Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2007, 14:39   #7
Druidzki spokój
 
Reputacja: 1 Druidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodzeDruidzki spokój jest na bardzo dobrej drodze
Drużyna ruszyła…powoli z mozołem zostawiając w grubej warstwie śniegu głębokie ślady … i przyzwyczajając źrenice do mocnego białego światła, bijącego z nieba jak i odbijającego się od śniegu. Bez mapy, bez jakiejkolwiek znajomości terenu i z niewielką wiedzą o tym , co może ich tu spotkać. Przemierzali puste białe stepy. Las po ich prawej się już dawno skończył, pasmo gór, które mieli przebyć rosło z minuty na minutę. Minęli stado reniferów w odległości 200 stóp od nich. Zwierzęta patrzyły się dziwnie nie rozpoznając w postaciach żadnych dotychczas znanych im istot, po czym ruszyły całym stadem na wschód. Dotarli do podnóża gór, ziemia przechylała się pod kątem 30 stopni docierając do gołych czarnych skał wystających gdzieniegdzie spod grubej warstwy bieli. Jedyne co pozostawało znaleźć to ścieżka prowadząca bezpiecznie przez to pasmo na drugą stronę, lecz w zasięgu wzroku nie było nic widać. Gdy tak stali zastanawiając się co zrobić, w którą stronę ruszyć, czy kogo wysłać na zwiad, cichaczem wśród świstu wiatru skradała się do nich wataha białych wilków. Nadchodziły z zachodu za nimi ciągnęły się płytkie wgłębienia odciśniętych łap. Przywódca zatrzymał się patrząc swymi szklisto-czarnymi oczami na wędrowców, po czym wydał ciche warknięcie, a sześć wilków z przodu popędziło w ich kierunku.
Strażnik parzący akurat w tą stronę zmrużył oczy, „czy to śnieg tak faluje czy mam omamy” – pomyślał, lecz po chwili z białego tła zaczęły wyłaniać się czarne kropki będące oczami i nosami, a potem całe ogromne, półtora metrowe cielska z żółtymi kłami, z ich otwartych mord leciała para, pierwszy z sześciu rzucił się na strażnika próbując dotrzeć do szyi, pozostałe biegły w kierunku czeladników…




3 godziny wcześniej
Salhem biegł przez las a jedyną jego myślą i największym pragnieniem było złapanie tego rysia, który uciekł w popłochu widząc młodzieńca… i wtedy się potknął, poczuł silny ból wargi i ostre kłucie lodu. Wygięty korzeń świerku tuż za nim wrośnięty w ziemię stał tak jak stał od wieków nikomu nie wadząc aż do teraz. Salhem podniósł się i nie widząc nigdzie zwierzęcia powrócił zrezygnowany z powrotem do grupy.
 
Druidzki spokój jest offline