Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2007, 21:52   #29
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Jerzy/Blanka

Podczas gdy Sonia zaczęła jak nigdy nic obsługiwać klientów salonu tatuażu a Kasia twardo spała w swoim skromnym pokoiku, Jerzy i Blanka byli już w drodze do mieszkania na Osiedlu Bohaterów Września.

Przechodząc przez rynek ksiądz za wszelką cenę chciał, choć przez chwilę spojrzeć na byłą już kwaterę zakonu smokobójców, ale ilość policji jaka kręciła się tego dnia w rejonie ulicy Świętego Marka zdecydowanie odwiodła go od tego pomysłu.

Choć oboje mieli na sobie prowizoryczne przebrania nie czuli się bezpiecznie i co rusz spoglądali za siebie łowiąc z tłumu przechodniów podejrzanych osobników i policje, która zdawała się obrócić przeciwko nim. Blanka czuła się coraz bardziej zagubiona, w końcu od wczoraj nie dała znaku życia swojemu narzeczonemu, a Karol może już zaczął ją szukać. Zamiast wracać do niego jechała teraz wraz z nawiedzonym klechą do mieszkania całkowicie obcej sobie osoby…dlaczego?

Jerzy natomiast robił dobrą minę do złej gry, dobrze wiedział, że nie mógł liczyć na większość kontaktów, ale najgorsza była niepewność czy którykolwiek z braci przeżył. Telewizja podała, że zginęli wszyscy, ale przeczucie podpowiadało księdzu, że to nie prawda.

Po blisko 50 minutach przeprawy z komunikacją miejską byli na miejscu. Okolica nie była najbezpieczniejsza, ale blok, do którego się kierowali wydawał się niedawno odmalowany i wyróżniał się pośród całego skupiska szarych budynków. Klatka schodowa też była wyjątkowo zadbana widać ludzie, którzy tu mieszkali ostro wzięli sprawy w swoje ręce.

Jerzy i Blanka popatrzyli po sobie, gdy odkryli, że w po-komunistycznym budynku brakuje windy a mieszkanie Sonii znajdowało się na ostatnim szóstym piętrze. Powili powlekli się w górę schodów, przystając parę razy gdyż rana księdza zaczęła znów się odzywać.

W końcu pokonując z ulga kilka ostatnich stopni znaleźli się w końcu przed drzwiami do mieszkania dziewczyny. Jerzy wyszukał w kurtce, którą zamienił się z Miśkiem, klucze od Sonii i zabrał się za otwieranie pokoju.

Blanka po 2 minutach czekania zniecierpliwiona dopiero teraz dostrzegła bladą twarz klechy i jego zdziwioną minę. Ten wpatrywał się w tabliczkę zawieszoną na drzwiach.

„Sonia Markowska” Jerzemu odebrało dech w piersiach… „to nazwisko, to nie może być przypadek, w końcu Bóg sprawił, że po tylu latach ją odnalazłem”. Stał długo zastanawiając się, co ma teraz począć, to była za dużo przeżyć w ciągu 24 godzin nawet dla niego.

Sonia

Sonia była podenerwowana od samego rana i chciała jak najprędzej wyrwać się z pracy, ale wszystko zdawało się działać przeciwko niej. Miała wątpliwości czy też powierzenie kluczy temu fanatycznemu księdzu była najlepszym pomysłem, ale coś ją w nim urzekło. W końcu po godzinie sprzątania i przypilnowania wszystkiego wydała ostatnie polecenia Miśkowi i sama zasiadła za kółkiem swojego czarnego punto. „Czemu Kasia jeszcze nie dała choćby znaku życia” martwiła się o nią, ale miała teraz inne sprawy na głowię.

***

Trzymał się dzielnie, jego współbracia mogli być z niego dumni, ale bał się, że w końcu go złamią…każdy ma swoje granice.
- Świętobliwy braciszku po raz ostatni zadaje Ci to pytanie, więc lepiej rozważ dokładnie swoją odpowiedź – spokojny głos niskiego, łysawego mężczyzny po raz kolejny rozległ się gdzieś w głowie brata Aleksandra. Miał wrażenie, że przemawia do niego sam diabeł wwiercający się powolutku do umysłu duchownego.
- Gdzie jest ten człowiek?- facet złapał za głowę księdza i przystawił mu pod sam nos niewyraźne zdjęcie, zaledwie jedną klatkę z nagrania zwykłej sklepowej kamery. Aleksander spojrzał na nią jednym okiem, drugie spuchło do ogromnych rozmiarów i duchowny bał się nawet spróbować je otworzyć. Przez rozwalone wargi dobiegła do śledczego tylko jedna odpowiedź.
-Pierdol się. – po ledwie słyszalnych słowach Aleksandra zapadła cisza. Oprawca przez chwilę się zastanawiał nad losem zakładnika, po czym cicho westchnął i zawołał do ludzi znajdujących się poza pomieszczeniem a których klecha nie mógł dostrzec.
- Dawać mi tu następnego, ten nie nadaję się już do niczego. Mam nadzieje, że kolejnego tak nie załatwiliście jak tego. – Powiedział z obrzydzeniem w głosie a brat Aleksander zdążył usłyszeć jeszcze dwa słowa: „ pieprzeni policjanci.” za nim jego mękę zakończył strzał w tył głowy.
 
mataichi jest offline