Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-11-2007, 21:46   #157
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Veinsteel stał na schodach ze strzałą naciągniętą na cięciwie łuku, gdy bomba wybuchła, rozrzucając poturbowanych strażników po pomieszczeniu, z czego wstało tylko sześciu, lecz gotowych do kontrataku. Jeździec Gryfów chciał oddać strzał, ale nie miał czystej pozycji strzeleckiej, ponieważ zasłaniały mu ją głowy towarzyszy, stojących przed nim.
Błyskawicznym ruchem ściągnął strzałę z cięciwy, chwycił dwie strzały, które trzymał w zębach, po czym jedną ręką schował je do kołczanu, a drugą, założył łuk na plecy i równie szybkim ruchem wyjął miecz oraz sztylet.
Vein rozejrzał się i zobaczył Adrilę stojącą na czystej pozycji strzeleckiej oraz to jak wypuszcza strzałę, która trafiła człowieka, który upadł dogorywając.
Tantalion toczył już swój pojedynek, w którym zdawał się mieć sytuację pod kontrolą, lecz Jeździec miał większy problem niż żołnierz zakonnika.
Półelf widział biegnącego na niego, masywniejszego przeciwnika, z którym nie mógł wdać się w walkę, ponieważ nie było miejsca na pojedynek, a strażnik mógł go pokonać przez najprostsze w świecie staranowanie.
Żołnierz, który przypadł Veinowi był niezwykle barczysty ze świetnie zbudowaną muskulaturą. Ubrany był w mundur, a na nim zbroję, zaś do pasa przypiętą miał pustą pochwę, ponieważ oręż, który powinien tam spoczywać, był w rękach żołnierza.
Solidnie wykonany miecz półtoraręczny był bez problemu trzymany w jednej ręce z jednoczesnym zachowaniem pełnej swobody manewrów, zaś w drugiej spoczywała duża, stalowa tarcza.
Mimo wszystko zdawało się, że ekwipunek ten jest noszony bez większego wysiłku, a jednocześnie szczelnie zakrywał ciało człowieka, co zmniejszało do minimum szanse trafienia go.
Po wyrazie twarzy wroga widać było to, iż wie o tym, co odkrył Vein i był pewny swojej siły oraz opancerzenia.
Wszystko to było zauważone w ułamku sekundy, a zanim tamten dobiegł do Półelfa, ten zdążył już opracować plan działania, który rozpoczął się natychmiastowo.
Mniej masywny Vein biegł na strażnika, który również szarżował, tak że byli w bezpośredniej pozycji zderzeniowej, a bezgraniczne zdziwienie, malujące się na twarzy przeciwnika, sprawiło, iż Veinsteel uznał pierwszą fazę za zakończoną sukcesem.
Bieg obu stron nie trwał długo, zaś gdy zdawało się, że zderzenie jest nieuniknione, a Półelf stracił rozum, wybił się i jedną nogą wskoczył na płaz miecza, drugą na górną krawędź tarczy, a ręka prawa ręka, trzymająca miecz, blokowała ewentualne uderzenie, które nie nadeszło.
Jeździec lewą ręką, trzymającą sztylet, chwycił prawe, opancerzone ramię strażnika, na którym stanął przez chwilę na jednej ręce i błyskawicznie opuścił nogi, co sprawiło, że znalazł się tyłem do żołnierza, którego ciął z obrotu, mieczem w szyję, lecz tylko delikatnie go zranił i rozwścieczył. Manewr ten trwał mniej niż sekundę.
Teraz miał przed sobą dużo miejsca do walki ze znacznie silniejszym przeciwnikiem, więc zeskoczył ze schodów, a za nim pognał żołnierz, ale nie było to zachwycające tępo, czego się spodziewał, ponieważ im istota grubsza, większa tym wolniej się porusza. Za przykład mogą posłużyć Elf i Krasnolud, wąż i hipopotam lub lekki, lekko opancerzony Półelf i wielki, ciężko opancerzony żołnierz, zaś gdy tamten zszedł ze schodów, Vein obdarzył go pogardliwym uśmiechem, który miał sprowokować wojownika, lecz nie odzwierciedlał tego, co czuł do strażnika.
Nagle człowiek znowu rozpoczął szarżę, lecz tym razem Veinsteel stał spokojnie z opuszczonymi broniami, zaś gdy tamten miał zadać cios z biegu, Jeździec jednym krokiem uniknął jednocześnie ciosu i staranowania, po czym ciął na szyję, lecz tamten zrobił kilka kroków do przodu i miecz jedynie drasnął kark tamtego.
Strażnik odwrócił się i zaczął wyprowadzać cięcia na głowę z góry, które Półelf przyjął na swój oręż tak, że gdy ostrza zderzyły się, odgarnął je na bok, a człowiek zaatakował ponownie z obrotu na szyję, ale Veinsteel nie musiał sie blokować, gdyż tylko cofnął się, po czym wróg wyprowadził pchnięcie w pierś, na co Jeździec odpowiedział blokiem. Ustawił ostrze miecza w dół i zderzając się klingami, sprowadzając ostrze nieprzyjaciela tak, że miało przejść tuż przy boku, ale na wszelki wypadek przesunął się jeden krok w bok.
Cięcie po nogach i próba wbicia ostrza w stopę również zakończyła się niepowodzeniem, a ostatni atak był szczególnie pechowy dla rycerza, ponieważ trafił w podłogę, poprzez cofnięcie prawej stopy i kopnięcie miecza tuż przy głowicy, wytrącając go przeciwnikowi z ręki, zaś korzystając z chwili zaskoczenia, zbił tarczę i już miał przeciąć podgardle strażnika, gdy usłyszał piski, a drzwi się otworzyły, ukazując dziesięć małych pseudo-smoków.
Nagle poczuł tępy ból w miejscu, gdzie wątroby, pod którym zgiął się, a uderzenie w kark powaliło go na ziemię i jedyne co mógł zrobić to przekręcić się na plecy. Pociemniało mu w oczach z bólu, lecz nie pokazał tego, iż boli. Na dodatek czuł szarpanie w okolicach kostek.
Ten strażnik ma więcej sił niż Krasnolud, który złamał mi żebro-pomyślał, czując, że odzyskuje zdolność widzenia.
Dziwny metaliczny dźwięk rozległ się w głowie Półelfa, który nic z tego nie rozumiał, lecz olśnienie spłynęło przerażająco zimną falą.
Miecz-zdołał pomyśleć, a za chwile zobaczył jak żołnierz unosi miecz nad głowę, by zadać ostateczny cios, zaś Jeździec wiedział, iż z tą siłą oraz wagą, przykładaną do uderzenia, zdołałby bez problemu przeciąć magiczne karwasze, ręce i przy okazji przeciąć mu głowę. Jeszcze to upierdliwe szarpanie w kostce...
Pomysł narodził się w jego głowie równie gwałtownie, jak grom spadający z jasnego nieba.
Półelf zamierzał skorzystać z czegoś, co jego ojciec nazywał bezwładnością, więc szybkim ruchem uniósł nogę, nagle ją zatrzymując, a Veinsteel skrzyżował karwasze, ustawiając je tak, że pseudo-smok wylądował na nich. Ustawił ręce tak, że miecz przeciwnika stał idealnie na drodze, na której miał do pokonania smoczą łuskę, ale i to nie mogło wystarczyć, dlatego iż malutki smoczek miał ją cienką, jeszcze nie utwardzoną.
Jeździec z pomocą magicznych karwaszów ledwo zdążył ustawić ręce, gdy oręż strażnika prawie całkowicie przeciął pseudo-smoka na pół i, zgodnie z przewidywaniami, nie zwolnił znacząco, dalej grożąc Veinowi śmiercią. Mordinan musiał działać niezwykle szybko, ale wtedy kiedy, klinga będzie kończyła przecinanie stworzenia, czyli natychmiast, co też tamten uczynił. Szybko odepchnął się od ziemi lewą ręką, przez ułamek sekundy unosząc się w powietrzu, lecz nie zmarnował impetu, który wykorzystał na uchwycenie ręki wroga na nadgarstku oraz łokciu, pozwalając mieczowi przejść obok niego. Wykorzystał swoją siłę i wagę, ciągnąc człowieka w dół, co też się udało. Wróg, by nie upaść, musiał się podeprzeć rękami, a Veinsteel tylko na to czekał, zaś gdy już się stało, ponownie odepchnął się lewą ręką, a prawą nogą uderzył człowieka w plecy, wdrapując się na nie równie szybko, co zasłaniając się smokiem. Stojąc na czworaka na plecach strażnika, wyprostował gwałtownie ręce i nogi, uderzając ciałem z całym impetem, a to spowodowało, że żołnierz ugiął się trochą, co pozwoliło Półelfowi na dosięgnięcie miecza oraz sztyletu. Tym razem krótkie ostrze dzierżył w prawej ręce i błyskawicznie otoczył ręką szyję strażnika, przykładając sztylet do lewej strony szyi, a jednocześnie otoczył go lewą ręką w pasie, przycisnął mocniej sztylet i łagodnie zsunął się z pleców olbrzyma, delikatnie kładąc się pod nim i patrząc jak z gardła tryska krew.
-Nic osobistego-powiedział wysuwając się spod człowieka, trwającego w tej samej pozycji, co wtedy, gdy został pociągnięty w dół.
Mina umierającego człowieka wskazywała na przerażenie, więc Półelfowi zrobiło się go żal i rzekł:
-Pomogę ci-to mówiąc, chwycił swój miecz oburącz i wymierzył w głowę strażnika, która została oddzielona od ciała, które upadło na ziemię bezwładnie.
Nagle zorientował się, że gryzł go jeszcze jeden smok, ale teraz go nie było. Wszystkie te czynności wykonywał tak szybko, że skołowany pseudo-smok leżał na ziemi, czekając na dobicie. Niestety aktualnie miał inny problem do rozwiązania, ponieważ zobaczył jeszcze jednego smoka, lecącego wprost na niego. Kątem oka zobaczył zbiorowisko "ważek" i skoncentrowanego Aquodayro rzucającego zaklęcie, więc zrobił szybki unik przed małym smoczkiem tam, że Vein stał przodem do tyłu smoka i chwycił go za ogon obiema rękami, zakręcił się i rzucił nim w zbiorowisko pseudo-smoków, zaś za chwilę zobaczył niebieski dymek wydobywający się z palców czarownika, który otoczył stworzenia, a gdy zniknął, oczom Półelfa ukazał się lód, lecz ten nie wisiał długo w powietrzu, gdyż upadł roztrzaskując się oraz zamarzłe smoki. Został tylko jeszcze jeden.
Veinsteel podszedł spokojnym krokiem do oszołomionego smoka, przy którym ukucnął, chwycił go za głowę, po czym zdecydowanym ruchem wbił mu sztylet w podgardle, sprawiając, że mały drapieżnik umarł.
-To by było na tyle... Na razie...-mruknął.
-Czy ktoś jest poważnie ranny?-zapytał Tantalion.
-Mała rozgrzewka na początek-rzekł w odpowiedzi, rzucając bezwyrazowy uśmiech, po czym począł schylać się nad każdym z trupów wojowników, lecz żaden nie miał kluczy ani wartościowych lub przydatnych przedmiotów. Dokuczliwe szczypanie w nogach zostało szybko zignorowane przez Półelfa, który skupił się na czymś innym. Jeździec podszedł do starca, siedzącego na trupie, ze słowami:
-Skuteczne zaklęcie-rzekł do niego, a następnie usłyszał:
-Musimy się teraz śpieszyć... Na pewno już wiedzą o naszym przybyciu, więc w lochach też może być gorąco. Jeżeli nie będzie tam strażników to na pewno czeka tam mag lub dwoje. Więc to jeszcze nie koniec niebezpieczeństw dzisiaj. Ruszajmy-powiedział Corwei.
-Jest to oczywiste Corweiu, ale w razie dużej ilości przeciwników, skupionych blisko siebie, z pomocą idzie nam bardzo przydatna nauka...-uśmiechnął się tajemniczo, czyszcząc miecz i sztylet o mundur trupa żołnierza, na którym siedział starzec, po czym wstał.
-Nie mniej racją jest, że powinniśmy ruszać. Idźcie, będę na tyłach-powiedział, po czym wszyscy ruszyli, a Veinsteel trzymał się na końcu, lecz nie dlatego, że bał się iść z przodu, przeciwnie, uważał, iż z tyłu może czekać ich największe zagrożenie. Szedł cicho, nasłuchując kroków, ale ich nie było, co oznaczało, że nikt za nimi nie idzie.
Po chwili znaleźli schody na dół, do lochów, którymi podążyli. Na dole był oświetlony korytarz, przez który musieli przejść.
Czarodziej był wyraźnie zmęczony rzucaniem zaklęć, więc tępo marszu wyraźnie spadło, lecz na szczęście droga nie była długa.
Veinsteelowi wybitnie nie podobała sie cisza panująca wokół oraz brak strażników, a podejrzenia wzmocnił fakt, że gdy doszli do końca, przez okienko ukazał się Falco, którego Vein rozpoznał po tatuażu miecza.
-Jest!-powiedział cicho Corwei, a w jego głosie brzmiała radość i już miał otworzyć drzwi, a Jeździec powstrzymać go, gdy tamten zatrzymał się z wyrazem twarzy mówiącym "głupiec ze mnie", na co Półelf odetchnął z ulgą.
-Kiedy wejdziemy do środka wszyscy muszą być w pełnej gotowości. Vein, ty rozsypiesz proszek w okół niego. Jeżeli okaże się, że to nie jest Falco ty, Tantalionie postarasz się jak najszybciej zabij go. Nie możemy ryzykować-rzekł Corwei.
-Nie otwieraj tych drzwi. To nie jest Falco, czego jestem pewien. Idźmy szukać prawdziwego Falco. Zastanów się, czy prawdziwy Falco byłby zostawiony sam, bez opieki? Sam by wyszedł, a Smoczy Pan nie jest głupi, żeby myśleć, że piętnastoosobowy oddział i dziesięć małych pseudo-smoków może powstrzymać zacięty ruch oporu. Nie wchodźmy tam, bo to na pewno jest Mag, a z nim będziemy mięli problem-rzekł, ale Corwei był zdecydowany, więc Vein szybko wyjął sakiewkę, wysypał trochę proszku na rękę, lecz nie wszystko, ponieważ mógł się jeszcze przydać, po czym mieszek schował.
Otworzył drzwi i wykorzystał całą swoją szybkość, wysypując proch, który zapalił się zielonym płomieniem. Przezorny Półelf przygotował się na unik i chwycił małą buteleczkę z wodą oraz malutką sakieweczkę z rubidem. W tym samym czasie Tatnalion zareagował, lecz fala energii powaliła wszystkich, zaś Jeździec wiedział co musi zrobić. Korzystając z magicznych karwaszów, wyrzucił buteleczkę i sakiewkę, w górę, po czym błyskawicznie, zanim upadł, podparł się rękami i odepchnął niczym sprężyna, do pozycji stojącej, gdzie podskoczył, odbił się od ściany, a następnie chwycił swoją, wyrzuconą w powietrze, broń, lądując na ugiętych nogach. uważał przy okazji, żeby nawet ziarenko nie wysypało się i kropla nie uroniła.
Mag, jak słusznie przewidywał Vein, był wysokim, bladym człowiekiem o ciemnych, nienawistnych oczach.
-Głupcy...-powiedział, rozpoczynając szybką inkantację czaru. Corwei rzucił się na Maga, ale za chwilę został rażony pociskami i wylądował nieprzytomny na ścianie. Korzystając z zamieszania, stworzonego przez wojownika, rzucił buteleczkę, która roztrzaskała się pod nogami Maga i już miał rzucić sakiewkę, gdy zobaczył atak ze strony Tantaliona oraz jego tarczę, lecącą na Czarownika.
W rękach Aquodayro pojawił się krwistoczerwony bicz, którym zaatakował wroga.
Vein spojrzał, że wszyscy mają jednakowy czas przebycia drogi dzielącej ich od Maga, lecz Adrila nic nie robiła, Peredhil również.
Veinsteel szybko zdjął łuk, chwycił trzy strzały, z czego dwie włożył pomiędzy zęby, a jedną naciągnął na cięciwę, wycelował i wystrzelił w Maga, błyskawicznie naciągając drugą i celując, a tą również wystrzelił, zaś gdy wycelował, trzecia również poszybowała w stronę Maga, Półelf spojrzał na efekt. Jeżeli czarodzieja dało się bez problemu zranić, gdyż nie chroniła go magia, a Aquodayro i Tantalion mogliby uciec, rzuci sakieweczkę z rubidem.
Jeśli uzna, że nie zdążą uciec, spróbuje swoich sił w walce wręcz, lecz jeżeli będzie chroniony przez magię, będzie starał usunąć się i obmyślić podstęp lub inny plan działania.
Wszystko to działo się niezwykle szybko, a działania modyfikowane było tak, by większość z nich skupiała się na magicznie przyspieszonych rękach oraz ograniczona do niezbędnego minimum tak, że prędkość była naprawdę oszałamiająca.
 
Alaron Elessedil jest offline