Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2007, 20:27   #23
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Dalsza część spotkania minęła w równie wesołej atmosferze, choć Rohit jeszcze raz się zadławił i mamrotał coś o maltretowaniu albo molestowaniu - nie dosłyszały, z resztą nie miało to większego znaczenia bo po zrelaksowanej pozycji w jakiej siedział obie doskonale poznawały, że nie jest mu aż tak źle jak chce by się im wydawało. Czas mijał zaś oni patrząc na spokojną taflę jeziora mieli wrażenie, że nic nie jest w stanie zmącić tego niebiańskiego spokoju. Jednak były takie rzeczy, o czym Clodia skwapliwie im przypomniała.
- Czego takiego dowiedziałaś się o naszym drogim kawalerze Munchkinie? Musze przyznać, że kazałam sprawdzić co tam u nas o nim mamy i niczym szczególnym się nie wyróżnia.. Mimo to.. W historii Carthago próby zbrojenia się przez chłopów dałoby się policzyć na palcach jednej ręki. Coś jest źle i nie podoba mi się to bardzo.
Cóż. Właściwie Mika mogła się tego spodziewać. Jej kochana nadgorliwa bliźniaczka zawsze musiała wiedzieć wszystko.
- Nawet ciekawy przypadek z tego pana kawalera, nieźle się bawiliśmy z Ra, rozglądając u niego. Kosmiczne daniny jakie nakłada na swoich poddanych to tylko cześć problemów. Jego słudzy też nieźle sobie poczynają. Chłopi na wzmiankę o dżokejach Munchkina reagują tak jak Esteban na mój widok. – Mika zaśmiała się gardłowo, osoba Estebana zawsze budziła jej rozbawienie, zwłaszcza w momentach gdy Amalteanin usiłował ją egzorcyzmować. Clodia uśmiechnęła się z lekkim zakłopotaniem na myśl o tym jakie uczucia jej kochana siostra budziła w tym człowieku. – Wygląda na to, że pan kawaler stracił umiar jeśli chodzi o potrzebę bogacenia się. Jeśli czegoś się z nim nie zrobi to jego chłopi prędzej czy później znowu popadną w desperacje, za którymś razem może im się w końcu udać.
- Teoretycznie to jego problem. Jeśli będzie musiał ich spacyfikować to potem nie będzie kto miał na niego pracować a my będziemy mogły zrealizować jego zobowiązania podatkowe zabierając ziemie.. Nie możemy jednak tego tak zostawić. Nie podoba mi się jego koteria kolesi, a tym bardziej fakt, że na naszych ziemiach byle kawaler pozwala sobie na takie wybryki. Korci mnie, żeby zwalić mu na głowę połowę ratusza i kontrolę o jakiej jeszcze tu nie słyszano. - Złożyła palce w piramidkę i zmrużyła oczy, co nadało jej wygląd jakby właśnie realizowała swoje najbardziej perfidne plany.
- Nie trzeba od razu wyciągać armaty, pistolet wystarczy – odparła Mika uśmiechając się delikatnie. – Kontrola to bardzo dobry pomysł tyle, ze przedtem przydałoby się mieć pewność, że coś znajdziemy. Skoro jak dotąd w jego papierach jest wszystko w porządku to może nie jest aż tak głupi by dać się formalnie złapać. – Podniosła herbatę, jak dotąd cała ta sprawa wydawała się znacznie bardziej zabawna niż przypuszczała. – Możemy z Ra jeszcze się tam trochę rozejrzeć, upewnić się, że kontrola coś znajdzie. No i moglibyśmy się zająć tymi jego dżokejami.
- Mmm. Co dokładnie masz na myśli z tym ostatnim?
- Clodia chyba się ucieszyła.
- Możnaby zobaczyć co takiego wyczyniają i dopilnować żeby przestali. – Mika uśmiechnęła mrożąc oczy, wyglądała trochę jak zadowolony kot patrzący na konającą mysz.
~Rodzina.~ pomyślała Clodia. ~Zawsze można na niej polegać.~
- Tylko nie przesadź.
- dodała jednak, przestraszona trochę miną swojej siostry.
- Znasz mnie. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Owszem i właśnie dlatego się obawiam – wymamrotał Rohit, jednak został zignorowany. Mika spokojnie kontynuowała.
Tak na marginesie, chyba spotkam się z panem kawalerem. Pewnie wie, że interesowałam się osobiście sprawą, dobrze by było gdyby nabrał przekonania, że święcie wierze w „niewdzięcznych poddanych” inaczej mógłby czuć się zaniepokojony.
- Jeśli masz ochotę. Nikt z nas i tak nie poradziłby sobie z tym lepiej niż ty, Miko. Powstrzymam swoje zapędy, choć chciałabym szybko przypomnieć mu conieco na temat oficjalnej polityki jego zwierzchników jeśli chodzi o chłopów. Trzeba by zrobić coś, żeby uspokoić trochę atmosferę do tego czasu. Nie zniosę buntów na Carthago. - Jej skrzywiona mina gdy wypowiadała te słowa wyrażała całą pogardę dla sytuacji.
- Jeszcze zdążysz, lepiej martw się tym całym oświeconym ambasadorem. – skrzywiła się na myśl o kontroli. – A co do chłopów to ty tu masz zapędy społecznika, nie ja. - Mika wzruszyła ramionami, myślami była już gdzie indziej.
- Mówiłam już kiedyś co uważam na temat roli chłopów. Cała ta sprawa popycha mnie do myśli o wydaniu ograniczenia procentu o jaki w przeciągu trzech lat podniesiony może być podatek rolny. Na przykład tak, by ustalić granicę pomiędzy kawalerem Otto a resztą i zmusić go w przeciągu najbliższych dwóch-trzech lat do obniżenia jego wartości do poziomu jaki byłby w stanie osiągnąć stosując się do tej zasady. Tylko dobre stosunki z Ratuszem mogły by gwarantować -przy odpowiednim usprawiedliwieniu- pewne odstępstwa. Nastroje mieszkańców poszłyby w górę, ale nie wiem czy chcę szerzyć kontrowersje przy ambasadorze. Teoretycznie na naszych ziemiach nie ma nic do powiedzenia, ale opinia rodu jest dość istotą kwestią. Zostawiam to jako plan na później, jeśli nic innego nie pomoże. Przynajmniej możemy mieć pewność, że rodzina nas wesprze w razie czego. Khm. - Zamilkła, widząc, że jej siostra całkiem już odpłynęła. Pozostała tylko jedna rzecz. - Przynajmniej z akolitą dobrze wyszło. - zagadnęła, odrywając ją ponownie od widoku jeziora. - Myślę, że wszystkim im należą się glejty. Jeśli wcześniej zgłoszą się po nie do Ratusza, no nie? - Mrugnęła uśmiechając się.
- O tak z akolitą naprawdę bardzo dobrze wyszło… - Tym razem uśmiech Miki był trochę bardziej leniwy. - …jeśli o mnie chodzi mogę im codziennie dawać te glejty… – Mimo usilnych starań Clodia nie zdołała nad sobą zapanować i roześmiała się gwałtownie, siostra pokręciła tylko głową i kontynuowała. – A co do tych twoich podatków to mi pomysł nie wydaje się taki zły, choć… - zerknęła na Rohita. – …pan zrzęda zapewne zaraz wygłosi swoją własną teorię.
Ile to już razy Clodia wspierała różne zwariowane pomysły Miki i cierpliwie znosiła jej wybryki. Dlaczegóż to ona nie miałaby teraz poprzeć siostry gdy nagle dla odmiany ta wpadła na kontrowersyjny pomysł. A jeśli reszta szlachty podniesie raban z tej okazji to ich problem. A więc na pohybel wszelkim formalistom, sztywniakom i nudziarzom!
- Co prawda tego typu ograniczenie poborów da się wprowadzić, jednak szlachcie się to nie spodoba. Jednoczesna ingerencja w wolność i finanse. Ponadto, to iż przepisy można by ominąć za przychylnością ratusza mogą uznać za próbę jeszcze głębszego uzależnienia ich od suwerenów - stwierdził Obun.
- W takim razie ten punkt możemy pominąć. A ich wolność i tak podlega nam, bo to nasza ziemia. Zmiana nie byłaby zbyt wielka, nie ustalam przecież górnego pułapu dla podatków! - zaoponowała Clodia.
- Oj, to niech sobie marudzą jak lubią, co nas to właściwie obchodzi? Nie podoba się to wynocha. Niektórym mogę nawet pomóc, zwłaszcza baronowi Danowi - jemu z chęcią zafunduję przelot, no i nową kwaterę, elegancką, dębową sześć stóp pod ziemią – wymamrotała Mika mając już powyżej uszu rozmów o interesach.
- Ale… – Obun bynajmniej nie zamierzał się poddawać.
- Żadnego ale, Ro. – Mika wstała od stołu stanowczym ruchem i stanąwszy za siostrą pochyliła się i objęła ją ramionami tak, że ich twarze znajdowały się tuż obok siebie. Rysy twarzy miały identyczne, jednak tysiące innych szczegółów jak kolor oczu, włosów, wyraz twarzy czy spojrzenie sprawiały, że były niemożliwe do pomylenia. Anioł z piekła rodem i władczyni w szkarłacie. – Spójrz na nas. Czy my możemy sobie z czymś nie poradzić??
****
Po przemiłym śniadaniu Mikę czekało trochę pracy. Zaczęła od wezwania do siebie kawalera Otta Munchkina w celu uzyskania wyjaśnień, umówiła go na popołudnie następnego dnia. Miała zamiar zwalić całą winę za swój udział w sprawie na rychłą wizytę ambasadorów i pochwalić go za tak szybkie rozwiązanie problemu. Zamierzał sprawić, żeby wyjechał z „Samotni” przekonany iż ani ją, ani tym bardziej jej siostrę sprawa broni już nie interesuje.
Następnie czekało ją namiętne kilka godzin z raportami z działalności rezerwatów oraz prośbami o pozwolenie na polowanie, wszystkie pochodzące z kancelarii barona Dana wylądowały w kominku nawet bez przeczytania.
Tymczasem Randhir dostał zadanie dowiedzenia się gdzie lubią spędzać wolny czas dżokeje kawalera Munchkina. Przy dobrych układach miała nadzieję osobiście zabrać się za tą sprawę już następnego dnia po zmroku.
 

Ostatnio edytowane przez Lirymoor : 14-11-2007 o 20:35.
Lirymoor jest offline