Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2007, 06:28   #92
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Kamisori Yoake Shiro, Twierdza Ostrza Blasku; ołtarzyk poświęcony bogini Benten; godzina Shinjo, koniec miesiąca Hidy; zima, rok 1106.

- Kuni-san - znieciepliwiony głos kobiety przeciął chłodne powietrze - Powiedziano mi, że święcisz nową świątynię, ale chyba nie powiedziano mi jaką. Iye. Chyba źle powiedziano mi jaką. Zatem?

- Bogini Benten, Hida Sago-chui.

Kobieta wpatrywała się przez chwilę w nowego shugenja, jakby widząc go po raz pierwszy.

- Bogini Benten, jednej z Siedmiu Fortun, pani szczęśli...

- Wiem kim jest Benten-kami-sama, Kuni-san - warknęła odruchowo kobieta przerywając. Sago nie cierpiała słuchać rzeczy oczywistych. - Wydaje mi się jednak, że pomyliłeś nieco miejsca. To jest Kamisori Yoake, pole bitwy Klanu Kraba. Kraby tu walczą, krwawią i umierają. Kiedy przyszedłeś do mnie, poprosiłeś o pozwolenie na wybudowanie ołtarza, sprowadziłeś kosztowne drewno z Isawa Mori, radziłeś się Asahina co do godziny zbudowania ołtarza i pomoc w poświęceniu go, co kosztowało mój ród ożenek dobrej bushi, a teraz mówisz, że ten ołtarz poświęciłeś bogini miłości. Nie pamiętam jeszcze Kraba, który idąc do bitwy prosił właśnie to bóstwo o opiekę. Nie pamiętam takiego, co by umarł z jej imieniem na ustach. Kraby, Kuni-san, to nie cholera Żurawie. Oni modlą się do Benten. My do Osano-Wo, lub Bishamona. Oni śpiewają o miłości, układają haiku. My mamy cholerną wojnę. Co świątynia miłości robi na polu bitwy, Kuni-san, MOIM polu bitwy, i mów szybko, nim się zirytuję.

Kuni wyraźnie się zmieszał. W studiach shugenja, Benten była kami. Nikt nie kwestionował jej przydatności. Postawienie świątyni Fortunie było radosnym, wyczekiwanym wydarzeniem, nie zaś... kłopotem lub głupotą, jak ta kobieta zdawała się go czynić. Uważał, że gestem tym zjedna kobietę, która miała zostać jego dowódcą, zwłaszcza, że gdzieś w nim tkwiło współczucie dla Sago, która ze swoich dwu sióstr była jedyną bushi, jedyną, która nie miała krzty urody. Przynajmniej nie dla kogoś, kto studiował kiedyś u boku Asahina.

- Hida-san - zaczął z pobłażliwym uśmiechem, niczym tłumacząc dziecku.
- Kuni-kun - odparowała kobieta z miejsca, celową podwójną obrazą zmazując uśmiech z jego twarzy - szybko oznacza coś przeciwnego niż wolno. Ale jako, że tego nie rozumiesz, od dziś będziesz biegał wokół fortecy, aż dwu moich gunso uzna, żeś szybkobiegaczem. Możesz wybrać, którzy to gunso będą to oceniać. A teraz podaj mi choć jeden aspekt bogini Benten, jaki może pomóc oddanym mi pod komendę Krabom walczyć, krwawić i umierać?

Kuni zamilkł, czując jak mieszanina wzbierających w nim emocji czyni go niezdolnym do odpowiedzenia. Kobieta uniosła brwi, zamierzając prychnąć śmiechem, gdy Kuni wyskrzeczał:

- Uzdrowienia!

Sago zupełnie zignorowała brak odpowiedniego formalnego zwrotu, miast tego obejmując ołtarz i shugenja powątpiewającym spojrzeniem.

- Hmmmm... to ciekawe. Nigdy nie słyszałam. Ale dobrze. Masz rok, Kuni-san. Pokaż mi te uzdrowienia. Jak nie, poświęcisz tu inny ołtarz. Za rok i miesiąc. I tym razem ja wybiorę Fortunę, jaką zaprosisz. Jasne?

Shugenja patrzył na chui milcząc, bezgłośnie pracując szczękami. W końcu tylko się ukłonił.

"Czy ona się nikogo nie boi? Jak to, poświęcę nowy?! A co z tym?! W ogóle co złego jest w wybraniu Benten?!!"

Sago jednak już odeszła, skrzypiąc sandałami na śniegu, zostawiając shugenja z pustym ołtarzykiem.


Kamisori Yoake Shiro, Twierdza Ostrza Blasku; ołtarzyk poświęcony bogini Benten; godzina Hidy, koniec miesiąca Onnotangu; wiosna, rok 1114.

- Wspomnienia?

Shugenja podskoczył, słysząc ciche pytanie. Wyrwany ze wspomnień mężczyzna z niechęcią zerknął na intruza, z niechęcią, która jedynie się zwiększyła, gdy czarnowłosy mężczyzna podszedł bliżej, by dać się poznać.

- Słucham, panie - odrzekł shugenja, nie czyniąc nawet wysiłku by zamaskować tą niechęć. Nie dziś. Intruz nie mógł nie poczuć chłodu w głosie shugenja, ale nie zmienił pełnego współczucia spojrzenia. Tego rozumiejącego spojrzenia, które obejmowało ołtarz i rozgoryczonego mężczyznę. Satsumata miał ochotę trzasnąć tamtego w pysk za to. Powtórzył więc ostrzej:

- Słucham!

- Potrzebuję Twych zdolności, Kuni-san, pragnąłbym abyś dla mnie powróżył.

Ton obcego z kolei mógłby dotyczyć pogody.

- Jak wiesz, wkrótce Mirumoto Fukurou, oraz jego dwu przyjaciół wybierze się do Puszczy Stu Śmierci. Zupełnie idiotyczny ruch, jakby żaden z nich nie znał krążących o tym miejscu opowieści. Chciałbym, abyś powróżył mi jego los w tym miejscu. Wiem, że proszę o wiele, i znienacka. Zapewniam, nie zapomnę tego.

Satsumata niemalże zastrzygł uszami. Nie z powodu poważnego ostatniego zdania. Sensei, Saotome, Sai, Sentao, Czarny. Pod wieloma imionami paru ludzi tutaj znało człowieka, z którym teraz rozmawiał. Znał go Hideyori, który nazywał go przyjacielem. Znała go Sago, która ufała jego radzie i słowom. Znało go paru weteranów, którzy mówiąc o nim, mówili jak o bohaterze, przyjacielu, bracie.

Ktokolwiek go jednak znał, trzymał jego sekrety przy sobie, i podpytywanie, co Kuni poznał boleśnie na własnej skórze, było niemile widziane.

I ten właśnie człowiek potrzebował jego pomocy. Ciekawość nie umarła w shugenja, o czym ten przekonywał się właśnie czując, jak podnosi łeb. Kuni wiedział jednak, że jest zmęczony po rytuale.

- Przyjdź jutro, panie. - Odrzekł więc spokojnie, ale tamten po prostu pokręcił głową.

- Dziś. Teraz. Jeśli nie możesz, zrozumiem.

Gniew zagrał w czarowniku, który syknął do obcego:

- Wątpię. Szczerze. Dziś? Teraz? O wątpię, że rozumiesz panie, że to nienajlepsza pora, ale zadośćuczynię Twej prośbie.

Tamten nie odpowiedział. Nie zmienił nawet wyrazu twarzy, może trochę ściągnął uśmieszek z ust. Shugenja obrócił się, skłonił się ołtarzowi.

- Za mną - rzucił rozkazująco do Czarnego. Ten podążył za nim. Do przepowiadania nie potrzeba było teraz Satsumacie wiele. Kuni doskonale wiedział, że to będzie najkrótsze przepowiadanie jakie kiedykolwiek wykona, ponieważ ledwo trzymał się na nogach. Nie było zatem celu czynić żadnych wspomagających przygotowań. Należało zaufać duchom i własnemu instynktowi. A do tego starczy chwila spokoju.

Siadłszy w pierwszym lepszym pomieszczeniu Satsumata zmarszczył zirytowany brwi. Czarny bowiem najwyraźniej wiedział co robić. Usunął się pod drzwi i siadł, niczym wartownik, gotów nie wpuszczać nikogo, nim jeszcze shugenja zdołał mu to polecić.

"Wie co robię. Niemożliwe. Nie pytałby wtedy o przepowiadanie, przecież bez rytuału oczyszczenia, oraz puryfikacji samego siebie moje przepowiadanie dzisiaj jest skazane na porażkę. Czego więc chce? Wie o tym, ale jest tak zdesperowany? Nie, to głupie. Mógł pójść do taisy, ten by nie odmówił jego prośbie, a mi wydałby rozkaz przepowiadania. Czemu więc tego nie zrobił?"

Potrząsnąwszy głową, Satsumata skoncentrował się.

"Mirumoto Fukurou".

Obraz młodego Smoka dziś przy czarce herbaty. Słowa, głos, timbr tegoż. Włosy, odgarniany kosmyk. Palce. Długie, smukłe? Wszelkie detale. Nieproszona myśl, czemu on? Czemu nie Akito, lub Manji? Czemu akurat Smok? Przegnana. Przepowiadanie musi skoncentrować się na jednej osobie. W stanie Satsumaty nawet to było trudne...

Wreszcie jednak się udało. Wyraźny obraz młodego Mirumoto został ułożony w umyśle shugenja, którego oddech nieco stracił na równości. To była jednak ta łatwiejsza część.

"Shinomen Mori".

W każdym miejscu jest azyl. Schronienie. Miejsce, gdzie nikt nie szuka, chyba że musi. Tam trafiają wszyscy ci, którzy nie mogą, nie powinni, nie zdołali iść gdzie indziej. Przestępcy. Kryminaliści. W Ryoko Owari, czy Zakyo Toshi, są pewne miejsca, gdzie aby wejść i wyjść cało, należy albo mieć odpowiednie towarzystwo, albo mieć oczy dookoła głowy.

Najstraszliwsza puszcza w całym Cesarstwie. Siedlisko potworów, także tych w ludzkiej skórze. Miejsce, o którym opowiadało się najdziwniejsze bajki, klechdy i opowieści. Miejsce, gdzie światy duchów i żywych niemal stykały się ze sobą. Kuni zaczął budować obraz drzewa. Pojedynczego, wysokiego drzewa o zielonych, zdrowych liściach i szarej korze. Kiedy miał już kotwicę, począł wyobrażać sobie cały las. To było już trudne, gdyż nie mógł ani przez moment zapomnieć o Fukurou, ani o drzewie. Kiedy las zaszumiał, rozśpiewały się ptaki, zaszeleściły wskutek dotyku wiatru liście, potarły o siebie gałęzie, i wyrosły drzewa, shugenja spocił się jak mysz, ciężko dyszał, a powoli budujący się ból w nosie uświadomił mu, że bez krwotoku się nie obejdzie.

Zbyt wiele dzisiejsze czary go kosztowały. Co oznaczało, że będzie musiał znowu przyspieszyć. Zwykle w tym momencie wróżenia, umieszczało się obraz tego, dla którego się przepowiadało w miejscu, o którym się myślało, a potem zadawało mu się pytania o gwiazdy, które porównywało się z obecną ich pozycją, na podstawie różnic wnioskując o przyszłości. Zwykle przywoływało się takiego ducha jakieś pół godziny, by mieć pewność, że jego przybycie nie zirytuje go, zmieniając go w aramitamę. Taka zmiana zwykle kładła całe przepowiadanie, bo złośliwy duch celowo potrafił przekręcić prawdę. Teraz jednak Satsumata czuł, że nie ma czasu. Dlatego miast skupić się na przeniesieniu obrazu Fukurou, przeniósł się do swej wyobrażonej kotwicy, zespalając się z duchem drzewa paroma prostymi gestami i recytacją klucza:

- Kumiai, isshoundotai, setsuzoku. Kumiai, isshoundotai, setsuzoku. Kumiai, isshoundotai, setsuzoku.

Powtarzane szeptem słowa śpiewnie falowały na kumai, dźwięczały nutą rozkazy na isshoun, prośby na dotai, kończąc się szybko wypowiadanym szeregiem sylab mówionych w opadającej kadencji. Trzykrotne powtórzenie wyzwoliło czar. Shugenja znalazł się jako drzewo, patrzące w gwiazdy nocy nad Shinomen Mori.

* * *

Atak kaszlu powalił na ziemię wymizerowanego Kuni. Sensei podskoczył ku niemu, podał zawczasu przygotowaną herbatę. Nic nie pytał. Czekał. Gdy shugenja nieco odzyskał siły, wyszeptał:

- Trzy spojrzenia. Miałem tylko trzy spojrzenia. Będą zwierzyną łowną. Sieć już zastawiono. Widziałem Hhhi...

- Hige, wiem. - Wyszeptał miękko sensei, składając nieprzytomnego shugenja na ziemi. - Dziękuję, Łapaczu Ludzi. Śpij teraz. Śpij i pamiętaj, że to Twoje uzdrowienia pozwoliły pozostać tu temu ołtarzowi. Twoje uzdrowienia pozwoliły Ci dojść tak blisko niej.

* * *

Kiedy czas jakiś później sługa Satsumaty wyglądnął za drzwi po cichym do nich pukaniu, nie spodziewał się, że znajdzie tam swego pana, pogrążonego w głębokim śnie. Ale tak właśnie było.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline