Wątek: Tacy jak ty 3
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2007, 22:12   #6
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Otworzyłem oko. Potwornie bolała mnie głowa. Przyznam szczerze, że nie przypominam sobie, żebym po którejś z suto zaprawianych imprez w Akademii przeżywał coś podobnego. Jak to mówią, człowiek uczy się przez całe życie. Zresztą, lepiej głowa niż coś innego... Machnąłem ręką koło siebie. Wpadła w coś miękkiego. "Cholera" - pomyślałem mając złe przeczucie. Na szczęście jednak dla mojego poczucia estetyki, okazało się, że była to jedynie miękka, chłodna trawa, obficie skąpana w rosie.

Wstałem, chwiejąc się na nogach. Przed oczami latały mi jakieś pomioty Belzebuba, a cały świat bujał w zgniłozielonych barwach. Na bogów, klina, królestwo za klina!.. Tylko że to nie była zwykła choroba. Coś mnie rozłożyło na atomy, wysłało w cholerę i złożyło z powrotem. Ku mojemu ubolewaniu reszta nierobów zamiast stać się jakąś gwiezdną konstelacją leżała sapiąc obok mojej skromnej osoby.

Astaroth leżał niedaleko mnie. Złośliwy uśmiech wykwitł mi na twarzy. Wyjąłem sztylet i zacząłem wlec się po cichutku w jego kierunku. Nie zrozumcie mnie źle, nie chciałem go zarzynać, ale tylko zostawić mu na pysku jakąś pamiątkę. Albo uciąć coś. I przyszyć gdzieś indziej. Taki astarothowy misz masz. Astaroth - zestaw do samodzielnego złożenia.
Już miałem urżnąć małe conieco, gdy nagle demon otworzył oczy i odskoczył w panice. Biorąc pod uwagę to, co zamierzałem zrobić, panika ta była całkiem dobrze uzasadniona.
- Ech - westchnąłem, chowając nóż do pochwy.
Jakiś koszmar schizofrenika wylądował mu na ramieniu, ale nie zamierzałem się tym przejmować.
Jestem w końcu nekromantą, nie zoologiem.

W momencie gdy tak sobie wzdychałem, usłyszałem pisk. Wysoki. Kobiecy. Bez wątpienia to nie był Astaroth; poza tym i tak miałem schowane ostrze sztyletu... Rzuciłem się w kierunku odgłosu, po to by ujrzeć Charlotte i ... Wilka?!
- Na bogów - złapałem się za głowę - Nie wiedziałem, że te podróże aż tak dają w czapę...

Inna rzecz, że bydle znajdowało się w dwuznacznej sytuacji w stosunku do sukkubicy. No cóż, może i nie żyłem z nią w świetnych relacjach, ale mam do niej sentyment, prawda? Niewiele więc myśląc wyciągnąłem broń, złapałem Charlotte żelaznym uściskiem i przyciągnąłem do siebie. Nie będzie mi jakiś wilk się tutaj panoszył...

Kiedy tak stałem z Charlotte przycupniętą do mojej piersi, poczułem, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Oto, mój zwykły chłód i logika wydawały się mnie opuszczać. Nie wiedziałem co się ze mną dzieję; czy był to jakiś czar tej dziewczyny, czy jakieś skrywane po cichu uczucie które wróciło na powierzchnie, po tym jak maszyna rozbiła mnie na kawałki i złożyła tutaj w całość... Wiedziałem tylko jedno: nie potrafiłem myśleć już o niczym innym, niż oddaniu się w ręce (tak, ręce ^^) sukkuba. Jakkolwiek to brzmi ^^.

- To wy.. ermm... Zabezpieczcie teren... - wyjąkałem - A ja odprowadzę ją w bezpieczne miejsce...

Ciągle trzymając Charlotte za ramię, pociągnąłem ją za sobą. Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie czy będzie się opierać, czy pójdzie ze mną dobrowolnie. Świat przysłaniała mi czerwonawa mgła, a ja sam słyszałem huk krwi w tętnicach. Odciągnąłem dziewczynę na tyle daleko, by reszta
hołoty nie mogła nas zobaczyć, ani usłyszeć.

Nie mówiąc słowa spojrzałem jej prosto w oczy. Zdecydowanie za długo z tym czekałem. Nie należy przecież tłumić własnych popędów... Schyliłem się i wczepiłem się łapczywie ustami w jej usta.Byłem już całkowicie zaślepiony i, na bogów, niemal przekonany że nie kontroluję już własnych poczynań. Moje ręcę błądziły po jej ciele. Prawa znalazła w końcu całkiem sympatyczną, miękką pierś dziewczyny i poświęciła jej dłuższą chwilę. Lewa zjeżdżała powoli coraz niżej, i niżej, i niżej... W końcu i prawa ręka stwierdziła, że potrzebuje więcej doznań; po czym zaczęła gwałtownymi ruchami ściągać z Charlotte okrycie wierzchnie. Usta powędrowały na jej kark, dekolt, błądziły zataczając koła; to niżej, to wyżej. Lewa ręka nieporadnie radziła sobie z moim własnym płaszczem - na szczęście ktoś przewidział taką sytuację, i operacja pozbycia się go poszła w miarę sprawnie. W końcu stanęliśmy przed sobą, jak nas matka natura stworzyła. Ale, jak się domyślacie, ten fakt już od dłuższego czasu średnio na wyrost docierał do mojego przegrzanego umysłu. Nim zdążyła się dobrze zorientować co się wokół niej dzieje (a może właśnie orientowała się aż za dobrze), położyłem ją zdecydowanym ruchem na miękkiej trawie. Zbliżyłem się do niej, pochłaniając wręcz jej ciało pocałunkami. I nagle...

... Nagle świat rozbłysnął tysiącem kolorów a ja westchnąłem z rozkoszy...
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.
Chrapek jest offline