Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2007, 18:46   #91
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Michi sano Kasuka na Eiko, Droga Słabego Echa Chwały, prowincja Sumigi, dwie godziny jazdy od granicy z prowincją Kintani, terytorium Klanu Żurawia; 13 dzień miesiąca Hidy, jesień, rok 1113 wg kalendarzy Isawa.

Droga Słabego Echa Chwały to droga nader często uczęszczana. Z wielu powodów. Po pierwsze, jest to droga cesarska, co oznacza, że jest bezpieczna i dobrze utrzymana. Po drugie, jest to droga, która łączy dwa najistotniejsze na południowych ziemiach Żurawia centra administracyjne.

Shiro sano Kakita, zamek rodziny Kakita, zwany przez niektórych Zamkiem Dojo Kakita, stolicę prowincji Sumigi, z Kosaten Shiro, Zamkiem na Rozdrożu, utrzymywaną przez Daidoji główną fortecę prowincji Kintani, której znaczenie sam Daidoji Uji określił kiedyś jako kluczowe.

Rzadkością jest, by na tej drodze choć przez godzinę podróżować samemu. Zwłaszcza jesienią, kiedy zbieranie plonów i podatków, jak również wędrówki na Zimowe Dwory czynią ruch na drogach największym w całym roku.

A jednak tak się właśnie działo: niewielki orszak Feniksów popędzał konie i wóz już ponad godzinę, nie napotykając żywej duszy.

Dla Hiroshiego i Jiyu jednak wszystko to nie miało żadnego znaczenia. Gorączkowali, obłożeni kocami, pocąc się obficie i miotając po wozie, zmuszając przytrzymującego ich heimina do sporego wysiłku.

- Konie! Konie z przeciwka!

Nagłość i nadzieja w okrzyku nieco rozluźniła zacięty wyraz twarzy woźnicy i trzymającego bredzących w malignie. Jeźdźcy z przeciwka gnali, gnali galopem, ich konie pokryte były płatami piany, i długo, długo prychały niespokojnie, zgrzane, zmęczone, kiedy obaj jeźdźcy zeskoczyli z nich pozostawiając je samopas, gramoląc się w pośpiechu na wóz. Jeden z jeźdźców miał daisho, drugi, sakwę ze zwojami. Ten właśnie nakazał natychmiastowe zatrzymanie wozu. Nie tylko to zresztą. Parę chwil później wszyscy, samurajowie i heimini - krzątali się wedle jego wskazówek.

Trzeba przy tym przyznać, że człowiek ten nie wyglądał wcale na dowódcę, nie przy swoim towarzyszu. Skromnie ubrany shugenja nie miał ani autorytetu czy aury tamtego, jego polecenia właściwie były prośbami. Wszyscy jednak starali się wypełniać je jak najszybciej i jak najlepiej.

- Co się im stało, Shiba Naritoki-dono?
- Si Xin-dono - odrzekł drugi z jeźdźców, niewysoki, w trochę za dużym pomarańczowo-złotym kimonie Feniks - na ostatnim popasie stanęliśmy nad jakimś stawem. Tam ugryzł ich ten oto wąż.

Wskazanie na podłogę wozu, niedaleko nogi shugenja, spowodowało, że ten aż odskoczył. Wąż był może odległość stopy od jego obutej w lekkie, plecione sandały jego własnej stopy. Odruchowe przerażenie sparaliżowało mężczyznę, wygrywając z równie odruchowym pragnieniem odskoku jak najdalej.

- Saiban - syknął shugenja.

Błyskawiczną śmiercią nazwano tego węża, bo nie było gada odeń bardziej jadowitego w całym Cesarstwie. Jego zielone lub czarne ubarwienie doskonale maskowało go w trawie lub ziemi. Uderzał bez ostrzeżenia, niemal zawsze śmiertelnie. Nawet małe gadziny miały jad. Ten na wozie był już niegroźny, bo rozpołowiony.

- Niepotrzebnie go zabito. Trudniej będzie ściągać jad.

Asahina nie zdawał sobie sprawy, że pomyślał na głos, dopóki charakterystycznym dla siebie drewnianym głosem Noritaki nie odrzekł:

- Mniemam, że zabito go dlatego, by nie musieć ściągać jadu.

- Mniemasz, panie? - zapytał zaintrygowany shugenja, oglądając ranę pierwszego z mężczyzn, nieco wyższego od przeciętnego Rokugańczyka mężczyzny o niewielkiej, białawej bliźnie rozcinającej prawą brew i odrobinę haczykowatym nosie.

- Mniemam. Ani mój brat, ani Shiba Jiyu, którego właśnie oglądasz, nie byli w stanie nic mi powiedzieć odkąd ich znalazłem, z rozpołowionym wężem zaraz obok.

Na słowa 'mój brat' Asahina niemal podskoczył. Szarpnąwszy głową wbił ostre spojrzenie w mówiącego, lecz ten nie był tym zupełnie poruszony.

Asahina nie wiedział, czy ma podziwiać opanowanie Shiby, który dotąd nawet się nie zająknął do kogo go prowadzi, poza ogólnym opisem dwu mężczyzn ugryzionych przez węża, czy też obawiać się jego zimnej krwi, podejrzewając totalny brak uczuć.

"Shiba Naritoki. Muszę dowiedzieć się o nim co więcej. Co tu w ogóle robi? Shimatta! Co robisz, Xin?! Jad! Trzeba działać!"


* * *

Hiroshi powoli dochodził do siebie. Pochylający się nad nim człowiek był szczupłym mężczyzną o szpakowatej bródce, noszącym chyba niebiesko-srebrne spodnie i bluzę, z nałożoną na to komigatari z okrągłym kołnierzem, zapinanym pod szyją, i rozcięciami po bokach.

- Widzę, że się ocknąłeś! Najwyższa pora. Twój towarzysz doszedł do siebie już jakiś czas temu, więc zaczynałem się nieco martwić. Jestem Asahina Si Xin, zostałeś ugryziony przez małego saibana.

"Saiban? To był saiban? Był zupełnie innej maści!" przemknęło przez głowę dochodzącego do siebie bushi, próbującego uporać się z nudnościami i fenomenem podwójnego widzenia, które nie chciało go opuścić nawet po potrząsaniu głową.

- Spokojnie. Możesz widzieć inaczej przez moment, ale jeśli zamkniesz oczy, nie uciskając ich, powinno przejść. Jak się poza tym czujesz?

Kątem oka Hiroshi dostrzegł śpiącego brata, opartego plecami o ściankę wozu, z kataną opartą o ramię, z ręką luźno wokół sayi, tuż pod tsubą. Wyrazista, jakby w granicie rzeźbiona twarz Naritokiego zastygła w doskonale znaną Hiroshiemu maskę opanowania, jakiej jego aniki nie zdejmował chyba nigdy.

Było już ciemno. Wóz się nie ruszał. Choć ustalenie tych faktów zajęło trochę Feniksowi.


Shiro Togashi, gdzieś na terytorium Klanu Smoka, 1 dzień miesiąca Onnotangu, wiosna, godzina Amaterasu.

Młoda dziewczyna o chłopięcej sylwetce, burzy nieporządnie przystrzyżonych włosów i poważnych ponad jej naście lat oczach spoglądała znad bramy do zamku Togashi na widok zapierający dech w piersiach.

Góry.

Rozliczne, postrzępione szczyty, rozciągały się jak okiem sięgnąć, rozwidlały się pasma, otaczały niewidoczne dla oka doliny. Część pokryta była lasem, część powykrzywianymi od wiatru drzewkami bonsai, część zaś jedynie śniegiem, od którego wschodzące słońce odbijało swoje promienie, rażąc nieostrożnego widza.

Shiro Togashi nie darmo było zwane też Miastem Ponad Chmurami. Siedziba godna pierwszego Smoka, tego z kami, który zapragnął przede wszystkim zrozumieć siebie.

Każdy, kto patrzyłby, jak wspomniana dziewczyna, na rozpościerający się u stóp dywan z chmur, musiałby dojść do tego samego wniosku.

"Czas ruszać."

Shiro Togashi, gdzieś na terytorium Klanu Smoka, 28 dzień miesiąca Amaterasu, wiosna, godzina Shiby, rok 1114 wg kalendarzy Isawa.

Kyoko siedziała spokojnie, czekając, aż Otomusha-sensei skończy nalewać paskudnej ziołowej herbaty, którą bez wyjątku częstował każdego swojego gościa, i która była słynna ze swego prawdziwie parszywego smaku.

- Gadzina robi to celowo - złościł się kiedyś Kodo - aby nikt nie chciał zawracać mu łysiny, to wykręca im język tą polewką.

Kyoko czekała więc ze spokojem wynikającym z dotychczasowych doświadczeń zaprawionych odrobiną rezygnacji, chcąc nie chcąc zastanawiając się, czemu ledwie dwa dni po powrocie z ostatniej wyprawy i zdaniu wyczerpującego raportu, wzywa się ją tu znowu.

- Zastanawiasz się pewnie, dziecko, czemu cię tu wezwałem.

Otomusha był starym mężczyzną. Nie podkreślał tego, ale też potrafił zapomnieć o takich drobiazgach jak dodawanie san, kiedy zwracał się do samuraja. Oczywiście, nie pomagało, kiedy samuraj wyglądał jak dziecko, a daisho zostawił na ceremonialnym stojaku, w Shiro Togashi bowiem nie noszono broni. Nigdy nie doszła ona dalej, niż do komnat gościnnych, albo do zbrojowni, gdzie broń zostawiali nieliczni spośród mnichów, którzy ją kiedykolwiek nosili.

Kyoko nie potwierdziła. Nie wydało jej się to konieczne.

- Otóż, chciałbym, byś udała się w jeszcze jedną podróż.

Otomusha wzywał w dwu przypadkach. Podróż była jednym z nich. Kwestie dyscyplinarno-organizacyjne - drugim. Nie było więc żadną rewelacją dla Kyoko czemu się tu znalazła. Ciekawiło ją natomiast czemu ona, i gdzie ma podróżować.

- Tym razem udasz się do Reihaido Shinsei. Zaniesiesz tam pewne pisma - sensei spojrzeniem wskazał stojący nieopodal dziewczyny tubus - które przekażesz Mistrzowi Ukrytej Świątyni. Przy stoliku obok wejścia znajdziesz swoje papiery podróżne. Jeśli nie masz pytań, napij się, pomodlimy się razem do Fortuny Dróg - Otomusha wskazał niewielki posążek za swoimi plecami, stawiając przed dziewczyną zieloną herbatę, a potem poproś następnego.

Dopiero teraz dziewczyna dostrzegła, że koło drzwi jest stolik, na którym leży sporo dokumentów. Wszystkie wyglądały podobnie, lecz z tej odległości ciężko było powiedzieć czy tak samo...
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 11-11-2007 o 18:48. Powód: daty
Tammo jest offline