Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2007, 18:58   #94
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Inari Mura, prowincja Sasaryu, terytorium Klanu Lwa; koniec miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Wygadany dzieciak nie zastanawiał się ani chwili, z miejsca zaprzeczając, potrząśnięciem głowy:

- Pani, to nie Jednorożce. Jednorożce znają się na koniach, żaden z nich nie zrobiłby takiej partaniny, tylko po to, by dostarczyć Ci wiadomość. Oni dostarczyliby Ci wiadomość na drodze, Twój koń to dobre i poczciwe zwierzę, ale żaden z niego brat wiatru. Jednorożce dogoniłyby Cię bez żadnych dodatkowych sztuczek. Oni chlubią się swymi rumakami. No i gdyby to były Jednorożce, to poświęciliby koniowi choć jedno spojrzenie…

Oparta ramieniem o futrynę, Keiko potrząsnęła głową.

- Nigdy nie podejrzewałam ich o wślizgiwanie się do stajni w środku nocy. – „Nie spytałam się ich" - Nie znam ich i oni mnie nie znają. Gdyby hufnale były ich robotą, rozpoznaliby mnie dzięki koniowi, a jak sam, Panie, zauważyłeś nie poświęcili mu nawet spojrzenia. – „Nie pomyślałam o tym pytaniu. W ogóle". - Ale przybyli tu i nie mogę teraz zlekceważyć możliwości, że może to nie był przypadek, że może nieświadomie zostali wplątani w… to wszystko.- „Nie spytałam dokąd jadą".

- Kiedym udawał eee... nie rzucał się w oczy, przyjrzałem się im. Jeden był zainteresowany Tobą, drugi, by ruszyć jak najszybciej dalej. Ale już o to czy wiadomość dla Ciebie była częścią planu, to trzebaby pytać jakowego Akodo.

Keiko pochyliła głowę, udając, że poprawia poluzowany rzemyk łączący kościane netsuke z obi, by ukryć twarz nad wyrazem, której nie udało jej się zapanować. Zbyt późno jednak. Chłopak musiał wyczytać coś ze skrzywienia ust, zmarszczonych brwi, bo jego głos zmienił się, stając się cichszy, mniej podekscytowany, bardziej przejęty.

- Może zjesz pani kolację? Koń już podkuty. Możesz zjeść i ruszyć choćby zaraz. - Uśmiechnąwszy się odrobinę złośliwie dodał, znowu innym, pewnym siebie tonem - Wtedy wybaczę, żeś niemal zasugerowała, że ja, wielki Tsi Zutaka, miałbym chcieć unikać jakichś dwu nieznanych mi samurajów Jednorożca! Też mi coś...

Keiko spojrzała na chłopaka, chłopak, uśmiechając się przekornie, na Keiko. Przez dwa, trzy uderzenia serca panowała cisza, która samuraj-ko przypominała milczenie podczas ćwiczeń w dojo, gdy dwóch ćwiczących stoi naprzeciwko siebie, obserwując się wzajemnie i czekając na właściwy moment, by zadać cios. Teraz zamiast ruchu dłoni trzymającej miecz, wystarczyło otworzyć usta i pozwolić im mówić. Otworzyli oboje.
Keiko była pierwsza.

- Ależ właśnie dlatego, że Tsi Zutaka-san jest wielki, musiał „nie rzucać się w oczy" – powtórzyła słowa młodzika głosem, w którym brzmiał ton szczerej sympatii. Rozmowa z nim rzeczywiście przypominała ćwiczebny pojedynek: wymagała uwagi oraz skupienia. I tak jak on, pozwalała zapomnieć o zbędnych emocjach. Za to była synowi Tsi Wenfu wdzięczna.
Są dwa rodzaje wielkich ludzi: ludzie próżni, którzy swą chwałę cały czas noszą na wierzchu niczym najprzedniejsze kimono i ludzie mądrzy, którzy pozwalają dostrzegać swą wielkość jedynie niektórym. Dziś wielki Tsi Zutaka zaszczycił swą wielkością prostą Osę, jasnym jest więc, że dla Jednorożców… jej nie starczyło.

Zutaka wyszczerzył się szeroko i parsknął śmiechem lepiej od niejednego konia. Zakrztusił się przy tym tak, że Keiko zaczęła się zastanawiać czy solidne walnięcie w plecy nie pomoże mu dojść do siebie. Może Zutaka wyczytał jej intencje, ale uniósł dłoń uspokajająco, kaszlnął parę jeszcze razy i rzekł, nadal nieco nieswoim głosem:

- Żaden zamach na me życie nie był tak skuteczny, pani – Keiko zmarszczyła leciutko brwi. - Będę wystrzegał się Twego języka, bo moja wielkość może nie dożyć swego przeznaczenia. Choć umrzeć ze śmiechu wcale nie brzmi źle, to jednak mam wrażenie, że mój ojciec nie byłby ze mnie wtedy zadowolony. - Chłopak uśmiechnął się spokojniej już, z lekko zawilgotniałymi od kaszlenia oczyma. Zaczerpnął oddechu, uspokoił głos. - Jednorożce. Skąd wiedziały. - Głos jeszcze się załamał na moment, więc Zutaka pokręcił z rozbawieniem przemieszanym z irytacją głową, odetchnął parę razy, i dopiero wtedy zaczął, już spokojnym głosem.
- Mój ojciec pani, to mistrz kowalski wielkiego formatu i sławy. Nie pierwsi to samuraje, co o nim wiedzą. Ma też mój ojciec doświadczenie w sprawach ludzi wielkich, jakiego ja dopiero nabywam. Rozmowa z nim przy kolacji może Ci coś pani odsłonić.

Tylko głupiec odrzuca wyciągniętą dłoń, tylko głupiec lub człowiek pełen ufności we własne siły. Szczególnie, gdy dłoń ofiarowywana jest dobrowolnie, bez większego namysłu tak, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na ziemi. Nieufność, drgająca gdzieś w środku struna spleciona ze strachu, bólu i gniewu, której dźwięk przypomina, żeby mieć się na baczności, by uważać, gdyż świat spraw wielkich ludzi utkany jest z pozorów i sztyletów skrytych za uśmiechami, kalają ten gest. Lecz Keiko nie chce go zbrukać, nawet jeśli jej oczy są czujne a w nerwowym tańcu dłoni widać niepokój.

- Twój ojciec miał rację, panie – pokręciła lekko głową. – Nie wiem co powiedzieć. Oprócz tego, że będzie to dla mnie zaszczyt. I oprócz kolejnego dziękuję, które jest szczere, wierz mi.
 

Ostatnio edytowane przez obce : 15-11-2007 o 22:48.
obce jest offline