypadły hordy istot wyglądających jak krzyżówka centaura z mrówką


Widok zaskoczył Egzekutora. Mógł spodziewać się wielu rzeczy, ale nie Formitów. W czasie, gdy Sephiroth przyglądał się wydarzeniom, strażnicy zdołali pochwycić zaskoczone skorupy dusz, a robotnicy rzucili się do naprawiania korytarza. Formickie zamiłowanie do porządku wyjaśniało, dlaczego we wszystkich miejscach ataku było idealnie czysto. Teraz też robotnicy usuwali właściwie każdy najdrobniejszy śmieć i wszystko co tylko niszczyło idealny porządek.

Cienie za plecami jednego z Formitów strażników wydłużyły się. Sephiroth już tylko czekał na najlepszy moment do przeprowadzenia ataku.
 

Ostatnio edytowane przez Markus : 19-11-2007 o 15:28.
Markus jest offline  
Stary 17-11-2007, 21:35   #49
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Prywatne kwatery arcykapłana Yfadium, stolicy królestwa Englesis


- To koniec nas wszystkich, walka przeciw żyjącym wampirom...To będzie koniec rodzaju ludzkiego. Muszę powstrzymać to szaleństwo!- szeptał do siebie jego eminencja Alric, 20-ty arcykapłan Yfadium. Odprawił już sługi i kleryków. Bowiem rytuały najwyższego wtajemniczenia nie mogą być widziane przez postronnych. Otworzył księgę czarów, zapalił trzynaście świec, i rytuałów na odpowiedniej stronie i zaczął kreślić kredą krąg. A gdy magiczny krąg był gotów, odsłonił lustro o ciemnozielonej powierzchni osadzonej w srebrnej ramie pokrytej ezoterycznymi znakami. Rytuał kontaktu z żywymi wampirami był prawie gotowy. Alric wiedział, że owo skrzydlate stworzenie nie było posłańcem od Jedynego Boga. Bóstwo bowiem nie nakazałoby zniszczyć swoich dzieci.
Teraz tylko trzeba było wypowiedzieć słowa inkantacji. Nagle znieruchomiał, ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Arcykapłan chciał krzyknąć: co tu się dzieje! Ale usta również odmówiły mu posłuszeństwa.

- Muszę pogratulować twoim panom inwencji. Naprawdę.- rzekła osoba wyłaniająca się z cienia. "Nie powinno tu być nikogo. Jakim cudem dostał się tu niezauważony. Co robią straże?!"- pomyślał gorączkowo Alric.
Mężczyzna ten siedział na tronie arcykapłana. Miał czarny strój upodabniający go do arystokraty i zawieszony czerwony medalion. Jego twarz okalała ruda broda i równie rude włosy. Niby był człowiekiem, ale było w nim coś...niesamowitego, nieludzkiego.

-Wybili co potężniejszych kapłanów, podsuwając w ich zastępstwo podporządkowane sobie klony, zdominowali resztę, doprowadzając ludy tego świata do zapomnienia o dawnych bogach. W zamian dając im bajeczkę o rzekomym jedynym bogu. Zniszczyli lub uprowadzili w niewolę każdego kto mógłby im zagrozić. Stali się niepodważalnymi panami tego świata. Jedyne co osłabia ich potęgę, to wewnętrzne spory.- kontynuował człowiek nie przejmując się tym, że ma przed sobą sparaliżowanego arcykapłana.- Ale popełnili jeden błąd. Zrobili się zbyt ciekawscy. Próbowali przeniknąć do domeny Mefistofelesa, sądząc że ujdzie im to płazem...Ale po co ja ci to opowiadam? Przecież jesteś tylko pionkiem łupieżców umysłu nie mającym pojęcia o jakie stawki toczy się gra.
Osobnik siedzący na krześle pstryknął palcami i tuż za jego plecami pojawił się nagi humanoid o prawie gładkiej twarzy. Przecinała ją jedynie wąska pozioma kreska linii ust.Stwór miał ciało dobrze zbudowane pokryte różową gładką skóra. Choć wyglądało na męskie, pewności mieć nie można było, gdyż nie miał narządów rozrodczych (w każdym razie widocznych narządów rozrodczych).Jego ludzkie dłonie miały na końcach zakrzywione pazury.
-Jego zastąpisz.- rzekł mężczyzna na krześle.
"Zastąpisz? Jak może mnie zastąpić? W ogóle nie jest do mnie podobny!" -pomyślał z obrzydzeniem Alric. Linia na twarzy otworzyła się odsłaniając paszczę, stwór pognał na arcykapłana.

Potwór rzucił się na sparaliżowanego magią człowieka. Gdyby Alric mógł mówić, krzyczałby teraz z bólu, pożerany żywcem przez wygłodniałego stwora.
- Te piekielne doppelgangery są strasznie niechlujne podczas jedzenia.- mężczyzna patrzył z pewnym niesmakiem na rozgrywający się przed nim widok.- Nieprawdaż moja droga.?
Z erynii opadła zasłona niewidzialności. Odpowiedziała.- Zgadza się lordzie Quintiliusie.
-Muszę ci pogratulować, twoja aktorska gra była bez zarzutu, nawet ja mógłbym uwierzyć że jesteś aniołem zesłanym przez jakieś siły wyższe.- odparł Quintilus.
- To zaszczyt usłyszeć od ciebie te słowa panie.- odparła erynia.
Tymczasem piekielny doppelganger pożarł już arcykapłana. Jego ciałem wstrząsnęły drgawki towarzyszące procesowi metamorfozy. Pazury zanikały, na pustym dotąd obliczu pojawiły się oczy i nos, głowa porosła włosem, Pojawiły się rysy twarzy. Po chwili doppelganger był dokładną kopią arcykapłana.
- Swoje zadanie znasz...- rzekł Quintilus spoglądając na ubabraną krwią, resztkami ubrania i rozmazaną kredą podłogę.- Jeśli chcesz zachować tą tożsamość, wykonasz je szybko i sprawnie. No i sprzątnij tu. To miejsce, wygląda jak chlew.

Sigil, Gospoda " Poza wzrokiem Pani ".


- A więc wy szukacie Bramy do Świetlików...Chcecie dołączyć do Milczących?- rzekł czarodziej z rasy diabląt w obszarpanej szacie. Rozglądał się z zaciekaniem po komnacie do której trafił. Taki uliczny mag jak on, nie miał zbyt wielu okazji przebywać w tak luksusowym przybytku...Właściwie dotąd żadnej. Podrapał się po zawszonej głowie, strącając przy okazji parę mnemopcheł na blat stolika, przy którym siedział. Oburzone owady zaprotestował głośnymi piskami. Wyciągnął dłoń, by mnemopchły mogły na nią wskoczyć, po czy przybliżywszy dłoń do głowy pozwolił owadom wylądować wśród pukli jego włosów. Spojrzał na swych kontrahentów: orczego szamana z amuletem Gruumsha, barbarzyńcę tanarukka i łotrzyka półorka.
- Co on rzekł?- spytał szaman półorka.
- Uważa, że wyprawa na plan pozytywnej energii to szaleństwo- przetłumaczył półork.
- Nie obchodzi mnie twoja opinia czarowniku!- burknął stary ork.
- Spoko siwobrody, nie bądź taki naszpicowany. - czarodziej podniósł otwarte dłonie w górę, w geście mającym uspokoić rozwścieczonego szamana.- Po prostu nie jestem macherem. Inny wskazał by wam drogę i pozwolił by wam się na miejscu przekręcić.
- Słuchaj kaducki czaromiocie.- rzekł półork.- Sprawa jest prosta jak logika modrona, potrzebujemy dostać się do Świetlików. Śpiewka głosi, że tam byłeś. Jak nas tam doprowadzisz i będziesz robił za przepatrywacza ścieżek, dostaniesz tyle brzdęku, że przez rok nie będziesz musiał zamtuza opuszczać.
- Wchodzę w to ..-odparło diablę. - Potrzebuję jednak pewnej ilości brzdęku na niezbędne zakupy, no i żeby posmarować parę rąk.
- Zgoda.- odparła półork.- Ale my nie skórogłowe pierwszaki. Spróbujesz nas wkopać, to skończysz jako klient Grabarzy.

Gehenna, czeluście kopalni Mefistofelesa


Krótki błysk światła i formit padł. Pozostałe nie zauważyły skąd padł atak, ale ich umysł roju pozwolił im od razu zauważyć śmierć. Najwyżej postawiony w hierarchii formit wydał serię zgrzytów i pisków. Na te dźwięki formici szybko i sprawnie ustawiły się w koło tworząc standartową formację obronną karawan (choć tym razem w wersji formickiej) lepiej niż wyszkoleni żołnierze. Sephiroth ocenił sytuację...Choć przerażeni, formici działali według dokładnie ustalonych schematów. Ustawili się tak by każdy z nich miał oko na poszczególne jednostki. Sephiroth czul ich strach, ale nawet przestraszony formit nigdy nie postąpi wbrew rozkazom wyżej postawionych od siebie. Sephiroth atakował jeszcze dwa razy..Za każdym razem skutecznie eliminując formitę-żołnierza. I za każdym razem krąg obrońców zacieśniał wokół skupionych w środku robotników i zdobytych skorup dusz.
Wkrótce przybyły posiłki wraz z dwoma ludzkimi magami, ich nadzorcami, myrmarchami oraz dziwnie wyglądającymi formitami o nadnaturalnie przerośniętych głowach

...Rozległa się seria pisków i zgrzytów od myrmarchów. A potem w kierunku Sephirotha poleciał grad włóczni, a magowie użyli czaru magiczny pocisk.
Najwyższy egzekutor Canii był zaskoczony i przerażony...A także boleśnie ugodzony magią zauroczonych niewolników mrowiska. On, mistrz ukrywania się, został odkryty i zaatakowany. Jak oni go wyśledzili? Ten, który chlubił się zdolnościami do znikania, został wykryty i na dodatek raniony.
Sephiroth rzucił się od ucieczki...Nie chciał bowiem ryzykować ponad miarę, tym bardziej że mrowisko okazało się nieco potężniejsze niż mu się z początku zdawało. Za Sephitorhem pognały dwa formity, ale obaj zginęli...Sephiroth był znowu dla nich niewidoczny i niczym niewidzialna śmierć szybko ich wyeliminował...Zdobył głowę jednego z mrówkocentaurów ( tak jak planował), ale wiedział też że formicka społeczność została wykryta i podejmie zapewne kroki związane z tą sytuacją...Niewiadomą jednak było, jakie to będą kroki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 06-03-2008 o 13:44.
abishai jest offline  
Stary 22-11-2007, 14:24   #50
 
Mettalium's Avatar
 
Reputacja: 1 Mettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znanyMettalium wkrótce będzie znany
Plan Materialny
Faerun, Calimport

Venefi’cus był zawiedziony. Spodziewał się, iż Ilithan, podobnie jak Malik, zrobi skrytobójczy atak, ale nie, on musiał wyjść na środek, przedstawić się i wystawić tyłek, aby ten pokraczny diabeł mógł mu go przysmalić… Czarodziej już tylko rzucił sugestię na pachołków noszących zwłoki byłego przywódcy sekty, by nie okradali trupa. Ostatnią rzeczą jaką mag chciał teraz robić to biegać po Calimportcie i szukać zagubionej biżuterii.

Kolejną sugestia, tyle że tym razem grupową, został potraktowany tłum, by posłuchał się nowego „Wielkiego Objawionego”. Kolejny durny ruch ze strony Ilithana, zamiast przypieczętować swoje zwycięstwo świętowaniem, to ten zraził do siebie wszystkich członków kultu. Czyżby jakaś klątwa była nałożona na tą żałosną organizację, że jej przywódcy odbiera się rozum wraz z objęciem funkcji? Cóż, plan Venefi’cusa był napięty i czarodziej nie miał czasu, aby w tej chwili rozstrzygać tą kwestię. Mag rzucił ostatnie zaklęcie i wyteleportował się po cichu z kończącego się przyjęcia.

Plan Materialny
Faerun, Darromar*

Euxin pojawił się w jakimś zaułku Darromaru i po dokładnym sprawdzeniu czy nie ma nikogo w pobliżu wyjął za pazuchy małe, kilku calowe srebrne lusterko misternej roboty. Czarodziej ściągnął rękawiczkę i zaczął rysować palcem na powierzchni przedmiotu mistycznego zawijasa. Zwierciadło wyskoczyło czarodziejowi z ręki zawisło przed nim w powietrzu i rozrosło się tworząc owal o wysokości czterech stóp i szerokości dwóch. Venefi’cus zbliżył dłonie do siebie, a między nim przeskoczyło parę błyskawic. Następnie dotknął swoich ust palcem wskazującym prawej ręki, wypowiedział dwa słowa, a lewą dłoń przyłożył do lustra. Gdy człowiek zabrał palce z ust, obraz w zwierciadle zawirował, po zabraniu z niego ręki burza kolorów ustabilizowała się i uformowała w rakszasę siedzącego w pozycji lotosu na środku Venefi’cusowego salonu.

- Witaj Alusemorze… nie, jeszcze mnie tam nie ma. Muszę załatwić jedna sprawę. Będę za około pół godziny.

„Czy te wszystkie zaklęcia do komunikacji między planarnej muszą mieć tak duże ograniczenia co do wielkości wiadomości? A to już w ogóle… jakby chciał się przedstawić z pełnymi honorami i tytułami to by mi urwało gdzieś w połowie…”
„To czemu użyłeś lustrzanego, a nie normalnego posłania?”
– zapytał swym skrzekliwym głosem Gerd.
„Bo powiadomienie tygryska za pomocą lusterka zajęło mu kilkanaście sekund, gdyby posłuchał ciebie sterczał by w tym rynsztoku mamrocząc jak opętany przez dziesięć minut.” – Odpowiedział niezbyt grzecznie Gurd, w czasie gdy Venefi’cus pakował zwierciadło z powrotem do płaszcza.
„Fakt, ale wtedy mógłby mu powiedzieć coś więcej niż ‘cześć’, poza tym noszenie za sobą komponentu do czaru w postaci metrowego srebrnego zwierciadła jest dość mało… poręczne.”
„Dobra, zamknijcie się oboje i pomóżcie mi znaleźć Leile. Gerd, ona chyba dawała jakieś wskazówki gdzie mamy się spotkać, przypomnisz mi jak to szło?”

* * *

„… a teraz w prawo i powinniśmy być na mniejsu.”
– Czarodziej skręcił do kolejnego ścieku nazywanego przez tubylców ulicą. Jego oczy od razu wychwyciły nową aurę magiczną, której źródło pojawiło się tuż za nim. Euxin obrócił się i zobaczył drobną kobietę stojącą pod ścianą, skrywał ją płaszcz, lecz czarodziej znał tą aurę. Leila, jednak z jego najlepszych agentek i jedna z najbardziej tragicznych postaci w piekle jaką czarodziej spotkał (nie żeby jej jakoś specjalnie współczuł). Przekleństwem diablicy był jej język. W Baatorze ciężko jest dostać awans, więc ci, którym się to udał, życzą sobie, by w ich obecności piać peony jacy to oni nie są wspaniali. Leila miała jednak w zwyczaju mówić to, co akurat sądziła o danej osobie lub sytuacji, o czym zresztą Venefi’cus miał się zaraz przekonać.

- Spóźniłeś się…
- Czarodziej zacisnął lekko pięści, był już przyzwyczajony do tego typu odzywek swojej podwładnej, choć ciągle go to trochę drażniło.
- Wiem, wyskoczyło mi coś nieprzewidzianego, wszystko gotowe?
- Tak, cel jest już w prawie na miejscu.
- Dobrze, zachował się zgodnie z przewidywaniami?
- Tak, zajęliśmy się już wszystkimi jego sługusami.
- Świetnie, jak rozumiem nie widzieli was.
– Erynia kiwnęła głową. Mag zatarł ręce, wreszcie z powrotem mógł pracować z kompetentnymi sługami, a nie z tą bandą ludzkich przygłupów. Venefi’cus wziął od Erynii jakieś jedwabne czarne prześcieradło, którym się owinął. – Dobra, chodźmy.

* * *


Otelo Ressmon
vel „Grubas” przemierzał pewnym krokiem na swoich krótkich tłustych nóżkach ulice Darromaru. W końcu jako Mistrz Gildii Złodziei Cienia odpowiedzialnego za tereny na południe od Amn władał w tym mieście wszelakiego rodzaju złodziejami (bandyci, kupcy, strażnicy).

Dziś jednak ten krok był mniej pewny niż zwykle… ktoś zostawił wczorajszej nocy Grubasowi wiadomość. Na kartce. Owiniętej wokół sztyletu. Wbitego w jego łóżko… a fakt ten był jeszcze bardziej niepokojący, gdyż on na tym łóżku w tym czasie spał. W notatce poproszono go o spotkanie sam na sam. Będąc pod wpływem możliwości nadawcy co do dostarczenia poczty, Ressmon zabrał ze sobą dwukrotnie większą gwardię przyboczną niż zwykle ("która swoją drogą poruszał się dzisiaj o wiele ciszej niż zazwyczaj").

Otelo wlazł w zaułek i w świetle księżyca zobaczył jakąś postać siedzącą na skrzyni. Ostrożnym krokiem podszedł do człowieka (choć wdzianko było tak obszerne, że mógł być w nim równie dobrze troll). Cienisty Złodziej czuł się bezpiecznie. Gdyby przybysz chciał go zabić, zostawiłby wiadomość wbitą w jego serce, a poza tym jak rozmowy pójdą nie tak jak trzeba to jego ludzie już pewnie stojący na swoich stanowiskach w pobliżu ustrzelą ze swoich kusz Pana Prześcieradło.

- Witam, jak rozumiem to ty wysłałeś mi tą wiadomość.
- Bystry jesteś, choć nie aż tak jak by sobie tego życzył. Napisałem ci przecież, że chce spotkać się sam na sam. -
„Jak on zobaczył moich ludzi?!” – Przeszło przez myśl Ressmonowi, w tym czasie przybysz wstał ze skrzynki, na której siedział i kopnął ją dając znak Otelowi, by zajrzał co jest w środku. Cienisty Złodziej podszedł ostrożnie do pakunku i otworzył go. Było w nim kilkanaście miniaturowych uśpionych w jakimś amoku ludzików związanych metalową nitką. Dobrze znanych Ressmonowi ludzików, w końcu sam ich wybierał jako swoich strażników. – Następny razem znajdziesz tam ich pełno wymiarowe głowy, a jeszcze następnym swoją własna. Nie mam zbyt wiele wymagań („Buhaha” – gdzieś w oddali swojej świadomość mag usłyszał szyderczy śmiech Asela), dlatego bądź tak miły i staranie stosuj się co do tych, które istnieją. – Cała pewność siebie jaką miał w sobie Otelo uszła z niego jak woda z przebitego bukłaku. Cienisty Złodziej chciał powiedzieć, że rozumie, ale słowa stanęły mu w gardle więc tylko kiwnął głową. – Wybornie, widzę że do czegoś jednak dojedziemy. W Calimporcie jest pewna chatką, dokładne informacje co do adresu masz napisane na kartce w skrzyni. Muszę wiedzieć do kogo ona naprawdę należy i co ważniejsze, kto w niej mieszka i kto odwiedza właściciela. A najtrudniejsze w całej tej zabawie jest to, iż te osoby nie mogą o niej wiedzieć. Czemu w takim razie zwracam się do ciebie zamiast użyć własnych środków lub wykupić usługi u kogoś na miejscu? Ponieważ moi agenci są tam zbyt dobrze znani, a ostatnia rzecz, której sobie życzę to rozpoznanie, że to ja stoję za całą akcją. Tak więc łaskawie użyj do tego zadania swoich najlepszych ludzi, a w każdy razie lepszych od tych tutaj – tu prześcieradło kopnęło drewnianą skrzynkę – i nie dowodź nimi osobiście. Na wypadek wpadki, dojście do ciebie (i co gorsza Mnie) zajmie naszym przeciwnikom trochę czasu podczas którego będę mógł zamazać ślady. Skontaktuję się z tobą za parę dni, aby dowiedzieć się o postępach. Postępuj wedle moich wskazówek, a nasza współpraca przyniesie nam obu wymierne korzyści. W ramach zaliczki masz to – przybysz wyciągnął gdzieś z środka siebie woreczek pełen rubinów i postawił go na skrzynce – oraz wiadomość, że słaby punkt twojej rezydencji to piwnica.
- Ale ja nie mam piw…
- Wypowiedział jeszcze Otelo, ale tajemniczy zleceniodawca już tego nie słyszał, gdyż rozpłynął się w mroku.

Dziewięć Piekieł Baatoru
Maladomini, Rezydencja Venefi’cusa Euxina

Czarodziej przemierzał szybki krokiem korytarze swojej rezydencji. W jego umyśle przewijał się zrzędliwy monolog.
„ Nie no, ratowanie tyłka temu bezużytecznemu pasożytowi robi się coraz droższe, niech on za to płaci. Asel co z tą rewizją u Melcha’zideka? Jest jakaś możliwość zakonfiskowania mu skarbca?”

Venefi’cus dotarł do przejścia łączącego jego prawdziwą domenę z ‘kotwicą’ w Baatorze, jak zwykł nazywać swój mały przyczółek w Maladomini. Mag podszedł do czarnego lustro i przerzedł przez nie do salonu.

- Witaj, tak to już prawdziwy ja. Może przejdziemy na dół? Osobiście nie cierpię tego pokoju.

_____________________
*Stolica Tethyru – państewko będące na północ od Calimanshu i pomiędzy nim a Amn.
 
__________________
To była długa (i kosztowna) awaria...
Mettalium jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172