Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2007, 02:17   #161
Astaroth
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Tantalion nie mógł uwierzyć w to, że chybił z takiego bliska, ale nie zrażał się. Parł naprzód z zamiarem zatopienia magicznego ostrza w ciele czarodzieja. I tym razem się przeliczył. Ostrze co prawda wbiło się w ciało człowieka, ale nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. *Magia ochronna.* - to jedyna myśl jaka przyszła do głowy zakonnikowi, nim obok niego świsnęła jakaś czerwona smuga. To Aquodayro strzelił swoim magicznym biczem. Ten atak musiał zrobić duże wrażenie na ich przeciwniku, gdyż powietrze rozerwało gromkie - "NIEEE !!!" Tantalion chciał natychmiast ponowić uderzenie, ale w ułamek sekundy mag przeteleportował się w inny rejon celi. Po błyskawicznej inkantacji wystrzelił nawałę magicznych pocisków we wszystkich kierunkach. Najgorzej oberwał Vein, ale i zakonnikowi się porządnie dostało: jeden pocisk w lewe ramię i dwa potężne na klatkę piersiową. Łowca syknął z bólu i upadł na ziemię, upuszczając na chwile ostrze. Gdy ponownie brał je do ręki, coś jasnego i gorącego zagrodziło mu drogę. Tantalion podniósł wzrok i spojrzał na adwersarza:
- Żywiołak ognia. – wyszeptał, krzywiąc się przy tym. Nie w smak mu było zajmować się "przystawkami", gdy spieszno mu było do "głównego dania". Nie było jednak innego wyjścia. Wiedział, że żywiołak nie da mu spokoju i nie przepuści go do swojego "stwórcy". Stwór zamachnął się potężnie, ale łowca już robił przewrót, aby dostać się w pobliże swojej tarczy. Ognista łapa przejechała mu jednak po plecach, przypalając lekko połę płaszcza. Tantalion był już jednak przy tarczy – w samą porę, aby zastawić się przed drugim ciosem. Żywiołak atakował wściekle, cios za ciosem; Tantalion krył się za okrągłym metalem. Kątem oka widział jak Vein wybiega z celi. Nie miał czasu zastanawiać się nad posunięciem towarzysza. Zywiołak absorbował go całkowicie, obierając taktykę na przełamanie przeciwnika. Mogło mu się udać, zważywszy, że magiczna istota się nie męczyła. Żar bijący od żywiołaka był ogromny, ale Tantalion chroniony był w dużym stopniu przez swoją magiczną kolczugę odporności na ogień. Był to podstawowy element wyposażenia każdego członka Zakonu Duriana Nieustraszonego. W końcu szkolili się przede wszystkim w walce z czerwonymi smokami, a jak wiadomo główną bronią tych bestii był przerażający ognisty podmuch. Ale oprócz ognia, zakonnikowi groziła ze strony stwora siła kinetyczna jego ciosów. Na to nie miał innej odpowiedzi prócz tarczy. Był w miarę bezpieczny póki się zasłaniał, ale trzeba było szybko przejść do natarcia. Właściwy wróg czekał w pobliżu. Zakonnikowi zaświtał w głowie pomysł. Jeśli czerwone smoki były tak bardzo wrażliwe na działanie zimna jego magicznej katany, to jak będzie z istotą czystego ognia? Łowca miał zamiar wkrótce się tego dowiedzieć. Magicznie przyspieszonym krokiem obszedł płonącego przeciwnika z lewej strony, tnąc w przelocie po rozżarzonym przegubie. Stwór zaryczał przeciągle łapiąc się za rękę. Buchnął wielkim płomieniem, jakby podkreślającym jego furię. Ruszył z impetem na Tantaliona. Ten jednak umykał swojemu przeciwnikowi w ostatniej chwili, zadając szereg przelotnych cięć. Stwór nie grzeszył inteligencją, toteż tańczył tak jak zakonnik mu zagrał. Z każdą kolejna raną żywiołak jakby gasł w oczach. Kiedy Tantalion szykował się do zadania decydującego ciosu nagle znieruchomiał. Smoczy mag wykorzystał moment wytchnienia ze strony Aquodayro i skoncentrował swoją magiczną energię na unieruchomieniu łowcy smoków. Chciał dać swojemu pupilowi kilka sekund na zadanie miażdżącego ciosu. Jednak stało się coś nieoczekiwanego. Gdy żywiołak unosił już pięść nad głowę Tantaliona, nagle zniknął. Po prostu rozwiał się w powietrzu. Osłabiony wieloma ranami stwór, został znacznie szybciej wycofany do sfery żywiołu ognia - swojego ojczystego planu. Na jego miejscu unosiła się tylko smużka małego dymu. Zakonnik odetchnął z ulgą. Zaraz też do pomieszczenia wpadł Veinsteel, co odwróciło uwagę czarnoksiężnika i uwolniło Tantaliona z magicznych więzów. Wraz z towarzyszami ruszył do przodu, zachodząc mężczyznę z prawej strony. Vein parł centralnie, Aquodayro tez nie próżnował. Krąg wokół maga zaczął się zaciskać. Nerwowość w jego poczynaniach zdradzała, że jest świadom, iż utracił inicjatywę w tej potyczce. Jeden nierozważny krok pogrzebał resztki jego iluzorycznych szans. Potknął się o swoją pierwszą ofiarę – Corweia, a Vein nie pozwolił mu już powstać. Tantalion podszedł parę kroków, chowając ostrze do pochwy.
- Ponury koniec ponurego człowieka. – powiedział patrząc na rozpłatane zwłoki, pożerane przez kwas żołądkowy.

Kilka chwil po śmierci maga świadomość odzyskał Corwei. Gdy nieco zorientował się w sytuacji powiedział:
"- Dobrze się spisaliście, gratuluję. Teraz musimy znaleśc Falco, według mnie gdzieś w tej celi jest ukryte przejście przez które do niego dotrzemy."
Vein usiadł przy nim i odparł:
"- Tak. To była walka właściwa, ale specjalnie trudne to to nie było. Smoczy Pan musi się bardziej postarać, żeby mnie zabić." - to mówiąc wkładał raz po raz palec do własnej rany, dłubiąc w niej dla zabawy. Tantalion pokręcił z politowaniem głową i podszedł do Veinsteela.
- Rób tak dalej a zakażenie gotowe. – zganił jeźdźca gryfów – Pokaż mi jak to wygląda. – nachylił głowę i zmrużył lekko oczy – Lepiej nie ryzykować. – po czym położył jedną dłoń na czole półelfa a drugą przytknął do rany. Wymamrotał szybko jakąś formułkę, z której nie było można uchwycić nawet słówka. Gdy skończył inkantację, założył pacjentowi prowizoryczny, ale solidny, opatrunek. Na nic innego nie było czasu, gdyż to co dobiegło do uszu towarzyszy świadczyło o tym, że pościg był tuż tuż:
"- Ustawic się w szyki, przygotowac się. Mamy doczynienia z wyszkolonymi przestępcami. Nie okazywac im litości, chcę widziec ich głowy pod moimi stopami w przeciągu 20 min. !!"
Corwei zareagował natychmiast:
"- Veinsteelu, jeżeli możesz walczyc, idź z Tantalionem i odpierajcie ich najdłużej jak się da, powoli przesuwajcie się do tyłu. Daj mi tylko proszek do teleportacji. Jeżeli twoja ręka nie jest w najlepszym stanie, Perendhil pójdzie za ciebie."
Veinsteel ani myślał rezygnować, dając do zrozumienia, że jest bardziej niż gotowy. Wyjął jakiś gąbczasty przedmiot – Tantalion dałby sobie głowę uciąć, że to żołądek psełdosmoka – i dokonał w nim małego nacięcia. Po chwili dwójka wojowników znalazła się w korytarzu. Zakonnik wyjął katanę, ale plan Veina najwyraźniej nie przewidywał jej zastosowania.
"- Schowaj broń i chwyć lepiej pochodnię." – zalecił półelf, co też Tantalion zaraz uczynił. Vein zabrał się za przyszykowanie gruntu pod huczne powitanie nadciągającej straży zamkowej. Rozsypał proszek, rozlał wodę i pogasił pochodnie. Jasny do niedawna korytarz pogrążył się w mroku. Jedynym źródłem światła była pochodnia trzymana przez zakonnika. Łowca niewiele już widział, ale wiedział, że elfie oczy Veinsteela pozwalają mu skutecznie lustrować okolicę. Po skończonych preparacjach, Mordinan ponownie zwrócił się do niego:
"-Tantalionie, stań za mną z pochodnią. Bądź gotów przypalić lont na mój znak. Nie mów nic, ja się wszystkim zajmę." - po krótkiej pauzie dodał – "Nie świeć pochodnią na wodę."
Tantalion skorygował ustawienie tak, aby ciecz nie odbijała blasku pochodni. Zaraz tez dało się zauważyć poruszenie na końcu korytarza, co świadczyło o tym, że żołnierze osiągnęli ich pozycję. Nim ktokolwiek zdążył zareagować Veinsteel zakrzyknął:
"- Poddajemy się!!! Nie atakujcie, poddajemy się!!! Poddajemy się!!! Nie chcemy ginąć, a zbyt wielkich szans nie mamy. Szczerze mówiąc, żadnych szans nie mamy, więc nie zabijajcie nas!" - strażnicy zaczęli się do nich powoli zbliżać - "Zabiliśmy już oddział strażników, maga i jesteśmy zmęczeni, ranni, mieliśmy tylko jedną bombę, brak nam strzał, miecze nam ciążą, a Falco dalej nie ma i przybyliście wy. Mam już dosyć." - zakończył i spuścił głowę.
Półelf tak dobrze odegrał swoją rolę, że Tantalion, gdyby go nie znał, to pewnie sam by się nabrał. W tym momencie jednak obserwował ze skrytym rozbawieniem jak strażnicy połknęli haczyk, zmierzając prosto w pułapkę. Półelf tylko na to czekał. Pokazał umówiony sygnał Tantalionowi, na co ten przyłożył płonącą żagiew do lontów. Bomby poszybowały w kłębowisko żołnierzy, robiąc straszliwe spustoszenie w ich szeregach. Nie było nawet co zbierać. Jednak wciąż napływało wsparcie a wybuchowa broń właśnie się skończyła. W tym momencie nadszedł jakże oczekiwany komunikat:
"- Tantalionie! Chodźcie, uciekamy!"
- Nareszcie. – rzucił krótko zakonnik i skierował się na powrót do celi. Przedzierając się przez dym, który wzniecił Mordinan, zakaszlał kilka razy i przetarł załzawione oczy. W ostatniej chwili wskoczył w krąg i natychmiast przywitał go zapach kanałów ściekowych. Zaraz też rozgorzała dyskusja na temat potencjalnej drogi odwrotu. Po chwili namysłu Tantalion przedstawił swoje zdanie.
- Powinniśmy wybrać trasę prowadzącą za mury miejskie. Po tym co zrobiliśmy, w mieście rozpęta się piekło. Im szybciej się stąd wyniesiemy tym lepiej. Takie jest moje zdanie. Decydujmy. Byle szybko. – to powiedziawszy zajął miejsce w szeregu zgodnie z sugestią Veina.
 
Astaroth jest offline