No cóż, problemy od zawsze prześladowały Samuela. Także i w tym momencie nie opuściły go- i o ile dały mu spokój na łodzi, tak teraz powróciły i to- zdawałoby się- ze zdwojoną siłą. Byli w naprawdę niekorzystnym położeniu, gdyby ci na górze zechcieli otworzyć do nich ogień- wystrzelaliby ich jak kaczki. Po prostu nie było jak się schować, a bieg pod klif byłby z pewnością biegiem ostatnim.
Nie pozostało nic innego jak zdać się na talent krasomówczy Fitzpatricka. A jednak, Daniłłowicz wciąż pamiętał, drugi w oddziale był on- zarówno formalnie (od początku bowiem był zastępcą zarozumiałego lorda), jak i w tej sytuacji... Jeżeli nic nie da rozmowa, jedyną szansą na przeżycie będzie właśnie Polak i jego zdolności bojowe...
Powolnym ruchem, osłaniając się przy tym płaszczem, otworzył położoną na sporym kamieniu walizkę i wyjął karabin, używany ledwie parę godzin temu, do odparcia ataku wrogiego statku. Delikatnie przytulił go do swojego ciała, przewiesił, po chwili chwycił już za pasek doń przypięty i opuścił broń tak, by chociaż częściowo ukryć ją pod czarną tkaniną swego okrycia wierzchniego.
Zamknął walizkę, a później spojrzał w górę. Oceniał, jak wielu uda mu się strącić. A potem zaczął się modlić, by jednak Caspar dał radę...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |