Jan Czetkowski
Jan poczÄ…tkowo jedynie przysÅ‚uchiwaÅ‚ siÄ™ starszym wiekiem żoÅ‚nierzom i musiaÅ‚ przyznać, że najbardziej skÅ‚aniaÅ‚ siÄ™ ku pomysÅ‚om pana Mihnicza, który coraz wiÄ™cej zyskiwaÅ‚ w jego oczach szacunku. „Może jednak bÄ™dÄ™ mógÅ‚ na coÅ› wiÄ™cej siÄ™ przydać” – chora potrzeba wiecznego udowadniani innym swojej wartoÅ›ci nie dawaÅ‚a szlachcicowi spokoju.
W końcu, żeby poparcie swoje podkreślić i on zabrał głos.
- Uważam, że pan Mihnicz ma racje i powinniÅ›my maÅ‚y wypad z wysÅ‚aniem dwóch ludzi po pomoc poÅ‚Ä…czyć. Tylko kto nam pomoże, do kogo ich wysÅ‚ać? – PowiedziaÅ‚ gÅ‚oÅ›no, po czym dodaÅ‚ szeptem do pana Niewiarowskiego – „Nasz” oddziaÅ‚ jest pewnie jakiÅ› dzieÅ„ drogi stÄ…d, można spróbować?
Rotmistrz PobidziÅ„ski na pewno nie zostawiÅ‚by swoich ludzi w potrzebie, ale dla nich – rozejrzaÅ‚ siÄ™ po skupionych twarzach naradzajÄ…cych siÄ™ panów braci – wÄ…tpiÅ‚, żeby jego dowódca kiwnÄ…Å‚ chociaż palcem aby im pomóc. „Trzeba szukać pomocy gdzieÅ› indziej”.
- Ja sam zgÅ‚aszam siÄ™ do ewentualnego ataku… - nic wiÄ™cej jednak nie mógÅ‚ dodać, bowiem w obozie podniosÅ‚a siÄ™ wrzawa, kiedy to pan Mateusz jakimÅ› cudem powróciÅ‚ z pobojowiska. Sam Jan jedynie poklepaÅ‚ bohatera po plecach i ze zniecierpliwieniem czekaÅ‚ co rozkaże pan LigÄ™za. |