Revhis po męczącej walce, oddał się odpoczynkowi w komorze regeneracyjnej. Walka nie była prosta, ale również nie była specjalnie męcząca. Dobrze wiedział, że z biegiem czasu poziom jego przeciwników będzie wzrastał, co tłumaczyło by dzisiejszą walkę. Musiał rozpocząć ostry trening, jeśli miał uwolnić się z tego miejsca. Nie chciał przebywać tu, ani chwili dłużej. Gdyby nadarzyła się okazja już dawno byłby gdzieś w kosmosie...
Po dwugodzinnym odpoczynku, sarianin ruszył spokojnym, typowo żołnierskim krokiem kierując się do Dixy. Nie chciał kupować narkotyków, bo już mu się znudziły. Kiedyś kilka razy próbował i stwierdził, że gorszego sposobu na wydawanie pieniędzy nie ma. Nie tolerował również używek, gdyż jego zdaniem to było oszukiwanie i powodowanie w swoim organizmie wytworzenie bakterii, które obniżały moc. Uwielbiał za to spotykać się z różnymi stworzeniami, aby z nimi porozmawiać co dzieje się na zewnątrz galaktyki. Na arenie nie mógł zdobywać takich informacji, a przy stole wraz z kolegami, tak. Rozmawiał czasami godzinami, a wciąż mu się nie nudziło.
Włócząc się po mieście bez celu stanął na chwile przed sklepem z ubraniami. Szybkim ruchem spojrzał na swoje i stwierdził, że jest poniszczone i nadaje się jedynie do wyrzucenia. Wyjął ze swojej kieszeni pieniądze, przeliczył je i przyspieszonym krokiem wszedł do środka.
Gdy znalazł się w pomieszczeniu spojrzał na wszystkie znajdujące się ubrania z ciekawością. Były one o niebo lepsze od ubrania Revhisa. Spojrzał na wszystkich znajdujących się w środku, którzy spoglądali na niego z niemałym zdziwieniem. Nic, tylko wypiął pierś i podszedł do sprzedawcy:
- Dzień dobry. Czy znajdę tu ubranie, które zagwarantuje mi dużą obronę i będę mógł w niej się luźno czuć? – wyparował sarianin bez żadnego zawahania.
l |