Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2007, 00:45   #11
Hael
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]

Justin ziewnął, przeciągnął się i spojrzał na zegarek. Była... 7:20. Słońce wpadało przez wychodzące na wschód okno, oświetlając pokój świetlistymi smugami. Chłopak obrócił się na bok, przez chwilę obserwując wirujący w ich blasku kurz.
Sobota.
Iść?
Nie, nie iść.
A może by tak jednak...
Niee...
O Boże, who cares?

Justin zwlókł się z łóżka i podrapał w pokrytą tłustymi włosami głowę. Ziewnął. Ech, pieprzyć...

*

Mimo iż był już jakieś 10 czy 15 minut spóźniony, Justin nie spieszył się w najmniejszym stopniu. Szedł, zbliżając się już powoli do celu, relaksacyjnym tempem w kierunku domostwa profesora. Belfer nie mieszkał daleko - zresztą, jak można w ogóle mieszkać "daleko" w takiej pipidówce?
Justin przeciągle wydmuchał ze swoich płuc długą chmurę dymu tytoniowego. Znów musiał podebrać nową paczkę ojcu. Stary pedant nie palił więcej jak może jednego czy dwa dziennie, ale papierosy kupował zawsze w ramie po dwadzieścia ram. Dziwak - no cóż, rodziców się nie wybiera. Pewnie znowu zauważy i będzie warczeć - bowiem już jakiś czas temu ojciec Justina uznał że nic pomóc już nie może. Warczał już nawet tylko dla zasady. Przy odrobinie szczęścia Justinowi mogło się jeszcze udać podrzucić nową paczkę i uniknąć nawet tego.
W lewej kieszeni ciążyła Justinowi przyjemnie półpełna, aluminiowa tabakierka - dostał ją jako ciekawostkę od dziadka i po kilku tygodniach już czuł, że chyba znów od czegoś się uzależnił.
Kilkadziesiąt metrów przed nim, w górze ulicy, jakiś srebrny wóz wyprysnął z czyjegoś obejścia i wykręcił się z donośnym piskiem opon. Justin uniósł jedną brew i strzepał popiół z papierosa na chodnik.
Nie przyspieszył.

*

Mmm... Znam to coś skądś. Czy to nie był... Ahr, jak to szło... A, tak. Delorean. No, ładny.
Justin dostrzegł swoich trzech, wczorajszych znajomych, tłoczących się z różnymi dozami zafascynowania - a może bardziej osłupienia - wokół samochodu.
Chłopak pociągnął jeszcze raz, upewniwszy się, że na fajce nie został jeszcze żar, po czym niedbale rzucił niedopałek za siebie. Przyozdobiony kaszkietem, wyglądający tak metro-, że aż homoseksualnie chłopak najwyraźniej pierwszy zanotował jego przybycie, obrócił się bowiem do Justina.
- Cześć - Justin lekko kiwnął mu głową, po czym dopiero zwrócił swój wzrok na odzianego w biały kitel profesora.
- Dzień dobry, profesorze - powiedział tylko.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...

Ostatnio edytowane przez Hael : 18-11-2007 o 00:51.
Hael jest offline