Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-11-2007, 16:14   #81
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Raz, drugi… trzeci gdzieś świsnął koło ucha. Mateusz jak ranne zwierze odbijał ciosy. I choć napór wroga rósł nie dając wielu szans, to jednak Pan Ankwicz jakby sobie nie zdawał sprawy z przegranej. Ostatkami sił odbijał, zbijał, ripostował i unikał. Ciął na prawo i lewo, lecz tak naprawdę opędzając się od wroga. Nagle gruchnęły samopały.

Wróg co to się zamierzał na Mateusza stracił rękę. Kula strzaskała kość, chlapiąc krwią i mięsem w koło. A sam poszkodowany począł wrzeszczeć ściskając kikut. W koło zapanował harmider. Mateusz ruszył prędko w bok, schodząc ku ziemi. Kolejne kule poleciały w ciżbę. Mateusz poczuł jak coś świsnęło mu koło ucha. Ale nie myśląc o ranach, biegł spiesznie by ratować swój żywot.

Wżdy okazało się że nikt już na niego nie dybie. Wdarł się niepokój, a grabieżcy jakoś nieskładnie postępowali. To w jedna, to w druga stronę. Kolejne celne strzały rozwiały wątpliwości. Ciżba ruszyła konno i pieszo wycofując się. Mateusz odskoczył z drogi jednego, obrócił się i…

Stracił przytomność? Pewniekiem nie. Powstał widząc że niewielu na polance pozostało. Paru rannych i zabitych. Ktoś jeszcze też próbował się unieść. Widząc w tym okazję, zerwał się na nogi. Cudem jakowymś zdołał ustać i nawet pomiarkował że sprawność się przy nim ostała.

Ruszył więc ku taborom ściskając wciąż szablę, ale kiedy okazało się że widzą jego zakrzyknął.
- To ja! Nie strzelaj!

***

Wszyscy zebrali się w koło by radzić co czynić. Mateusz przysiadł na dyszlu od wozu, wyraźnie zmęczony. Jak słuchał co inni radzą, tak sam nie zabierał głosu. Jedynie gdy pomysł wysłania kogo z informacją się zrodził, przytaknął z aprobatą. Lecz po prawdzie zamiast radzić co czynić zajął się przy pomocy jednego z żołnierzy obwiązywania swych ran, tak by krew nie uchodziła.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 17-11-2007, 21:34   #82
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Jan Czetkowski

Jan początkowo jedynie przysłuchiwał się starszym wiekiem żołnierzom i musiał przyznać, że najbardziej skłaniał się ku pomysłom pana Mihnicza, który coraz więcej zyskiwał w jego oczach szacunku. „Może jednak będę mógł na coś więcej się przydać” – chora potrzeba wiecznego udowadniani innym swojej wartości nie dawała szlachcicowi spokoju.


W końcu, żeby poparcie swoje podkreślić i on zabrał głos.
- Uważam, że pan Mihnicz ma racje i powinniśmy mały wypad z wysłaniem dwóch ludzi po pomoc połączyć. Tylko kto nam pomoże, do kogo ich wysłać? – Powiedział głośno, po czym dodał szeptem do pana Niewiarowskiego„Nasz” oddział jest pewnie jakiś dzień drogi stąd, można spróbować?


Rotmistrz Pobidziński na pewno nie zostawiłby swoich ludzi w potrzebie, ale dla nich – rozejrzał się po skupionych twarzach naradzających się panów braci – wątpił, żeby jego dowódca kiwnął chociaż palcem aby im pomóc. „Trzeba szukać pomocy gdzieś indziej”.


- Ja sam zgłaszam się do ewentualnego ataku…
- nic więcej jednak nie mógł dodać, bowiem w obozie podniosła się wrzawa, kiedy to pan Mateusz jakimś cudem powrócił z pobojowiska. Sam Jan jedynie poklepał bohatera po plecach i ze zniecierpliwieniem czekał co rozkaże pan Ligęza.
 
mataichi jest offline  
Stary 18-11-2007, 23:23   #83
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Cóż począć, zamyślił się Władysław. Jeżeli to dziewka zwyczajna, to mimo absurdu całej sytuacji, można z nią potańcować. Jeżeli zaś jest to zjawa... Cóż, od zawsze wiadomym było, iż kto ducha oszuka, tego krótka droga do grobu... A do grobu szlachetce się nie spieszyło- dobrze mu było na tym świecie, gdzie i winka zapić może, i wyryćkać dzierlatkę gibką...

Tylko perspektywa następnych lat na służbie u diabła nie malowała mu świata w barwach różu. Cóż to jednak, swoje odrobi i znów będzie panem samego siebie. A jeżeli dobrze się spisze, to i może magyję jakąś na diable wyprosi...

- Ot, pewno! Zatańcujmy!- zaklasnął Daniłłowicz i ruszył w kierunku dziewczyny, pod nosem szepcąc tylko wszystkie znane modlitwy. Czy diabeł i zjawa to nie za dużo jak na jedną noc!?
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 18-11-2007 o 23:25.
Kutak jest offline  
Stary 20-11-2007, 11:09   #84
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Obóz nad Sołynką

Ligęza
słuchał przekrzywiwszy głowę na bok. Widać było, że opary wczorajszego węgrzyna dawno mu już wyparowały z głowy.

- Sabaci tu na nic. To w większości Niemcy, Madziarzy, Rakuszanie i beskidnicy. Słabo znają tutejsze okolice. Z Bolatynia się rzadko ruszają - tu palnął się ręką w czoło i roześmiał, jakby myśl jakaś rozbawiła go setnie.

- Nic, nic waszmościowie, jeno myśl jedna przeszła mi przez głowę. Tedy jak widzę atak postanowiony, ale gońca nie mamy. Niech Tomaszek jedzie, wszak to jego strony. Nie, nie protestuj - podniósł dłonie uciszając próbującego coś mówić Niewiarowskiego.

-
Tyś już inny wrócił niż wyjechał. Widać to, że do szabli przymuszasz się. Jedz lepiej po lisowczyków, tam wszak pan Dydyński służy, wielki twój przyjaciel, a i bracia chyba jego młodsi razem z nim wyruszyli.

- Ja waszmościowie z sabatami zostanę w taborze, gdzie rusznice wszystkie przygotowane mieć będziemy, wy zaś zamieszania naróbcie, by duch w grasantach upadł. Mości Michicz pojedziesz z ichmościami ?
Tedy panowie bracia opatrzcie konie - mości Czetkowski wezmiesz mojego, zważcie jeno którędy atakować zamierzacie, pamiętajcie co się podczas odwrotu tej hołoty stało.

Przysłuchiwali sie mu w milczeniu a pan Niewiarowski siodłać konia począł zaraz za pas zatykając dwa półhaki przez feldfebla sabatów z jednego z wozów przyniesione.

- Pojadę z waszmościami i gdy rum się wśród nich uczyni przemknę lasem do Sańska i potem w trop za chorągwią Pobidzińskiego pójdę. Wolno ciągną, jak szczęście nam sprzyja w Turowoli popas uczynili, jak dopomóc zechcą na wieczór z nimi tu stanę.
- Waszeć panie Ligęza hazardować lubisz, ale nie moja to rzecz. Mnie tam zajedno -
mówił do infamisa, ten zaś patrzył na niego z dziwnym uśmieszkiem.

- No panowie, czas nam chyba ruszać - pan Tomasz dociągnął popręgi i popatrzył po reszcie kompaniji.



Zaczęli tedy tańcować, Daniłłowicz czuł przy sobie sprężyste ciało dziewczyny. Zaczęli wirować w dzikim kozackim obertyńcu, szybciej, coraz szybciej. Świat zaczął wirować przed oczami szlachcica, drobne listki i piasek zaczęły wznosić się pod nogami tańczącej pary. Próbował się wyzwolić z objęć partnerki - nie mógł.
A ta obracała się ze swym partnerem coraz prędzej, taniec zaczął przekształcać się w jakiś dziki, niekontrolowany wir.

Zle ze mną - przemknęło przez głowę Daniłłowicza. Naprężył mięśnie, ale choć ułomkiem nie był, nie mógł się uwolnić.
No to koniec, wyzwoliłem sie z rąk grasantów, by jakaś wąpierzyca, czy sukkub mnie porwał. Ech Boruta pięknieś mnie urządził - pomyślał.

Zahuczało, zagrzmiało, dziewczyna z wyciem puściła szlachcica i umknęła między drzewa. Pan Władysław upadł na czworaki i ciężko dyszał czekając aż przestanie mu we łbie się kręcić. Jak zza mgły dolatywały go słowa diabła.

-
Aż poćpiega - tu splunął i wywinął trzymanym w rękach biczem z popich i jezuickich bród skręconym jak fama mówiła.
- Nic tylko tańce i chędożenie im w głowie.
Popatrzył na pana Daniłłowicza i wyjaśnił
- Dziewkę oną wysłałem bo drzwiczki niskie były, a waszeci wypiętego zadu oglądać nie zamierzalem - uderzył batem po cholewach swych wysokich butów.
- Bo i widok to niepolityczny i mnie całkiem niemiły. Wstawaj waszeć !!! - huknął na Władysława.
- Tam waści kompanioni bić sie szykują a waszeć mi tu jak kot rzygasz - skrzywił się widząc womitującego nagle szlachcica.

-
Bierz waszeć szable w garść, bo i zadanie mam pierwsze dla Ciebie. Ot i tamten kurwiarz zatracony co pułkownikiem Rożyńskim się mianuje cyrograf podpisał, a wywiązać się z niego nie chce. Tedy mi go waść do ruin zamku Barzęcin na Czarciej Skale postawionym przywiedziesz.
- Albo i ubijesz -
dodał po namyśle.
- W każdym razie w 30 niedziel ma stanąć przed moim obliczem a wtedy...wtedy...-
trzasnął sie znów po cholewie biczyskiem.
- Poczuje pan PUŁKOWNIK co znaczy z Księciem Diabłów Polskich w konflikta wchodzić. No mości Daniłłowicz wstawaj i ruszaj...

Czarodziejskim, czy raczej diabelskim sposobem koń nagle zachrapał w krzach. Ujrzał pan Władysław kasztana pięknego, z rzędem nieubogim, z pistoletami tkwiącymi w olstrach, jeno plama krwi na siodle świadczyła, iż poprzedniemu właścicielowi szczęścia nie przyniósł. Miał szlachcic pytań jeszcze bez liku, ale gdy rozejrzał się wokół Boruta już znikł, jeno w powietrzu nikły zapach przedniego węgrzyna się unosił.


Mały szkic dla przypomnienia







 

Ostatnio edytowane przez Arango : 20-11-2007 o 11:49.
Arango jest offline  
Stary 20-11-2007, 16:05   #85
 
Szarik's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłośćSzarik ma wspaniałą przyszłość
- Wyjadę na wroga - potwierdził Michicz szybko sprawdzając pistolety w olstrach przy siodle swojego konia i wskakując na jego grzbiet. - Tak doskonale jak wy, Lachy, bić się z konia jeszcze nie umiem, wolę twardo stać na ziemi obiema nogami, ale i moich umiejętności na tych zbójców powinno wystarczyć.
Poczekał, aż rozsunięte zostaną dyszle i kozły tarasujące wejście do obozowiska i wyjechał poza obręb wozów biorąc po drodze opartą o wóz runkę. Zaczynał czuć podniecenie i zew krwi tak dobrze mu znany. Nie hamował tych odczuć. Teraz, gdy miał iść do szarży, budował w sobie gniew. Wiedział, że musi być wcieloną furią, wrogowie muszą bać się spojrzeć mu w oczy nie mówiąc już o stawianiu oporu. Nie ma odwrotu. Wyobraził sobie przerażonych ludzi zamkniętych w szopie. Tych tutaj, w ciszy czekających nieuchronnego losu i tych wtedy wyjących pośród płomieni i on, Hassan, z pochodnią w ręku. Śmiejący się w głos. Śmierć giaurom. Śmierć niewiernym. Polska i serbska szopa pełna ludzi zlały się w jego świadomości w jedno. Czuł swąd palnego mięsa, czuł żar opalający mu brwi i słyszał to wycie jakby wył sam szejtan z głębi siedmiu piekieł. Nie jest za późno. Dla nas i dla tych ludzi tutaj nie jest za późno. Tu i teraz tak naprawdę zaczyna się jego hadżdż, pielgrzymka do Mekki i odkupienia grzechów. Nie ma już Hassana, jest Dragan Michicz, który zaprzysiągł zemstę. W jego wyobraźni kłębiący się za rzeczką grasanci stali się stojącą w ordynku janczarską ortą. Runka w jego ręku zamieniła się w długą kopię. Na piersi zabłyszczał kirys, nad głową zaszumiały usarskie skrzydła. Wyjeżdżających z obozowiska polskich szlachciców widział oczyma wyobraźni jako dumnych lackich usarzy, przed którymi drżał cały świat a pod którymi drżała ziemia. Allach jest jedynym bogiem, a Mahomet jego prorokiem, wyszeptał Michicz po czym spiął konia, zahałłakował dziko i runął z impetem przez rzeczkę nie oglądając się za siebie. Oczy przysłonił mu gniew, który dodawał mu sił. Jak przez czerwoną mgłę widział grupkę dowódców, na którą się skierował. Na ich twarzach malowało się niedowierzanie. Ktoś wskakiwał na konia, inny coś krzyczał w stronę zdezorientowanych i nieprzygotowanych bandytów. Dragan Michicz, janczar będący w swej wyobraźni husarzem, szarżował.
 
Szarik jest offline  
Stary 23-11-2007, 20:08   #86
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
- Mości Panowie – Pan Ankwicz powstał z dyszla, prezentując świeżo owinięte ramie. – Nie licuje z doświadczeniem i żołnierskim rzemiosłem co by bez jakiego planu brać się do podjazdu. Oczywiście pewnikiem są pośród nas wojownicy wielcy i wprawieni, ale jako że czasu mało i trza atakować nim psubraty nabiorą rezonu, a oprzytomnieją nieco. I dlatego chciałbym zaproponować plan i… że to ja waszmości powiodę.

Spojrzał Mateusz po wszystkich. Minę miał hardą i widać było w nim przeświadczenie o słuszności roli jakiej się podjął. Spoglądał tedy wojownik po wszystkich patrząc czy znajdzie posłuch i uznanie. Wszak tylko przy aprobacie Panów Braci mógł podjąć się roli jaką sobie uwidział.

- Pamiętajmy o jednym. Nie idziemy w harce co by zwycięstwa szukać. Grasantów kupa i nie ma co liczyć ze ich wszystkich rozbijemy. Trza nam uderzyć szybko. Co by zadać cios i odskoczyć. A zasiać w ich sercach trwogę i zwątpienie. Naszą przewagę upatruje w szybkości, zdecydowaniu i osłonie mości Ligęzy. Tedy proponuje. Konno, samopałów jak najwięcej. Przekroczymy Sołynkę na prawo. Tam gdzie w koło drzewa. Może się nie pomiarkują. Następnie uderzymy w nich. Ale nie do zwarcia! Ostrzelamy z samopałów. A na szable tylko wtedy jak pojedynczy grasanci się odłączą. I zanim wszyscy się opamiętają, ujdziemy wnet powrotem. Tak będzie mości Panowie?
W głosie i postwie Mateusza czuć było podniecenie i mobilizację. Rycerz jakby zapomniał o Świerzych ranach. Mówił z pasją i siła. Tak że jeśli z tę samą siłą walczył, to współczuć temu kto stanie mu na drodze.

Szukał chwilę jeszcze poparcia wśród kampanii. Poczym bez zwłoki począł rychtować konia. Siwek jabłkowity dość posłusznie obkręcił się jak tylko Mateusz podszedł do niego. Zwierze zastrzygło uszami, poczym kładąc je po sobie zaczęł kręcić łbem i wpychać ją pod ramie rycerza, szukając smakołyków jakiś, a rozrywki. Koń to był smukły, a mocny. Widać że nie poślednie zwierze. Ale najznaczniejsze było iż był to Kon prawdziwego kawalerzysty. Takiego co kocha swego wierzchowca i ten nie pozostawał mu dłużny.

Chwilę później Pan Ankwicz upchnął w kulbace dwa bandolety. Poczym chwyciwszy jeszcze pistolet jaki co musiał go skądś pochwycić dosiadł wierzchowca. Nie chwytając wodzy, podprowadził konika do reszty Panów braci. Widać było lekkość ruchów konia i swobodę z jaką powodował nią Maeusz. A robił to przy tym za swadą. Znak że konno czuł się wyjątkowo pewnie i skory był się tym chwalić.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 28-11-2007, 13:12   #87
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Mariusz był już gotów do szarży wskoczył na konia i czekał, aż kompania ruszy z miejsca by przy boku szlachetnych panów stanąć i spełnić swój żołnierski obowiązek. W gorszych już bywał opałach a i śmierć nie była mu straszna, czymże jest bowiem życie tu na ziemi w porównaniu z wiecznością? Spodobał mu się zamysł by ostrzelać gromadnie grasantów, jednak i przeciwko szarży skutecznej nic nie miał, po przeciwniku wielkiego oporu raczej się nie spodziewał, choć liczba ich duża mogła przez czas jakiś podnosić morale przeciwnika, gdy jednak zacznie ona topnieć tak stopnieją i morale wroga. W jednym ręku już półhak dzierżył w drugim lejce, choć jako lisowczyk z krwi i kości doskonale dawał sobie radę w prowadzeniu konia i bez nich, wystarczyło jedynie sprawnie udami dawać znaki wierzchowcowi, a on już dobrze czuł, co chce od niego właściciel.

- Ruszajmy zatem Mości Panowie, szkoda czasu dawać psubratom na zwarcie szyków.


Przez oczy przemknęły mu dotychczasowe walki, starcia, najazdy. Wszystkie łączyły krew, ból, pot, wrzaski konających, świst kul i metaliczne odgłosy krzyżowanych szabel. Przed każdą walką modlił się w duch do Boga, nie o życie lecz o odkupienie win swoich. Wiedział, że znajdzie przebaczenie, jeśli i sam sobie wybaczy, bo jakże inaczej miałoby być? Nie gniewał ani nie złościł się na przeciwnika, takie emocje do zwycięstwa nie były mu potrzebne, jeno w logicznym i szybkim myśleniu przeszkodzić mogły. Do walki pochodził niczym do krojenia warzyw, liczyły się sprawność ruchu, koordynacja, uwaga. W złości mógłby się jedynie zaciąć, inaczej było, gdy to nie emocje dyktowały Mariuszowi styl i sposób walki, lecz świadomość otaczającej go rzeczywistości, dzięki czemu z pełną uwagą koncentrował się na każdej walce, myślał o zadawaniu i unikaniu ciosów a nie o tym jak bardzo lubi, czy nie lubi przeciwnika, siły zaś dodawała mu wiara, nie gniew. Wiara w słuszność tego co czyni była wystarczającą nagrodą i podporą w działaniu, wiedział bowiem, iż cokolwiek by się nie zdarzyło to postąpił słusznie.
 
Eliasz jest offline  
Stary 29-11-2007, 19:27   #88
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
- A niech licho takiego księcia, w dupę ryćkanego...- wymruczał pod nosem wściekły Daniłłowicz, dłonią tyłek usiłując rozmasować- a bolał pierońsko po upadku. No i zachciało się rogaczowi z piekła rodem zadań i wymagań! Doprowadź mi kogoś w przeciągu 30 niedziel, osiemnaście dziewic żywcem spal do jesieni... Jeszcze czego! Robienie za takiego posłańca nijak się nie podobało Władysławowi, szczególnie po tym, jak Boruta urządził go z tą dziewką piekielną... Niech ją licho, niech ją wilcze stado w krzakach wychędoży...

- Kurwać.- podsumował całą sytuację szlachcic.

A jednak nie miał tu wiele do gadania- diabeł kazał, on musi zrobić, bo skończy w kotle na samym piekła dnie. A chociaż bardzo mile wspominał zabawę, podczas której osuszył tak wiele, iż smołą się oblał i chwalił się, iż czarnym człowiekiem jest, takim samym jak w klatce na rynku Krakowskim pokazywano, to nie miał Daniłłowicz ochoty spędzić reszty życia w kotle pełnym tego czarnego płynu, wciąż kipiącego. Musiał więc zrobić to, o co prosił jego pan, i to bez większego ociągania się- jeżeli ma tego pułkownika w zasięgu ręki, to lepiej się nie ociągać...

- Kurwać, niech to kundel podły wypierdoli.- dorzucił, dumny ze swej niemalże poetyckiej umiejętności wyklinania sytuacji.

Nie miał wiele do roboty- sam na tłumy nie zaszarżuje, lepiej poczekać- jego towarzysze chyba świerzbu się nabawili, bowiem już zza rzeki ktoś wyruszać chce. Poczekać więc na zamęt, jak bitewny chaos zapanuje, a potem ruszyć i odstrzelić dowodzącego. Ha, przy odrobinie szczęścia może i bohaterem zostanie? Czas się przygotować, uznał i ruszył do konia.

- A spróbujesz ty mnie zrzucić, jak ta szkapa żyda, com ją ostatnio pożyczył na dłużej do strumienia górskiego, to obiecuje- byle Kozak cię na mięso prze...- wtem przerwał, a jego twarz rozpromieniła się uśmiechem- Ejć, ten Szatan to i porządny gość!- oznajmił, chwytając bukłak przyczepiony do siodła.

I chociaż nie był to węgrzyn, którego aromat wciąż unosił się wokół Boruty, to winko było naprawdę niezłe- wypiwszy niemal całość Władysław pełny nowych sił wgramolił się na grzbiet kasztanka i tam począł wypatrywać i nasłuchiwać, kiedy to panowie bracia do ataku ruszą.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 01-12-2007, 17:21   #89
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Jan Czetkowski

No tak, za pięknie być nie może- marudził pod nosem Jan, który jeszcze przed chwilą rozpromienił się usłyszawszy rozkazy pana Ligęzy. Mógł w końcu pokazać, na co go stać, ale pan Mateusz, który najwyraźniej obwołał się samozwańczym dowódcą ataku wymyślił zgoła inny plan niż przewidywał młody szlachcic.

Sam plan może i nie był najgorszy, ale Jan nie sądził, żeby doprowadził do jakiegokolwiek rozbicia wrogich oddziałów. – Plan jest ryzykowny, bo jeśli odpowiednio szybko zareagują to będą mieli spore pole do popisu swoich umiejętności strzeleckich panie Mateuszu, również może nam to dać niewspółmiernie mało czasu w porównaniu do ceny, jaką może nam przyjść zapłacić. Nie są to byle, jacy strzelcy, już ja o tym się przekonałem no, ale jeśli innego pomysłu nie ma warto zaryzykować. – Kiwnął głową i uśmiechnął się w stronę zwycięscy pojedynku, który pewnie będzie długo wspominany w wielu karczemnych opowieściach.

Wolał nie wspominać o drobnym fakcie, że z niego był taki strzelać jak nie przymierzając z pana Mateusza hetman wielki wojsk koronnych. W końcu zrobienie zamieszania było ich głównym celem – „Po prostu się postaram nie wypalić w kierunku swoich”- uśmiechnął się w duchu na tą myśl i szybkim ruchem znalazł się w siodle.

-Piękne zwierze …- pogłaskał i poklepał konia po karku, po czym przeżegnał się i ruszył z resztą. Był to krótki rytuał, nie wiedział czy przynosił szczęście, ale jak do tej pory żył, więc nie chciał ryzykować. Teraz liczyło się jedynie zadanie, jakie miał wykonać, wyłączył, więc umysł i działał automatycznie tak jak nauczył się przez lata służby wojskowej.
 
mataichi jest offline  
Stary 04-12-2007, 13:56   #90
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Obóz nad Sołynką

Głos pana Ankwicza zdał sie wszystkim głosem rozsądku, poczęli więc konie rychtować, kto jakie miał pistolety opatrywać (a komu brakowało tym pan Ligęza z tych co na wozach wiózł dołożył ), niektórzy z krainy marzeń nad łąkę nadrzeczną powracili.

Dziwili sie jeno panu Ligęzie, który wesoły chodził, ręce zacierał, kuplety jakieś pod nosem w obcych językach podśpiewywał, zda się wesół był jak szczygiełek, a sytuacja po temu nie była. Aż mu nawet wreszcie pan Tomasz na konia wsiadając przymówił.

- Waszeć dla hazardu i zabawy życie wystawujesz, nie wstyd Ci ? Chorąży Bełzecki też jak się dowie rad nie będzie.

Posmutniał pan Ligęza nieco, ręce rozłożył jak człek co zmaga się z czymś co go przerasta.

- Tomaszku znałes mnie onegdaj, poznaj i dziś . Dziwisz sie żem rad ? At nudzę sie w tym Bolatynie jak pies co na słońcu pchły łapie i jeno patrzy czy kurak jakiś niebaczny koło się na zapląta. Ja, ktorym po dwa, trzy razy dziennie pojedynkował sie z ichniejszymi panami, grafami, w miłosne boje z pannami fraucymerow wloskich i francuskich staczał, ot siedzę teraz w Bolatynie jak, dziad co go wiek pokręcił tak że własny zad bez obracania się ogląda. Nosa wyściubic za daleko nie moge bo tu by zaraz pan Wolski, (nie znasz go jeszcze), starosta jurydyczny tutejszy chciał by mnie katu oddawać. A wieszli, ze on takoż we Francyi i Italii przebywał ? Jedyny człek z kim o Arioście jego językiem pomówic bym mógl dybie na mnie !!! - tu roześmiał się Infamis jakby życia zasadzki powodem do śmiechu były.

Klepnął po zadzie konia najbliższego i kontynuował.
- Januszek ? Pewnie że bedzie czoło marszczył, sapał, figurami szachowymi w alteracji ciskał, ale nie po to mnie z Italii ściągnął i opieką przed prawem chroni, nie po to, by mnie wypędzić nagle - popatrzył zwężonymi oczami na Niewiarowskiego

- Wieszli że w onych krajach dalekich za człeka byłem uważany co mu żaden czyn niestraszny ? Co mu diabeł dukatami za każdą duszę na tamten świat wyprawioną płaci ? Nie wiedzialeś ? No to juz Tomaszku wiesz.

- Czas Wam w drogę. Cicho idzcie a ja ruch w taborku zrobię, palić z muszkietow każe ot w tych tam co na brzegu wodę czerpią. Idzcie tak jak szlachcic ten prawi -
wskazał na pana Ankwicza - na prawo, tam brzeg suchy, na wprost nas błotnisty, przez nich rozjechany, ugrzęzniecie.
- No z ... Bogiem -
dodał uśmiechając się.

Wyszli tedy cicho, bez krzyków i skryci nieco przed oczami przeciwników przez szopy co na drugim brzegu stojąc zasłaniały ich nieco do chaszczy nadrzecznych wysokich do pół piersi końskiej wysokich doszli . Rozglądnęli się czujnie, ale że wroga widać nie było, a odległość od taborku i grasantów spora - kroków ze trzysta, wsparli wierzchowce w wodę. Rzeczka tu była głębsza, po pas chłopu rosłemu, nurt bystrzejszy i szersza. Brzegi jednak miała suche tak, że przebyli ją szczęśliwie. Hałas też palby od taborku ich doszedł, widać pan Ligęza to co obiecał czynił.

Szli tedy cicho i uważnie by jak najbliżej nieprzyjaciela podejść, krzaki zaś, rzadko rosnące co prawda osłaniały ich . Doszli tak na sto kroków od pierwszych szop, ale tu teren już równy jak stół trawą tylko pokryty, żadnej osłony nie dawał, na onym pastwisku zaś kilku grasantów kręciło się, a to leżąc i gwarząc, a to owce i jagnięta na posiłek sprawując.

Tedy nie pozostało im nic innego jak tylko w końcu, tak jak pan Hassan sobie wymarzył po husarsku ruszyć. Pierwszy tez wydarł sie z szeregu i na łotrzyków uderzył. Za nim nie mieszkając ruszyli inni. Wrogów zaskoczyli zupełnie, stali oni chwilę jakby w słup soli zamienieni, chcieli uciekać - nie zdążyli.

Wpadł miedzy nich pan Dragan, jednemu co z udzcem jagnięcym przy ustach trwał w niemym zdumieniu, łeb na pół rozplatał, innemu rękę do łokcia z szablą wzniesioną odwalił i srożył sie tam okrutnie . Musiał zdać sie im diabłem wcielonych co spod ziemi wyskoczył i morduje krzycząc coś w języku piekielnym.

Pan Czetkowski co go nieco, jako zwykle trzęsło (nie wiedział czy z febry po kąpieli zimnej, czy gorączki bitewnej) chłopa jak dąb wielkiego, w pludry jedynie przyodzianego, co rohatyną zardzewiałą się nań zamierzył ciął, ten zaś jeno ręce do czoła krwią zalanego podniósł - Jesu Christ - wychrypił i na ziemię się zwalił jak piorunem rażony.

Pan Leszczyński dwa tylko lekkie cięcia miedzy dwóch grasantów, co broń rzucić chcieli rozdał i obaj padli w męce przedśmiertnej ziemie drapiąc pazurami, ale tez zbójów i przestępców wszelakich osobliwie pan Mariusz nie znosił, w domu, w poszanowaniu prawa będąc wychowanym.

Zresztą w pół pacierza pan Mateusz dosiekł i dwóch innych co uciekać chcieli.

Jednak zauważono już ich i spomiędzy chałup piesi i konni lubo w szyku luznym to znacznej przewadze wysypywać się zaczęli.

- No czas na mnie waszmościowie. Jak Bóg da do nocy przybedę. Może nie z lisowczykami, ale pomoc przyprowadzę. Nie zabaczcie tu panowie o pacierz za długo bo Was od Ligezy odetną. - mówiąc to spiął wierzchowca pan Niewiarowski i miedzy krzami zniknął.

Nadzszedł teraz czas na pana Ankwicza plan. Wyciągnęli tedy co kto miał w olstrach i salwa choć nieskładna znów dwóch, czy trzech powaliła.

Zaczęli wybiegać jednak inni i to już nie tylko piesza hałastra, ale i konni, palić mieli znów z pistoletów, gdy widok im ukazał sie dziwny. Oto ku nim galopował szlachcic jakiś tęgi, nie młody już, bez kołpaka co mu go widać wiatr zerwał . Wyraznie chciał ogiera pięknego na którym siedział, w stronę wrogów do ataku powieść, ale bydlę uparte wprost do Panów Braci go wiodlo. A było to tak...


Pan Daniłłowicz łyknął potężnie węgrzyna i rozsiadł się w siodle wygodnie, gdy zapach dziwny jakiś w jego nozdrza uderzył. Człowiekiem o siebie dbałym był i nie dalej niż niedziele temu świeżej słomy w buty nakładł nie było to więc to. Zlazł tedy z konia, by mu się baczniej przyjrzeć czy to może łyk przechera siodło robiący dobrze wyprawionej skóry do tego użył.

Zlazł i zbladł. Oto na zadzie wierzchowca znamię czarne jakby dłoni rozcapierzonej, czarnej ujrzał. Zapach zaś, co szybko pomiarkował to była to ...

Nie wiedział jakim cudem znów w siodle sie znalazł, wiedział tylko że pędzi jak szalony przez krze, kołpak na jakiejś gałęzi zostawił, co mało mu łba nie roztrzaskała i pędził tedy na owym piekielnym wierzchowcu, co tylko lekki zapaszek siarki od innych odróżniał wprost ku grupie Panow Braci na łące sie grasantom ostrzeliwującej. Niektórzy choć pęd konia wyciskał mu łzy z oczu zdali mu sie znajomi.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 04-12-2007 o 21:03.
Arango jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172