Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2007, 20:10   #147
MistrzGry
 
Reputacja: 1 MistrzGry ma wyłączoną reputację
- Spokojnie - powiedział architekt - Żadne sztuczki nam w głowie. Zresztą i tak, jak zauważyliście, nie dalibyśmy rady. Jesteśmy architektami, a nie wojami. Nawet jeśli krasnoludzkimi. Jesteśmy więźniami, wy również. Nawet, będąc teoretycznie wolni. Bo służąc Krunng'Harowi, wkrótce przekonacie się, że to służba w najgorszym możliwym znaczeniu tego słowa. Służba niewolnicza...
- Dobrze, dobrze krasnoludzie - przerwał mu Laerross - Niepotrzebna twoja przemowa, bo większość i tak zdecydowała się was uwolnić. A skoro tak, to myślę, że możemy was poprosić o jakąś przysługę... przynajmniej o wskazanie drogi wyjściowej stąd. Tylko żadnych sztuczek!
- Żadnych sztuczek! - powtórzył krasnolud, podnosząc przy tym rękę do góry.
Ciemnobrody mężczyzna, podobnie jak w waszym przypadku, użył magicznego kryształu do uwolnienia więźniów.
- To ostatni - powiedział - Tym razem nie obędziemy się bez pochodni.
Gdy architekci znaleźli się na wolności, jeden z nich powiedział:
- Chodźcie za mną. Ja byłem głównym planodawcą tej części podziemii. Stary Voergudl zaprowadzi was do wyjścia.

Minęliście dwa korytarze, i waszym oczom ukazała się kolejna klatka z więźniami. Tym razem były same elfy. Jeden z nich coś powiedział do was w obcym języku, jednak ton wypowiedzi był zbyt spokojny, by można było wydedukować, co chciał więzień przekazać.
- Zna ktoś ten jezyk? - zapytał wasz przewodnik.
- Daj spokój, Laerross - odpowiedział mu ciemnobrody mężczyzna - I tak ich nie uwolnimy teraz, nie mamy jak. Chodźmy dalej.

A więc ruszyliście kolejnymi korytarzami. Nikt nie orientował się, gdzie krasnoludy was prowadziły. Wszyscy rozglądali się dookoła, nawet nie próbując już zgadywać, czy to na pewno dobry kierunek... Wszyscy - poza Xaphionem. Mag nie dawał za wygraną, nadal uważnie zapamiętując w głowie każdą zmianę korytarza, każdy zakręt, czy nawet tajemne przejście, które od czasu do czasu musieli uruchamiać architekci przez naciskanie z pozoru niczym nie wyróżniających się kamieni w ścianach.
- A ja zawsze zastanawiałem się, co za szaleniec zbudował te... - powiedział wreszcie Laerross, w pewnym momencie już nie wytrzymując kolejnego pokręconego przejścia. Nie dokończył jednak, bo został mocno szturnięty przez ciemnobrodego mężyznę.
- Spokojnie - powiedział architekt, uśmiechając się - Tutaj jest wyjście z podziemii. Te lochy zostały zbudowane przez najlepszych architektów naszego świata. A trzeba przyznać, że mamy naprawdę potężne krasnoludzkie podziemia w górach naszego klanu. Jednak na Atlantydzie działaliśmy według ścisłych wskazówek i życzeń Krunng'Hara... Muszę przyznać mimo wszystko, że czarnoksiężnik wybudował je w błyskawicznym tempie przy pomocy magii. To wręcz nieprawdopodobne, że...
- Z całym szacunkiem, krasnoludzie, ale nie widzę tutaj żadnego wyjścia - powiedział Learross, coraz wyraźniej okazując sceptycyzm co do decyzji uwolnienia krasnoludów.
- Ach, faktycznie - znowu się uśmiechnął architekt - To musiało być trochę dalej... Ech, pamięć na starość czasami płata figle. Ale to tylko mały problem, zaraz wyjdziemy. To pewne jak krasnoludkie piwo...

Dwie godziny później - przynajmniej według waszych szacunków.
- Schody do góry! No, wreszcie wolni! - uśmiechnął się po raz kolejny architekt - I nie mówcie, że żałujecie uwolnienia nas. Oto przejście...
Krasnolud otworzył drzwi na schodach... a za nimi ukazał się tylko kolejny korytarz. Laerross spojrzał wymownie na architektów, a ci zaczęli się płaszczyć pod jego wzrokiem.
- Ale przynajmniej wreszcie zorientowałem się gdzie jesteśmy - próbował przepraszać jeden z krasnoludów.

Cztery godziny później - przynajmniej według waszych szacunków.
- Tutaj jest wyjście! - ta rewelacja architektów już na nikim nie robiła wrażenia. I rzeczywiście, po przekroczeniu tajemnego przejścia, zobaczyliście jedynie jakąś niedużą komnatę. I nic nie wskazywało na to, byście zbliżyli się do wyjścia z lochów.
Jednak Xaphion szybko skojarzył w głowie plan podziemii, i nieoglądając się na innych, ruszył szybko korytarzem, jakby sprawdzając, czy potwierdzą się jego przypuszczenia.
- Gdzie on do diabła idzie? - zaklął pod nosem Laerross.
Wszyscy jednak postanowili ruszyć za magiem. Ten stał na końcu korytarza, patrząc na jakąś większą komnatę. Gdy doszliście do niego, rozpoznaliście w niej komnatę 333 run...
- Wolni! - ktoś krzyknął.
- Chodźmy stąd jak najszybciej - ponaglił Laerross - Tym razem ja poprowadzę...

Wkrótce wyszliście po znajomych już wam schodach w górę... I tu zostaliście jeszcze raz zaskoczeni: niebo, zamiast zielonego koloru, tym razem zabarwione było na żółto-cytrynowo.
- Na Panią Bólu, krążyliśmy po tych podziemiach 4 dni! - krzyknął wściekły Laerross - Na pewno pozostali zastanawiają się, co się stało. Chodźmy szybko do pałacu.

Wasza podróż pośród egzotycznych, strzelistych budowli nie trwała zbyt długo. Po drodze spotakliście kilku mieszkańców. Jeśli byli to zwykli mieszczanie, to musieliście przyznać, że ludzie tutaj musieli się ubierać wytwornie, a naród prawdopodobnie był bogaty...
Za jednym z budynków pojawił się duży plac, a na nim niezbyt wysoki, ale jednocześnie majestatyczny, lśniący pałac. Chociaż w świetle blado-żółtego nieba nabierał niezwykłych barw, były to chyba tylko pozory. Prawdopodobnie pałac był biały, chociaż nie mogliście tego stwierdzić na pewno. W każdym razie materiał, z którego został zbudowany, przypominał kość słoniową.

Przed szerokim wejściem do środka po obu stronach na 30 metrów rozciągał się po obu stronach drogi doń prowadzącej mur złożony z nieznanych wam, wysokich krzewów oraz srebrnych, rzeźbionych słupków. Tędy właśnie Laerross oraz ciemnobrody mężczyzna was prowadzili.
Przyglądając się po drodze tym słupkom, ujrzeliście Atlantów - mężczyzn i kobiety uwiecznionych w pięknych rzeźbach, a wokół nich setki różnych tajemniczych symboli, wśród których Xaphion rozpoznał może kilka run. Często trzymali magiczne kryształy podobne do tego, których używał ciemnobrody człowiek.

Wkrótce wkroczyliście do ogromnej, pięknej sali, w której środku błyszczała fontanna, odbijająca promyki światła wpadające przez liczne dziury. Było też kilka par białych schodów prowadzących na zawieszony kilka metrów wyżej podest, otaczający z trzech stron pomieszczenie, również zbudowany z białego materiału. Trochę za fontanną znajdowała się biała kopuła, do której z obu stron prowadziło wejście. Całość robiła jeszcze bardziej majestatyczne wrażenie, niż z zewnątrz. Sala była niemal pusta, ujrzeliście tylko kilku Atlantów na górnym podeście, rozmawiających na jakiś temat, w tym trzech strażników.

Niedługo po tym, jak weszliście do środka, z wnętrza kopuły wyszła jakaś kobieta. Jej ubiór oraz ruchy wskazywały, że prawdopodobnie była kimś ważnym. Powoli szła w waszym kierunku.
- Znacie zasady - zwróciła się do waszych dwóch przewodników - Ty Falsquorze chodź ze mną, a ciebie Laerrossie poproszę o poczekanie z gośćmi.
Gdy odeszli, żółtobrody wojownik zwrócił się do was:
- No cóż, trochę musicie poczekać, aż zakończą naradę. Wreszcie jednak macie trochę czasu odetchnąć. Może macie jakieś pytania?
 
__________________
Bardzo lubię regulamin, a szczególnie punkt 10!
MistrzGry jest offline