Widok jego bratanka ucieszył Burkharda- lecz nie do końca wiadomym było, czy bardziej ważniejszy był on sam, czy też wiadomość, którą przynosił. Łapczywie wręcz przełamał on bowiem pieczęć i czym prędzej rozwinął list. Szybko przeleciał po nim wzrokiem raz, drugi i z pewnością przeleciałby i trzeci, gdyby nie słowa Lorianny. Z wciąż odmalowaną na twarzy radością (co wskazywało na to, iż wieści były aż nadto pozytywne) spojrzał na kobietę i, pociągnąwszy łyk wina z kielicha, zaczął przemawiać: - Och, racz mi wybaczyć zachowanie mego bratanka. Zygfryd bowiem jest młodym jeszcze człowiekiem, tak zakochanym w swej narodowości i misji, iż nie zważa na nic innego. Zresztą, czy przed Bogiem wszyscy nie jesteśmy ścierwem, czy to słowiańskim czy francuskim na przykład?- uśmiechnął się, na chwilę przyjmując wyraz twarzy pasujący do dobrotliwego, wiejskiego kaznodziei- Nie uznawaj więc, o pani, słów zgodnych z ideologią naszą za obrazę, gdyż nie to było zamiarem syna mego brata, człowieka prawego i mężnego.
- Jeżeli jednak mimo to jaśnie pan Griszko wciąż chce pozwać mego bratanka na pojedynek, nie mam prawa się przeciwstawić. Mogę wręcz sam zaproponować, by Kord wyzwał i mnie na miecze. Wcześniej jednak muszę orzec, iż wraz z Zygfrydem znamy parę metod, które znacznie upraszczają pokonanie wojowników podobnych do wspomnianego rycerza...- przez twarz marszałka przeleciał pełen złośliwości i jadu uśmiech.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |