Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-11-2007, 17:29   #21
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
-Mojemu panu jest niezmiernie przykro, że nie może uczestniczyć w tak zacnym przyjęciu, lecz jego zdrowie niepozwala mu opuszczać swojego pałacu.-odpowiedział Burkhardowi po czym jego uwagę skupił pan domu, książę Bolko który wzniósł toast za swoją małżonkę.

Gregor podniósł kielich do góry i napił się z niego. Po chwili wnieśli na salę jedzenie na które wszyscy czekali. Anzulewicz nie jadał dużo, nie lubił obżarstwa więc i tym razem na jego talerzu nie było widać za wiele.
Kiedy już skończył zaczął rozglądać się po zgromadzonych w sali i rozmyślać co też ich tu może sprowadzać oprócz balów i rozmów.

W pewnym momencie na salę wszedł wysoki jegomość o blond włosach. Po przywitaniu się z gospodarzami wzrok mężczyzny utkwił w kierunku stolika przy którym siedział Gregor. Anzulewicz z początki myślał, że patrzy się na niego lecz po chwili zrozumiał, że chodzi Bukharda.

"Czyżby jakieś powiązania z przeszłości?"-pomyślał -"Zapowiada się nie jedna awantura podczas naszego pobytu tutaj."

Z zamyślenia wyrwał go mężczyzna mówiący do wszystkich zgromadzonych.
-"Szanowne damy, szlachetni panowie. Jestem Laszlo Andras, zechciejcie wybaczyć, jednak wolą mego pana, szlachetnego Adam z Cieszyna, było abym dołączył do Was i wziął udział w balu organizowanym przez zacnego księcia Bolko."
Po wygłoszenia swojej przemowy usiadł obok Sir Gregora. Ten skłonił głowę do niego w geście przywitania i wrócił do rozmyślań.
 
Zak jest offline  
Stary 19-11-2007, 17:59   #22
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
- Czyli ma pan pełne prawo do reprezentowania swego pana na tym przyjęciu, tak?- spytał się niby Gregora Burkhard, lecz nie czekał ni sekundy na odpowiedź- Cudownie, cudownie...

A potem pochłonęła go uczta- musiał przyznać, iż podawane mu przez jego "ochronę" kąski były naprawdę smakowite. A von Truttcheweitz, mimo szczupłej sylwetki, potrafił jeść i pić jak cała armia. Jego apetyt zdawał się być nieposkromiony, zaś jego chęć poznania smaku każdego napitku i każdej potrawy była słynna nie tylko wśród krzyżaków. I chociaż wielu usiłowało wykorzystać tą słabość rycerza, by spić go jak prosię i do spowiedzi przymusić- nigdy nie widziano Albrechta pijanego.

Do wiadomości przyjął także słowa Laszlo. Cóż, kolejny posłaniec zacnego pana- wydawało się, iż może to znacznie ułatwić sprawę, aczkolwiek nigdy nic nie wiadomo- zawsze lepiej mieć całość, niż tylko marne przedłużenie...

Powstał, biorąc ze sobą kielich znów pełen wina. Podszedł do ogromnego okna (za nim, rzecz jasna, podążali jego rycerze) i zatrzymał się tam, chcąc przyjrzeć się, jak ma się reszta jego "orszaku". Na sporym dziedzińcu bowiem, wśród innych powozów, stały dwie ogromne karety i jeden uginający się pod ciężarem wożonych nań rzeczy (wszystkie przykryte dokładnie białą tkaniną) wóz, wszystkie otoczone przez rycerzy i pełne znaków Zakonu Krzyżackiego. Cóż w nich było intrygowało z pewnością wielu- ale nikt nie miał ochoty przedzierać się przez kwiat rycerstwa zakonu.

Sam zaś czekał tylko na jedną osobę. W końcu jego bratanek miał przywieźć mu pewną istotną wiadomość...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 19-11-2007, 19:45   #23
 
Marcellus's Avatar
 
Reputacja: 1 Marcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemuMarcellus to imię znane każdemu
Po przekazaniu daru ksieznej, Ojciec Franciszek zasiadl za stolem. Jego miejsce bylo pomiedzy mozniejszymi goscmi ksiacia Bolka. Wszak byl spokrewniony z moznymi pomorza a pozatym byl spowiednikiem samej ksieznej od dobrych kilku lat.
Spokojnie zasiadl kolo swego brata Sambora Gryfita, ktory to przybyl na zamek jako wyslannik ksiazat Pomorskich.
-Coz tam bracie ? W koncu zamierzasz sie ozenic czy tez pozbawisz rod nastepcy ? Pewien jestem ze zarowno nasz ziemski jak i Boski ojciec radzi byli by widziec cie w loznicy z prawowita malzonka. Poki nie jest za pozno.
Powiedziawszy to polamal sobie troche chleba i wymaczal go w sosie. Nastepnie jadlo to popil lekkim winem. Nie jadl duzo ani nie piajl mocnych trunkow. Po czesci z powodu zasad zakonu a poczesci bowiem chcial pozostac czujnym. Wszak wiele ludu sie zjechalo i nie bylo pewne iz wszyscy maja pokojowe zamiary.
 
Marcellus jest offline  
Stary 19-11-2007, 21:49   #24
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Zygfryd von Truttcheweitz

Wielkie odrzwia sali balowej otwarły się z hukiem. Otwarły, a raczej zostały otwarte przez dwóch strażników ich strzegących. Z trudem podnosili się z ziemi rozglądając się wokół w oszołomieniu. W drzwiach stanęła wysoka postać w pięknej mediolańskiej zbroi. Przy pasie przypięty miał miecz w pięknej,zdobionej wschodnimi wzorami pochwie oraz ciężki, szeroki sztylet, którego rękojeść wysadzana była szlachetnymi kamieniami.Donośnym głosem przemówił: - Cóż to za sprosna dzicz, żeby nie przepuścić posłańca z ważnym listem? Raus! Słowiańskie ścierwo, ale już !– zakrzyczał za oddalającymi się zbrojnymi.


Biały płaszcz zwisał mu z prawego ramienia, a czarny krzyż zdobiący zarówno okrycie jak i solidną tarczę nie pozostawiał złudzeń co do przynależności postawnego rycerza. Powolnym ruchem zdjął hełm z głowy. Blond włosy wypłynęły spod metalowego nakrycia, kontrastowały z błękitnymi jak toń jeziora oczami. Przystojna, harmonijna twarz tchnęła spokojem. Czerstwość cery świadczyła, że młodzieniec ten spędzał wiele dni w siodle. Zlustrował chłodnym wzrokiem całą salę balową, oceniając każdego z gości w myślach.

Wreszcie wzrok milczącego Krzyżaka zatrzymał się na Brukhardzie siedzącym na przeciwległym końcu Sali, w towarzystwie dwóch braci zakonnych. Ruszył powolnym dostojnym krokiem w kierunku wielkiego marszałka. Prawą dłoń odzianą w kończą rękawicę trzymał na rękojeści miecza. Drugą ściskał hełm, goście którzy stali bliżej mogli na jego lewym naramienniku zbroi zauważyć inkrustowany złotem napis:

T
R
I
SIT MIHI CRUX
ADVERSUS DAEMONES
U
M
P
H
U
S

I równie misternie zdobione godło Zakonu:


Kiedy przechodził obok pozostałych zakonnych braci, Ci wstali i unieśli prawe dłonie w geście pozdrowienia i salutu. Skłonił się im dumnie głową, wiedział, że muszą mu oddawać honory, w końcu był ich zwierzchnikiem.

Stanął przez von Truttcheweitz’em, który wpatrywał się w jego oczy z wyczekiwaniem. W głębi duszy cieszył się, ze może przekazać wielkiemu marszałkowi pomyślne wieści. W końcu dokąd sześć lat temu jego ojciec oddał go na służbę u swego brata – wysokiego dostojnika Zakonu, nigdy nie zawiódł oczekiwań Brukharda. Był prawą ręką swego wuja, bezpośrednio dowodził jego zbrojnym orszakiem i wykonywał „specjalne” zadania. Wprawa z jaką młodzieniec poruszał się w ciężkiej bitewnej zbroi świadczyła o jego słusznej tężyźnie fizycznej, a dryg w ruchach o pobieraniu nauk u najlepszych fechmistrzów w Akkce.

Prawą dłoń uniósł w geście salutu i pozdrowienia: - Witaj wielki marszałku. Niech Pan nasz będzie z Tobą, byś mógł służyć chwale Zakonu i wiecznego Kościoła Rzymskiego.„Dokładnie w takiej kolejności” – uśmiechnął się do swoich myśli Zygfryd. Skłonił się przed wujem, aż zachrzęściły blachy mediolanki.

- Witaj Zygfrydzie, pobożny sługo Zakonu i synowcu mój ukochany. Jakie przynosisz wieści? – marszałek zapytał się głośno. Zygfryd wyjął z za pasa zwój z którego zwisała wielka pieczęć Zakonu i podał wujowi. – Tu mam panie interesujące Cię informację – wyprostował się i dumnie rozejrzał się po towarzystwie, które było dość interesujące i różnorodne. Brukhard wstał i rzekł do zebranych: - Pozwólcie waszmościowie, ze przedstawię wam mego bratanka, rycerza w służbie Najświętszej Panienki – Zygfryda von Truttcheweitz. Niechże będzie wam on miłym współbiesiadnikiem.

Zygfryd gestem nakazał dwóm obsługującym marszałka braciom zakonnym zrobić mu miejsce. Oddalili się w kierunku pozostałego rycerstwa zakonnego. Kiedy on był w pobliżu swego mentora nikt inny nie musiał dbać o bezpieczeństwo wielkiego marszałka. Kiedy siadał przy stole, nieliczni tylko mogli zauważyć że u pasa pod płaszczem miał przypięty długi skórzany futerał.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 30-11-2007 o 21:44.
merill jest offline  
Stary 19-11-2007, 21:53   #25
 
Macharius's Avatar
 
Reputacja: 1 Macharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputacjęMacharius ma wspaniałą reputację
- O do czorta! - mruknął do siebie Jakub widząc wejście Obrońcy Pogranicza -Kogóż to diabli tu przynieśli! - roześmiał się pod nosem i wstał.
- Witaj Andrzeju! Mój drogi towarzyszu! Chodź i siądź obok mnie, powspominamy dawne czasy! - wskazał wolne miejsce obok siebie i odgarnął włosy z czoła, jego oczy zalśniły szaleńczo, w tym wzroku było coś wyjątkowo niepokojącego, jeśli ktoś o słabych nerwach wpatrywałby się w oczy Jakuba uznałby że są one bardziej niepokojące niż plotki chodzące o Andrzeju i Obłąkanym Księciu a także ich wyprawach na wszelki lud spiskujący przeciw Królestwu Polskiemu.
 
Macharius jest offline  
Stary 19-11-2007, 22:09   #26
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- „Raus. Słowiańskie ścierwo.” – powtórzyła powoli, z naciskiem na każdą sylabę Księżna.

Chwilę jakby rozpatrywała owe plugawe słowa, po czym zmrużyła oczy i spojrzała ostro na Zygfryda von Truttcheweitz.

- Może i w męskim zakonie inne są zasady wychowania, ale ufam, iż etykieta szlachetnym potomkom została wpojona i wiedzą, jak zachować się w obecności dam. Wobec tego zwracam mość uwagę na język bratanka, albowiem mój rycerz - Kord Griszko zaraz wpoi mu maniery mniej przyjemnym sposobem. Gościnność polska znana jest w świecie, jednak i ona ma swoje granice. Mam zatem nadzieje, iż pohamują się panowie, a i słowo przeproszenia byłoby tu zbawienne. Wszak to dopiero początek uczty.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-11-2007, 22:24   #27
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Widok jego bratanka ucieszył Burkharda- lecz nie do końca wiadomym było, czy bardziej ważniejszy był on sam, czy też wiadomość, którą przynosił. Łapczywie wręcz przełamał on bowiem pieczęć i czym prędzej rozwinął list. Szybko przeleciał po nim wzrokiem raz, drugi i z pewnością przeleciałby i trzeci, gdyby nie słowa Lorianny. Z wciąż odmalowaną na twarzy radością (co wskazywało na to, iż wieści były aż nadto pozytywne) spojrzał na kobietę i, pociągnąwszy łyk wina z kielicha, zaczął przemawiać:

- Och, racz mi wybaczyć zachowanie mego bratanka. Zygfryd bowiem jest młodym jeszcze człowiekiem, tak zakochanym w swej narodowości i misji, iż nie zważa na nic innego. Zresztą, czy przed Bogiem wszyscy nie jesteśmy ścierwem, czy to słowiańskim czy francuskim na przykład?- uśmiechnął się, na chwilę przyjmując wyraz twarzy pasujący do dobrotliwego, wiejskiego kaznodziei- Nie uznawaj więc, o pani, słów zgodnych z ideologią naszą za obrazę, gdyż nie to było zamiarem syna mego brata, człowieka prawego i mężnego.

- Jeżeli jednak mimo to jaśnie pan Griszko wciąż chce pozwać mego bratanka na pojedynek, nie mam prawa się przeciwstawić. Mogę wręcz sam zaproponować, by Kord wyzwał i mnie na miecze. Wcześniej jednak muszę orzec, iż wraz z Zygfrydem znamy parę metod, które znacznie upraszczają pokonanie wojowników podobnych do wspomnianego rycerza...
- przez twarz marszałka przeleciał pełen złośliwości i jadu uśmiech.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 19-11-2007, 23:13   #28
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu


(Muzyka)

Ciemne chmury zbierały się nad horyzontem, po jednej stronie lśniło czerwienią zachodzące słońce zwiastując niechybne przelanie krwi nadchodzącej nocy, z północy zaś wiał mroźny wiatr, a na niebie kłębiły się czarne, burzowe chmury. Jeździec popędził konia, który i tak dawał z siebie wszystko. To był wyścig, pędził byle zdążyć przed ostateczną ciemnością. Wykorzystać ostatnie promienie słońca by uniknąć zagubienia w gęstych borach, a może i śmierci w szponach dzikich bestii.
- Szybciej Amber, już nie daleko - krzyknął na wierzchowca i wbił pięty w boki ogiera. Niejeden raz powierzył swe życie sile nóg zwierzęcia. Choć daleki był od czci jaką niekiedy rycerze darzyli swoje rumaki, to jednak uważał gniadosza za użyteczne narzędzie. Narzędzie, ale najwyższej jakości, a on cenił to co najlepsze. W oddali zagrzmiał grom, burza zbliżała się do zamku w Narcyzach. Już widział szare wieże, już czuł pierwsze kropelki deszczu jak uderzają o natłuszczony płaszcz. Już widział jak ostatni odblask na niebie traci krwistą barwę. Zapowiadała się burzliwa noc, posłaniec nie wiedział nawet jak bardzo. Odetchnął z ulgą, gdy miękki chlupot ziemi rozgniatanej przez końskie kopyta ustąpił stukowi podków o dębowe drewno zwodzonego mostu. Był na miejscu, po grzbiecie przebiegł mu dreszcz. "Chłód to jeno, czy wróżba?" zastanowił się, znaki nie pozostawiały wątpliwości. Krwiste niebo, burza, dreszcze i dziwna aura tego miejsca, zwiastowały niezwykłe wydarzenia. Wielu kompanów powtarzało podróżnikowi, że wróżby to zabobony, pozostałość pogańskich bożków w sercach plebsów, ale czasem nie łatwo było uwierzyć w nowy porządek i nauczania kościoła. Przeżegnał się na wszelki wypadek.
- I od złego uchowaj nas Panie - wrota bramy zamknęły się za nim ciężko. W środku czekało już kilku pachołków, dygotali nieco z zimna, ale garneli się do roboty, widać było zmęczenie na ich twarzach, wielu gości zjechało, każdy z orszakiem. Zsiadł z gniadosza i sięgnął do sakiewki:
- Bierzcie, ale zadbajcie o mego konia, lepiej niż o książęce pachole. - kłęby pary buchały z boków i nozdrzy wierzchowca, zgrzał się w galopie. Chyba też w pędzie podkowa odpadła, miał nadzieje, że na zamku znajdzie się kowal wystarczająco dobry w swym fachu - A jeśli coś z juków zginie, nawet miecznik krakowski was nie uchroni - nie było tam nic ponad rajtuzy i kaftany, ale nie lubił gdy ktoś w kufry jego zaglądał. Zbyt wiele zwykł ukrywać przed zmysłami ciekawskich. Tak jak spory pakunek w worze z wołowej skóry ukryty, odpiął go od siodła i ruszył w stronę sali balowej. Na dworze rozpadało się na dobre.

***

Możni na zamku zaczęli się bawić, stoły kusiły obfitością potraw i smaków, niedawne waśnie świętobliwego męża i ekscentrycznego księcia były zacnym tematem do rozmów, muzycy przygrywali wesoło, a śmiech pojawiał się na licach. Nagle zza cienkich okien okrytych błoną zagrzmiały gromy, światło błyskawic zalśniło przez wąskie szpary, a nawałnica kropel wybijała rytm o dach komnaty. Zagrzmiało ponownie, gdy wrota naprzeciw książęcej pary otworzyły się skrzypiąc, do sali wdarł się nieprzyjemny, mroźny powiew, przenikający do szpiku kości, a wszystkie płomienie świec pokłoniły sie książęcej parze. Zasłużony Majordomus podkręcił wąsa, nie takie rzeczy już widział i nie łatwo go było wytrącić w roli, i swym tubalnym głosem zapowiedział kolejnego gościa:
- Pan Lęborka i okolic, wysłannik księcia Mściwoja Palatyna Gdańskiego, Sambor z rodu Gryfitów - grajkowie czując nagły przypływ weny zadęli w trąby, za murami zawtórował im grom.
Przez portal wkroczył mężczyzna może trzydziestoletni, o jasnych włosach i krótkiej, zadbanej brodzie. Miał w sobie coś z niewieściej urody, taki był przystojny. Odziany był w dublet czerwony zdobiony złotymi guzami, pod spodem zaś koszula biała, na szyi łańcuch z niewielkich srebrnych ogniw zakończony medalionem z bursztynu w kształcie krzyża. Przy pasie zaś lśnił miecz, o rękojeści zakończonej łbem gryfa. Strój z jednej strony był skromny, podobny nieco do odzienia mieszczan, ale więcej w nim było metali, więcej szczegółów, niż u byle szaraków. Cała postać wymykała się znanym pojęciom, wątłej był postury, z lica zniewieściały, ale w stronę tronu szedł pewnym krokiem, bez wahania. W prawym ręku trzymał coś wielkości misy okryte czerwonym suknem z emblematem podwójnego krzyża. Jakieś 10 kroków przed najwyższym stołem przyklęknął i głosem zadziwiająco głośnym powitał panów na zamku:
- Bądź pozdrowiony Książę, nad którego niewielu Piastów wyrasta, bądź pozdrowiona Pani, której dobroć i urodę chwalą od Gdańska po Kraków - skłonił głowę przed dostojnikami - Choć jestem daleko mi od godności i zaszczytnych tytułów, proszę byście uczynili mi łaskę i przyjęli ode mnie ten oto dar - wskazał cały czas trzymany pakunek. Na dany znak podniósł się z klęczek i zdarł płachtę, dało się słyszeć zgrzyt krzeseł, gdyż byli tacy, którzy wychylili się byle tylko zobaczyć co tam z portu przywiózł. Wzdłuż stołów, przebiegł szmer, pytania, niedowierzania, niewiara. Kto zwykł słuchać poza granicami zmysłów ten słyszał trzask. Tak jak okręt targany falami i wiatrem w czasie sztormu, tak rzeczywistość prężyła się pod naporem daru, który tkwił uśpiony w każdym człowieku, a czymś nieznanym i nowym. Te dwie siły zmagały się ze sobą, a szwy porządku pękały i zawiązywały się na ponownie w nowej konfiguracji. Gryfita patrzył na księcia Bolko, jego oczy nie wyjawiały nic ponad pragnienie by jego podarek został przyjęty:
- To zegar, dzieło gdańskich rzemieślników, podobny do tego, który papież Sylwester pod natchnieniem Ducha stworzył w czasach swej młodości - westchnienie ulgi wydarło się z niejednej piersi - Pokazuje czas w Krakowie, Ziemi Świętej i stolicy Piotrowej. - Wskazał trzy bursztynowe słońca jakie wisiały na cienkich drucikach nad poziomą tarczą. -Tarcza z lennem Piastowym spoczywa na pokładzie Kogi, pragnieniem moim jest by tak jak kapitan prowadzi okręt po morskich szlakach tak Książę wraz z małżonką wskazali kierunek dobry dla wszystkich poddanych Piastów. - położył zegar - okręt obok pięknej księgi. Pan na zamku mógł teraz dokładniej się przyjrzeć misternej konstrukcji. Na złotym statku spoczywała srebrna tarcza, a na niej wyrzeźbiono linie rzek i domen książęcych od Śląska po Ruś, od Krakowa po ziemie Toruńską. Tylko Pomorze nie zmieściło się na mapie. Miniaturowe rzeki wiły się i lśniły bursztynowymi kroplami, na tarczy stały drobne figurki zamków i ludzi. Nad Sanem stańczyk z czerwonego złota podrygiwał i trząsł kaduceuszem, nad nim diabeł w szlacheckich pludrach bódł rogami nieznane ze wschodu, po drugiej zaś stronie rycerz w białym płaszczu trzymał wielki miecz i bódł nim raz na północ innym razem na południe, tam gdzie lśniła miniatura Krakowa stał tron królewski a na nim postać w koronie, rys twarzy jednak nie sposób było dojrzeć i raczej świadomie je pominięto niż z braku kunsztu. Nad Odrą baryłkowaty mnich wznosił co chwila bursztynowy kielich, wszak zakony słynęły z wyśmienitych trunków. A może inne było znaczenie rzeźby. Jasne było bowiem, że w malutkich figurkach tkwił głębszy sens, a Bolesław z małżonką mogli je podziwiać piastowie ziemie jak demiurg z niebios. Jeszcze przez chwilę patrzono w zadziwieniu na zegar, na drobne figurki wprawione w ruch mocą skręconych sprężyn, było w tym coś niezwykłego, a mimo to w zegarze nie było więcej nadprzyrodzonej mocy niż w dużym młotku. Dziwny to był dar, ale wiele jeszcze chwil zdziwienia czekało zgromadzonych gości. A lud szybko się nudził i nawet dziwadło przyjęli za dobrą monetę.
- Obdarzono mnie również zaszczytem zaufania księcia Mściwoja i od niego to w ręce Władcy zamku składam ten o to list - odpiął od pasa jedną z tulei i na otwartych dłoniach złożył przed Bolesławem (Bolko).
- Dziękuje za poświęcony mi czas i iście królewską gościnę - Sambor po raz kolejny ukłonił się nisko i oddalił się w stronę bocznego stołu.

***

Idąc w stronę stołów bystro przyglądał się już przybyłym, jego wzrok nieco dłużej spoczął na niewiastach, ale i na co zacniejszych gościach. Przechodząc koło Wielkiego Marszałka skłonił się przed nim, choc nie tak głęboko jak przed księciem.
- To wielka radość widzieć Waszą dostojność, oby noc dostarczyła okazji do wielu miłych Bogu rozmów między braćmi w wierze - przywitał sie, dość cicho, tak że mało kto postronny mógł usłyszeć. Widząc, że marszałek jest zajęty pożegnał się i ruszył dalej w poszukiwaniu miejsca. Jego twarz pojaśniała uśmiechem, gdy ujrzał Ojca Franciszka zaraz przysiadł do niego.
- Dobrze mówisz dobrodzieju, wszyscyśmy braćmi, słudzy jednego Ojca - odpowiedział z uśmiechem, zaraz jednak ściągnął na mgnienie oka usta i spojrzał surowo, nie wytrzymał długo, zbyt wielka była radość z widoku Franciszka, bowiem wielce go szanował i zawsze stawiał za wzór cnót duchowieństwa, choć by się do tego nie przyjrzał kochał go jak brata. Ale i w rodzinie kościoła bywały spory, a ich spór dotyczył choćby ożenku. Gdzie zakonnik doceniał instytucje małżeństwa, szlachcic nie widział dla niej miejsca. Uważał, że nie od tego są klechy nawet i najświętobliwsze, coby mówić z kim do łoża można się kłaść. A i wobec potęgi miłości żadne ludzkie zakazy i nakazy są bezsilne. Poglądów swoich nie zdradzał, zamiast tego burczał coś na kształt:
- Szukam nieustannie, spragniony gromadki bachorów... znaczy potomków. Kto wie może i na tym zamku Bóg mi pobłogosławi i poszukiwania moje się nareszcie skończą. - "wolałbym już szczeznąć w ciemnicy" - Tłumnie goście zjechali, wiele zacnych twarzy, wiele czujnych uszu - świętobliwego męża nie trzeba było ostrzegać, ale odruch był silniejszy. - Dłużej tu bawisz niż ja, może uraczysz mnie opowieścią godną tej uczty i nocy - za oknami deszcz dzwonił o wykrzywione paszcze gargulców, a pręgi błyskawic raz po raz przecinały nocne niebo.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 19-11-2007 o 23:32.
behemot jest offline  
Stary 20-11-2007, 00:34   #29
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Księciu wracały szybko siły dzięki krwi swojej ukochanej i zanim pojawił się bratanek Brukharda von Truttcheweitz zmęczenie zupełnie opuściła jego ciało. Słowa jakie śmiał wypowiedzieć ten głupiec „Raus! Słowiańskie ścierwo” były niczym wyrok śmierci w oczach władcy.

- Nie pozwolę, aby w moim domu obrażano godność moją i mojej małżonki oraz gości moich. Twój bratanek marszałku może jest jeszcze młody i nierozważny, ale nie jest to wytłumaczeniem dla jego zachowania niegodnego rycerza. – Popatrzył głęboko w oczy dowódcy krzyżaków, „zobaczymy czy dalej będziesz tak gadatliwy jak stracisz członka własnej rodziny”.

-Jeżeli Twój bratanek jest tak dobry we władaniu bronią jak w obrażaniu ludzi lepszych od siebie, o czym musiał wyraźnie zapomnieć, niech, więc zmierzy się ze znamienitym rycerzem Kordem Griszko i zobaczymy czy Bóg, na którego tak się często powołujesz pomoże mu w zwycięstwie. Pojedynek odbędzie się na dziedzińcu zamku, niech dwaj wybrańcy przygotują się! – Spojrzał na polskiego rycerza i skinął mu głową, nie miał wątpliwości kto zostanie zwycięzcom pojedynku.


Przybycie Sambora Gryfita na chwilę rozładowało dosyć nieprzyjemną atmosferę. Choć Bolko za nim nie przepadał gdyż jako ludzie różnili się praktycznie wszystkim to jako politycy mieli niektóre wspólne cele. To już wystarczyło żeby na bok odłożyć osobiste animozje i traktować siebie jako równych partnerów.

Podarunek jego dalekiego krewnego wywołał spore zamieszanie na sali, rzeczywiście było to dzieło godne dłuższej chwili podziwu. Miał w sobie ukryte znaczenie niosące przesłanie dla Księcia i Księżnej, które tylko utwierdziło Bolka w przekonaniu, że dobrze zrobił sprzymierzając się z tym człowiekiem.

-Dziękujemy za ten zadziwiający dar i przekazanie wiadomości od księcia Mściwoja. – Bolesław zabrał kopertę ze stołu i już nie narażając się na wścibskie oczy gości przekazał ją Księżnej.
Ich palce znów się spotkały a uczucie dotyku miękkich jak aksamit dłoni małżonki tak jak zawsze uspokoiło Księcia, który uśmiechnął się jedynie do swojej wybranki.

Myślami był już jednak czy przy pojedynku, który za parę chwil powinien się rozpocząć. Zastanawiały go słowa Burkharda „znamy parę metod, które znacznie upraszczają pokonanie wojowników podobnych do wspomnianego rycerza”…On wiedział a jeżeli tak było w istocie to nie mógł opuścić tego balu żywy.
 
mataichi jest offline  
Stary 20-11-2007, 00:53   #30
 
Szusaku's Avatar
 
Reputacja: 1 Szusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwuSzusaku jest godny podziwu
Rozwój sytuacji zaskoczył Laszlo, nie był już w połowie tak pewien siebie jak jeszcze parę godzin temu. Wciąż brakowało mu wiedzy potrzebnej do podjęcia kluczowych decyzji. Natomiast zachowanie krzyżaków sugerowało niepokojącą pewność siebie.

"Brawura? Głupota? A może ma wystarczającą wiedzę by być pewnym siebie?" - Myśli goniły w jego głowie, gdy obserwował Burkharda - "Czy da się z niego zrobić sprzymierzeńca? Za wysokie progi." - podpowiadała mu intuicja.

Potrzebował jeszcze trochę czasu. Spokojnym gestem palców prawej dłoni rozczesał wąsy i ignorując pozornie całą awanturę wywołaną bezczelnym zachowaniem rycerzy krzyżackich i zwrócił się do swojego sąsiada.

- "Przepraszam że przeszkadzam w rozmyślaniach" - powiedział do Gregora, uśmiechając się przepraszająco - "nie miałem jednak zaszczytu poznać Pana, jak do tej pory."

Kierując uwagę na siedzącego obok, obserwował jednak zakonnych.

- ”Pojedynek” – z całej wypowiedzi księcia usłyszał tylko tyle. I tyle wystarczyło.

”Czy krzyżak naprawdę był gotów na to co zbliżało się wielkimi krokami? Stawka właśnie została podniesiona i pora aby pierwszoplanowi gracze zadecydowali po której stronie wchodzą go gry. Mnie pozostała decyzja czy chcę grać na pierwszym planie." - rozmyślał Laszlo gdy czekał na odpowiedź towarzysza biesiady.

Myśli jego przerwało wejście nowego gościa, którego przybycie zdawała się podkreślać nawet pogoda. Deszcz stukający o okna sali przez chwilę niemal zagłuszał rozmowy i muzykę. Gość był równie tajemniczy, jak prezent który wręczył książęcej parze. Zegar inkrustowany bursztynem sprawił, że na chwile wszyscy zapomnieli o krzyżakach i zasępili się nad losem Rzeczypospolitej.

”Pojedynek! To rozwiąże wiele moich problemów” – myśli Laszlo niemal natychmiast wróciły na istotne tory.

Wieczór zaskakiwał go coraz bardziej z każdą chwilą. Zdawał się przynosić problemy których nie przewidział i rozwiązywać je chwilę później. Kątem oka dostrzegł kolejnego służącego opuszczającego sale biesiadną w ogólnym zamieszaniu.
 
Szusaku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172