Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2007, 02:17   #161
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Tantalion nie mógł uwierzyć w to, że chybił z takiego bliska, ale nie zrażał się. Parł naprzód z zamiarem zatopienia magicznego ostrza w ciele czarodzieja. I tym razem się przeliczył. Ostrze co prawda wbiło się w ciało człowieka, ale nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. *Magia ochronna.* - to jedyna myśl jaka przyszła do głowy zakonnikowi, nim obok niego świsnęła jakaś czerwona smuga. To Aquodayro strzelił swoim magicznym biczem. Ten atak musiał zrobić duże wrażenie na ich przeciwniku, gdyż powietrze rozerwało gromkie - "NIEEE !!!" Tantalion chciał natychmiast ponowić uderzenie, ale w ułamek sekundy mag przeteleportował się w inny rejon celi. Po błyskawicznej inkantacji wystrzelił nawałę magicznych pocisków we wszystkich kierunkach. Najgorzej oberwał Vein, ale i zakonnikowi się porządnie dostało: jeden pocisk w lewe ramię i dwa potężne na klatkę piersiową. Łowca syknął z bólu i upadł na ziemię, upuszczając na chwile ostrze. Gdy ponownie brał je do ręki, coś jasnego i gorącego zagrodziło mu drogę. Tantalion podniósł wzrok i spojrzał na adwersarza:
- Żywiołak ognia. – wyszeptał, krzywiąc się przy tym. Nie w smak mu było zajmować się "przystawkami", gdy spieszno mu było do "głównego dania". Nie było jednak innego wyjścia. Wiedział, że żywiołak nie da mu spokoju i nie przepuści go do swojego "stwórcy". Stwór zamachnął się potężnie, ale łowca już robił przewrót, aby dostać się w pobliże swojej tarczy. Ognista łapa przejechała mu jednak po plecach, przypalając lekko połę płaszcza. Tantalion był już jednak przy tarczy – w samą porę, aby zastawić się przed drugim ciosem. Żywiołak atakował wściekle, cios za ciosem; Tantalion krył się za okrągłym metalem. Kątem oka widział jak Vein wybiega z celi. Nie miał czasu zastanawiać się nad posunięciem towarzysza. Zywiołak absorbował go całkowicie, obierając taktykę na przełamanie przeciwnika. Mogło mu się udać, zważywszy, że magiczna istota się nie męczyła. Żar bijący od żywiołaka był ogromny, ale Tantalion chroniony był w dużym stopniu przez swoją magiczną kolczugę odporności na ogień. Był to podstawowy element wyposażenia każdego członka Zakonu Duriana Nieustraszonego. W końcu szkolili się przede wszystkim w walce z czerwonymi smokami, a jak wiadomo główną bronią tych bestii był przerażający ognisty podmuch. Ale oprócz ognia, zakonnikowi groziła ze strony stwora siła kinetyczna jego ciosów. Na to nie miał innej odpowiedzi prócz tarczy. Był w miarę bezpieczny póki się zasłaniał, ale trzeba było szybko przejść do natarcia. Właściwy wróg czekał w pobliżu. Zakonnikowi zaświtał w głowie pomysł. Jeśli czerwone smoki były tak bardzo wrażliwe na działanie zimna jego magicznej katany, to jak będzie z istotą czystego ognia? Łowca miał zamiar wkrótce się tego dowiedzieć. Magicznie przyspieszonym krokiem obszedł płonącego przeciwnika z lewej strony, tnąc w przelocie po rozżarzonym przegubie. Stwór zaryczał przeciągle łapiąc się za rękę. Buchnął wielkim płomieniem, jakby podkreślającym jego furię. Ruszył z impetem na Tantaliona. Ten jednak umykał swojemu przeciwnikowi w ostatniej chwili, zadając szereg przelotnych cięć. Stwór nie grzeszył inteligencją, toteż tańczył tak jak zakonnik mu zagrał. Z każdą kolejna raną żywiołak jakby gasł w oczach. Kiedy Tantalion szykował się do zadania decydującego ciosu nagle znieruchomiał. Smoczy mag wykorzystał moment wytchnienia ze strony Aquodayro i skoncentrował swoją magiczną energię na unieruchomieniu łowcy smoków. Chciał dać swojemu pupilowi kilka sekund na zadanie miażdżącego ciosu. Jednak stało się coś nieoczekiwanego. Gdy żywiołak unosił już pięść nad głowę Tantaliona, nagle zniknął. Po prostu rozwiał się w powietrzu. Osłabiony wieloma ranami stwór, został znacznie szybciej wycofany do sfery żywiołu ognia - swojego ojczystego planu. Na jego miejscu unosiła się tylko smużka małego dymu. Zakonnik odetchnął z ulgą. Zaraz też do pomieszczenia wpadł Veinsteel, co odwróciło uwagę czarnoksiężnika i uwolniło Tantaliona z magicznych więzów. Wraz z towarzyszami ruszył do przodu, zachodząc mężczyznę z prawej strony. Vein parł centralnie, Aquodayro tez nie próżnował. Krąg wokół maga zaczął się zaciskać. Nerwowość w jego poczynaniach zdradzała, że jest świadom, iż utracił inicjatywę w tej potyczce. Jeden nierozważny krok pogrzebał resztki jego iluzorycznych szans. Potknął się o swoją pierwszą ofiarę – Corweia, a Vein nie pozwolił mu już powstać. Tantalion podszedł parę kroków, chowając ostrze do pochwy.
- Ponury koniec ponurego człowieka. – powiedział patrząc na rozpłatane zwłoki, pożerane przez kwas żołądkowy.

Kilka chwil po śmierci maga świadomość odzyskał Corwei. Gdy nieco zorientował się w sytuacji powiedział:
"- Dobrze się spisaliście, gratuluję. Teraz musimy znaleśc Falco, według mnie gdzieś w tej celi jest ukryte przejście przez które do niego dotrzemy."
Vein usiadł przy nim i odparł:
"- Tak. To była walka właściwa, ale specjalnie trudne to to nie było. Smoczy Pan musi się bardziej postarać, żeby mnie zabić." - to mówiąc wkładał raz po raz palec do własnej rany, dłubiąc w niej dla zabawy. Tantalion pokręcił z politowaniem głową i podszedł do Veinsteela.
- Rób tak dalej a zakażenie gotowe. – zganił jeźdźca gryfów – Pokaż mi jak to wygląda. – nachylił głowę i zmrużył lekko oczy – Lepiej nie ryzykować. – po czym położył jedną dłoń na czole półelfa a drugą przytknął do rany. Wymamrotał szybko jakąś formułkę, z której nie było można uchwycić nawet słówka. Gdy skończył inkantację, założył pacjentowi prowizoryczny, ale solidny, opatrunek. Na nic innego nie było czasu, gdyż to co dobiegło do uszu towarzyszy świadczyło o tym, że pościg był tuż tuż:
"- Ustawic się w szyki, przygotowac się. Mamy doczynienia z wyszkolonymi przestępcami. Nie okazywac im litości, chcę widziec ich głowy pod moimi stopami w przeciągu 20 min. !!"
Corwei zareagował natychmiast:
"- Veinsteelu, jeżeli możesz walczyc, idź z Tantalionem i odpierajcie ich najdłużej jak się da, powoli przesuwajcie się do tyłu. Daj mi tylko proszek do teleportacji. Jeżeli twoja ręka nie jest w najlepszym stanie, Perendhil pójdzie za ciebie."
Veinsteel ani myślał rezygnować, dając do zrozumienia, że jest bardziej niż gotowy. Wyjął jakiś gąbczasty przedmiot – Tantalion dałby sobie głowę uciąć, że to żołądek psełdosmoka – i dokonał w nim małego nacięcia. Po chwili dwójka wojowników znalazła się w korytarzu. Zakonnik wyjął katanę, ale plan Veina najwyraźniej nie przewidywał jej zastosowania.
"- Schowaj broń i chwyć lepiej pochodnię." – zalecił półelf, co też Tantalion zaraz uczynił. Vein zabrał się za przyszykowanie gruntu pod huczne powitanie nadciągającej straży zamkowej. Rozsypał proszek, rozlał wodę i pogasił pochodnie. Jasny do niedawna korytarz pogrążył się w mroku. Jedynym źródłem światła była pochodnia trzymana przez zakonnika. Łowca niewiele już widział, ale wiedział, że elfie oczy Veinsteela pozwalają mu skutecznie lustrować okolicę. Po skończonych preparacjach, Mordinan ponownie zwrócił się do niego:
"-Tantalionie, stań za mną z pochodnią. Bądź gotów przypalić lont na mój znak. Nie mów nic, ja się wszystkim zajmę." - po krótkiej pauzie dodał – "Nie świeć pochodnią na wodę."
Tantalion skorygował ustawienie tak, aby ciecz nie odbijała blasku pochodni. Zaraz tez dało się zauważyć poruszenie na końcu korytarza, co świadczyło o tym, że żołnierze osiągnęli ich pozycję. Nim ktokolwiek zdążył zareagować Veinsteel zakrzyknął:
"- Poddajemy się!!! Nie atakujcie, poddajemy się!!! Poddajemy się!!! Nie chcemy ginąć, a zbyt wielkich szans nie mamy. Szczerze mówiąc, żadnych szans nie mamy, więc nie zabijajcie nas!" - strażnicy zaczęli się do nich powoli zbliżać - "Zabiliśmy już oddział strażników, maga i jesteśmy zmęczeni, ranni, mieliśmy tylko jedną bombę, brak nam strzał, miecze nam ciążą, a Falco dalej nie ma i przybyliście wy. Mam już dosyć." - zakończył i spuścił głowę.
Półelf tak dobrze odegrał swoją rolę, że Tantalion, gdyby go nie znał, to pewnie sam by się nabrał. W tym momencie jednak obserwował ze skrytym rozbawieniem jak strażnicy połknęli haczyk, zmierzając prosto w pułapkę. Półelf tylko na to czekał. Pokazał umówiony sygnał Tantalionowi, na co ten przyłożył płonącą żagiew do lontów. Bomby poszybowały w kłębowisko żołnierzy, robiąc straszliwe spustoszenie w ich szeregach. Nie było nawet co zbierać. Jednak wciąż napływało wsparcie a wybuchowa broń właśnie się skończyła. W tym momencie nadszedł jakże oczekiwany komunikat:
"- Tantalionie! Chodźcie, uciekamy!"
- Nareszcie. – rzucił krótko zakonnik i skierował się na powrót do celi. Przedzierając się przez dym, który wzniecił Mordinan, zakaszlał kilka razy i przetarł załzawione oczy. W ostatniej chwili wskoczył w krąg i natychmiast przywitał go zapach kanałów ściekowych. Zaraz też rozgorzała dyskusja na temat potencjalnej drogi odwrotu. Po chwili namysłu Tantalion przedstawił swoje zdanie.
- Powinniśmy wybrać trasę prowadzącą za mury miejskie. Po tym co zrobiliśmy, w mieście rozpęta się piekło. Im szybciej się stąd wyniesiemy tym lepiej. Takie jest moje zdanie. Decydujmy. Byle szybko. – to powiedziawszy zajął miejsce w szeregu zgodnie z sugestią Veina.
 
Astaroth jest offline  
Stary 21-11-2007, 20:39   #162
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
-Tantalion ma rację, musimy wyjść poza teren miasta. Czeka nas teraz długa wędrówka przez te ścieki. Tunele ciągną się kilometrami i chyba nikt nie jest w stanie zapamiętać dokładnie plan tych podziemi.-powiedział Corwei- Veinsteelu, musimy znaleźć jakieś dobre miejsce na odpoczynek. Oczywiście dalej stąd. Musimy odpocząć, szczególnie Falco. Jest omamiony jakimiś czarami. Musi nabrać sił aby iść dalej.-dodał i nakazał wymarsz.

Szli tunelami jakieś dwie godziny. Veinsteel znał część tych kanałów, lecz był to mały skrawek całości. Od jakiegoś czasu musieli wybierać drogę po znakach, uczuciu świeżego powietrza lub porostu wedle intuicji.
W końcu dotarli do dogodnego miejsca na odpoczynek. Był to kawałek suchego podłoża w środku korytarza, nic specjalnego ale zawsze suche. Warte trzymał Corwei ślęcząc przy odurzonym Falco podając mu jakieś cucące zioła. Po około 30 min. Starzec zdawał się wracać do siebie.

-Co się dzieje... Gdzie... Corwei?-zapytał podnosząc głowę- Corwei! Jesteś przyjacielu! Udało ci się... Wam się udało!-krzyknął rozglądając się po wszystkich-Rad jestem, że was widzę. Gdzie jest ten uparty brodacz, niech go uściskam!-zaśmiał się rozglądając się dookoła. Jego uśmiech szybko zastąpiło zaniepokojenie i zmieszanie. Spojrzawszy na twarze zgromadzonych dowiedział się wszystkiego o Mallunie.
-A więc odszedł... Niech Bóg umiłuje się nad jego duszą...-po tych słowach zamilkł i nie chciał rozmawiać.

Po kolejnych 30 min ruszyli w dalszą drogę. Błądzili po korytarzach następne kilka godzin zamierając w bezruchu słysząc każdy szelest przed lub za nimi, który zawsze okazywał się zwykłym szczurem lub innym małym stworzeniem. Przyjaciele stracili już rachubę czasu, nie wiedzieli czy jest dzień czy noc. W pewnym momencie Falco zarządził przerwę. Namawiany do dalszej drogi stanowczo odmawiał, nie podając żadnej przyczyny. Bohaterowie znaleźli jakiś kawałek suchego miejsca i stanęli tam. Po chwili milczenia Falco przemówił.
-Wiedzcie, że jestem wam po stokroć wdzięczny za uratowanie życia. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam się wam odwdzięczyć... nie wiem. Powiedzcie mi zatem jak zginął Mallun.- Ten przykry obowiązek spoczął na Adrilli która była z nim tego dnia.
Po wysłuchaniu opowieści znowu nastała cisza, którą znowu przerwał Falco.
-Czy znaleźliście może magiczną zbrojownie?-zapytał.
-Niestety nie udało nam się.-odpowiedział Corwei.
-Z tego co słyszałem, zbrojownia znajduje się w pałacu na pierwszym piętrze, za zaryglowanymi drzwiami. Widziałem je kiedy mnie prowadzono przed która.-powiedział Falco.
Corwei niepewnie spojrzał na Veina wiedząc, że powinien go posłuchać kiedy mówił o przeszukaniu pomieszczeń. Teraz było już za późno.
Po chwili ruszyli w dalszą drogę.

***

W końcu doszli do wyjścia z tunelu. Świeże powietrze uderzyło w nich dając uczucie przyjemności. Na dworze było już zupełnie ciemno, patrząc na księżyc było około godziny trzeciej. Kiedy wyszli na zewnątrz postanowili oddalić się dalej od murów. Tym razem Perendhil postanowił prowadzić, za nim szła Adrila, dalej Falco, Tantalion, Corwei, Aquodayro i na końcu Veinsteel. Szli tak nie całą godzinę gdy nagle, przechodząc przez otwarte pole, coś dużego przeleciało nad nimi, rycząc głośno. Wszyscy byli zdezorientowani. Nikt nie spodziewał się czegoś takiego. Kolejny lot nad drużyną tym razem dużo niższy. Wszyscy padli na ziemię zasłaniając głowy. W pewnym momencie usłyszeli przeraźliwy krzyk, tym razem to nie był ten smok. Kiedy wszyscy się podnieśli zdali sobie sprawę, że brakuje barda. Gigant wylądował trzymając w łapie wierzgającego półelfa którego w jednej chwili podrzucił do góry i kłapnął pyskiem połykając biedaka.

Chmury rozwiały się odsłaniając księżyc który oświetlił czarnego smoka. Oczom bohaterów ukazał się odrażający widok gada. Był potężny, po bokach jego pyska widać było płaty rozkładającej i odpadającej skóry. Oczy głęboko osadzone w oczodołach i wielkie nozdrza dawały wrażenie jakby była to sama czaszka.

Smok spojrzał na resztę małych istot i powiedział coś bardzo niskim, powolnym i głębokim głosem, nikt nic nie rozumiał ponieważ był to język smoków. Nikt, poza Falco który wpatrywał się jakby z zafascynowaniem w Smoka.
-Wyzywa nas...-powiedział-Nigdy nie spotkałem się z czymś takim w starciu z tym gatunkiem. Czarne smoki zazwyczaj są bardzo złośliwe. Ten podchodzi do nas z ostrożnością.
Smok powiedział coś podniosłym głosem, jakby się denerwował.
-Nie mamy wyjścia... Nie damy rady uciec.-powiedział Falco i odkrzyknął do smoka w jego mowie. Wszyscy wiedzieli, że przyjęto wyzwanie.
Drużyna zbliżyła się do niego, miała okazję do pierwszego ataku.
 
Zak jest offline  
Stary 21-11-2007, 21:40   #163
 
Zafrire's Avatar
 
Reputacja: 1 Zafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znany
Adrila szła przed siebie nie do końca wiedząc co się z nią dzieje, poprostu szła i wiele to nie wniosło. Była przygotowana na ewentualnych wrogów jednak nie to było najważniejsze. Zastanawiała się nad tym czy aby na pewno można ufać Corwei'owi, bo z każdą chwilą była tego coraz mniej pewna. Zrobili jeden postój, Falco się obudził przy kolejnym musiała opowiedzieć o śmierci Malluna. Nie było to dla niej łatwe jednak zrobiła to starając się opowiadać jak najbardziej składnie. W końcu udało im się wyjść, Peredhil prowadził, Adrila patrzyła na niego, wspominając te chwile które spędzili razem i chodciaż nie było ich wiele czuła się nimi pokrzepiona. Nagle tą ciszę przerwał jakiś dziwny ryk. Coś przeleciało nad ich głowami, a dziewczyna padła na ziemię, miała wrażenie że wszyscy zrobili to samo. Nagle znowu coś zaczęło krzyczeć, ale to nie był smok. Serce zamarło w jej piersi. Podniosła głowę i zobaczyła Peredhila w paszczy smoka, rozpaczliwie próbował się uwolnić, ale ten wrzask nie ustawał w jej uszach. Nagle przed oczami stanął jej obraz pożeranego barda. Adrila stała wyprostowana. Nie poruszyła się ani trochę. Jeśli ktoś patrzył na jej twarz mógł coś zauważyć. W tym samym momencie coś w niej pękło, kolejna osoba na któej jej zależało pożegnała się z życiem. To było już za dużo. Przerażenie i niepewność któe do niedawna gościły w jej oczach zastąpiła czysta nienawiść. Nienawiść do wszystkich smoków, strażników i czarowników, którzy mieli jakiekolwiek powiązania z tymi bestiami. To wszystko przez nie, to ich wina. Zostali wyzwani na pojedynek. Ona nie uroniła żadnej łzy. Za dużo ich wylała i to nie czas żeby jeszcze bardziej nawadniać ziemię. Wbiła wzrok w ziemię. Szybko rozejrzała się w okół. Nagle cała nienawiść, spoczeła na tym gadzie. Nie zależało już jej na życiu. Dopiero teraz ogarnęła ją chęć zemsty. Za co? Za wszystko i wszystkich. Za to co ją spotkało, za to co spotkało tych których kochała. Nie myślała racjonalnie. Pierwsze co zrobiła to ściągnęła łuk z pleców. Strzała zaraz była na cięciwie. Była spokojna, jej oddech był równy jej ruchy szybkie, ale nie chaotyczne. wycelowała w oko gada. Zaraz po tym kolejna strzała, a miejce na dwie następne zaczęła szukać wzrokiem. Chciała znależć jakiś punk, przez który strzała mogła się przebić. Kiedy go zauważyła dwie kolejne strzeły posybowały w stronę smoka. Teraz żałowała, że to nie jest coś mniejszego, np. człowiek żeby mogła się z nim zmierzyć na równi. Stała tak niewzruszona, zastanawiając się jak teraz może działać. Najpier jednak musi wiedzieć co zrobią inni, akurat reszty nie chciała narażać, a na pewno nie teraz kiedy tylko oni jej zostali.
 
__________________
Irokez lub glaca to powód do dumy...
Zafrire jest offline  
Stary 04-12-2007, 17:59   #164
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Corwei zgodził się z sugestią Tantaliona, co też natychmiast wyraził słowami:
"-Tantalion ma rację, musimy wyjść poza teren miasta. Czeka nas teraz długa wędrówka przez te ścieki. Tunele ciągną się kilometrami i chyba nikt nie jest w stanie zapamiętać dokładnie plan tych podziemi. Veinsteelu, musimy znaleźć jakieś dobre miejsce na odpoczynek. Oczywiście dalej stąd. Musimy odpocząć, szczególnie Falco. Jest omamiony jakimiś czarami. Musi nabrać sił aby iść dalej."
Wymarsz zarządzono natychmiast. Tantalion widząc w jakim stanie jest Falco, pożałował, że użył swojej magii leczącej na Veinsteelu. Uwolnionemu więźniowi przydałaby się sto razy bardziej. A tak... spowalniał całą ucieczkę i trzeba było zatrzymać się na odpoczynek. W czasie postoju Corwei dwoił się i troił, aby postawić przywódcę rebeliantów na nogi. W końcu starania zaczęły przynosić wymierny efekt. Falco jakby odżył. Rozejrzał się po zgromadzonych i przemówił niepewnym głosem:
"- Co się dzieje... Gdzie... Corwei?" – widok znajomej twarzy przywrócił mu życie - "Corwei! Jesteś przyjacielu! Udało ci się... Wam się udało! Rad jestem, że was widzę. Gdzie jest ten uparty brodacz, niech go uściskam!"
Falco począł energicznie rozglądać się na wszystkie strony. Początkowy entuzjazm zaczęły zastępować zakłopotanie i obawa... obawa przed tym co mógłby usłyszeć. Gdy jego wzrok spoczął na Tantalionie, zakonnik spuścił tylko głowę. Dla bystrego umysłu nie potrzeba było słów, czy dalszych wskazówek. Dramatyczne wydarzenia wymalowane były na twarzach wszystkich. Falco w końcu powiedział:
"- A więc odszedł... Niech Bóg umiłuje się nad jego duszą..."
Zamilkł. Sprawiał wrażenie jakby coś odebrało mu mowę, gdyż następne kilka godzin tułaczki po śmierdzących kanałach spędził w milczeniu. Przemówił dopiero, by wyrazić chęć do kolejnego postoju. Jakiekolwiek próby wyperswadowania mu tego pomysłu spełzły na niczym. Drużyna zatrzymała się więc na niewielkim fragmencie suchej przestrzeni. Tam Falco powiedział co następuje:
"- Wiedzcie, że jestem wam po stokroć wdzięczny za uratowanie życia. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam się wam odwdzięczyć... nie wiem. Powiedzcie mi zatem jak zginął Mallun."
Ponieważ Adrila była ostatnią osobą, która widziała krasnoluda żywego, to na jej barki spadł przykry obowiązek opowiedzenia o śmierci towarzysza. Gdy ciekawość mężczyzny została już zaspokojona, cała grupa ruszyła w dalszą drogę.

* * *

- Aaach... jak miło zaczerpnąć świeżego powietrza. – westchnął Tantalion, gdy cuchnące wyziewy oparów ściekowych zastąpił miły dla nozdrzy podmuch nocnego wiatru. Drużyna bez większych przeszkód znalazła się za miastem. Nim pościg zorientuje się którędy poszli, będą już daleko. To w tym właśnie momencie zakonnik uwierzył, że może się udać... że cali i zdrowi dotrą do gospody "Pod Smoczym Trupem". Rzeczywistość okazała się być nieco bardziej brutalna.

Nie minęło więcej jak godzina, gdy towarzysze, prowadzeni przez Peredhila, wyszli na otwartą równinę. Nic nie zapowiadało niebezpieczeństwa... Nagle, na ułamek sekundy, ogromny cień przykrył grupę uciekinierów jak połą płaszcza. Towarzyszący temu wydarzeniu ryk, nie pozostawiał złudzeń. Przynajmniej dla Tantaliona. Zbyt wiele doświadczył, aby nie rozpoznać zagrożenia. Wiedział też co za chwilę nastąpi.
- Na ziemię!!! – rzucił ile sił w płucach. Na wyjaśnienia nie było czasu. Miał jedynie nadzieję, że wszyscy posłuchali. Jak się miało zaraz okazać – płonną nadzieję. Leżąc twarzą w glebie słyszał tylko jak powietrze rozdziera w agonii znajomy głos. Tantalion nie miał wątpliwości do kogo należał. Gdy podnosił się z ziemi ujrzał jak olbrzymi czarny smok połyka ich towarzysza broni niczym przekąskę. W ułamku sekundy zakonnik wydobył magiczne ostrze i skrył się za tarczą, szykując się do odparcia kolejnego ataku. Ten jednak nie następował. Zamiast niego dał się słyszeć jakiś niski, głęboki pomruk. Najwyraźniej gad przemówił. Tantalion nic z tego nie zrozumiał, ale Falco sprawiał odmienne wrażenie. Gdy smok kontynuował swoją przemowę, zakonnik postanowił skorzystać z okazji i dać towarzyszom kilka wskazówek.
- Nie unikniemy walki. Słuchajcie... trzeba się jak najszybciej rozproszyć i otoczyć bestię. Starajcie trzymać się z tyłu i po bokach. Unikać frontalnego ataku. Zasada jest jedna – im dalej od pyska tym dłużej pożyjesz. Jeśli już napotkacie wzrok gada, to celujcie w oczy. W innym wypadku uderzać w ogon i podbrzusze... to najczulsze miejsca. Gdy bestia wzbije się w powietrze, starajcie się biec w przeciwnym kierunku do jego lotu, i wyjść na jego tyły. Inaczej i tak pochwyci was jak jastrząb mysz polną... – tu przerwał, gdyż Falco zwrócił się do wszystkich tymi słowy:
"- Wyzywa nas... Nigdy nie spotkałem się z czymś takim w starciu z tym gatunkiem. Czarne smoki zazwyczaj są bardzo złośliwe. Ten podchodzi do nas z ostrożnością. Nie mamy wyjścia... Nie damy rady uciec."
Tantalion kontynuował:
- Jeden musi robić za przynętę i odciągać jego uwagę. Ja nią będę. Moje nagolenniki powinny dać mi szansę wyjść z tego cało. Róbcie jak mówiłem a może unikniemy strat.
Po tym smok zaryczał jakby był zdenerwowany, a Falco odpowiedział w jego mowie. Wszystko stało się jasne. Wyzwanie zostało przyjęte. Pora, by przemówiły miecze. Tantalion wyprostował się i uniósł ostrze do góry. Ku zaskoczeniu wszystkich począł śpiewać donośnym głosem, wybijając rytm na tarczy rękojeścią swojej katany. Nic nie mogliście zrozumieć, gdyż był to magiczny język, znany jedynie członkom Zakonu Duriana Nieustraszonego. Z każdym uderzeniem i wypowiadanym słowem czuliście jakby otucha wlewała się w wasze serca. O dziwo bestia już nie wyglądała tak groźnie. Lęk – jeśli choć na chwilę zawładnął waszymi sercami – odszedł w zapomnienie. *

Gdy skończył, zauważył, że Adrila już rozpoczęła atak, niechybnie zwracając na siebie uwagę bestii. To mogło zrujnować całą taktykę. Postanowił natychmiast działać.
- SMOKU!!!!! – zawył Tantalion, rzucając się pędem w stronę czarnego potwora – JEDEN Z NAS DA DZISIAJ GŁOWĘ!!!! ALBO TY, ALBO JA!!!
Całe działanie zakonnika miało na celu skupić na sobie zainteresowanie smoka. Wiedział, że dużo ryzykuje, ale ktoś musiał to robić. Taka była zawsze taktyka zakonu. Przynęta – najpotężniej chroniona, i myśliwi – z największą siłą ataku. To niewdzięczne i najbardziej ryzykowne zadanie postanowił wziąć na siebie. Przynęta ginęła najczęściej. Mógł podzielić los wielu swoich braci. Wiedział o tym. Tylko, że w przeciwieństwie do nich, on posiadał narzędzie pozwalające niepokoić smoka ciągłymi atakami z bliskiej odległości i w porę wynieść głowę w jednym kawałku - magiczne nagolenniki. Przynajmniej miał taką nadzieję...


[* Pieśń to czar zwany "Tarcza Duriana" – daje wszystkim w pobliżu odporność na strach, bez względu na to czy ktoś się bał czy nie. Zak powinien wiedzieć o co chodzi. - dop. Ast.]
 
Astaroth jest offline  
Stary 06-12-2007, 21:17   #165
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
-Mówcie, gdzie chcecie iść. Ja proponuję zagłębić się w kanały-mruknął cicho Veinsteel, rozglądając się uważnie na boki.
-Powinniśmy wybrać trasę prowadzącą za mury miejskie. Po tym co zrobiliśmy, w mieście rozpęta się piekło. Im szybciej się stąd wyniesiemy tym lepiej. Takie jest moje zdanie. Decydujmy. Byle szybko-odrzekł Tantalion, a Vein skinął głową patrząc na pozostałych, gdy odezwał się Corwei.
-Tantalion ma rację, musimy wyjść poza teren miasta. Czeka nas teraz długa wędrówka przez te ścieki. Tunele ciągną się kilometrami i chyba nikt nie jest w stanie zapamiętać dokładnie plan tych podziemi. Veinsteelu, musimy znaleźć jakieś dobre miejsce na odpoczynek. Oczywiście dalej stąd. Musimy odpocząć, szczególnie Falco. Jest omamiony jakimiś czarami. Musi nabrać sił aby iść dalej-obrał swoje stanowisko, a Półelf ponownie skinął głową, patrząc jak ustawiają się w szereg zaproponowany przez niego, czyli Peredhil osłaniający tyły i gotowy przyjąć na siebie cały impet uderzenia od tyłu, osłaniający go magią Aquodayro włączający się do walki najpierw, gdyby przeciwnicy zaszli od tyłu. Następny Corwei chroniący od tyłu osłabionego Falco i Tantalion zabezpieczający z przodu.
Na przodzie ustawiła się Adrila z łukiem w ręku i zostało jeszcze dołączyć się jemu, więc to zrobił, wyjmując cicho miecz oraz sztylet.
Jeździec machnął jeszcze ręką na znak, że ruszają i począł stawiać stopy niezwykle ostrożnie i delikatnie czyniąc swój chód bezgłośnym.
Rozglądał się uważnie, zaglądając w każdy zakamarek, by sprawdzić czy niebezpieczeństwo gdzieś tam nie czyha.
Formacja którą szli miała również inną zaletę. Gdyby Vein przeoczył przez przypadek wroga, niedostrzegając go w cieniu, co było mało prawdopodobne, to Peredhil go wypatrzy, podnosząc alarm.
Patrząc wszędzie spojrzał na swój miecz i sztylet w ręku, kątem oka. Może się wydawać dziwne, że nie ma tarczy lub drugiego takiego samego miecza, którym mógłby władać równie sprawnie. Mogłaby się wydawać, że z takim zestawem broni nie zaszedłby nigdzie daleko, lecz nic bardziej mylnego. Gdyby zamienił sztylet na tarczę lub drugi miecz, byłby o wiele mniej skuteczny nie tylko na ziemi, ale też w powietrzu, na co nie mógł sobie pozwolić.
Oczywiście wiedział, że straszny wygląd to podstawa, ponieważ odbiera wrogom odwagę, obniżając skuteczność ataku, jednakże nie postawił na to, dlatego że wiedział iż przeciwnik niepozorny jest o wiele bardziej niebezpieczny, ponieważ częściej się go lekceważy. Wtedy wystarczy tylko wykorzystać swoją przewagę oraz odpowiednią chwilę.
Veinsteel jednak nie był aż tak niepozorny, gdyż nawet jego muskulatura dodawała mu powagi, ale miecz i sztylet w rękach, jako komplet, nie prezentowały się zbyt groźnie, czego nie można było powiedzieć o osobnym przypadku owych dwóch broni.
Przeciwnicy często, widząc taką konfigurację ostrz lekceważyli go, uznając, że wystarczy ciąć po stronie sztyletu, by zabić. Zawsze dowiadywali się o swojej karygodnej pomyłce, gdy było za późno gdyż miecz atakował na dużym dystansie nie pozwalając się zbliżyć. Sztylet zaś był skuteczny, kiedy przeciwnik w końcu przedostał się przez zasłonę miecza, ponieważ takie ostrza były robione z myślą o krótkim dystansie.
Co prawda obrona była mniejsza, lecz zawsze nadrabiał to sparowaniami, miękkimi blokami oraz unikami, a prawie zawsze łączył to z kontrą, chyba że przeciwnik się tego spodziewał.
Zdumiewające jak łatwo można czytać z człowieka podczas walki... Odsłaniają się zasłony na oczach, twarz mówi więcej niż słowa, a całe ciało gada jak najęte. Trzeba tylko potrafić z tego czytać. Oczywiście u doświadczonych Wojowników nie jest to takie proste lub w ogóle nie jest możliwe-pomyślał.
Było jeszcze jedno uzasadnienie do konfiguracji tych broni.
Gdy Jeźdźcy lecieli na swoich Gryfach, musieli kontrolować lot chociażby jedną ręką i nieliczne Gryfy potrafiły lecieć same, a Vein tym bardziej czuł dumę, iż jego przyjaciel to potrafi. Nie mniej jednak czasami dochodziło do abordaży powietrznej i wtedy właśnie miecz na nic się nie zdawał.
Powierzchnia grzbietowa Gryfów była tak mała, że nie wystarcza miejsca na walkę z użyciem długich ostrzy, zaś życie rozstrzyga się w przeciągu kilku sekund.
Jednakże walki powietrzne odbywają się tylko na treningach, ze względu na to, że Jeźdźcy Gryfów nie występują przeciwko sobie, a nie ma smoków, z którymi można by było trenować.
Oczywiście Półelf nie odbywał nawet takiego treningu, ale w teorii doskonale wiedział co robić w każdej sytuacji, jednakże wiedział, iż naprawdę nie będzie to wcale takie proste. Będzie musiał wtedy zdać się głównie na umiejętności bojowe w locie swojego towarzysza oraz liczyć na jego doświadczenie.
Tymczasem trzeba było wydostać się z kanałów tak, by nikt ich nie zaskoczył, więc przeczesywał wzrokiem każdy zakamarek w poszukiwaniu podstępu, którego nie dostrzegał i był z tego bardzo zadowolony, lecz nie pamiętał jakiegokolwiek suchego terenu, na którym można było odpocząć oprócz małego wyjścia, lecz niebezpiecznie by było się tam układać. Dalszy kawałek suchego terenu był bardzo daleko, więc postanowił zboczyć z trasy wyznaczonej przez jego znaki, ale tylko na chwilę, co zrobił przy pierwszym nieznanym rozgałęzieniu. Kierował się podwyższeniem terenu, gdyż woda spływa w dół, a idąc pod górę musi być coraz płycej.
W końcu jednak uśmiechnął się widząc suche miejsce pośrodku korytarza, gdzie usiadł dalej rozglądając się uważnie, a gdy Corwei objął wartę przy Falco, Półelf położył się na chwilę, zamykając oczy. Tego rodzaju odpoczynek nie trwał jednak długo, gdyż do jego nosa doszedł smród ziół trzymanych przez człowieka, więc Veinsteel usiadł do nich tyłem, by choć trochę ograniczyć ich zapach.
Półelf chwycił swoją piersiówkę z winem, pociągając kilka długich łyków oraz rozluźniając wszystkie mięśnie, po czym odetchnął głęboko. Dał też odpocząć swojemu umysłowi, który w ostatnich dniach pracował bardzo mocno. W tejże chwili nie myślał o niczym.
Odpoczynek ten wydał mu się chwilą i szkoda mu było go przerywać, jednakże musiał, ponieważ usłyszał słowa Falco.
-Co się dzieje... Gdzie... Corwei? Corwei! Jesteś przyjacielu! Udało ci się... Wam się udało! Rad jestem, że was widzę. Gdzie jest ten uparty brodacz, niech go uściskam!-rzekł, a Veinsteel wstał, zaś Tantalion wymownie spuścił głowę.
-Niestety nie będzie to możliwe. Mallun poświęcił się, żeby ochronić jednego z nas. Nie wiem czy to będzie dla ciebie pocieszeniem, ale bronił się długo przed dwoma Magami na raz. Ci Magowie na pewno zostaną ukarani przez Smoczego Pana, gdyż stracili możliwość wydobycia jakichkolwiek informacji o ruchu oporu-powiedział ze spokojem.
-A więc odszedł... Niech Bóg umiłuje się nad jego duszą...-powiedział, a następnie zamilkł nie chcąc rozmawiać, więc Veinsteel wyjął swój prowiant i zaczął jeść, by odzyskać siły.
Jak stąd wyjdziemy to trzeba będzie się pospieszyć, gdyż na pewno minęło wystarczająco dużo czasu, żeby posiłki były w drodze. Oczywiście mam jeszcze sporo materiałów wybuchowych oraz proszku wywołującego dym, ale bez przesady. Być może nawet potrzebny będzie Gryf. Zobaczymy. Nie mniej jednak nie chciałbym go w nic mieszać-pomyślał żując mięso.
Co bym zrobił, gdybym był Smoczym Władcą? Co bym zrobił, gdybym dowiedział się, że z najpilniej strzeżonego więzienia uciekł mój najgorszy wróg? Co bym zrobił gdybym to ja wykorzystał wszystkie moje pomysły i pułapki na zabezpieczenie celi, a i tak zostałyby ominięte? Hmm… Na pewno bym ustawił tą grupę za bezpośredni cel ataku. Chciałbym ją jak najszybciej uśmiercić, a skoro ominęli zabezpieczenia, pułapki, pokonali strażników, uciekli i nie wiadomo gdzie są, wysłałbym pomoc do miasta w postaci doświadczonego oddziału najlepszych wojowników i łuczników, może kuszników. Na pewno wysłałbym dużą ilość jednostek strzelających. To jak miałbym około dwóch, trzech lub czterech dni na zorganizowanie sił oraz około czterech na dojście, co w najlepszym przypadku daje sześć dni. To zdecydowanie za długo, więc musi być ktoś inny. Ktoś kto porusza się szybko lub błyskawicznie albo po prostu przenosi się na miejsce. Z sił, którymi dysponuje Smoczy Pan te kryteria spełniają Magowie oraz Smoki. Na pewno nie wysłałby jednego Maga, a raczej co najmniej ich piątka. Nie mniej jednak oni nie potrafią tropić tak dobrze jak jednostki latające, widzące z dużej wysokości. Wysłałbym patrole, przynajmniej dwadzieścia po dwa do trzech smoków w jednym. Gdyby taki patrol zauważył swój cel, dopadłby ich bez najmniejszego problemu. Trzeba będzie bardzo uważać-pomyślał i w tej samej chwili skończył jeść ser, a następnie wstał.
-Pora ruszać i wyjść w końcu z tego brudu i smrodu-powiedział, zajmując swoje miejsce w szyku, po czym wyjął sztylet i miecz. Po chwili wszyscy stanęli na swoich miejscach, a Veinsteel zawrócił, lecz nie mógł trafić na oznaczoną przez siebie drogę.
I po cóż było przystawać? Już dawno bylibyśmy przy wyjściu, odpoczęli solidnie i ruszyli w dalszą drogę-pomyślał, gdy usłyszał przed sobą szmer, więc szybko odwrócił wzrok w tamtą stronę, lecz niczego tam nie było oprócz szczura. Od czasu do czasu jakieś małe stworzenie przebiegało przez kanał wzbudzając jeszcze większą czujność, ale oprócz tego nie działo się nic podejrzanego, dlatego też postęp w drodze do wyjścia był coraz większy, a droga do przebycia coraz mniejsza.
Po jakimś czasie doszli do kolejnego nie oznaczonego skrzyżowania dwóch dróg, więc Vein zdał się na intuicję, która podpowiadała mu prawy korytarz, ale musiał się jeszcze upewnić, więc zamknął na chwilę oczy i obrócił głowę w lewą stronę, po czym wciągnął powietrze, lecz śmierdziało przeraźliwie. To samo zrobił z prawą stroną, w której smród wydawał się mniejszy, co potwierdzało przeczucia Półelfa co do wyjścia stąd.
Swoją drogą ciekawe czy na zewnątrz jest noc, czy dzień. Oby w chwili wyjścia panowała noc, ponieważ wtedy trudno wytropić kogokolwiek, a łatwiej się ukryć. Oby noc była bezksiężycowa i bezgwiezdna, bo te dobre dla nas cechy nocy będą wzmocnione-pomyślał, gdy usłyszał, że Falco zarządza postój.
Półelf skrzywił się na chwilę, gdyż nie było to najlepszym pomysłem.
-Czemu chcesz zatrzymywać pochód? To nie ma sensu. Przecież niedawno odpoczywaliśmy, a im dłużej siedzimy w kanałach, tym większa szansa schwytania nas przez Smoczego Władcę! Na pewno wysłał już swoje siły w poszukiwaniu nas, na pewno sprowadził już Magów i Smoki, a w drodze jest przynajmniej jeden, bardzo dobrze wyszkolony oddział, który właśnie zmierza w tym kierunku! Nie można dać mu czasu, gdyż działa na naszą niekorzyść! Noc może nas ukryć, ale tylko przez około osiem do dziesięciu godzin! Nie można sobie na to pozwolić! Posłuchaj, co do ciebie mówię i chociażby rozważ moje argumenty! Przytocz kontrargumenty! Powiedz czemu chcesz stanąć!-mówił cicho i spokojnie, lecz Falco nie miał zamiaru odpowiadać, co miało jeszcze mniejszy sens niż postój. Nie mniej jednak Łowca uparł się, więc Veinsteel westchnął, wzruszył ramionami i zaczął prowadzić kierując się nie nosem, ale podwyższaniem terenu, zaś po chwili znalazło się kolejne suche miejsce, gdzie Jeździec stanął świdrując lodowatym wzrokiem Falco, lecz nikt nic nie mówił przez dobrą chwilę, a Półelf wpatrywał się nieustannie z wydawałoby się, nieograniczoną cierpliwością. Stał i patrzył nie mrugając, co tworzyło osobliwy obraz z kamienną twarzą oraz luźną postawą z rękami, w których dalej trzymał ostrza, założonymi na piersi. W pewnym momencie ciszę przerwał Falco.
-Wiedzcie, że jestem wam po stokroć wdzięczny za uratowanie życia. Nie wiem czy kiedykolwiek zdołam się wam odwdzięczyć... nie wiem. Powiedzcie mi zatem jak zginął Mallun-rzekł, a głos zabrała Adria. Opowiedziała jak to wyruszyła z Mallunem, jak dostali się do pałacu wraz z przemyceniem sztyletu, zabiciem kapłana, zabraniem medalionu oraz walką z Magami. Powiedziała jak spotkała Corweia i opisała ucieczkę. Widać było wyraźnie, przynajmniej dla Veinsteela, że opowiadanie nie przychodziło jej z łatwością, ale budowała składne zdania.
W momencie zadania pytania Półelf zrozumiał dlaczego człowiek tak bardzo nalegał na postój. Jeździec rozumiał, że śmierć Malluna jest ogromną stratą nie tylko dla ruchu oporu, ale też dla samego dowódcy, lecz nie oznaczało to tego, że mieli stawać dla wysłuchania opowieści.
Gdy dziewczyna zakończyła mowę, po której ponownie nastała cisza. Ponownie przerwał ją Falco.
-Czy znaleźliście może magiczną zbrojownie?-zapytał.
-Niestety nie udało nam się-odpowiedział Corwei.
-Z tego co słyszałem, zbrojownia znajduje się w pałacu na pierwszym piętrze, za zaryglowanymi drzwiami. Widziałem je kiedy mnie prowadzono przed która-powiedział Falco, a Vein westchnął, po czym zobaczył niepewne spojrzenie Corweia.
-Nie ma sensu niczego rozpamiętywać. Stało się to, co się stało, a teraz trzeba ruszać-powiedział bezbarwnym tonem, zajmując miejsce w szyku. Po chwili znowu Vein prowadził, kierując się intuicją i nosem. Kilka rozgałęzień oraz zakrętów dalej, odruchowo już spojrzał na dolną część korytarza, by sprawdzić czy nie ma tam jego oznaczeń. Nawet nie spodziewał się tam ich zobaczyć, gdy jednak dostrzegł jeden ze swoich znaków.
-Dobra wiadomość. Trafiłem z powrotem na oznaczony korytarz, więc za jakieś dwadzieścia minut będziemy na powierzchni-mruknął cicho z nikłym uśmiechem, po czym zwrócił się w kierunku wyjścia. Korytarze mijały bardzo szybko, a w końcu dotarli do labiryntu, na którym każdy zakręt był oznaczony. Pewnie prowadził odczytując oznaczenia, które doprowadziły ich po niedługim czasie do końca kanału, a świeże powietrze uderzyło go przyjemnie w twarz.
Półelf odetchnął głęboko, wpuszczając do płuc duże ilości powietrza, lecz nie było czasu, by się nim rozkoszować. Trzeba było ruszać i to szybko, gdyż nocy została tylko połowa. Veinsteel wywnioskował to po położeniu księżyca na niebie.
-Aaach... jak miło zaczerpnąć świeżego powietrza-powiedział Tantalion.
-Na waszym miejscu bym się nie cieszył-mruknął do drużyny, pokazując niebo, a dokładniej księżyc.
-Pogoda nam nie sprzyja. Księżyc świeci jasno, gwiazdy też, a cała noc jest jasna. Będzie nas łatwo wypatrzyć-westchnął, po czym wyszedł kawałek do przodu.
-Peredhilu, zamienimy się pozycjami, gdyż pewniej czuję się na tyłach. Poza tym sądzę, że atak może nadejść prędzej od miasta niż od pozostałych terenów, a w razie potrzeby mogę w każdej chwili dołączyć do ewentualnej walki na przedzie-powiedział, a za zgodą barda przeszedł na tyły. Okazało się, że wszyscy zmienili swoje pozycje, a przynajmniej prawie wszyscy.
Niecałą godzinę później na równinie, nad głową przetoczył mu się cień czegoś wielkiego i nawet nie zdążył spojrzeć, gdy przeleciał drugi raz, już niżej. Ryk przeszył powietrze, a Veinsteel instynktownie rzucił się na ziemię, jednocześnie z krzykiem Tantaliona:
-Na ziemię!!!
Nagle usłyszał krzyk agonii i Vein już wiedział, że to ktoś z drużyny, a głos krzyczącego powiedział Półelfowi, że to Peredhil ginął z łap smoka. Jeździec podniósł się błyskawicznie, widząc czarnego smoka połykającego jego towarzysza.
Veinsteel patrzył zimny wzrokiem na całą sytuację nie ruszając się. Kątem oka widział jak Tantalion dobywa swojej katany i chowa się za tarczą.
Sądzę, że bardzo by pomogła tarcza w obliczu szalejącego smoka…-pomyślał będąc gotowym do uniku, nie mniej jednak dalej trzymał w dłoniach swoje ostrza, jednakże były one opuszczone.
Może Półelf mylił się, lecz nie podejrzewał, by Smok miał zamiar zaatakować. Okazało się, że się nie mylił, a zamiast tego Smok wydał gardłowy, niski pomruk, który Veinsteelowi skojarzył się z mową. W tym samym czasie Tantalion powiedział do pozostałych przy życiu:
-Nie unikniemy walki. Słuchajcie... trzeba się jak najszybciej rozproszyć i otoczyć bestię. Starajcie trzymać się z tyłu i po bokach. Unikać frontalnego ataku. Zasada jest jedna – im dalej od pyska tym dłużej pożyjesz. Jeśli już napotkacie wzrok gada, to celujcie w oczy. W innym wypadku uderzać w ogon i podbrzusze... to najczulsze miejsca. Gdy bestia wzbije się w powietrze, starajcie się biec w przeciwnym kierunku do jego lotu, i wyjść na jego tyły. Inaczej i tak pochwyci was jak jastrząb mysz polną...
-Zakonniku, nie obrażaj mnie. Nie mam zamiaru uciekać. Nie jestem tchórzem chowającym się ze strachu przed przerośniętą jaszczurką. Mogę unikać walki, ale nie uciekać przed nią i zapamiętajcie to sobie-powiedział groźnym tonem.
-Nie mniej jednak rady są rozsądne i bardzo logiczne. Zastosuję się do nich. Poza tym niech ptaszek spróbuje sobie polatać-zakończył tajemniczym tonem, gdyż miał już plan, a Falco powiedział:
-Wyzywa nas... Nigdy nie spotkałem się z czymś takim w starciu z tym gatunkiem. Czarne smoki zazwyczaj są bardzo złośliwe. Ten podchodzi do nas z ostrożnością. Nie mamy wyjścia... Nie damy rady uciec-gdy Falco skończył mówić, Vein prychnął pogardliwie i powtórzył:
-Nie mam zamiaru uciekać i nie ważne czy przed wróblem czy przed Smokiem.
-Jeden musi robić za przynętę i odciągać jego uwagę. Ja nią będę. Moje nagolenniki powinny dać mi szansę wyjść z tego cało. Róbcie jak mówiłem a może unikniemy strat-ciągnął Tantalion wystawiając się na przynętę. Veinsteel przystał na to tylko dlatego, że miał plan, pozwalający zwiększyć ich szanse.
Smok zaryczał tak, jakby był zdenerwowany, a Falco odpowiedział, co zapewne było przyjęciem wyzwania, a Jeździec wydał ostatnie polecenie.
-Szykują się fajerwerki, a kiedy wybuchną odciągnijcie uwagę Smoka, a ja resztą zajmę się z góry, nie ważne z jakiej wysokości. Zajmuję pozycję z tyłu gada, niedaleko ogona. Szykujcie się na niespodziankę-powiedział ponownie tajemniczym tonem.
Nagle Tantalion wzniósł miecz do góry, po czym zaczął śpiewać, wybijając rytm kataną na tarczy. Słowa były nierozpoznawalne nawet dla niego, co pokazywało, że był to język magii.
Nagle Adria wystrzeliła z łuku, a Veinsteel powoli położył się na ziemi, chowając ostrza i czekając na dogodny moment.
-SMOKU!!!!! JEDEN Z NAS DA DZISIAJ GŁOWĘ!!!! ALBO TY, ALBO JA!!!-zawołał zakonnik, ściągając na siebie uwagę smoka.
Brawo Łowco-pomyślał, zaczynając się czołgać w optymalnym tempie, czyli by nie było za szybko, wtedy mógł zostać zauważony oraz nie za wolno, by nie dotrzeć do celu po bitwie. Czołgał się, omijając gada szerokim łukiem. Przez cały czas patrzył czy Smok go nie zauważył, co się nie stało do tej pory.
Oby mnie nie zauważył, bo cały plan weźmie w łeb-pomyślał, a już za chwilę był tam, gdzie miał się ustawić. Widział pod kątem ogon smoka i jego bok, więc był na idealnej pozycji. Pospiesznie włożył dwa palce go ust, przytykając je do kącików ust, po czym nabrał w płuca tyle powietrza, że więcej już się nie zmieściło, z całej siły zacisnął wargi i gwałtownie zaczął wypuszczać powietrze. Wydawałoby się, że powinien natychmiast popłynąć gwizd rozdzierający powietrze, lecz nie było żadnego dźwięku.
Urut sinfan Groell-pomyślał, co znaczyło dosłownie „żebyś tylko mnie usłyszał, Gryfie”, ale nie czas na rozważania. Szybkim, zdecydowanym ruchem zdjął łuk z pleców, wyjął jedną strzałę, trzy sakieweczki z rubidem i małą buteleczkę wody. Szybko wydarł nić z jednej z sakiewek z prochem, którą przywiązał rubid do strzały. Gdy już to zrobił, wyważył błyskawicznie strzałę prawą ręką, zaś lewą wybadał siłę i kierunek wiatru, a dopiero wtedy naciągnął strzałę na cięciwę, celując w skrzydło. Wbrew pozorom nie trwało to dłużej niż minutę dzięki magicznym karwaszom. Ponownie nabrał powietrza i wystrzelił, a następnie podniósł się błyskawicznie rzucając z całej siły butelką z wodą. Strzała trafiła tam gdzie miała trafić, czyli w mięsień, a butelka rozbiła się tuż powyżej, zalewając sakieweczki z rubidem.
Gigantyczna eksplozja wstrząsnęła nie tylko Smokiem, ale i całym otoczeniem, zaś ze skrzydła nie zostało nic. Taki wybuch mógłby powalić dwa oddziały Orków, a mimo to bok był tylko lekko uszkodzony. Skrzydło zaś zostało kompletnie zniszczone, a Półelf przyglądał się temu dobiegając do bestii. Wyruszył on już w chwili rozpoczęcia wybuchu, ale był na tyle daleko, że nie mógł mu nic zrobić, a w tym czasie nabrał już dużej prędkości. W tym samym czasie wyciągnął miecz i sztylet, który zatopił w miejscu, gdzie poprzednio tkwiło skrzydło i na owym krótkim ostrzu wsparł się całym ciężarem, wskakując na grzbiet gada, uważając na wszelkie niebezpieczeństwa wynikające zarówno z budowy Smoka jak i z jego woli. Wszystko to wykonywał na pełnej prędkości, wykorzystując całą siłę ludzkich mięśni oraz Elfią zręczność i zwinność. Chciał wdrapać się na łeb smoka, gdzie miałby blisko do oka stwora.
-Teraz spróbuj polatać ptaszyno!-krzyknął, łapiąc się szyi Smoka, po której chciał się wspiąć na łeb.
 
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 09-12-2007, 20:44   #166
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
- Dobrze, wypoczęty jestem teraz. Miejsce mi zrób.
- Nie.
- Co, nie?
- Pozostaniesz jeszcze tak uśpiony przez jakiś czas. Już zbyt długo poddawałem się bezwarunkowo twojej woli. Nudzi mnie ciągłe włóczenie się z tą drużyną. Nie mają nic godnego uwagi. Nie nauczymy się przy nich zbyt wiele.
- Ruvulusie ciało mi oddaj…
- Ahh ucisz się starcze! Co się stało z twoją dawną rządzą mordu?! Już pewnie nawet nie pamiętasz smaku beztroskiego zabójstwa przechodnia! Starzejesz się Aquodayro… Trzeba iść z duchem czasu…z moim duchem…
***
Po uwolnieniu Falco całkowitą władzę nad czarownikiem przejął Ruvulus. Mógł teraz w całej okazałości oglądać świat, który do tej pory widział tylko dzięki Aquodayro, który od czasu do czasu pozwalał mu przejąć nad nim kontrolę. Tym razem sam sięgnął po władzę nad ciałem starca i to on teraz dyktował warunki. Od dawna planował to zrobić, czekał tylko na odpowiedni moment. Kiedy więc dziad był bardzo osłabiony po walce z magiem w celi Ruvulus skorzystał z okazji.
„Nowy” mag szedł spokojnym krokiem w towarzystwie drużyny, z ciekawością przyglądając się jakby nowemu światu. Nawet brudne ścieki wydawały się niezmiernie interesujące. Ruvulus był tak zaaferowany nowymi widokami, że nie zwracał uwagi na rozmowy toczące się wśród jego towarzyszy. Planował ich wszystkich w niedługim czasie pozabijać. Nie byli mu do niczego potrzebni…no może poza Falco. Jego osoba mogła być niezłą kartą przetargową, a poza tym trochę słyszał o tym przywódcy ruchu oporu. Może najwyższy czas na zmianę ciała? Po chwili jednak porzucił tą myśl, gdyż potrzebny był mu ktoś młodszy. Po tylu latach „współpracy” z Aquodayro, przekonał się jak sprawność fizyczna jest ważna, a widomo, że starzec nie będzie tak gibki jak dwudziestolatek. Kiedyś się znajdzie ten idealny dawca.
Tak pogrążony w rozmyślaniach czarownik, nie zauważył nawet, jak drużyna wyszła z kanałów na otwarta przestrzeń. Ruvulus nieomal zachłysnął się świeżością powietrza. Potrzebował także chwili na przyzwyczajenie się do nowego źródła światła- słońca. Po tej chwili jednak, mag musiał stanąć, gdyż nie mógł się napatrzeć na nowe krajobrazy.
- Miło tak dla odmiany popatrzeć na zieloność natury, nie?- zagadnął go jeden z członków drużyny. Był to bard, P…. Ruvulusowi to właśnie ten osobnik najbardziej zapadł w pamięć, a to dzięki jego pierwszej reakcji na nową członkinie drużyny. Wpierw podzielał chęć Aquodayro rozprucia jej brzucha, mag myślał że będą z niego ludzie. Co się działo potem, szkoda gadać…Niemniej jednak, Ruvulus miał do niego- z braku lepszego słowa- pewien sentyment.
- A no miło, miło, nie przeczę.- rzekł krótko czarownik i ruszył dalej.
Szli tak w spokoju nie przeczuwając nadchodzącego od strony powietrza niebezpieczeństwa… Gdy znaleźli się na otwartym polu coś dużego przeleciało nad nimi rycząc głośno.
- Na ziemie!!!- ktoś rzucił choć czarownik nie miał w zwyczaju słuchać się wszystkich głosów, tego się posłuchał. Nie miał bowiem ochoty ginąć w paszczy smoka. Jednak gad obrał już sobie ofiarę i nic nie było w stanie go powstrzymać. Padło akurat na barda, który zakończył swój żywot w gardzieli bestii. Ruvulus nie okazał po sobie żadnych emocji. Jak dobrze pójdzie nie będę musiał marnować czarów na tą zgraję. Pomyślał mag.
Kiedy smok dokładnie przeżuł ciało Peredhila [] wydał z siebie donośny pomruk. Ruvulus nie rozumiał mowy smoków, choć wydawała się ona dość podobna do jego rodzimego języka.
- Wyzywa nas- rzekł po chwili Falco, a czarownik wydał z siebie odgłos miłego zdziwnienia []-Nigdy nie spotkałem się z czymś takim w starciu z tym gatunkiem. Czarne smoki zazwyczaj są bardzo złośliwe. Ten podchodzi do nas z ostrożnością.
Smok powiedział coś podniosłym głosem, jakby się denerwował.
- Nie mamy wyjścia... Nie damy rady uciec.-powiedział Falco i odkrzyknął do smoka w jego mowie. Wszyscy wiedzieli, że przyjęto wyzwanie. Po chwili Adrila zaczęła miotac strzały z łuku wy gada z ogromną zawziętością. Wtedy Ruvulus przypomniał sobie że tych dwoje, tą kobiete i półelfa łączyło jakieś uczucie. Mag zachichotał widząc ten przejaw swego rodzaj miłosnej zemsty. Machnął dłonią jakby od niechcenia, a jego ciało zaświeciło czerwonym światłem, po czym znów wyglądało normalnie. Rzucił on na siebie jakiś czar obronny tak na wszelki wypadek, po czym usiadł na miękkim mchu i oglądał walkę z bezpiecznej odległości. Był także gotów do rzucenia każdego rodzaju zaklęcia, które mogłoby mu uratować życie, gdyby smok zechciał go zaatakować. Wtedy do jego uszu doszła ta straszna pieśń, mająca chyba na celu wysadzić bębenki smoka (a przy okazji i drużyny). Okazało się, że śpiewał ją ten zakonnik, Tantalion.
- Świętoszek…- mruknął z wściekłością Ruvulus uświadamiając sobie czemu ta pieśń go irytowała. Magowi zaimponowała zręczność i pomysłowość Veinsteela gdy zniszczył skrzydło smoka. Mam tylko nadzieję, że nie będą sobie tak dobrze radzić przez cały czas…
 
Donki jest offline  
Stary 10-12-2007, 21:18   #167
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Strzały Adrili poszybowały w kierunku smoka trafiając swój cel. Niestety jej zwykłe strzały nie były w stanie przebić twardej jak skała łuski smoka. Widząc to Falco podbiegł do niej.
-Spróbuj teraz!- powiedział staruszek wykonując kilka gestów nad strzałami.
Pociski dziewczyny zapłonęły zielonym płomieniem, zwiększając ich siłę.
W między czasie Tantalion ruszył do ataku odwracając uwagę rozjuszonego już smoka. Dzięki swoim magicznym nagolennikom poruszał się niebywale szybko unikając kłapnięć i ciosów gada.
Smok stawał się coraz bardziej zdenerwowany uciekającym zakonnikiem przez co stracił z oczu resztę przeciwników.
Chwilową dekoncentrację olbrzyma wykorzystał Veinsteel zakradając się za przeciwnika. W jednej chwili wprowadził swój plan w życie. Strzała z rubidem i wodą trafiła w swój cel powodując wielką eksplozję, która rozniosła się echem po okolicy.
Ewentualny pościg mógł się teraz domyślić gdzie znajdują się teraz uciekinierzy. Vein po wybuchu wskoczył na smoka wspinając się po jego grzbiecie.
Smok wpadł w furię, którą objawił w szalonych ciosach na oślep i szarpaniu się w celu zrzucenia napastnika z siebie, który zdążył dojść do głowy gada.

Zaraz po wybuchu uśmiechnięty widokiem rannego smoka Falco, rozpoczął serię czarów uderzających prosto w smoka. Nie były to czary obszarowe, więc nikomu poza smokiem nie stała się krzywda.
W całym tym zamieszaniu nikt nie zauważył, że Corwei zniknął gdzieś pod osłoną nocy.
 
Zak jest offline  
Stary 16-12-2007, 22:11   #168
 
Zafrire's Avatar
 
Reputacja: 1 Zafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znanyZafrire wkrótce będzie znany
Dziewczyna była teraz w amoku. Wściekłośc i rozpacz jakie nią targały było ogromne. Oprócz tego że teraz straciła ukochanego, poczuła się tak jakby znowu straciła całą rodzinę. Miotając strzały myślała tylko o tym żeby się zemści. Nic to nie dawało, a to straiało że była coraz bardziej wściekła. Nagle podszedł do niej Falco. W pierwszej chwili chciała na niego wrzasną. Sama nie wiedziała czemu. Poprostu miała ochotę zacząc wrzeszczec żeby się od niej odsunął, nie chciała nikogo koło siebie. Kiedy już zbeirała się w sobie ataruzsek zaczął machac nad jej strzałami, ku jej zdziwieniu zapłonęły one zielonym ogniem. Pomimo tych uczuc które nią owładnęły, była jeszcze w stanie kojarzyc fakty. Więc wydedukowała że teraz jej strzał powinny uszkodzic chociaż trochę smoka. Zebrała się w sobie. Nie uciekała, nawet nie miała takiego zamiaru. Teraz życie było jej obojętne. Teraz liczyła się tylko zemsta. Wycelowała. Szukając wzrokiem jakiejś luki w pancerzu czekała. Nagle nastąpił wybuch. Bestia stwaciła skrzydło. W tym zamieszaniu postanowiła wystrzeli. Dwa krótkie wdechy i nagle przestała oddychac. Nie chciała się dekoncentrowac. Celowała w oko, jedyne co jej utkwiło w pamięci, to to że żeby zabi smoka należy celowa w oko... Nie była nawet pewna czy to prawda, ale nie miała nic do stracenia. Kiedy wyczuła odpowiedni moment puściła strzałę. Chciała wykorzystac wszystkie umiejętności jakie posiadła. Nie wiedziała czy jej to wyjdzie, ale bardzo tego pragnęła. Po chwili kolejna strzała wyleciała z jej łuku. Po niej następna. Teraz trzeba było czekac na efekty. Każda sekunda zamieniała się w minutę. Czas wlókł się, wszystko było jakby za mgłą. Adrila mogłą tylko czekac...

-----
Zepsuło mi się "c" z kreską nie iwem czemu i dlatego to tak dziwnie wygląda :P a poza tym to czas ruszy z kopyta.
 
__________________
Irokez lub glaca to powód do dumy...
Zafrire jest offline  
Stary 18-12-2007, 20:32   #169
 
Astaroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Astaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znanyAstaroth wkrótce będzie znany
Absorbowanie uwagi smoka kosztowało Tantaliona wiele wysiłku. Bestia była ogromna. Zakonnik musiał wykorzystać cały swój kunszt i doświadczenie, aby niepokoić gada ciągłymi atakami i nie dać skrócić się o głowę. Nieocenione okazały się magiczne nagolenniki, które dawały mu tą nikłą przewagę, konieczną, aby wyjść z tego w jednym kawałku. Potwór najwyraźniej połknął haczyk i skupił się na uśmierceniu wątłego w jego oczach człowieka. Kilka razy był o włos od sukcesu, gdy o mało nie zgniótł go łapą lub nie pochwycił w najeżoną ostrymi zębami paszczę. Tantalion był jednak szybszy, gdyż energię wkładał głównie w uniki i obronę. Jego ataki służyły tylko temu, aby smok o nim nie zapomniał. Od zadawania poważnych ran byli inni. Wiedział, że jego towarzysze nie próżnują i wkrótce upór skrzydlatej bestii aby go uśmiercić zgubi ją. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W pewnym momencie - między kolejnym kłapnięciem paszczą a uderzeniem ogona - do uszu zakonnika doszedł odgłos eksplozji. Zawtórował mu skowyt zranionej bestii. Autorska broń Veinsteela znowu spełniła swoje zadanie. Ze smoczego skrzydła został tylko krwawy strzęp. Oszołomiony bólem smok wykonał niekontrolowany ruch pyskiem, trafiając zakonnika w okolicach żeber. Tantalion przyjął co prawda cios na tarczę, ale siła uderzenia posłała go daleko w tył. Upadek nie należał do najprzyjemniejszych. Obolały łowca podniósł się ciężko i rozejrzał. Los sprawił, że wylądował tuż w pobliżu obserwującego całe zajście Aquodayro. Starzec siedział i nic nie robił. Zdawał się nie przejawiać najmniejszej ochoty aby przyłączyć się do walki. Albo tak bardzo ufał w siłę swoich towarzyszy, iż wierzył, że poradzą sobie bez jego pomocy, albo... niezbadane są myśli starego czarodzieja. Zakonnik otrzepał ubranie, po czym odrzekł:
- Aquodayro, bestia została naruszona! Teraz jest najlepszy moment! Atakuj!!
Nie czekając na to co zrobi starzec, puścił się pędem w stronę ryczącego potwora. Jego rola jako przynęty dobiegła końca. Teraz bestia miała inny problem na głowie... dosłownie i w przenośni. Tantalion nie miał jednak zamiaru dać smokowi o sobie zapomnieć. Postanowił jeszcze bardziej spowolnić gada. Co prawda smok już nie miał szans wzbić się w powietrze, ale po ziemi mógł hasać do woli. A to trzeba było zmienić... lub przynajmniej ograniczyć. Zbliżył się do gadziego ogona z klingą skierowaną ostrzem w dół. Wyczekał odpowiedniego momentu, po czym uderzył, wykorzystując całą masę swojego ciała. Celował w zakończenie ogona, tak aby przebić go na wylot i przyszpilić bestię do podłoża.
 
Astaroth jest offline  
Stary 25-12-2007, 01:17   #170
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
Pada śnieg. Ruvulus powoli podnosi się z pokrytej białym puchem ziemi. Wszystko wydaje się takie miłe, przyjemne. Nawet czarownika ogarnia ten błogi stan który zdaje się emanować z tego miejsca. Nagle słychać dzwonki, a po nim stłumiony odległością krzyk:
-Ho ho ho!- Krzyk ten wydaje się znajomy i przywodzi na myśl…coś przyjemnego? Nagle w dali błyska czerwone światełko. Światełko to zdaje się przybliżać do Ruvulusa, ale czarownik nie odczuwa strachu. Jest pewien że nic mu nie grozi, a co najlepsze, jest to zwiastun nadchodzącego…czegoś dobrego? Jak bardzo się myli. Krzyki stają się coraz głośniejsze. Czerwone światełko znajduje się na odległość kilku metrów od maga. Teraz już można zobaczyć co było źródłem tych wszystkich dźwięków i światła. Były to sanie ciągnięte przez zaprzęg rogatych stworzeń. Jedno z nich miało duży, okrągły nos który był najprawdopodobniej źródłem owego czerwonego światła. Zaprzęg zatrzymał się przy czarowniku, który stał jak wryty i nie śmiał się ruszyć z miejsca. Wtedy ujrzał kto prowadzi zaprzęg rogatych stworzeń. Był to postawny (choć to chyba za mało powiedziane…był po prostu tłusty…) mężczyzna z długą, siwą, kręconą brodą. Ubrany był w dziwny czerwony strój a na głowie miał czapkę z białym puchatym pomponem tego samego koloru.
- Ho ho ho!- Krzyknął radośnie. Było to chyba coś w rodzaju powitania. Może pochodził z północy? Sądząc po jego ubiorze było to dość możliwe. Ruvulus wraz z Aquodayro nigdy nie zapuszczali się w swoich wędrówkach zbyt daleko na północ, dlatego czarownik nie miał pojęcia jaka tam panuje moda.
- Oooooo! Czy to nie Ruvi?!- Ruvulus obejrzał się czy nie ma obok niego innego człowieka. Okazało się że nie. Czyżby więc ten jegomość mówił do niego? I czemu powiedział „Ruvi”?
- A czy byłeś grzeczny w tym roku?- to pytanie „nieco” zaskoczyło czarownika. Co tego człowieka obchodzi co się działo z magiem w tym roku i czy był grzeczny? Starzec miał wielką ochotę pokazać jegomościowi w czerwonym stroju jaki to on był „grzeczny” w tym roku, ale ów człowiek uprzedził go.
- Oj Ruvi Ruvi… same zmartwienia mam z tobą… a to podpalisz jakąś staruszkę na dziedzińcu miasta, albo naślesz na kogoś zgraję gobelinów bo „się na Ciebie tak dziwnie popatrzył”… Ehh co ja mam z tobą zrobić? A już mam pewien plan!- rzekł brodacz i ruszył z powrotem do sw0oich sań długo w nich grzebał (a raczej w pękatym worku), aż w końcu znalazł to co znaleźć chciał. Od razu ukazał ową rzecz Ruvulusowi…a nie była ona zbyt pokaźna…
- Rózgę! Tak! Dostaniesz rózgę! Byłeś bardzo niegrzeczny chłopcze! A teraz JA będę niegrzeczny!- wykrzyczał człowiek w czerwonym kubraczku tym razem już nie tak przyjemnym tonem. Teraz był to głos szaleńca który chce dać upust swojej opętańczej rządzy krwi- Ho ho ho!!!- krzyknął człowiek i zdzielił czarownika gałązką po głowie. Rózga mimo, że wyglądała niepozornie sprawiała duży ból Ruvulusowi. Po paru takich uderzeniach dało się słyszeć inny głos.
- Ja chcem też!- Oczom maga ukazał się Aquodayro przebrany w taki sam strój co człowiek z zaprzęgu. Byli oni do siebie dość podobni. Jedyną rzeczą ich różniącą był ogromny brzuch jegomościa z sań. I tak lali go na zmianę: Aquodayro i Mikoł… ke? Przecież nie znamy imienia drugiego człowieka .
***********************************
- Aquodayro, bestia została naruszona! Teraz jest najlepszy moment! Atakuj!!- głos Tantaliona przebudził czarownika z dziwacznego snu…i bardzo dobrze. Ruvulus nie wytrzymałby ani chwili „na macie” z tymi dwoma popaprańcami. Dla pewności uszczypnął się w rękę by sprawdzić, czy to już jawa i okazało się że na szczęście tak. Ruvulus uznał to za znak i nie śmiał już się obijać. Postanowił choć trochę pomóc swoim tymczasowym towarzyszom. Nie miał ochoty znów zasypiać, jeżeli takie koszmary miały go nawiedzać za każdym razem kiedy zmruży oczy. Czarownik postanowi zmienić swoją postać na jakiś czas. Chciał być czymś wielkim i potężnym, czymś co mogłoby choć trochę równać się smokowi i przytrzymać go, gdy towarzysze zakończą życie gada. Nie miał jednak pełnej kontroli nad przemianą. Nie wiedział ile będzie trwała, nie wiedział w co się przemieni i nie wiedział czy to coś będzie dość silne…żelazny golem. Może nie jest to idealna postać, ale za łapę smoka można zawsze przytrzymać… Ruszył więc biegiem na bestię…
 
Donki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172