-
…a w kolejnej scenie, kiedy ja cię obejmuję – o, w taki sposób –
Christopher zademonstrował niezwykle wyraźnie, jak będzie obejmował koleżankę, a potem (rzecz jasna mimochodem i bez żadnych ukrytych celów! Taak…) został już w tej bardzo wygodnej pozycji, co jakimś sposobem nie przeszkadzało mu w obfitej gestykulacji –
powiedz to z większą emocją, jakby cała ta pasja i namiętność… Chris popatrzył nienawistnym wzrokiem na grubego ochroniarza, który właśnie wszedł i odchrząknąwszy wygłosił swoją krótką, acz niestety treściwą wypowiedź:
-
Yyy… Zamykamy.
Reszta pasji i namiętności musiała niestety poczekać do następnej próby. Wszyscy rozeszli się do domów – swoich domów, tym razem. Nie zajmujmy się jednak całym kołem teatralnym, a tylko
Christopherem. Wrócił on, kiedy już się ściemniło, a wieczór spędził wymieniając z siostrą ostatnie doświadczenia przez Skype. Szczerze współczuła mu sobotniej wizyty u profesora, jednak znacznie więcej uwagi poświęciła naśmiewaniu się z nieudanego testu. Jak to siostra.
W łóżku, przed snem, długo rozmyślał, co też może czekać następnego dnia czwórkę uczniów („Jak oni w ogóle się nazywali?”). I chociaż nie doszedł do żadnego konstruktywnego wniosku, to wpadł na świetny pomysł, by nastawić swój budzik na wcześniejszą godzinę. Zawsze to coś.
* * *
Jako, że pora wymuszonej pobudki była wprost nieprzyzwoita, następnego dnia
Chris nie obudził się tak od razu. Długą chwilę zajęło mu otworzenie powiek, jeszcze dłuższą zwleczenie się z łóżka. Ale cóż, nie było wyjścia. Nie budząc nikogo zszedł na do kuchni, gdzie zjadł porcję płatków. Nareszcie był gotowy.
„Ach, chyba wypadałoby się ubrać!” – stwierdził w myślach chłopak, zauważając w lustrze, że nadal stoi w samej piżamie. Założył więc na siebie jeansy i pomarańczową bluzę, do której jak zawsze dołączył kaszkiet w tym samym kolorze. Tym razem naprawdę był gotowy.
W ramach otrząsania się z resztek snu pokonał drogę do domu profesora na piechotę, co na szczęście przyniosło pożądany efekt.
Na miejscu zastał pozostałych chłopaków już stojących na progu. Kiedy
Christopher przyszedł, jeden z nich tylko rozejrzał się i bez słowa poszedł za dom, skąd chyba dochodziły jakieś odgłosy.
-
Taa… Też miło mi cię spotkać – powiedział do siebie oglądając się za tamtym. Zaraz jednak spojrzał po twarzach pozostałych –
Cześć! Swoją drogą, wczoraj nie było czasu się poznać. Jestem Chris, jeśli któryś z was jeszcze tego nie wie.
Uśmiechnął się i zajrzał do zagraconego domu.
-
Jak rozumiem, nikogo tam nie ma? – spytał, ale nie czekając na odpowiedź wszedł do środka i zaczął przyglądać się… Tworom. Inaczej chyba nie można było tego nazwać. Nagle któreś urządzenie zaczęło piszczeć, czym w pierwszym momencie nieco przestraszyło
Chrisa. Zrzucenie tego „czegoś” z półki jednak uciszyło je, a chłopak odetchnął i powoli wycofał się z domu.
Chyba lepszym pomysłem było pójście tam, gdzie pierwszy z towarzyszy niedoli.