Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2007, 23:13   #28
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu


(Muzyka)

Ciemne chmury zbierały się nad horyzontem, po jednej stronie lśniło czerwienią zachodzące słońce zwiastując niechybne przelanie krwi nadchodzącej nocy, z północy zaś wiał mroźny wiatr, a na niebie kłębiły się czarne, burzowe chmury. Jeździec popędził konia, który i tak dawał z siebie wszystko. To był wyścig, pędził byle zdążyć przed ostateczną ciemnością. Wykorzystać ostatnie promienie słońca by uniknąć zagubienia w gęstych borach, a może i śmierci w szponach dzikich bestii.
- Szybciej Amber, już nie daleko - krzyknął na wierzchowca i wbił pięty w boki ogiera. Niejeden raz powierzył swe życie sile nóg zwierzęcia. Choć daleki był od czci jaką niekiedy rycerze darzyli swoje rumaki, to jednak uważał gniadosza za użyteczne narzędzie. Narzędzie, ale najwyższej jakości, a on cenił to co najlepsze. W oddali zagrzmiał grom, burza zbliżała się do zamku w Narcyzach. Już widział szare wieże, już czuł pierwsze kropelki deszczu jak uderzają o natłuszczony płaszcz. Już widział jak ostatni odblask na niebie traci krwistą barwę. Zapowiadała się burzliwa noc, posłaniec nie wiedział nawet jak bardzo. Odetchnął z ulgą, gdy miękki chlupot ziemi rozgniatanej przez końskie kopyta ustąpił stukowi podków o dębowe drewno zwodzonego mostu. Był na miejscu, po grzbiecie przebiegł mu dreszcz. "Chłód to jeno, czy wróżba?" zastanowił się, znaki nie pozostawiały wątpliwości. Krwiste niebo, burza, dreszcze i dziwna aura tego miejsca, zwiastowały niezwykłe wydarzenia. Wielu kompanów powtarzało podróżnikowi, że wróżby to zabobony, pozostałość pogańskich bożków w sercach plebsów, ale czasem nie łatwo było uwierzyć w nowy porządek i nauczania kościoła. Przeżegnał się na wszelki wypadek.
- I od złego uchowaj nas Panie - wrota bramy zamknęły się za nim ciężko. W środku czekało już kilku pachołków, dygotali nieco z zimna, ale garneli się do roboty, widać było zmęczenie na ich twarzach, wielu gości zjechało, każdy z orszakiem. Zsiadł z gniadosza i sięgnął do sakiewki:
- Bierzcie, ale zadbajcie o mego konia, lepiej niż o książęce pachole. - kłęby pary buchały z boków i nozdrzy wierzchowca, zgrzał się w galopie. Chyba też w pędzie podkowa odpadła, miał nadzieje, że na zamku znajdzie się kowal wystarczająco dobry w swym fachu - A jeśli coś z juków zginie, nawet miecznik krakowski was nie uchroni - nie było tam nic ponad rajtuzy i kaftany, ale nie lubił gdy ktoś w kufry jego zaglądał. Zbyt wiele zwykł ukrywać przed zmysłami ciekawskich. Tak jak spory pakunek w worze z wołowej skóry ukryty, odpiął go od siodła i ruszył w stronę sali balowej. Na dworze rozpadało się na dobre.

***

Możni na zamku zaczęli się bawić, stoły kusiły obfitością potraw i smaków, niedawne waśnie świętobliwego męża i ekscentrycznego księcia były zacnym tematem do rozmów, muzycy przygrywali wesoło, a śmiech pojawiał się na licach. Nagle zza cienkich okien okrytych błoną zagrzmiały gromy, światło błyskawic zalśniło przez wąskie szpary, a nawałnica kropel wybijała rytm o dach komnaty. Zagrzmiało ponownie, gdy wrota naprzeciw książęcej pary otworzyły się skrzypiąc, do sali wdarł się nieprzyjemny, mroźny powiew, przenikający do szpiku kości, a wszystkie płomienie świec pokłoniły sie książęcej parze. Zasłużony Majordomus podkręcił wąsa, nie takie rzeczy już widział i nie łatwo go było wytrącić w roli, i swym tubalnym głosem zapowiedział kolejnego gościa:
- Pan Lęborka i okolic, wysłannik księcia Mściwoja Palatyna Gdańskiego, Sambor z rodu Gryfitów - grajkowie czując nagły przypływ weny zadęli w trąby, za murami zawtórował im grom.
Przez portal wkroczył mężczyzna może trzydziestoletni, o jasnych włosach i krótkiej, zadbanej brodzie. Miał w sobie coś z niewieściej urody, taki był przystojny. Odziany był w dublet czerwony zdobiony złotymi guzami, pod spodem zaś koszula biała, na szyi łańcuch z niewielkich srebrnych ogniw zakończony medalionem z bursztynu w kształcie krzyża. Przy pasie zaś lśnił miecz, o rękojeści zakończonej łbem gryfa. Strój z jednej strony był skromny, podobny nieco do odzienia mieszczan, ale więcej w nim było metali, więcej szczegółów, niż u byle szaraków. Cała postać wymykała się znanym pojęciom, wątłej był postury, z lica zniewieściały, ale w stronę tronu szedł pewnym krokiem, bez wahania. W prawym ręku trzymał coś wielkości misy okryte czerwonym suknem z emblematem podwójnego krzyża. Jakieś 10 kroków przed najwyższym stołem przyklęknął i głosem zadziwiająco głośnym powitał panów na zamku:
- Bądź pozdrowiony Książę, nad którego niewielu Piastów wyrasta, bądź pozdrowiona Pani, której dobroć i urodę chwalą od Gdańska po Kraków - skłonił głowę przed dostojnikami - Choć jestem daleko mi od godności i zaszczytnych tytułów, proszę byście uczynili mi łaskę i przyjęli ode mnie ten oto dar - wskazał cały czas trzymany pakunek. Na dany znak podniósł się z klęczek i zdarł płachtę, dało się słyszeć zgrzyt krzeseł, gdyż byli tacy, którzy wychylili się byle tylko zobaczyć co tam z portu przywiózł. Wzdłuż stołów, przebiegł szmer, pytania, niedowierzania, niewiara. Kto zwykł słuchać poza granicami zmysłów ten słyszał trzask. Tak jak okręt targany falami i wiatrem w czasie sztormu, tak rzeczywistość prężyła się pod naporem daru, który tkwił uśpiony w każdym człowieku, a czymś nieznanym i nowym. Te dwie siły zmagały się ze sobą, a szwy porządku pękały i zawiązywały się na ponownie w nowej konfiguracji. Gryfita patrzył na księcia Bolko, jego oczy nie wyjawiały nic ponad pragnienie by jego podarek został przyjęty:
- To zegar, dzieło gdańskich rzemieślników, podobny do tego, który papież Sylwester pod natchnieniem Ducha stworzył w czasach swej młodości - westchnienie ulgi wydarło się z niejednej piersi - Pokazuje czas w Krakowie, Ziemi Świętej i stolicy Piotrowej. - Wskazał trzy bursztynowe słońca jakie wisiały na cienkich drucikach nad poziomą tarczą. -Tarcza z lennem Piastowym spoczywa na pokładzie Kogi, pragnieniem moim jest by tak jak kapitan prowadzi okręt po morskich szlakach tak Książę wraz z małżonką wskazali kierunek dobry dla wszystkich poddanych Piastów. - położył zegar - okręt obok pięknej księgi. Pan na zamku mógł teraz dokładniej się przyjrzeć misternej konstrukcji. Na złotym statku spoczywała srebrna tarcza, a na niej wyrzeźbiono linie rzek i domen książęcych od Śląska po Ruś, od Krakowa po ziemie Toruńską. Tylko Pomorze nie zmieściło się na mapie. Miniaturowe rzeki wiły się i lśniły bursztynowymi kroplami, na tarczy stały drobne figurki zamków i ludzi. Nad Sanem stańczyk z czerwonego złota podrygiwał i trząsł kaduceuszem, nad nim diabeł w szlacheckich pludrach bódł rogami nieznane ze wschodu, po drugiej zaś stronie rycerz w białym płaszczu trzymał wielki miecz i bódł nim raz na północ innym razem na południe, tam gdzie lśniła miniatura Krakowa stał tron królewski a na nim postać w koronie, rys twarzy jednak nie sposób było dojrzeć i raczej świadomie je pominięto niż z braku kunsztu. Nad Odrą baryłkowaty mnich wznosił co chwila bursztynowy kielich, wszak zakony słynęły z wyśmienitych trunków. A może inne było znaczenie rzeźby. Jasne było bowiem, że w malutkich figurkach tkwił głębszy sens, a Bolesław z małżonką mogli je podziwiać piastowie ziemie jak demiurg z niebios. Jeszcze przez chwilę patrzono w zadziwieniu na zegar, na drobne figurki wprawione w ruch mocą skręconych sprężyn, było w tym coś niezwykłego, a mimo to w zegarze nie było więcej nadprzyrodzonej mocy niż w dużym młotku. Dziwny to był dar, ale wiele jeszcze chwil zdziwienia czekało zgromadzonych gości. A lud szybko się nudził i nawet dziwadło przyjęli za dobrą monetę.
- Obdarzono mnie również zaszczytem zaufania księcia Mściwoja i od niego to w ręce Władcy zamku składam ten o to list - odpiął od pasa jedną z tulei i na otwartych dłoniach złożył przed Bolesławem (Bolko).
- Dziękuje za poświęcony mi czas i iście królewską gościnę - Sambor po raz kolejny ukłonił się nisko i oddalił się w stronę bocznego stołu.

***

Idąc w stronę stołów bystro przyglądał się już przybyłym, jego wzrok nieco dłużej spoczął na niewiastach, ale i na co zacniejszych gościach. Przechodząc koło Wielkiego Marszałka skłonił się przed nim, choc nie tak głęboko jak przed księciem.
- To wielka radość widzieć Waszą dostojność, oby noc dostarczyła okazji do wielu miłych Bogu rozmów między braćmi w wierze - przywitał sie, dość cicho, tak że mało kto postronny mógł usłyszeć. Widząc, że marszałek jest zajęty pożegnał się i ruszył dalej w poszukiwaniu miejsca. Jego twarz pojaśniała uśmiechem, gdy ujrzał Ojca Franciszka zaraz przysiadł do niego.
- Dobrze mówisz dobrodzieju, wszyscyśmy braćmi, słudzy jednego Ojca - odpowiedział z uśmiechem, zaraz jednak ściągnął na mgnienie oka usta i spojrzał surowo, nie wytrzymał długo, zbyt wielka była radość z widoku Franciszka, bowiem wielce go szanował i zawsze stawiał za wzór cnót duchowieństwa, choć by się do tego nie przyjrzał kochał go jak brata. Ale i w rodzinie kościoła bywały spory, a ich spór dotyczył choćby ożenku. Gdzie zakonnik doceniał instytucje małżeństwa, szlachcic nie widział dla niej miejsca. Uważał, że nie od tego są klechy nawet i najświętobliwsze, coby mówić z kim do łoża można się kłaść. A i wobec potęgi miłości żadne ludzkie zakazy i nakazy są bezsilne. Poglądów swoich nie zdradzał, zamiast tego burczał coś na kształt:
- Szukam nieustannie, spragniony gromadki bachorów... znaczy potomków. Kto wie może i na tym zamku Bóg mi pobłogosławi i poszukiwania moje się nareszcie skończą. - "wolałbym już szczeznąć w ciemnicy" - Tłumnie goście zjechali, wiele zacnych twarzy, wiele czujnych uszu - świętobliwego męża nie trzeba było ostrzegać, ale odruch był silniejszy. - Dłużej tu bawisz niż ja, może uraczysz mnie opowieścią godną tej uczty i nocy - za oknami deszcz dzwonił o wykrzywione paszcze gargulców, a pręgi błyskawic raz po raz przecinały nocne niebo.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 19-11-2007 o 23:32.
behemot jest offline