Wątek: Deus le volt
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2007, 21:18   #110
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Rothais wepchnęła Maritkę do namiotu ojca. Nie miała zamiaru sama narażać się na jego gniew, za to ona powinna odpokutować za swoje i wyśpiewać wszystko, jak wczoraj było! Jeśli może spotykać się potajemnie na schadzkach, to może teraz do wszystkiego się przyznać. Rothais nie robiła tego bynajmniej złośliwie. Działała przecież w słusznej sprawie, a Maricie przyda się przecież lekcja dobrego wychowania. Gwałtownie odwróciła się w stronę Torwaldo, który już miał wchodzić do namiotu, ale dziewczyna powstrzymała go ostrym wzrokiem i gestem dłoni.

- Ty nigdzie nie wchodzisz! Dla Ciebie mam już inne zadanie - po jej ustach przebiegł dziwny uśmiech...

Marita bladła i czerwieniała na przemian. Zgięła się w ukłonie i nie śmiała podnosić oczu na pana de Remacourt. Zapomniała nawet płakać, zesztywniała ze strachu i wyglądała jakby czekała na ścięcie. Włosy miała w nieładzie, twarz brudną od kurzu, poznaczoną licznymi śladami łez, na pierwszy rzut oka widać było, że dziewczyna cierpi niewypowiedziane katusze. Jakże inna była od Rothais! Choć urodziły się w jednym roku, tej dziecinie bliżej było do kruchej istotki, którą trzeba otoczyć opieką, wziąć pod swoje skrzydła, inaczej okrucieństwo tego świata przygniotłoby ją i zmiażdżyło. Natomiast córce hrabiego nie brakowało tupetu, siły i uporu, poradziłaby sobie pewnie nawet, gdyby zostawić ją samą pośrodku pogańskiego miasta (a taki pomysł coraz częściej przychodził do głowy jej udręczonemu ojcu).
Wreszcie Reinfrid zwrócił swoją uwagę ku Maricie i przywołał ją do siebie. Dziewczyna nadal nie śmiała podnieść na niego wzroku, jej policzki płonęły ze wstydu. Upadła przed nim na kolana i wybuchnęła płaczem tak ściskającym za serce, że niejedną twardą duszę skruszyłby w pył.

- Panie, błagam... w imię Twej przyjaźni z mym zmarłym ojcem pomóż mi!d'Arboleda nie żyje! Jeszcze wczoraj... rozmawiałam z nim, widziałam go... Oni powiedzieli, że grzebią ciała zmarłych w bitwie, ale to nieprawda! Ja opatrywałam jego ranę, jakże więc mógł umrzeć na bitwie?! Nie chcieli mnie słuchać! On nie mógł umrzeć, nie mógł! - szlochała - Mój... mój... ukochany pan - padła do stóp swego opiekuna omdlewając z rozpaczy i bólu.


Tymczasem przed namiotem Reinfrida Rothais zatrzymała Torwaldo i nie pozwoliła mu wejść do środka.

- Dla Ciebie mam już inne zadanie. Chcesz udowodnić, że godny jesteś przebywania w towarzystwie panny Marity? - po jej ustach błądził dziwny uśmiech, zupełnie niezrozumiały dla prostego chłopaka, "prawie rycerza" - Masz gorące serce i rwiesz się do pomagania damom w potrzebie, ja zatem dam Ci możliwość wykazania się. Zeszłej nocy ktoś zamordował narzeczonego Marity, szlachetnego pana d'Arboledę. Niektórzy twierdzą, że został zabity przez poganina w czasie potyczki. Ale obie widziałyśmy go wczoraj całego i zdrowego. Dziś jednak nie żyje. Znajdź tego, kto to zrobił, a zyskasz dozgonną wdzięczność Marity i poważanie w oczach mego ojca. Jeśli zaś boisz się i nie chcesz tego dokonać... nie jesteś wart tego, by nawet otwierać usta w towarzystwie Marity!
 
Milly jest offline