Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2007, 13:25   #22
Frostqueen
 
Reputacja: 1 Frostqueen nie jest za bardzo znany

Poranek był całkiem ładny i dość ciepły jak na wiosnę, dlatego Mika zdecydowała, że śniadanie zostanie podane w altance. Miejsce położone w malowniczym punkcie nad jeziorem tchnęło spokojem oferując przebywającym tam ludziom poczucie oderwania od wszelkich trosk świata i uciążliwej codzienności.
Randhir osobiście odebrał Clodię i poprowadził ją ciasną polną ścieżką wiodącą z zamku do altany. Na miejscu czekała już na nią roześmiana Mika w białej zwiewnej sukni jakie zazwyczaj nosiła gdy czuła się zadowolona z życia.
- Siostrzyczko! - Błyskawicznie podbiegła do bliźniaczki i uściskała ją tak, by nie urazić kręgosłupa, na co Clodia odpowiedziała tuląc siostrę równie ciepło. - Nareszcie. Myślałam, że w czasie lotu wessała cię czarna dziura, po wyjeździe od rodziców zdążyłam zwiedzić pół Ikony a i tak przyleciałam przed tobą. Siadaj, proszę.
Randhir wycofał się dyskretnie, by pilnować prywatności i bezpieczeństwa zebranych z oddali. W głębi altanki znajdował się mały, ażurowy stolik z białego metalu i trzy krzesła, Rohit zajmował już jedno z nich sącząc herbatę. Na jego kolanach leżał potężny rudy kocur, mrucząc cicho. Na widok gościa obun ustawił filiżankę na spodeczku, postawił zwierze na ziemi nie zwracając uwagi na chichy pomruk dezaprobaty, wstał i skłonił się dwornie.
- Herbaty? - spytał uprzejmym tonem.
- Aaah, Rohicie, jeśli tylko raczysz, byłabym zachwycona. - Clodia uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością za ten miły gest. - Nie musisz się przejmować moim kręgosłupem, słoneczko, przecież wszystko jest już dobrze. - zwróciła się do Miki zasiadając w wolnym krześle, na przeciw niej.
Kot, który przed chwilą stracił swój dogodny punkt obserwacyjny na obuńskich kolanach, postanowił zmaterializować się u swojej pani, wywołując swoją obrażoną miną śmiech u zebranych. Pod stołem trzy kociaki niezmordowanie próbowały upolować ogon swojej biednej matki. Clodia schyliła się i dotknąwszy palcem brzuszka jednego z nich, pogłaskała leciutko, czyniąc ofiarą ataku swoją dłoń. Wracając ponad stół, spojrzała z bliska na zawartość talerza.
- Jadłam już co prawda u siebie.. ale te maki wyglądają wręcz prze-wspaniale. - Mówiąc to błogosławiła w myślach stawy rybne Carthago. Pociągnęła łyk z przystawionej przez Rohita filiżanki.
- Jest kilka rzeczy, o których chciałabym porozmawiać.
- Błagam, tylko nie przy jedzeniu. Zajmijmy się nim, a potem "sprawami".
- zaoponowała Mika, nie spotykając się ze sprzeciwem.
Odsunąwszy choć na jakiś czas niepokojące widmo rozmowy o „sprawach państwowych” Mika delikatnie pogłaskała kocura który zwinąwszy się w kłębek zaczął mruczeć basowo. Dobrze wiedziała jakim potrawom jej siostra nie jest w stanie się oprzeć.

**
<uwaga, wtręt. występuje lekka out of characterness.>

Rohit zamarł nieznacznie w połowę łyku. Spojrzał na swoje towarzyszki. Wszechstwórco, cóż za kłopotliwie dziwne wrażenie. Czytał kiedyś, dawno temu, pewną ludzką książkę z czasów ginących dziś w odmętach historii. Dzieło osoby wybitnie skrzywionej psychicznie. A teraz oto, siedziały przed nim Biała i Czerwona Królowa. Zaiste, brakowało tylko, by zjawił się - lekko rozszerzonymi oczami spojrzał w trzymany przez siebie płyn - .. Szalony Kapelusznik.
**

- Słyszałam, że Wróż był chory. – zagadnęła Clodia kończąc posiłek.
- Był, ale na szczęście już mu lepiej. Zakażony zatrat. – odparła Mika, marszcząc brwi na myśl o zaniedbaniu jakiego dopuścił się poprzedni stajenny, panie świeć nad jego duszą. Oby ten zatrudniony wczoraj lepiej dbał o jej kochane qualimy. Po chwili jednak się rozchmurzyła, moment był wprost idealny by wyłożyć jej nowy koncept. Clodia po sushi zawsze miała doskonały humor.
Pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby wybudowanie toru wyścigowego gdzieś w pobliżu Novy, co prawda Wróż już nie może się ścigać ale Wino niedługo będzie gotowy, mógłby zadebiutować już za kilka miesięcy. Rohit uważa, że to dobry pomysł. - Było to zgodne z prawdą, do tego momentu obun pochwalał jej plany całym sercem, tylko potem ich koncepcje trochę się rozjeżdżały. Nie zmieniając wyrazu twarzy pod stołem kopnęła swego sekretarza w kostkę, nie musiała się odwracać by wiedzieć, że teraz za jej plecami posyła Clodii ostrzegawcze spojrzenie. – Z okazji otwarcia toru i tego, że Wróż wrócił do zdrowia, można by urządzić małe święto państwowe... Zwolni się ludzi z pracy na kilka dni, zapędzi na jakiś festyn…

**
Koń.. święto narodowe.. Rohit wpatrzył się w pustkę, próbując sobie przypomnieć, czy oby na pewno obudził się i wstał dziś rano z łóżka. Czy może to z jeziora unoszą się jakieś opary..? Zerknął znów na dziedziczki. Po lewej biała, po prawej czerwona, piją herbatę z filiżanek, mierząc się wzrokiem. Brakowało jeszcze, żeby zaczęły grać w szachy. Pomasował skroń. Spuścił wzrok i aż skrzywił się z przestrachem widząc wgapioną w siebie piątkę kotów. Na łaskę wszechświata. - pomyślał - Jeśli tylko któryś z nich waży się uśmiechnąć..
**

Spojrzała na siostrę nawet się nie skrzywiwszy. Może gdyby to był pierwszy raz, poczułaby się zaskoczona. Nie była zaskoczona. Będzie z półtora roku jak w katakumbach katedry w Novie wybudowano grobowiec dla padłejprzy porodzie klaczy Miki i jej źrebaka który urodził sie martwy. Clodia do tej pory nie była w stanie zrozumieć jak to się stało, że biskup to przełknął. Cóż, z drugiej strony może nie tylko to przełykał, jak już się spotkali w tej sprawie.. Posłała siostrze szeroki uśmiech.
- Czy może nie starczyłoby ci nazwanie jego imieniem toru wyścigowego? Uważam, że jego budowa to wspaniały pomysł. Byłaby to wspaniała okazja by podnieść estymę księżyca i przy okazji jego budżet..
- Skoro nie odpowiada ci święto to myślałam też o tym, by nadać Wróżowi tytuł szlachecki. Skoro taka menda jak nasz kuzynek Lucjusz może być hrabią, to mój kochany konik wspaniale nadaje się przynajmniej na baroneta.
- Mika najwyraźniej nie zamierzała tak szybko zejść z tematu.
- Hm. - Nie była pewna co tak naprawdę wolała. Zwłaszcza, przy takim przedstawieniu sprawy. Zastanowiła się chwilę. Ktoś mógł podobne nadanie tytułu potraktować osobiście.. Ale zawsze jest to jakieś wyjście bezpieczeństwa. Słyszała o paru przypadkach tego typu i choć wywołały konsternację albo śmiech, dość szybko przycichły. Zostawiwszy sobie więc furtkę w postaci konia-baroneta, postanowiła przyhamować zapędy Miki które ktoś potem mógłby wytykać Carthago co roku. - Może w tej chwili darujmy sobie te tytuły. Spróbuj porozmawiać z biskupem o święcie..
- Ale to nie ma być święto kościelne tylko państwowe, skarbie mój. Wystarczy zgoda ratusza.
- Radosny głos siostry zabawnie kontrastował z Rohitem, patrzącym bezradnie na Clodię wzrokiem mówiącym "Próbowałem ale poległem".
- Sądzę, że.. sądzę, że nie powinniśmy tego robić póki wisi nad nami rodzinna kontrola.
- A co im do święta, które będzie za rok? I tak odbyłoby się dopiero za kilka miesięcy, najpierw trzeba by tor wybudować. Właściwie co im do tego, Carthago i tak nie ma prawie w ogóle świąt państwowych.
- Kochanie, jeśli się o tym dowiedzą, a będą sprawdzać papiery, ktoś może odnieść błędne wrażenie, że nie traktujemy zarządzania poważnie.
- Pff. I co nam zrobią? Pogrożą palcem?
- Tego nie wiemy. Dlatego lepiej zaczekać.

- Możemy poczekać z ogłoszeniem do czasu aż wszyscy oświeceni ambasadorzy wyniosą się tam skąd przyszli, ale dokumenty, gotowe do podpisania, będą w biurku Rohita tutaj w Samotni. I już teraz zaznaczam, nie mam zamiaru wpuścić żadnego z tych kolegujących się z Lucjuszem świętoszków do mojego domu nawet gdyby przysłał ich sam Zebulon.
Clodia posłała Rohitowi błagalne spojrzenie, szukając wsparcia. Obun wzruszył smętnie ramionami, nikt lepiej niż on nie zdawał sobie sprawy, że próby tłumaczenia to w tej chwili zawracanie kijem rzeki.
- Rozumiem. Dobrze, niech dokumenty będą u Rohita. Przepraszam cię, Mika, ale jak ty dbasz o niego? Wygląda jak patyk.
Rohit który właśnie popijał herbatę zaczął się gwałtownie krztusić. Mika spojrzała na niego marszcząc brwi zupełnie nie zwracając uwagi na to, że biednemu obunowi grozi uduszenie.
- Przez większość czasu karmi się sam. Przez swoje zaniedbania biedak mi tu niedługo zupełnie zniknie. Dlatego zróbcie sobie wreszcie w tym waszym ratuszu jakiś lepszy bufet.
- Właściwie bardzo słuszna uwaga. Wszystkich by to ucieszyło, a Elza nosiłaby mu obiady.
- Stwierdziła treściwie Clodia radując się wyczekiwaną zmianą tematu, podczas gdy Rohit wciąż się dusząc nie wiedział już na kogo bardziej się w tej sytuacji zdenerwować.
- Tylko pilnuj żeby je zjadał..
Obun odchrząknął w końcu i zaczął normalnie oddychać.
- Drogie panie, czy musze przypominać, że jestem starszy niż wy obie razem wzięte? Umiem o siebie zadbać - oznajmił troche zachrypnięty po czym sięgnął po herbatę by przepłukać gardło.
- Dlatego, zwlaszcza przy tak wymagajacej pracy.. - zaczęła Clodia.
- .. nie możesz chudnąć, Rohicie. - dokończyła Mika, wstając i mocno przytulając się do obuna, co poskutkowało tym, że biedak znowu się zachłysnął. - Daj spokój. Każdego trzeba od czasu do czasu trochę porozpieszczać. A dzisiaj każę ci przywieźć spory obiad. Wyrzućcie te stare, śmierdzące papiery z podziemi, na co w ogóle wam te archiwum podatkowe? To byłoby bardzo przyjemne miejsce na restaurację. Może nawet ja bym do niej wpadała. - Tym razem zlitowała się i klepnęła Rohita w plecy by ukrócić jego cierpienia.
- Mm. Myślę, że zrobimy przybudówkę. - odpowiedziała jej siostra.
- Trudno będzie tak, żeby budynek dalej wyglądał stylowo.
- Spokojnie, to się absolutnie da zrobić. Myślę też, że powinnaś szybko rozpocząć budowę toru, misiaku.
 
__________________
I might cry, you will bleed.
Frostqueen jest offline