Jack czul sie nieco otepialy. Za cholere nie umial przypomiec sobie snu, ktory wydawal mu sie wazny. Popatrzal na wychodzacego Jones'a i jeknal cicho na mysl o zimnym piwie ktore by wypil, jakby nie siedzial po zlej stronie krat. Czas rozwiazac ten problemmruknal do siebie cicho, i zaczal ogladac sciane w ktorej osadzone byly kraty. Widac bylo ze zadko kto tutaj siedzial. I tak samo zadko sprawdzal stan krat w oknie. Latwo nie pojdzie ale...
Sprawdzil najpier czy jest sam w budynku a potem
w jego dloni pojwaily sie karty. Jack z wachaniem spojrzal na nie. Najpierw z usmiechem a potem z wielkim przerazeniem. Anderson, obecny szeryf szarego miasta, siedzial wygodnie w fotelu, starajac sobie przypomniec kiedy ostatnio zasnal po jednym glebszym. Coz robi sie coraz starszy. Kiedy wstawal uszlyszal wybuch w drugim pokoju. Psiakrew!Krzyknal ten pajac chyba nie uzyl dynamitu?
Kiedy wybiegl do drugiego pokoju zobaczyl ze drzwi wiezienia sa otwarte, drzwi na zewnatrz takze, i najwazniejsze - wiezien zdazyl uciec.
Kiedy zbiegli sie ludzie by zobaczyc co spowodowalo wybuch. Jeden z nadbieglychy bez zastanowienia przepchal sie przez gapiow, ktorzy widzac jego winchestera nie oponowali. Powoli wkroczyl do srodka majac reke na rewolwerze, ktory wciaz jeszcze tkwil w kaburze. Kiedy jednak zobaczyl szeryfa calego i zdrowego, uspokojil sie, i zapytal Co sie tu stalo?
Wlasciwie to wychrypial to takim glosem od ktorego, po oddaniu broni, chce cie jak najszybciej oddalic.
__________________ Mroczna wydawnicza małpa przedstawia Gindie, czyli wydawnictwo fabularnych gier karcianych.
Uuuk. |